– Niemożliwe – podchwycił natychmiast jej żartobliwy ton.

– Zaparzyłam kawę.

– Kobieta jakich mało. – Podszedł do kuchenki.

– Podobno wolisz herbatę?

– To był zwykły kaprys. – Christy twardo trwała przy swoim porannym postanowieniu. Będzie pogodna niezależnie od wszystkiego.

Adam uniósł brwi, ale nic nie powiedział.

– Naprawdę byłam nieznośna – westchnęła, zmuszając się, by nie spuścić oczu. Wiedziała, że on ma kogoś w Anglii i nic tego nie zmieni. – Poród Kate zupełnie wytrącił mnie z równowagi. To nie do niej cię teraz wezwano? – spytała. – Tak rano wyjechałeś.

– Owszem, do niej – przyznał z ociąganiem. – Ma lekką gorączkę. Ale nie sądzę, aby to było coś poważnego. A więc to strach zrobił z ciebie jędzę?

Christy przestawiła ekspres z kawą na stół, ostrożnie stawiając obolałą stopę.

– Na samą myśl o rodzeniu dzieci robi mi się zimno – skłamała. – Wczorajsze wypadki jedynie mnie w tym utwierdzają. Rola ciotki to wszystko, na co się kiedykolwiek zdobędę w dziedzinie macierzyństwa.

– To może pomyśl o adopcji – rzucił lekko – albo wyjdź za dzieciatego wdowca.

Christy energicznie pokręciła głową.

– Domowa harmonia to nie dla mnie!

Adam zamyślony spoglądał w przestrzeń. Sięgnął po ekspres i napełnił filiżanki, później usiadł, ale wszystko to robił machinalnie. Dopiero Christy, wstając od stołu, wyrwała go z tego stanu.

– Ciągle boli cię noga?

– Niestety.

– Zaraz zobaczymy.

Posłusznie pozwoliła się zbadać. Była ubrana w lekką, bawełnianą sukienkę, pozostała jednak boso, nie wiedząc, jak najlepiej chronić złamany paluch.

Adam wprawnymi ruchami zbadał skręcony staw. Z satysfakcją stwierdził, że opuchlizna się zmniejszyła. Uśmiechnął się pocieszająco.

– Założę ci bandaż elastyczny. Czy masz jakieś dobre, zakryte, ale wystarczająco luźne buty?

– Mam białe mokasyny – przyznała z ociąganiem – ale one zupełnie nie pasują. I ten upał…

– A gips będzie pasował? Nie masz wyboru.

– Tak jest, proszę pana – skapitulowała.

– To już lepiej brzmi – powiedział, uśmiechając się szeroko.

Wyszedł po torbę lekarską. W chwilę później kończył bandażowanie. Ból od razu się zmniejszył.

– Nieźle byłoby oszczędzać nogę – zaordynował.

– Mam dobre stołki w laboratorium – obiecała.

– Powinnaś trzymać stopę w górze.

– Jeśli Ruth będzie mi podawać odczynniki, mogę pracować półleżąc w fotelu.

– Chyba nie ma innego wyjścia. Jak widzę, jesteś tu równie nieodzowna jak Richard.

– Kate mu pomagała, teraz ty – zaprzeczyła.

– Mnie nie ma kto zastąpić.

– Spora odpowiedzialność jak na… – zawahał się.

– Jak na takiego dzieciaka? – dokończyła.

– No właśnie, to chciałem powiedzieć. – Roześmiał się. – Wyglądasz tak młodo.

– Mała siostrzyczka Richarda – odparła matowym głosem. Wstała z pewnym trudem. – Dokończ śniadanie, a ja znajdę mokasyny – rzuciła, zatrzymując się w drzwiach.

– Christy…

– Co znowu?

– Nie chciałem cię urazić – zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, czym ją dotknął, ale zmiana tonu zmusiła go do zastanowienia.

Wzruszyła ramionami, siląc się na uśmiech. Gdyby ktokolwiek inny nazwał ją dzieckiem, nie miałaby nic przeciw temu.

Kolejnym problemem do pokonania było prowadzenie samochodu. Dokuśtykała wprawdzie do wozu, jakoś wsiadła i włączyła silnik, ale gdy nacisnęła sprzęgło, stopa dała do zrozumienia, że to raczej niewydarzony pomysł.

– Stopa ci zesztywniała. – Adam niepostrzeżenie wyszedł na werandę z tostem i kubkiem kawy.

Christy zaklęła pod nosem i spróbowała znowu. Ostry ból przeszył całą nogę. Bardzo niechętnie dała za wygraną.

– Zadzwonię po taksówkę – rzuciła, starając się na niego nie patrzeć. W jasnych spodniach i kraciastej koszuli wyglądał tak, jakby mieszkał w tym domu od zawsze. Ciepło domowego ogniska, pomyślała ze złością.

– Podwiozę cię – zaoferował, spoglądając na zegarek. – Właściwie czemu tak wcześnie tam jedziesz?

– Chciałam uporządkować papiery i rachunki przed otwarciem apteki – skłamała.

– Papierkowa robota może zaczekać, natomiast na pewno musimy zrobić prześwietlenie. No i kule, bez nich nie dasz rady chodzić. Potrzebuję dziesięciu minut na prysznic i możemy jechać.

Kiwnęła głową. Jaki miała wybór? Żeby nie wiadomo jak się starała, zawsze miała mu coś do zawdzięczenia.


Pół godziny później, wsparta na kulach, wkroczyła do izolatki Kate. Adam i Richard szli na obchód, miała więc nieco czasu.

– Zaczynam przyjęcia o dziesiątej – rzucił Adam wychodząc. – Zdążę dostarczyć cię do apteki, czekaj tu na mnie!

– Dobrze – zgodziła się potulnie. Przystawanie na jego propozycje staje się moją drugą naturą, pomyślała.

Kate siedziała oparta o stertę poduszek, trzymając w ramionach niemowlę. Widząc Christy rozpromieniła się, ale zaraz zmarszczyła brwi zauważywszy kule.

– Coś ty ze sobą zrobiła?

– Wdałam się w dyskusję z kamieniem. – Christy dobrnęła do łóżka i spojrzała na dziecko. – A więc to z jego powodu to całe zamieszanie. Jak go nazwiesz?

– Andrew. Andrew James. Christy…?

– Ładnie – zgodziła się Christy, siadając obok łóżka. – Nie masz kłopotów z karmieniem?

Kate nie dała się tak łatwo zbyć. Położyła synka w stojącej obok kołysce i popatrzyła na nią badawczo.

– Jak to się stało?

– Kopnęłam doktora McCormacka – zmieniła taktykę Christy.

Kate roześmiała się.

– Pewno miałabyś na to wielką ochotę.

– Doktor McCormack przynosi prawdziwy zaszczyt swojej profesji. – Christy z trudem utrzymywała powagę. – Jestem mu bardzo wdzięczna.

– Wszyscy jesteśmy – westchnęła Kate, otulając małego kołderką. – To dzięki niemu mam Andrew Jamesa.

– Niezupełnie – zaprzeczyła Christy. – Adam zatrzymał ci krwotok, ale chłopak miał się nieźle od początku. Zdzierał płuca z niezadowolenia, gdy mama wykrwawiała się na śmierć. I mam wrażenie, że gdybym nie nadeszła, to sam przegryzłby pępowinę i ruszył do kuchni po przekąskę.

Kate zachichotała, spojrzała na dziecko i wznowiła dochodzenie.

– No, to jak było z twoją nogą?

– Przecież mówię – nie ustępowała Christy – albo kamień, albo Adam. Możesz wybierać.

– A nie miało to czasem czegoś wspólnego z wielką dziurą w siatce w naszych drzwiach frontowych?

Richard wszedł właśnie do izolatki i domagał się odpowiedzi. Za nim wkroczył Adam.

– To sprawka twojego synalka – wyjaśniła Christy. – Kierowca karetki chciał mu otworzyć, ale ten mały macho nie czekał. Wyskoczył butami do przodu…

Richard pokręcił głową.

– Czy chociaż pozwoliła ci to obejrzeć? – spytał Adama.

– Obejrzeć drzwi? – Adam uchylił się przed rzuconą przez Kate poduszką. – Widzę, że czujesz się już lepiej.

– Może zdjąłbyś mi kroplówkę?

– Po dwudziestu czterech godzinach – zaordynował, oglądając kartę wiszącą w nogach łóżka. – Cieszę się, że gorączka ci spada. Dobra robota. – Spojrzał na Christy. – Idziemy?

– Adam – jęknęła Kate – nie możecie tak odejść, musisz mi powiedzieć, co się stało z nogą Christy.

– To paskudna historia – pokręcił głową z godnością. – Przeżyłabyś szok, Kate. Powiedziałbym Richardowi, ale przysięga Hipokratesa nie pozwala mi naruszać zaufania pacjentki. Christy i jej kamień zabiorą swoją tajemnicę do grobu.

Wyszli, zostawiając szczęśliwe małżeństwo. Christy, wsiadając do samochodu, wciąż jeszcze chichotała.

– Czemu nie robisz tego częściej?

– Czego?

– Nie śmiejesz się! Wczoraj brałaś życie śmiertelnie poważnie.

– Martwiłam się o Kate.

– A więc teraz życie znowu może być zabawne. Christy obserwowała go nieufnie, gdy siadał za kierownicą.

– Załóżmy, że tak – powiedziała z powątpiewaniem.

– Świetnie. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Zaczniemy zatem dziś wieczorem…

– Wieczorem?!

– Nie przepadam za fasolą z parówkami. Dziś będę miał ciężki dzień. Zresztą ty też. Wątpię, abyś po powrocie z apteki miała ochotę na gotowanie. Pora na elegancki obiad.

– Elegancja w Corrook? Przecież to niemożliwe…

– Jak to? Jest przecież pub!

– Hm… – uśmiechnęła się – Co to znaczy „hm”? Uśmiech Christy pogłębił się.

– Nie mogę pojąć, czemu dla niektórych stoły pokryte laminatem, zapach skwaśniałego piwa, frytki i befsztyk to znamiona elegancji. Czyżby płace służby zdrowia w Anglii były aż tak niskie?

Odwzajemnił szelmowski uśmiech.

– Gdy tylko Kate będzie mogła zastąpić mnie w roli anestezjologa, pokażę ci prawdziwą elegancję.

Nawet jeśli miałoby to oznaczać czarterowy lot do Londynu, specjalnie dla nas.

– Nie ma takiej potrzeby. – Christy poprawiła włosy gestem wystudiowanej, acz udawanej elegancji.

– Nie wypadłam sroce spod ogona, też znam dobre lokale. Byłam nawet kiedyś wewnątrz Cafe Corrook!

Pokręcił głową ze zdumienia.

– Niesłychane, ty? Cóż mogę dodać? Z pewnością nie zaimponuje ci fakt, że bratanek najlepszego przyjaciela mojej ciotki jest prawie pewien pokrewieństwa swego psa ze spanielem królowej?

– Nie ulegam łatwo oszołomieniu – wycedziła wyniośle, zaraz jednak zepsuła efekt niepohamowanym chichotem.

Zaśmiewali się jeszcze, gdy samochód stanął przed apteką. Ruth wybałuszyła oczy na widok wyłaniających się kolejno: Adama, kul i Christy.

– A zatem dziś wieczorem – przypomniał stanowczo. – Wątpię jednak, bym zdołał odwieźć cię do domu przed wpół do szóstej.

– Dzięki, doktorze McCormack, ale z powodzeniem mogę wziąć taksówkę.

– Odrobina szacunku nie zawadzi, ze względu na spaniela królowej – upomniał ją łagodnie – ale ktoś, kto zna wnętrze Cafe Corrook, może mi mówić Adam. Albo po prostu McCormack – zawahał się – oczywiście pod warunkiem, że rzeczywiście byłaś wewnątrz.

– Dzięki… Adamie. – Potrząsnęła głową ze śmiechem.

– To drobiazg. A zatem odbieram cię z domu o siódmej. – Zanim zorientowała się, co robi, pocałował końce jej palców i przeniósł pocałunek na usta.