Weszli do środka. Maggie stanęła jak wryta. Spojrzała ze zdumieniem na wyfroterowaną podłogę, błyszczące szyby okien, wspaniale wypolerowany marmur kominków.

Z kątów poznikały gęste pajęczyny, uleciał gdzieś zapach kurzu i brudu.

Na parapecie okiennym stała szklanka z czystą wodą, a w niej bukiet polnych kwiatów.

Poczuła ucisk w gardle ze wzruszenia. Zabrakło jej słów.

Mike pocierał obolały kark. Nie był pewny, dlaczego Maggie wiąż stoi na środku pokoju.

– Może chciałabyś zobaczyć kuchnię? – zaproponował. Maggie oderwała wzrok od bukietu.

– Owszem – zgodziła się.

– Nie chciałem nic zmieniać bez porozumienia z tobą. Po prostu wynająłem kobietę, która tu trochę posprzątała – wyjaśniał.

– Widzę.

To musiała być naprawdę wspaniała sprzątaczka. Wszystko lśniło czystością, nawet półki w szafach ściennych i same ściany.

Maggie już w czasie pierwszego pobytu w tym domu zachwyciła się kuchnią, ale dopiero teraz doceniła w pełni jej urodę.

Poza tym Mike rzeczywiście zadbał o prowiant. Na stole leżała duża kiść bananów, obok puszka z ulubionym gatunkiem kawy Maggie, kilka rodzajów suszonych owoców i, najważniejsze, istna góra ślazowych cukierków. Ach, do licha, jak mógł tak sobie z niej zakpić?

Mike stał oparty o ścianę z rękami w kieszeniach i speszony jej milczeniem, obserwował ją uważnie.

– Myślałem o tym, żeby zrobić tu gruntowny remont, ale zdecydowałem, że pewnie sama będziesz się chciała tym zająć.

– Nie trzeba tu niczego zmieniać! – krzyknęła Maggie. – Absolutnie nic! Ta kuchnia jest wspaniała!

Mike spojrzał na nią ze zdumieniem.

– Kochanie, wszystko tu jest przestarzałe, niefunkcjonalne…

– To jest wiejska kuchnia. Nie musi być nowoczesna. Można zainstalować lepsze oświetlenie i poszerzyć parapety. To wszystko. Na oknach powiesimy kraciaste zasłony, postawi się też kilka doniczek, na ścianach można umieścić trochę miedzianych naczyń i tyle. Ludzie, którzy kupią ten dom, powinni to zrobić – dodała pospiesznie. – Jeżeli będą mieli trochę oleju w głowie.

– Jeżeli będą mieli trochę oleju w głowie – powtórzył Mike. – Linoleum jest w strzępach – dodał. – Trzeba by przynajmniej z tym coś zrobić.

– Wiem – zgodziła się Maggie. – Ale żadna kobieta nie powinna w takich sprawach decydować za inną.

– Trzeba jednak jakoś uatrakcyjnić ten dom, bo inaczej nikt go nie kupi. No, ale pogadamy o tym później. Na razie mogłabyś się przebrać, a ja przygotuję kolację.

– Dobrze.

Maggie chwyciła swoją walizeczkę i pobiegła na górę. Była zła aa Mike'a i na siebie. Czyż to nie ona powinna przygotować kolację dla Ianellego w tej przeklętej kuchni?

Skarciła się w duchu. Cóż za idiotyczny pomysł! Trzeba się wziąć w garść. Być silną, silną jak głaz.

Zajrzała do błękitnej sypialni i opadły jej ręce. Mike najwyraźniej przygotował ją dla niej. Okna były otwarte, łóżko zasłane niebieską pościelą i narzuconym na kołdrę śnieżnobiałym kocem.

Rzuciła walizeczkę na kanapę. Mike starał się zrobić na niej dobre wrażenie, to pewne. Cukierki ślazowe, kwiaty, biały koc.

Wszystko to było bardzo sympatyczne, nie tłumaczyło jednakże dwumiesięcznego milczenia. Chciał po prostu być miły w stosunku do dziewczyny, z którą spędził dwie noce. O tym należy czym prędzej zapomnieć, skarciła się.

Zdjęła żakiet i spódnicę. Wyjęła z walizki parę ciemnobeżowych dżinsów, bluzkę w brązowe paseczki i gruby biały sweter.

Związała włosy w koński ogon i zeszła na dół. Mike'a nie było ani w kuchni, ani w żadnym pokoi na parterze. Na stole leżał widelec i korek od butelki. Drzwi na podwórko były otwarte.

– Tu jestem, Maggie!

Rozdział 7

Maggie wyszła na ganek.

Słońce powoli kryło się za koronami drzew. Mike na małej wysepce wcinającego się w rzekę lądu ułożył krąg polnych kamieni i rozpalił tam ognisko. Płomienie strzelały wysoko w górę, oświetlając twarz mężczyzny, którego oczy płonęły ciemnym blaskiem, a usta układały się w leniwy i jakże ujmujący uśmiech.

– Trochę przesadziłem z tym ogniem! – zawołał do niej. – Trzeba będzie poczekać, aż się trochę zmniejszy. Dopiero wtedy będziemy mogli zacząć piec befsztyki.

Maggie spojrzała na przygotowane mięso, na owinięte w srebrną folię ziemniaki, na małą stertę ślazowych cukierków i zdenerwowała się. Przypomniał jej się dokładnie taki sam posiłek przy kominku sprzed kilku tygodni.

– Chcę ci podziękować – powiedziała uprzejmym tonem – za to, że tak pięknie urządziłeś moją sypialnię.

Przez chwilę walczył z przemożną ochotą chwycenia Maggie w ramiona i pokrycia jej twarzy pocałunkami, chociażby po to, by zetrzeć z jej warg ten uprzejmy uśmieszek, ale zreflektował się.

Rozpostarł pled, zaprosił ją, żeby usiadła, otworzył butelkę szampana i nalał złocistego płynu do dwóch papierowych kubków, na których widniały jakieś głupie napisy.

– Mówiłaś, że po podróży cierpisz na bezsenność. To jest znakomite lekarstwo na takie przypadłości. Lepsze niż ta twoja irlandzka whisky. Czy spełnisz toast za ten przybytek grzechu?

Maggie poczuła suchość w gardle.

Mike za wiele pamięta, pomyślała. Najmniejsze drobiazgi. Po co ją dręczy?.

– Świetny pomysł – odrzekła z uśmiechem.

– Za przybytek grzechu! Stuknęli się kubkami.

– Za przybytek!

Zimny szampan smakował nadzwyczajnie. Jeszcze zanim zdążyła przełknąć pierwszy łyk musującego napoju, Mike zaproponował następny toast.

– Za grzech – powiedział śmiało. – O ile pamiętam, ostatnim razem ty zaproponowałaś taki toast.

Spojrzał jej wyzywająco w oczy, jakby chciał zobaczyć, czy odważy się zaprzeczyć.

Maggie nie zaprzeczyła. Pomyślała, że wielu rzeczom nie mogłaby w tej chwili zaprzeczyć.

Drzewa rzucały coraz dłuższe cienie. Wiatr poruszał ich konarami. Słychać było cichy szum wolno płynącej rzeki. Kiedy tu przebywali w lutym, niebo było stale pokryte chmurami. Teraz było czyste i ciemnoniebieskie. Zmrok zapadał szybko. Pierwsze gwiazdy ukazały się na horyzoncie, odbijały się w wodzie niczym brylanty. Mike był tak blisko, na odległość wyciągniętej ręki. Wdychała zapach jego ciała. Nie spuszczał z niej wzroku.

Poczuła gwałtowne bicie serca. O Boże, pomyślała, czyżbym miała w sobie tak mało dumy? Dlaczego wmawiam sobie, że go kocham i że jestem kochana?

Wiedziała, że przy pierwszej pokusie bez większego oporu znowu sięgnie po zakazany owoc. Łatwo było żyć chwilą, nie myśleć o przyszłości. Nie różniła się niczym od swoich przodków. A oczy Mike'a były tak uwodzicielskie.

Chodzi mu wyłącznie o seks, upominała samą siebie. Już raz się na to nabrałaś. Wskoczyłaś mu do łóżka z bezwstydnym pośpiechem, więc nie dziw się, że spodziewa się, iż ponownie to zrobisz.

– Jeszcze trochę szampana? – zaproponował. Potrząsnęła przecząco głową.

– Nie, już wystarczy. Chciałabym ci w czymś pomóc.

– Dziękuję… Wystarczy, że jesteś.

Ognisko zgasło wraz z ostatnim promieniem słońca. Niebo stało się nagle pomarańczowo-złote, powoli zapadał zmrok.

Mike podał jej befsztyk na papierowym talerzu i przykucnął przy niej. Ich kolana stykały się, gdy tylko któreś z nich się poruszyło. Od rzeki powiało chłodem. Mike narzucił Maggie na plecy swoją kurtkę. Kurtka pachniała skórą i męską wodą kolońską. Wiatr rozwiewał włosy Maggie. Jedno pasmo opadło jej na policzek. Gdy sięgnęła, by je odsunąć, napotkała na ciepłą dłoń Mike'a. Odgarnął jej delikatnie włosy.

– Nic nie jesz – zauważył cicho. – Może wolisz mięso bardziej wypieczone?

– Jest doskonałe – odparła.


Befsztyk był rzeczywiście bardzo dobry. Przypomniało jej się na pól surowe mięso, jakie podała mu, kiedy to ona przygotowała kolację. Gdyby mogła o tym zapomnieć, może udałoby jej się zjeść to, co leżało teraz przed nią na talerzu.

– Słuchaj, Mike – powiedziała po chwili. – Musimy poważnie porozmawiać na temat sprzedaży domu.

Mike odsuną] się nieco i oparł plecami o duże polano.

– Czy jesteś zupełnie pewna, że chcesz go sprzedać?

– zapytał cicho.

– Absolutnie pewna – odparła, lecz po chwili dodała:

– Chyba że ty tego nie chcesz, to wtedy…

– Sam nie dałbym rady utrzymać tak wielkiego domu. Poza tym dla jednej osoby jest stanowczo za duży.

Przeczekał niespokojnie kilka sekund. Czuł, że nie ma u niej szans. Maggie chyba zapomniała, co przeżyli. Była tak obojętna. Przez krótki czas spędzony w kuchni zdawało mu się, że jest ona tą samą, cudowną Maggie, jaką była kilka tygodni temu. Mógłby przysiąc, że nadal zachwyca ją ten stary dom. Teraz szukał gorączkowo jakiegoś argumentu, który mógłby go do niej zbliżyć.

– Posłuchaj – powiedział – jeżeli Wolisz nie mieć do czynienia z formalnościami, to sam zajmę się sprzedażą.

– Moglibyśmy jutro rano wybrać się do którejś z agencji sprzedaży nieruchomości – zaproponowała.

– Oczywiście.

Mike wyciągnął przed siebie długie nogi, Maggie natychmiast podwinęła swoje.

Kiedy niechcący dotkną! ręką jej ramienia, odsunęła się gwałtownie.

– Miałem inne plany na jutro, Maggie. W poniedziałek mógłbym sam pójść do agenta. Myślałem, że może zainteresowałabyś się moją propozycją.

– Jaką propozycją?

Mike poczuł się zakłopotany. Zupełnie nie wiedział, co zaproponować. Tak mu się po prostu powiedziało. Zaczął bardzo intensywnie myśleć o tym, co by mogło pobudzić wyobraźnię Maggie. Zachęcić ją, ożywić.

– Zdobyłem trochę wiadomości o historii tego domu i przy okazji także o ukrytym skarbie twojego dziadka.

Maggie pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Dozorca zaprowadził mnie do staruszki, która pracowała tu za życia naszych dziadków. Może moglibyśmy ją jutro odwiedzić. Wydaje mi się, że kiedy zniesiono prohibicję, spółka Ianelli-Flannery szybko się rozpadła, co bynajmniej nie znaczy, że dom wówczas opustoszał.