– Uważaj na ten paluch, kochanie.
I już go nie było.
– Christy… – Ruth nie mogła ochłonąć, wyszła na jezdnię i gapiła się za znikającym samochodem. – Ależ on jest wspaniały!
Christy też miała kłopoty z regulacją oddechu. Dobrze, że Ruth na nią nie patrzy, może dzięki temu nie zobaczy szkarłatnego rumieńca.
– Ruth, jest już dziesięć po dziewiątej – powiedziała – a apteka ciągle zamknięta!
– I bardzo dobrze – westchnęła Ruth. – Mogłoby tak być zawsze.
Christy potrzebowała prawie pół godziny, aby rutynowe czynności w aptece zaczęły się toczyć zwykłą koleją. Cały jej świat został wywrócony do góry nogami. Całkiem inna Christy opuszczała wczoraj laboratorium. Zupełnie różna od tej, która powróciła dziś rano.
A może powinnam być w dalszym ciągu jędzą, to mniej niebezpieczne, pomyślała. Jeśli Adam nadal będzie rozsiewał te swoje diabelskie uśmiechy… To przez nie zakochała się wówczas. Przez nie i przez jego niewytłumaczalną zdolność zmuszania jej do śmiechu. Nawet wówczas, gdy sprawy przybierały najgorszy obrót.
To jest twój przyjaciel, skarciła się ostro. Musisz nauczyć się traktować go przyjaźnie i… tylko przyjaźnie. On po prostu ma taki ekspansywny sposób bycia. Dotknęła ust, tam gdzie spoczęły jego palce. Tego rodzaju gesty to jego druga natura, ale one nie świadczą o niczym. Może jedynie o tym, że ją nieco lubi. Nauczyły ją wszak tego poprzednie doświadczenia.
– Christy, żyj po prostu tak, jak żyłaś dotąd – powiedziała ponuro na głos. Wyregulowała wysokość fotela i poprawiła zwój etykietek samoprzylepnych w maszynie do pisania. Okropnie się skręcały. Zaczęła je wypełniać:
Pani A. Haddon: valium.
Zaskoczona, przerwała wpisywanie. Sięgnęła po kartotekę. Przerzucała karty póki nie znalazła właściwej. Poprzednia recepta zrealizowana była w zeszły czwartek, a jeszcze wcześniejsza przed trzema tygodniami. Wszystkie na valium. Pierwsze dwie wystawione były przez lekarzy spoza miasteczka. Christy nawet o nich nie słyszała.
– Pani Haddon?
Kobieta w średnim wieku oderwała się od buszowania wśród kosmetyków. Spojrzała na Christy przyjaźnie.
– Co, kochanie? – uśmiechnęła się.
Jak większość mieszkańców Corrook lubiła młodą farmaceutkę. Była nawet jedną z pierwszych poznanych tutaj osób. Samotna, zaglądała często na pogawędkę z Ruth lub Christy. Oparłszy się o kule, Christy pokuśtykała w stronę stelaża. Chciała załatwić sprawę z dala od ciekawskiej Ruth.
– Pani Haddon, przecież kupowała pani valium zaledwie pięć dni temu?
Kobieta skinęła głową. Christy nie była tego całkiem pewna, ale miała wrażenie, że celowo unika jej wzroku.
– Tak, skarbie – przyznała. – Jestem taka roztargniona. Chyba musiałam wyrzucić całe opakowanie wraz z torbami po zakupach. Co się stało z twoją nogą?
– To znaczy, że nawet nie otworzyła pani fiolki? – Christy nie dawała za wygraną.
– Ależ skąd – odrzekła pani Haddon – aż taka roztargniona nie jestem. Gdybym połknęła to wszystko, odwieźliby mnie chyba do czubków. Nieprawdaż?
Musiałam je wyrzucić, to jedyne wytłumaczenie – odrzekła stanowczo. – A teraz powiedz mi – dodała szybko – czy widziałaś już swego małego bratanka? Podobno wykapany tatuś. Ugotowałam potrawkę dla doktora Blaira, zaniosę mu po południu. Robię też na drutach kaftanik dla małego. Zostało mi tylko wykończenie błękitną wstążką…
Christy poddała się i uciekła, nie do końca przekonana. Cień wątpliwości pozostał. Recepta do realizacji była zwykłym powtórzeniem i właściwie nie miała podstaw, by odmówić wydania valium. Patrzyła na nią zamyślona. Lekarz, który ją wystawił praktykował w Tynong, miasteczku oddalonym o czterdzieści mil. Czemu pani Haddon jeździła aż tam po poradę, recepty zaś realizowała w Corrook?
Pewno był jakiś prosty powód. Może nie lubiła Richarda? Albo Kate? Ale przecież Kate ostatnio prawie wcale nie przyjmowała. Christy wydała lek, poczekała, aż pani Haddon zniknie za rogiem i zadzwoniła do apteki w Tynong.
– Na pewno nie wyrzuciłaby tego przypadkiem – zapewniał ją Rob, właściciel tamtejszej apteki.
– W ciągu ostatnich kilku miesięcy przyniosła trzy recepty od trzech różnych lekarzy – dodał – i za każdym razem prosiła też o powtórkę. Ale kiedy dostałem receptę od całkiem nieznanego lekarza, zadałem jej kilka trudnych pytań. I słyszę, że teraz wróciła do ciebie.
Christy zerknęła na receptę.
– Czy znasz doktora Cartwrighta? Zapadła chwila ciszy.
– Mieliśmy tu doktora Cartwrighta, ale… – zawahał się – to było półtora roku temu, prawie go zapomniałem. Przyjechał, żeby zostać partnerem praktykującego tu lekarza, ale wyjechał po trzech dniach.
– No to jakim cudem…? – Christy aż podskoczyła.
– Mieliśmy tu ostatnio kilka włamań. Może receptariusze Cartwrighta nie zostały zniszczone. Obaj nasi lekarze mówili coś o skradzionych receptach.
– Ale numer.
– Niezły masz zgryz, Christy. – Rob stanowczo nie chciał się w nic mieszać. – Musisz dać znać na policję.
– Wiem – przyznała niechętnie – ale nie wyobrażam sobie pani Haddon w masce i z łomem.
– Przecież nie musiała sama się włamywać – odparł. – Istnieje czarny rynek. Podrobione recepty, a nawet receptariusze, można kupić. Tyle że to kosztuje kupę forsy.
– No, ale przecież…
– Christy, mam tutaj kolejkę do samych drzwi – uciął. – Niech się tym zajmie policja.
Odłożyła słuchawkę i pogrążyła się w niewesołych myślach, póki Ruth nie zajrzała na zaplecze.
– Zadzwoń do szpitala i poproś doktora Blaira albo McCormacka, muszę z którymś porozmawiać.
– No to… chyba zacznę od McCormacka. – Ruth uśmiechnęła się z jawną kpiną i chichocząc wykręciła numer.
– Słuchaj no… – Christy zamachnęła się kulą. Jedynie Adam był osiągalny. Ruth wyszła z pastylkami pana Harrisa, a Christy usiadła wygodniej.
– O co chodzi? – spytał zmęczonym głosem, wyraźnie się spieszył.
– Wybacz, że cię odrywam od pracy, ale mam problem.
– Znowu nieczytelna recepta?
– Nie, nie. – Christy pokrótce opisała sytuację.
– Czy myślisz, że policja to jedyne wyjście? Wolałabym tego uniknąć.
– Wcale ci się nie dziwię. – Z wielką ulgą usłyszała, że ma w nim oparcie. – Wiesz co, poproszę Bellę, aby sprawdziła informacje o pani Haddon w kartotece i zadzwonię.
– Będę bardzo wdzięczna.
Niestety, dziesięć minut później wieści nie były pocieszające.
– Nie mamy dużo w dokumentacji. Amy Haddon była u Kate dwa razy w ciągu ostatnich dwu lat. I nigdy nie dostała neuroleptyków. Ale jeśli cofnąć się aż do czasów starego doktora Macguire’a, to i owszem. Przepisywał jej środki uspokajające po śmierci męża. Tyle że to było sześć lat temu.
Christy milczała, trawiąc informacje.
– Czyli jest pacjentką Kate – stwierdziła w końcu.
– Czy możemy odłożyć sprawę do czasu, kiedy Kate wydobrzeje?
– Niestety, nie – powiedział łagodnie. – Nie wtedy, gdy w grę wchodzą skradzione recepty.
– Czy to znaczy, że muszę iść na policję? Zastanawiał się.
– Myślę, że tak. Oni muszą się o tym dowiedzieć – powiedział w końcu. – Dla pani Haddon byłoby jednak o wiele lepiej, gdyby dowiedzieli się wprost od niej.
– Też tak myślę – zgodziła się.
– Czy chciałabyś, abym ja z nią porozmawiał? Tak, pomyślała, właśnie tego chcę. Zwalić na kogoś cały ten kram. Jeśli Adam ma chęć…
– Nie – powiedziała z ociąganiem. – Znam Amy Haddon i myślę, że ma do mnie zaufanie. Jeśli Kate nie może, to będzie to najlepsze rozwiązanie. Niestety.
– Kiedy będziesz mogła do niej pójść? – Poznała po głosie Adama, że chce ją skłonić do konkretnej decyzji.
– No, chyba… pójdę tam dzisiaj.
– Dasz radę dokuśtykać? – Tak.
– To na Church Street pod siedemnastym? – czytał z kartoteki.
– Tak.
– Świetnie, przyjadę tam po ciebie, powiedzmy wpół do siódmej.
– Ależ mogę wziąć taksówkę.
– Będę o wpół do siódmej – uciął stanowczo.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Dzień ciągnął się nieznośnie, a zamierzona wizyta u pani Haddon ciążyła Christy jak kamień. O wpół do szóstej z ociąganiem zamknęła aptekę. Na szczęście nie musiała iść daleko.
Schludny domek otoczony był regularnie posadzonymi rzędami petunii, stokrotek i cynii. Pani Haddon otworzyła drzwi natychmiast, lecz na widok Christy jej powitalny uśmiech zbladł, a w oczach pojawił się popłoch. Opanowała się jednak szybko.
– Christy, kochanie, jak to miło, że wpadłaś. Chodź do środka. Właśnie zaparzyłam herbatę. Wypijesz filiżankę? – Amy Haddon uśmiechnęła się nerwowo.
Usiadły w kuchni przy stole.
– Pani Haddon, oczywiście wie pani, czemu tu przyszłam – przerwała Christy.
Twarz Amy zastygła w grymasie sztucznego ożywienia. Uniosła dłoń do ust, jakby chciała zatrzymać cisnące się słowa.
– Chodzi o… moją receptę? – Tak.
– Kiedy ja naprawdę wyrzuciłam to opakowanie. – To bez znaczenia. Sprawa jest poważniejsza.
– Christy pokręciła głową. – Recepta była sfałszowana.
Zapadła martwa cisza. Tykanie zegara przypominało dźwięk bomby przed wybuchem. Amy ukryła i głowę w ramionach opartych na stole i rozpłakała się. Christy czekała bez słowa. W tym momencie żadne pocieszenia nie miały sensu.
Wreszcie przyszło przerywane szlochami wyznanie. Christy słuchała uważnie, czując swą bezradność wobec problemów siedzącej naprzeciw kobiety. Odruchowo wzięła ją za rękę. Nie zadawała jednak żadnych pytań. Nie było to zresztą potrzebne.
Wszystko zaczęło się od śmierci Billa Haddona albo być może nieco wcześniej. Tom, ich syn, wciąż kłócił się z ojcem, wreszcie zniknął z domu. Amy nie widziała go już od ośmiu lat. Opowiadała znajomym z miasteczka, że wyjechał za ocean, poznał w Ameryce miłą dziewczynę i ustatkował się. To wszystko były kłamstwa. Po śmierci męża została całkiem sama.
Któregoś dnia załamała się i poszła do doktora Macguire’a. Płacząc, opowiedziała, jak bardzo jest samotna, a także o swych samobójczych myślach. Macguire spieszył się, zresztą nie bardzo go to wszystko interesowało. Przepisał jej valium. Nie rozwiązało to problemów, ale nieco odsunęło je na bok. Niestety, po jakimś czasie pastylki przestały być skuteczne. Musiała wciąż zwiększać dawkę.
"Cienie przeszłości" отзывы
Отзывы читателей о книге "Cienie przeszłości". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Cienie przeszłości" друзьям в соцсетях.