To był wspaniały dzień. Napięcie, utrzymujące się od wielu tygodni, zniknęło, a zapotrzebowanie na usługi medyczne było wyjątkowo niewielkie. Amy została rano przewieziona do Melbourne. Adam wyjaśnił, że – choć krwawienie zostało zatrzymane – chciał, aby ortopeda złożył jej ramię. Nowo urodzone bliźniaczki były ulubienicami pielęgniarek, które nadskakiwały im bez przerwy i lekarz nie był im potrzebny.

Sześć kilometrów za miasteczkiem rzeka płynęła przez posiadłość jednej ze znajomych Christy, która zapraszała ją do korzystania z kąpieli o dowolnej porze. Było to urocze miejsce. Piaszczysty brzeg rzeki łączył się z gęsto zadrzewioną doliną. Pod drzewami gumowymi obficie rosnące paprocie tworzyły miękki dywan, na którym się położyli. Odpoczywali i rozmawiali o wszystkim i o niczym, potem pływali, jedli kanapki, pili wino, kochali się i w końcu zasnęli pod baldachimem z eukaliptusów, a przez cały ten czas telefon komórkowy szczęśliwie milczał.


Obudzili się, kiedy słońce zachodziło za horyzont.

– Czy musimy już wracać? – spytała Christy z żalem.

Objął ją, pocałował i odsunął na odległość ramienia.

– Jesteś najpiękniejszą z kobiet, Christy Blair. Sprawiłaś, że prawie…

– Prawie co? – spytała łagodnie. Czuła, że Adam stara się dojść do siebie, jakby nie chciał myśleć o czymś, co sobie przypomniał. – Prawie co? – powtórzyła miękko.

– Prawie poczułem się znowu młody – powiedział, ale z jego oczu zniknął śmiech i Christy wiedziała, że co innego miał wcześniej na myśli.

Przytuliła się do niego.

– Jak rzekł siwobrody – dodała lekko. – Ile masz lat?

– Za dużo, jak dla ciebie – uśmiechnął się niewesoło.

– Trzydzieści dwa? Trzydzieści trzy? – zgadywała.

– Staruszek. To przecież tylko siedem więcej ode mnie, Adamie. – Uniosła twarz do pocałunku. – A ja wyraźnie wolę starszych panów. Przynajmniej – dodała ze szczerością w głosie – jednego.

Pocałował ją, inaczej jednak niż wcześniej, bez pasji. Między nimi pojawił się jakiś cień.

– Popływajmy jeszcze przed powrotem do domu – rzucił lekko i wskoczył do wody.

Christy została na brzegu i obserwowała Adama. Pływał od jednego załomu rzeki do drugiego, tam i z powrotem, niestrudzenie przecinając wodę silnymi ramionami. Słońce schowało się już prawie całkiem i siedząc w półmroku zastanawiała się, jakie demony dręczą Adama McCormacka.

Nie poruszyła się, kiedy w końcu wyszedł z wody i osuszał ciało ręcznikiem. Wpatrzona w ciemną rzekę poprosiła cicho:

– Opowiedz mi o Sarze, Adamie.

Zapadła przedłużająca się cisza i zdawało się, że Adam nie ma ochoty na zwierzenia. Jednak po pewnym czasie westchnął i podszedł do niej. Podniósł leżącą na ziemi suchą gałąź, odłamywał ją po kawałku i wrzucał do wody. Nie był w stanie patrzeć na Christy.

– Sara była moją żoną i kochałem ją – powiedział z tłumionym bólem w głosie. – Ale zmarła już dawno temu.

– Minęło tylko pół roku…

– Wiem. – W jego głosie nadal dźwięczał ból.

– Sara popełniła samobójstwo pół roku temu. Tak, policja uznała to za wypadek, ale Sara, kiedy spałem, zabrała kluczyki od samochodu i z dużą szybkością wjechała na ogromne drzewo. To nie był wypadek…

– Ona… mieszkała z tobą…

– Nie. – Pokręcił głową. – Trudno opisać, jak to wyglądało – zaczął. – Przez ostatnie lata życia Sara żyła głównie w różnych instytucjach. Nie chciała… Po prostu nie chciała brać leków, jeśli nie była do tego zmuszona. Była przekonana, że jest zdrowa, a jej choroba jest wymysłem innych ludzi. Demony Sary były realne. To wszyscy inni mieli problemy, bo ich nie widzieli.

– Ale była z tobą, kiedy zmarła.

– Tak. – Przestał łamać gałązkę i spojrzał na Christy. Na jego bladej twarzy malowała się rozpacz.

– Nie mogłem znieść tego, że jest w zamkniętym szpitalu. Dawali jej za dużo leków. Pewno musieli, żeby ją tam zatrzymać, bo po wyjściu wpadała w manie prześladowcze. Pojechałem ją zobaczyć i błagała mnie, żebym ją stamtąd zabrał. Wziąłem tydzień urlopu, żeby się nią zaopiekować. – Wzruszył ramionami. – To była głupota z mojej strony. Następnego dnia po obudzeniu się stwierdziłem, że jej nie ma. Pół godziny później policja poinformowała mnie o wypadku.

– Och, Adamie. – Christy wstała i ujęła jego rękę.

– Tak więc sama widzisz – ciągnął Adam. – Jestem starszy od ciebie o dziewięć lat, a czuję się, jakbym miał sto. Bierzemy się do pakowania? – Odwrócił się do niej plecami i zaczął zbierać rzeczy.

Christy zagryzła wargi. Czyżby ją odrzucał? Możliwe… Ale w tym momencie podszedł do niej i wyciągnął dłoń.

– Christy, kochanie, chodźmy już – poprosił z uśmiechem. – Przed pójściem do łóżka muszę jeszcze zrobić obchód w szpitalu.

– Do łóżka – powtórzyła cicho i rozpromieniła się. Uśmiech Adama zniknął.

– Christy, ja… To, co robimy… Christy, myślałem, że mogę zapomnieć o przeszłości…

– Nie uda ci się, Adamie – powiedziała poważnym tonem. – Nie powinieneś nawet próbować. – Stanęła na czubkach palców i pocałowała go lekko. – Wiem, że nawiedzają cię duchy z przeszłości, ale mogę poczekać, aż się od nich uwolnisz. Mogę czekać bardzo długo.

– Być może będziesz musiała – powiedział pod nosem.

Tej nocy Christy, leżąc w objęciach śpiącego Adama, czuła, że coś się między nimi zmieniło. Nadal jej pragnął. Mówiły to jego oczy, uśmiech i gesty. A jednak kochał się z nią teraz, jakby przestał wierzyć w ich przyszłość. Patrzył na nią jak na coś cennego, co wkrótce straci; co należy do niego tylko tak długo, dopóki nie zmienią się okoliczności.

Doszła do wniosku, że to chyba spuścizna po Sarze. Podstępna choroba, która mu ją odebrała, pozbawiła go również wiary w trwałość ludzkich związków. Jakby się czuła, gdyby to jej się zdarzyło – gdyby choroba umysłowa zmieniła kochanego człowieka w kogoś nieznanego?

Zbudził ją dźwięk telefonu. W półśnie czekała na powrót Adama lub na odgłos samochodu, jeśli to było wezwanie do pacjenta. Rozbudziła ją zmiana tonu w głosie Adama. Nie rozmawiał z pacjentem, lecz z kimś, kogo znał i kochał – z kimś z Anglii.

Nie uległa pokusie, by wstać i spod drzwi podsłuchać rozmowę. To była jego sprawa i miał prawo do prywatności.

Ale czy miał prawo kochać się ze mną i rozmawiać teraz w ten sposób z inną kobietą, spytała samą siebie. Zamknęła oczy, powstrzymując łzy. Jak mógł przyjechać tutaj, jeśli był związany z kimś w Anglii?

Nagle ton jego głosu się zmienił. Pojawiła się w nim niecierpliwość i gniew. Christy zakryła głowę poduszką, żeby go nie słyszeć. Ktokolwiek to był, Adam wolał wyjechać do Australii. Wolał przyjechać do niej.

Najbardziej w świecie pragnęłaby teraz wziąć ostre nożyczki, wejść do salonu i przeciąć telefoniczny przewód. Odciąć się od duchów, pomyślała ponuro. Gdyby to było takie proste.

Rozmowa skończyła się. Wierciła się na łóżku, czekając na Adama. Słyszała, jak wszedł do kuchni i robił herbatę. Po półgodzinie przestała czekać. Zdała sobie sprawę, że poszedł do własnej sypialni. Spała niespokojnie i często się budziła. Dopiero przed świtem zapadła w głęboki sen.

Rano obudził ją Adam. Wszedł do pokoju ze śniadaniem na tacy.

– Najwyższa pora, żebym zapłacił za czynsz. – Uśmiechnął się i postawił tacę na stoliku. Potem pochylił się i delikatnie pocałował ją w usta.

Christy, jeszcze śpiąca, usiadła powoli. Jego uśmiech ukoił jej lęki. Żaden mężczyzna nie mógłby w parę godzin po rozmowie z kochanką uśmiechać się w ten sposób do innej kobiety. A może mógłby?

Nieważne. Adam jest tutaj i ona jest tutaj, uspokoiła siebie raz jeszcze. Tylko to się liczy.

– Zostawiłeś mnie w nocy samą – powiedziała z wyrzutem, ale lekkim tonem.

– Chrapałaś – odpowiedział, idąc w stronę okna. Odciągnął zasłony i do pokoju wpadło słoneczne światło.

– Nie chrapię – zaprzeczyła z oburzeniem, zadowolona, że Adam dostarczył jej pretekstu do ostrego tonu w głosie.

– Nie musisz tego brać do siebie – uspokajał ją uprzejmie. – To tylko wibracja podniebienia miękkiego.

– Nie chrapię – powtórzyła stanowczo. – Zwłaszcza, kiedy nie śpię – ciągnęła – a ty wychodzisz.

Przeniósł wzrok z okna na krzaki za domem.

– Powiedzmy więc, że musiałem coś przemyśleć.

– I nie mogłeś tego zrobić mając mnie przy boku?

– Może pani podniebienie jest zwyczajne, panno Blair – powiedział czule, odwracając się do niej – ale z pewnością pani osobowość jest niezwykle rozpraszająca.

Dzień był piękny i Adam uśmiechał się do niej, jakby ją kochał. Nic więcej ją nie obchodziło.

– Może zrobimy sobie piknik nad rzeką? – zaproponowała szczęśliwa. – Moglibyśmy znowu popływać.

– Nie mogę, Christy – odmówił z żalem w głosie. – Wziąłem dzisiejszy dyżur za Richarda i muszę spotkać się z mężem Belli.

Zmarszczyła brwi.

– Pośrednikiem od nieruchomości? Po co? – Wypiła kolejny łyk kawy, która nagle straciła wszelki smak. – Chcesz… coś kupić?

– Na razie nie – odpowiedział z ciepłym uśmiechem. – Kiedy tu przyjechałem, powiedziano mi, że wkrótce będzie do wynajęcia pewien dom. W piątek dowiedziałem się, że jest to już możliwe.

– Nie chcesz… zostać ze mną? – Z przerażeniem usłyszała, że w tych paru słowach odkryła całą swą miłość i przywiązanie do niego. Gdzie się podziała jej duma? Kiedy chodziło o Adama, nie miała jej nigdy, pomyślała ze smutkiem.

Zapadła cisza. Patrząc w kawę, poczuła suchość w ustach i spojrzała na Adama. W jej oczach musiał pojawić się ból, bo Adam mimowolnie zbliżył się do niej. Wyjął z jej rąk kubek, odstawił i ujął jej dłonie.

– Christy, muszę to zrobić – powiedział łagodnie.

– Myślałem o tym przez całą noc i to jest jedyne wyjście.

– Jedyne wyjście…

– Łatwiej byłoby poddać się chwili – powiedział.

– Niczego nie chciałbym bardziej, niż zostać tu, kochać się z tobą, kochać ciebie i stworzyć z tobą trwały związek. Ale musimy być pewni…