– A nie jesteś? – przerwała szeptem. Próbowała uwolnić ręce, ale wzmocnił uścisk.

– Nie jestem – przyznał. – I sądzę, że ty też nie, Christy. – Kiedy zaskoczona spojrzała na niego zranionym wzrokiem, roześmiał się ponuro. – Wiem – powiedział cierpko. – Uważasz, że jesteś pewna. Jesteś… najpiękniejszym i najwspanialszym wydarzeniem w moim życiu, Christy Blair. Ofiarowujesz mi swoją miłość bez zastrzeżeń. Ufasz mi. – Potrząsnął głową. – Jesteś bardzo młoda, moja Christy.

– Nie jestem dzieckiem – powiedziała szorstko.

– Jestem kobietą i kocham cię. – Uwolniła ręce z jego dłoni i podeszła do okna. Niewidzącym wzrokiem patrzyła na dolinę. – Nie rozumiem, Adamie… Wiem tylko, że potrafisz mnie zranić, jak nikt inny. – Wzięła głęboki oddech. – Zakochałam się w tobie pięć lat temu. Pięć lat, Adamie. I przez cały ten czas nie mogłam o tobie zapomnieć.

Przemierzył pokój i położył ręce na jej ramionach.

– Nie o mnie – powiedział łagodnie. – O romantycznym ideale. Prawdziwy Adam McCormack… cóż, żyje w realnym świecie. Nie jest młody, niewinny i nietknięty przez życie. Christy, potrzebujemy trochę czasu. Chcę, żebyś wiedziała, jaki jestem naprawdę, zanim pozwolę ci poświęcić się dla mnie.

– To jest po prostu wymówka. – Rozsadzał ją gniew. Po raz pierwszy w życiu otworzyła się przed mężczyzną. Ofiarowała mu siebie, a on odpowiedział: poczekaj. Na co? Aż pozna się na tej kobiecie z Anglii? Aż dowie się, że tamta nie zechce być z nim?

Poczuła na policzkach łzy i ze złością wytarła je wierzchem dłoni. To bez sensu. Zranił ją i mógłby zranić ją znowu. Niech go diabli wezmą, że w ogóle pojawił się w jej życiu.

– Lepiej już idź – powiedziała stłumionym głosem. – Christy…

– Nie utrudniaj nam tego jeszcze bardziej – wyszeptała. – Przyjeżdżając tu wiedziałeś, że cię kocham – powiedziała z goryczą. – Oto i ja. Nadal naiwna, wpadam w twoje ramiona i biorę resztki, jakie zostają ci z innego życia. No cóż, Adamie. Może jestem głupia, ale nie mam zamiaru żyć tak dalej. Chcę twojej miłości, a nie resztek po kimś innym. Kiedy będziesz mógł przyjść do mnie i powiedzieć, że jesteś w pełni wolny od dawnych więzów… jeśli zechcesz, będę z tobą. – Stłumiła szloch. Adam chciał ją wziąć w ramiona, ale odwróciła się. – Do tego czasu… trzymaj się z dala ode mnie…

Obserwował ją nieprzeniknionym wzrokiem.

– Zawsze będę związany z przeszłością – oświadczył po chwili. – Nie można uciec od przeszłości.

– Nie przeszkadzają mi wspomnienia – rzuciła oschle. – Wspomnienia, fotografie, portrety. Nie znoszę duchów, Adamie. Telefonujących w środku nocy, do których mówisz… – przerwała i pokręciła głową.

– Idź już. Masz rację. Lepiej będzie, jak znajdziesz sobie inne mieszkanie.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Wyprowadził się po południu. Christy pojechała nad rzekę, nie chcąc patrzeć jak odchodzi. Przeniósł się do zaniedbanego, małego domku, niedaleko Amy Haddon. Miała ochotę pomóc mu w urządzeniu się, trochę posprzątać, udekorować dom kwiatami i innymi miłymi drobiazgami, ale obudzona w niej duma powstrzymała ją.


Minęło parę trudnych dni. Prawie nie widywała Adama, choć patrząc na jego podpis na receptach miała wrażenie, że chcąc nie chcąc i tak jest on częścią jej życia.

Amy Haddon przywieziono z powrotem do Corrook. Christy spędziła z nią sobotnie popołudnie. Dowiedziała się, że przez dwa dni od powrotu Amy z Melbourne nikt jej nie odwiedził.

– Myślą, że jestem narkomanką – powiedziała przygnębiona. – To miasto osądza surowo. Uważają, że sama jestem winna temu, co się stało.

– Nonsens – stwierdziła Christy stanowczo. Uścisnęła zdrową dłoń Amy. – W pewnych warunkach każdy może się uzależnić.

– Wiem. – Amy opadła na poduszki i uroniła łzę. – Ale oni tego nie wiedzą. Uważają mnie za przestępczynię. Byłam tak strasznie samotna dotąd, a teraz… teraz jest jeszcze gorzej.

– Jednego przyjaciela jednak masz – oświadczyła Christy pewnym tonem. – Mnie.

Samotność Amy zajmowała jej myśli przez kolejny tydzień. Christy była świadoma, że jest to samoobrona przed myśleniem o Adamie.

Pomysł na częściowe rozwiązanie tego problemu przyszedł jej do głowy dopiero w piątek, kiedy Amy miała wyjść ze szpitala.

– Potrzebuję czegoś na odrobaczenie szczeniaków – powiedział Matthew Hearn po wejściu do apteki.

Christy uśmiechnęła się i przyniosła butelkę z syropem.

– Trzeba podać półtora mililitra na kilogram wagi – przeczytała z etykiety.

– Kilogram… przeklęte nowomodne miary – burknął. – Jak mam je zważyć? Najmniejsza podziałka na wadze gospodarczej ma dziesięć kilogramów, a waga kuchenna jest w uncjach i funtach.

W aptece nie było nikogo prócz nich, a Christy była zaciekawiona.

– Zważę je panu – zaofiarowała się. – Na zapleczu mam wagę. Niech pan przyniesie szczeniaki, ale tylnym wejściem. Przy moim szczęściu, gdyby pan wnosił szczeniaki frontowymi drzwiami, w tej samej chwili zjawiłby się inspektor sanitarny.

Ledwo zdążyła przygotować wagę, kiedy pojawił się Matthew z poruszającą się torbą w ręku.

– Ile ich jest? – spytała Christy z zainteresowaniem.

– Tylko dwa – mruknął, ostrożnie stawiając torbę na wadze. – O dwa za dużo, gdyby mnie kto pytał. A w dodatku żona uważa, że są miłe i chce jednego zatrzymać. – Wsunął rękę do torby i wyjął dwa wiercące się i podskakujące, lekko wilgotne szczeniaki o wielkich oczach.

Christy rozumiała panią Hearn. Pieski były urocze. Rozglądały się zalęknione. Mniejszy cieniutko szczeknął i pomachał kędzierzawym ogonem jak flagą.

Automatycznie wysunął język, jakby chciał coś polizać. Po raz pierwszy od dwóch tygodni Christy roześmiała się.

– Och, Matthew. Są śliczne. – Podniosła kręcący się puszysty kłębuszek i przytuliła do policzka.

– Ale bezużyteczne przy owcach – powiedział markotnie. – Tym niemniej żonie się podobają.

– Będą świetnymi towarzyszami – stwierdziła z przekonaniem i nagle wpadła na pomysł. – Matthew, chcesz oddać jednego?

– Jasne – odpowiedział natychmiast. – Jeśli żona się do nich przyzwyczai, będzie chciała zatrzymać oba.

– Amy Haddon z przyjemnością wzięłaby jednego z nich – powiedziała miękko Christy. Spojrzała na farmera. – Dzisiaj wychodzi ze szpitala.

– Amy Haddon? – Twarz mu się wyciągnęła. – Ma kłopoty z glinami.

– Znasz ją? – spytała, obserwując jego twarz.

– Chodziłem z nią do szkoły. – Westchnął. – Była w porządku, dopóki nie wyszła za Billa Haddona.

– Ona jest nadal w porządku, Matthew – powiedziała łagodnie. – Jest po prostu tak strasznie samotna i przygnębiona, że nie jest w stanie się z tego wydźwignąć. – Umieściła wiercący się kłębuszek na szalce i dokładnie zważyła. – Ten mały – wskazała ręką – mógłby nieco zmniejszyć jej samotność.

Farmer zastanawiał się przez chwilę. Pociągał nosem i spoglądał w niebo, jakby tam szukał odpowiedzi. W końcu skinął głową.

– Dobrze, panno Blair – oświadczył. – Szczeniak jest jej, choć nie wiem, co powie żona. Ona wyraża się o Amy Haddon dość ozięble.

Jak większość kobiet z Corrook, pomyślała ze smutkiem Christy.

– Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością. – Oczywiście, zapłacę ci za niego. Ile chcesz?

– Nic. – Twarz mu poczerwieniała. – Jest za darmo.

– Roześmiał się. – Amy Haddon była moją pierwszą sympatią. Nauczyła mnie, jak rzucać kamieniem, żeby zrobić na wodzie pięć kaczek. Coś się jej za to należy. No, dobra, to ile syropu mam dać szczeniakowi?

O wpół do szóstej Christy zamknęła aptekę, wzięła mały, ciepły kłębuszek i pomaszerowała do Amy. Po drodze minął ją samochód Adama. Nie mogła się wycofać. Zobaczył ją.

Podchodząc widziała, jak Adam wyjmuje walizkę i pomaga wysiąść Amy. Tak więc przyjechali prosto ze szpitala. Czekali na nią, aż się zbliży. Amy uśmiechnęła się na przywitanie, ale twarz Adama była nieporuszona.

– Witaj w domu, Amy. – Christy szukała słów.

– Sądziłam… – Skupiła wzrok na twarzy Amy. – Sądziłam, że wrócisz do domu wcześniej.

– Doktor McCormack obiecał, że po pracy podrzuci mnie do domu, skoro jesteśmy teraz prawie sąsiadami – wyjaśniła. Spojrzała na mały domek po lewej stronie, za trawnikiem.

– Później przyniosę zapiekankę – obiecała Christy, ignorując obecność Adama. – Ten mały wszedł dzisiaj do mojej apteki i powiedział, że potrzebuje dobrego domu. – Podniosła wiercącą się kuleczkę.

– Nazywa się Kaczka i twierdzi, że jest świetnym stróżem.

Twarz Amy zastygła. Przez chwilę Christy podejrzewała, że Amy się rozpłacze. O, rany, ma alergię na psy albo ich nie znosi, pomyślała zła na siebie, że zrobiła coś niewłaściwego…

I wtedy Amy wyciągnęła zdrową rękę po małe stworzenie i przytuliła je do siebie.

– Och, Christy… – szepnęła patrząc na szczeniaczka i łzy spłynęły na jego główkę. – Nigdy nie miałam psa – wyznała cicho. – Bill nie pozwoliłby…

– Teraz możesz mieć – przerwała Christy. – Jeśli go chcesz.

– Kaczka… – Amy spojrzała z uśmiechem na małego wiercipiętę. – Dlaczego nazywa się Kaczka?

– Jest zapłatą za pięć kaczek. – Christy roześmiała się. – Pochodzi od Matthew Hearna. Nauczyłaś go, jak puścić na wodzie pięć kaczek. Teraz spłaca dług wdzięczności.

– Ale Edith Hearn… – zaczęła Amy pełnym niedowierzania głosem.

– Nie słuchaj plotek – przerwała jej Christy bez ogródek. – Jeśli nie będziesz się odsuwać, okaże się, że wiele osób cię lubi. – Podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Adama, a wyraz jego oczu zaparł jej dech.

Zarumieniona zwróciła się znów do Amy.

– Teraz lepiej już pójdę – powiedziała niepewnym głosem. – Wrócę później z zapiekanką. – Nachyliła się i serdecznie pocałowała Amy w policzek. – Moja mama powtarzała mi, że kiedy jest mi źle, nie powinnam podejmować żadnych ważnych decyzji i powinnam słuchać tylko tych ludzi, którzy mnie lubią. To dobra rada.

– Christy, zaczekaj – zawołał Adam, kiedy odwróciła się od nich.