– Christy? To ty?
– Oczywiście – krzyknęła. – Jak mam wejść?
– Nie mogę wstać – odpowiedziała mdlejącym głosem Amy. – Jak tylko próbuję, kręci mi się w głowie i zaczynam tracić przytomność.
– Nie masz tu gdzieś schowanego zapasowego klucza?
– Nie.
Christy spojrzała na swoją nogę i z rozczarowaniem pokręciła głową – żadnych oszklonych drzwi. Na tylny ganek wychodziło jednak okno łazienki. Podniosła doniczkę z kwiatkami i cisnęła ją w środek szyby. Ziemia i rośliny rozprysnęły się, ale okno pozostało nienaruszone.
– Christy? – dobiegł ją przerażony głos Amy.
– Nie przejmuj się – zawołała i schyliła się po cięższy pocisk. – Jako początkujący włamywacz sfuszerowałam. Straciłaś doniczkę petunii. Następny na liście jest ogródkowy krasnal.
Wzięła duży rozmach i rzuciła najmocniej, jak potrafiła. Szyba rozprysła się na tysiąc kawałków, a krasnal przeleciawszy przez okno uderzył w lustro, które spotkał ten sam los. Za pomocą wycieraczki spod drzwi wyjęła resztki szkła z framugi i otworzyła od wewnątrz okno. W minutę później była przy Amy.
Twarz Amy, przed trzema godzinami zaróżowiona od wypieków, była teraz biała jak płótno. Jej ręce leżały na oparciu fotela, jakby nie była w stanie ich podnieść. W istocie nie mogła. Na widok Christy próbowała je wyciągnąć, ale natychmiast opadły. Zamknęła oczy i zacisnęła je.
– Przepraszam – wymamrotała. – Robię tyle kłopotu.
– Nie przepraszaj – uspokoiła ją łagodnie Christy, ściskając za ramię. – Położymy cię do łóżka, dobrze?
– Nie wiem, co mi się stało… Nie… – Amy lekko pokręciła głową. Po twarzy spływały jej łzy.
– Masz gorączkę – wyjaśniła Christy, poczuwszy przez cienki materiał bluzki Amy, że jej skóra parzy. Zagryzła wargi i pomogła chorej przejść do sypialni. Co kryło się za tak wysoką temperaturą: infekcja w złamanej ręce czy też rany na głowie? – Zadzwonię do Richarda, doktora Blaira – uprzedziła, ułożywszy Amy na łóżku.
– Nie chcę… Nie chcę mu robić kłopotu.
– Wiem – zapewniła ją Christy. – Ale jesteś chora i miałby mi za złe, gdybym mu o tym nie powiedziała. – Otworzyła okno, żeby wpuścić choć trochę świeżego powietrza do pokoju, i poszła do telefonu.
– Richard został wezwany na farmę po drugiej stronie doliny – poinformowała ją Kate. – Co się stało?
Christy opisała jej sytuację.
– Może to być po prostu przeziębienie – zakończyła.
– Ale nie sądzę.
– Powinny działać jeszcze antybiotyki, które dostała w szpitalu – zastanawiała się Kate. – Za późno na wystąpienie infekcji. Chyba że… chyba że zrobił się ropień…
– Kate, to nie jest zwykłe przeziębienie. Ona jest naprawdę chora.
– Masz termometr?
– Zaraz sprawdzę. – Po trzech minutach z niepokojem patrzyła na szklaną rurkę. Podeszła do telefonu.
– Czterdzieści jeden stopni. I, Kate… ona zaczyna majaczyć.
– Trzeba ją zawieźć do szpitala – zdecydowała Kate.
– Dzwonię po karetkę.
Przez otwarte drzwi sypialni Christy zobaczyła rzucającą się nerwowo na łóżku Amy.
– Będziesz tam na nas czekała?
– Dopiero co położyłam Andrew. – Kate zawahała się. – Spróbuję skontaktować się z Richardem. Jeśli on nie będzie mógł przyjechać do szpitala, to wtedy przyjadę. Obniż jej temperaturę.
Obniżyć temperaturę… W taki upał.
Przypomniała sobie własne rady dawane matkom dzieci z lekką gorączką. Chłodna kąpiel i włączony wentylator. Kąpiel nie wchodziła w grę, ale mogła użyć gąbki. Nalała wody do miski, znalazła wentylator i wróciła do sypialni.
Amy była nieprzytomna. Wysiłki Christy nie przynosiły rezultatu, gorączka nie ustępowała. Chora rzucała się na łóżku, mamrocąc coś niezrozumiale. W pewnej chwili gwałtownym ruchem przekręciła niesprawną rękę i zawyła z bólu. Christy zaklęła z bezsilności. Nic nie mogła pomóc.
W końcu usłyszała wyczekiwany odgłos szybko jadącego pojazdu. Ambulans nie używał syreny, ale w oknie sypialni widać było niesamowity niebiesko-czerwony blask, jaki dawały jego światła. Christy odłożyła gąbkę, rzuciła niepewne spojrzenie na leżącą kobietę i pobiegła otworzyć drzwi.
Nie czekając na wejście mężczyzn obsługujących karetkę, pobiegła z powrotem do sypialni. Bała się, że Amy, rzucając się na łóżku, może zrobić sobie krzywdę. Po chwili mężczyźni weszli do pokoju. Za nimi wszedł Adam.
Spojrzała na niego i nie mogła uwierzyć własnym oczom. W ramionach trzymał dziecko. Zaniepokojona zwróciła głowę w stronę szarpiącej się Amy i próbowała ją przytrzymać.
– Co tu, do diabła, się dzieje? – Adam przemówił pierwszy.
Mężczyźni odwrócili się do niego, ale niecierpliwie odsunął ich na bok. Posadził dziecko w głębokim fotelu przy drzwiach. Mała dziewczynka była przerażona.
– Zostań tu, Fiono – powiedział zdecydowanym tonem. Lekko pogłaskał ją po głowie i podszedł szybko do łóżka. – Powiedz mi…
Christy nie mogła teraz poświęcić dziecku ani jednej myśli więcej. Adam dotknął nadgarstka Amy i cofnął rękę, jakby się sparzył.
– Jest tu wanna? – warknął. – Tak.
– Trzeba nalać wody – polecił jednemu z mężczyzn. – Jest tak gorąco, że w inny sposób nie obniżymy jej temperatury. Woda ma być letnia, a nie zimna, żeby nie dostała szoku. Szybko. Zaniesiemy ją tam – zwrócił się do drugiego mężczyzny. – Jeśli nie obniżymy jej gorączki, dostanie drgawek.
– Mamy ją rozebrać, doktorze?
– Nie. – Adam zsuwał już buty ze stóp Amy.
– Mokre ubranie pozwoli utrzymać obniżoną temperaturę do czasu, aż znajdzie się w klimatyzowanej sali szpitalnej. Christy, jak długo Amy jest w takim stanie?
– Trzy godziny temu czuła się dobrze – odpowiedziała. – Nie rozumiem. Taka piorunująca infekcja?
– Nie sądzę, żeby to była infekcja. – Odwrócił się, żeby pomóc przenieść Amy na nosze. – Chyba że w głowie zrobił się ropień… Christy, podtrzymuj ją w drodze do łazienki. – Pełnym niepokoju spojrzeniem obrzucił skulone na fotelu dziecko i powoli odwrócił wzrok. Dziewczynka była przerażona i całkowicie zagubiona, ale całą uwagę musiał teraz poświęcić Amy.
– Pomóż nam ją podnieść, Christy – rozkazał – a potem zadzwoń do szpitala, żeby na intensywnej terapii była jak najniższa temperatura.
Zanim Christy skończyła rozmowę telefoniczną, metoda Adama przyniosła już efekt. Delirium Amy ustąpiło. Zdezorientowana i zakłopotana chciała wyjść z wanny, ale Adam przytrzymał ją.
– Jeszcze trochę, pani Haddon. Musimy mieć pewność, że dowieziemy panią do szpitala przytomną.
– Ale co się ze mną dzieje? – spytała Amy słabo.
– Och, panie doktorze… – Nagle zdała sobie sprawę, do kogo mówi i wyszeptała zdumiona: – Doktor McCormack. Wrócił pan, a ja nie zdążyłam uszyć zasłon. – Zmarszczywszy brwi przez moment intensywnie nad czymś myślała. – Czy przywiózł pan z sobą małą? – spytała.
– Przywiozłem – potwierdził Adam. – Teraz proszę się niczym nie martwić i odpoczywać. – Uśmiechnął się w taki sposób, że zdaniem Christy Amy zrobiłaby dla niego wszystko, czego by sobie zażyczył. – Christy – powiedział po chwili, nie odwracając się – mogłabyś sprawdzić, co z Fioną?
Dziewczynka… Pewno siedzi zwinięta w kłębek w sypialni. Christy śmignęła z łazienki jak strzała. Nie wiedziała, o co chodzi, ale przypomniawszy sobie wygląd dziecka poczuła ucisk w gardle.
Fiona siedziała w nie zmienionej pozycji. Patrzyła w jakiś punkt nad łóżkiem. Nie zareagowała, kiedy Christy pochyliła się nad nią.
Drobniutka i szczuplutka, z ogromnymi zielonymi oczami, wyglądała jak elf z bajki. Brązowe włosy miała splecione ciasno w warkocze. Nie ma więcej niż cztery lata, oceniła Christy. Przyklęknęła przy niej i ujęła dwie sztywne malutkie dłonie we własne.
– Jestem Christy – przedstawiła się. Wzięła głęboki oddech, kiedy nagle wszystko zrozumiała. Te oczy nie mogły mylić. – Twój tatuś prosił mnie, żebym była z tobą, bo sam jest zajęty.
Przez dłuższą chwilę sądziła, że dziecko jej nie usłyszało. Patrzyło apatycznie w ten sam punkt, a sztywne dłonie pozostały nieruchome. A potem, powoli, wielkie zielone oczy zaczęły napełniać się łzami i ciało dziewczynki zaczęło drżeć od szlochu. Christy ścisnęło się serce. Przygarnęła dziecko do piersi i mocno trzymała w objęciach.
Szlochanie nie ustawało. Gdyby Christy nie czuła dreszczy, przebiegających po ciele dziecka, nie wiedziałaby nawet o tym bezgłośnym szlochu. Niestety, czuła je niewątpliwie. Usiadła i nucąc kołysała dziewczynkę, głaszcząc ją i tuląc, aż ta wypłakała lęk, nieufność i samotność.
Z zewnątrz dobiegły ją odgłosy podnoszenia się Amy z wanny. Po chwili w drzwiach pojawił się Adam.
– Czy Richard jest w szpitalu?
– Nie. – Fiona w jej ramionach prawie spała. Poruszyła się na głos Adama, ale Christy przytuliła ją mocniej widząc, że dziewczynka i tak będzie musiała zostać z nią dłużej. – Pojechał na wizytę. Kate powiedziała, że przyjedzie, jeśli będzie trzeba.
– Mogę jej potrzebować. Nie mam pojęcia, co, do licha, się dzieje. – Spojrzał bezradnie na dziecko. – Wiozłem Fionę do domu, a tuż przede mną jechał ambulans. Nie mogłem…
– Musiałeś przyjechać – uspokoiła go łagodnie, rozumiejąc jego wyrzuty sumienia. – Zabiorę Fionę do twego domu i zaczekam na ciebie, Adamie.
– Nie. – Nie zgodził się. – Spacer w ciemności i kolejny dom… – Nachylił się i dotknął twarzy śpiącej dziewczynki. – To Christy, Fiono. Christy jest przyjacielem. Fiono, pamiętasz, jak mówiłem ci, że opiekuję się chorymi ludźmi?
– Jesteś lekarzem – powiedziała apatycznie, stłumionym głosem o płaczliwym tonie.
– Masz rację. Fiono, muszę teraz zająć się chorą panią. Tą, którą widziałaś. Zabiorę ją do szpitala i kiedy… poczuje się lepiej, wrócę i zabiorę cię do twego nowego domu. Do tego czasu zaopiekuje się tobą Christy. Dobrze?
– Dobrze – odpowiedziała płaczliwym głosem, który jasno wskazywał, że wcale nie jest dobrze. Adam westchnął. Wyglądał mizernie.
– Idź – powiedziała Christy łagodnie. – Fiona i ja pójdziemy spać.
"Cienie przeszłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Cienie przeszłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Cienie przeszłości" друзьям в соцсетях.