Takie jadalnie znajdują się niemal w każdym domu w Wielkiej Brytanii i w koloniach. Jej umeblowanie składało się ze stojącego pośrodku stołu, kompletu krzeseł oraz kredensu.
W jadalni tej wisiał także piękny kryształowy żyrandol, kupiony przez kapitana z myślą, że będzie podobał się żonie. Podobne żyrandole były tylko w domu gubernatora w Singapurze.
Kapitan Ranson usiadł przy stole i zaczął pochłaniać potrawy, nie zastanawiając się w ogóle nad ich smakiem. Czang przygotował dla niego świeżo złowioną rankiem rybę w ulubionym przez Chińczyków słodko-kwaśnym sosie. Do tego była surówka, a na zakończenie budyń owocowy posypany wiórkami kokosowymi i przyprawiony gałką muszkatołową.
Trzeba przyznać, że Czang był wspaniałym kucharzem.
Anona, przyglądając się ojcu, zauważyła, że trochę już się odprężył. Ojciec jadł w milczeniu.
Potem spojrzał na stojący w kącie stary zegar po dziadku, który został przywieziony z Anglii, i wstał od stołu.
– Przejdźmy teraz do bawialni, kochanie – powiedział. – Nie chcę, żeby ktoś nam przeszkadzał.
Anona spojrzała na niego ze zdumieniem.
– Przecież tu nie ma nikogo oprócz Czanga – odrzekła – a nie sądzę, żeby się mogli pojawić jacyś goście.
Ich najbliżsi sąsiedzi mieszkali w sporej odległości i o tej porze byli zapewne zajęci na plantacji. Zdarzało się, o ile ojciec był w domu, że wpadali nieraz wieczorami. Od czasu gdy zamieszkała z nimi pani Boynton, przychodziły też kobiety, ale ich wizyty były rzadkie. Anona przeszła za ojcem do salonu. Zdziwiło ją, że zamknął starannie za nimi drzwi. Zazwyczaj zarówno drzwi, jak i okna, były zawsze otwarte, ażeby przewiew chłodził nieco pomieszczenia.
Ojciec usiadł na sofie, a ona przysiadła się do niego.
– Czym się tak martwisz, tatku? – zapytała.
Ojciec wyraźnie unikał jej spojrzenia. Zapanowało milczenie, jakby poszukiwał właściwych słów.
– Wydarzyło się nieszczęście – powiedział – a ponieważ sprawa i ciebie dotyczy, muszę ci wyjawić prawdę.
– Prawdę, tatku? A o czym?
Znów ojciec zawahał się, zanim w końcu wyznał:
– Przez ostatnie trzy lata obydwie z matką wierzyłyście, że dowodzę statkiem handlowym.
– A czyż tak nie było, tatku? Sam o tym opowiadałeś. Wspominałeś także, że przewozisz bardzo cenne ładunki.
– To było kłamstwo! – powiedział chrapliwym głosem.
– Kłamstwo? – zapytała, patrząc na niego ze zdumieniem.
– Prawdą było tylko to, że byłem właścicielem i dowódcą statku – rzekł kapitan Ranson.
– Statek był bardzo szybki i nowoczesny, ale mały, więc nie przewoziłem nim ładunków.
– Co więc robiłeś? – zapytała Anona, wpatrując się w niego.
Ojciec odetchnął głęboko, a potem zwrócił twarz ku córce.
– To będzie dla ciebie szok – wyznał – ale musisz poznać prawdę: ja byłem piratem!
Przez moment Anonie zdawało się, że źle go zrozumiała.
– Piratem? – zapytała zaskoczona. – Co chcesz przez to powiedzieć?
– Dokładnie to, co usłyszałaś – odrzekł. – Byłem piratem i napadałem na inne statki!
Anona zaniemówiła, potem przypomniała sobie wszystkie opowieści o piratach grasujących w tych częściach świata. Wreszcie wydała okrzyk przerażenia.
– Ale ty nie byłeś… prahu? – zapytała.
Wiedziała, że tak nazywano okrutnych, krwiożerczych, przerażających piratów pływających po morzach wokół Półwyspu Malajskiego.
Nawet sam ich wygląd był straszliwy.
Nosili długie włosy, które rozwiane podczas walki sprawiały, że wyglądali na jeszcze bardziej dzikich. Potrafili zbliżyć się do statku tak cicho, że nikt ich nie zauważał. Gdy już wtargnęli na pokład, siali pogrom wśród pasażerów i załogi. Znikali równie szybko i cicho w swoich specjalnie skonstruowanych łodziach. Czy to możliwe, żeby ojciec był jednym z nich?
– Nie, oczywiście, że nie byłem prahu! – odpowiedział ojciec.
Anona poczuła nagłą ulgę.
– Myślę – mówił dalej ojciec, wyczuwając jej przerażenie – że byłem raczej rozbójnikiem niż prahu. Tylko zamiast konia miałem statek.
Moje ofiary musiały zachowywać się spokojnie i wręczyć okup.
– Wyjaśnij mi to proszę, tatku – rzekła Anona nieswoim głosem.
Ponieważ bardzo się bała, ujęła go za rękę.
Jego palce ścisnęły mocno jej dłoń.
– Przysięgam ci tylko jedno, że nigdy nikogo nie zabiłem – powiedział. – Jedyne, co robiłem – dodał po chwili – to wchodziłem na statek zacumowany nocą w jakiejś spokojnej zatoce i domagałem się okupu.
– Niezupełnie rozumiem, tatku.
– Działałem z dwoma przyjaciółmi – wyjaśnił kapitan Ranson – którzy byli jeszcze biedniejsi ode mnie. Kompania Wschodnioindyjska wypłacała nam bardzo marne wynagrodzenie.
– Przerwał na chwilę, a potem mówił dalej: – Ponieważ Kompania nie była dla nas hojna, wpadliśmy na pewien pomysł.
– Opowiedz mi o wszystkim tak, żebym zrozumiała – prosiła.
W jej oczach już nie było przerażenia.
– Właśnie próbuję to robić – rzekł. – Cieszę się, że nie muszę tego tłumaczyć twojej matce, bo dla niej byłby to wielki szok.
– Dla mnie też to jest szok! – wyznała bez zastanowienia.
Dostrzegła wyraz twarzy ojca i zrozumiała, że to wyznanie bardzo go zabolało. Aby jakoś załagodzić sytuację, przysunęła się do niego i oparła głowę na jego ramieniu, a on objął ją czule.
– Kupiliśmy bardzo szybką łódź, za którą musieliśmy zapłacić z naszej pierwszej zdobyczy.
Mówiąc to patrzył przed siebie, jakby chciał dokładnie przypomnieć sobie wszystko.
– Po dwóch czy trzech pirackich napadach kupiliśmy statek.
– Opowiedz mi dokładnie, jaka była twoja rola – prosiła Anona.
– Zwykle wybieraliśmy jakiś holenderski statek. Marynarze nie byli zbyt bystrzy, więc udawało nam się bez jednego wystrzału uzyskać to, o co nam chodziło.
– Ależ oni mogli… cię zabić! – zawołała.
– Zawsze istniało takie ryzyko, lecz staraliśmy się dostać na statek o takiej porze, kiedy załoga wypoczywała lub zabawiała się. – Na twarzy kapitana Ransona pojawił się słaby uśmiech, kiedy mówił: – Gdy im uświadamialiśmy, w jakim celu wtargnęliśmy na statek, byli niepomiernie zdumieni.
– To ty domagałeś się od nich pieniędzy? – zapytała Anona, starając się poukładać sobie wszystko w głowie.
– Żądaliśmy pieniędzy. W przeciwnym razie groziliśmy, że uszkodzimy statek lub ładunek.
– Czemu to robiliście? – zapytała.
– Nie mieliśmy zamiaru spełniać tej groźby – odrzekł. – To była tylko taka gra. Oni wiedzieli, że odmawiając nam wiele ryzykują.
Straciliby ładunek i czas, bo musieliby wracać do portu, z którego wypłynęli.
– Myślę, że teraz zaczynam rozumieć – rzekła. – Mów dalej.
– To było dziecinnie proste – mówił ojciec.
– Oni nam płacili, a gdy schodziliśmy z pokładu, nikt nie strzelał. Wcześniej też nikt nie został nawet zraniony.
– To mnie cieszy – powiedziała Anona cichym głosem.
– I mnie to również cieszyło – rzekł ojciec.
– Tak mi się to wszystko spodobało, że myślałem, że będzie trwać wiecznie.
– Teraz dopiero rozumiem – rzekła Anona – za co kupowałeś te wszystkie kosztowne rzeczy i te prezenty, które przywoziłeś dla mamy i dla mnie.
– A czy sądziłaś, że robiłem to wszystko dla własnej przyjemności? – powiedział ojciec z goryczą. – Robiłem to dla twojej matki i dla ciebie, bo was kochałem i chciałem zapewnić wam dobrobyt.
Anona pogładziła go po policzku.
– My też cię kochałyśmy, tatku – rzekła.
– Mama była z tobą bardzo, ale to bardzo szczęśliwa.
Ojciec pochylił głowę, zanim zaczął mówić dalej:
– Właśnie przedwczoraj wtargnęliśmy na pokład holenderskiego statku zmierzającego do Singapuru.
Ojciec zamilknął nagle, więc Anona nie mogła powstrzymać pytania.
– I co się stało, tatku?
– Na jego pokładzie był pewien Anglik – wyjaśnił kapitan Ranson.
– Anglik? – zdziwiła się.
– Tak, Anglik – odrzekł ojciec. – Służyłem razem z nim w Marynarce. Przez pewien czas pływaliśmy na jednym statku i jestem przekonany, że on mnie rozpoznał.
– Och, tatku, to byłoby okropne!
– Zazwyczaj przed wejściem na jakiś statek mazaliśmy sobie twarze na czarno, a dwóch moich kolegów zakładało nawet maski.
– Maski? – wyszeptała Anona.
– Jeśli o mnie chodzi, zawsze działałem bez maski – rzekł ojciec. – Nie chciałem zbytnio przerażać naszych ofiar.
Anona pomyślała, że jest to rozumowanie całkiem sensowne, lecz nie wypowiedziała głośno swojego zdania.
– Więc jak już ci mówiłem, moi przyjaciele mieli maski, a ja nie, zatem Harrison mógł mnie bez trudu rozpoznać.
– Jesteś tego pewien? – zapytała Anona.
– Pewności nie mam – odrzekł ojciec. – Mogę mieć tylko nadzieję, że Harrison nie był pewien, czy się przypadkiem nie myli. Mówiłem głosem zupełnie odmienionym i nie zwracałem na niego uwagi.
– Ale mimo to wziąłeś od nich okup?
– Tak, i natychmiast się ulotniłem, ale wiesz kochanie, że cała ta sprawa wygląda bardzo niedobrze.
– Obawiasz się, że ten Anglik mógłby cię zadenuncjować – wyszeptała Anona.
– Tak, trzeba się z tym liczyć i dlatego muszę się ukryć.
– A gdyby cię, tatku, odnaleźli, co by z tobą zrobili?
Ojciec zacisnął usta.
– Domyślasz się chyba, jak by się to skończyło?
Anona wydała okrzyk przerażenia. Wiedziała, że złapanych piratów czeka szubienica. I że od tej zasady nie ma wyjątków. Objęła ojca za szyję i przytuliła się do niego.
– Och, nie, tatku! To się stać nie może!
– Zgadzam się z tobą, kochanie – odrzekł.
– To się stać nie może. I to nie tylko ze względu na mnie, ale ze względu na ciebie, mój skarbie.
– Ze względu na mnie? – spojrzała na niego zdumiona. – Co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
– Masz wiele wspólnego – odpowiedział ojciec.
Objął ją tak mocno, że ledwo mogła oddychać.
– Czy wyobrażasz sobie, że zostawiłbym cię tutaj, żeby cię o mnie wypytywali? Czy pozwoliłbym, żeby naznaczono cię mianem córki pirata? – Anona nie była w stanie nic mówić, a ojciec ciągnął z pasją: – Kocham cię i jeśliby już mi przyszło umierać, to chciałbym umierać jak dżentelmen, a nie jak przestępca!
"Córka Pirata" отзывы
Отзывы читателей о книге "Córka Pirata". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Córka Pirata" друзьям в соцсетях.