Po dziewiąte, jeśli to możliwe, powinna ich cechować charyzma. I po dziesiąte – jedyny zakaz, mój drogi Samie – wybrana osoba nie może angażować się w żadną działalność religijną.

Otworzyła oczy i spojrzała prosto na niego.

– Biorąc pod uwagę te wskazówki, sądzę że wywiązałam się z zadania.

– Wszyscy zrealizowaliście zadania – powiedziała dr Carriol, zanim dr Abraham zareagował. – Nie bierzemy udziału – ciągnęła (jej palce poruszały się na aktach niczym pajęcze nogi) – w konkursie, nawet jeśli to ćwiczenie ma sprawdzić skuteczność metod badawczych, komputerów, metodologii i sprawność personelu. Pięć lat temu, kiedy przydzielono wam to zadanie – a także pieniądze, komputery i pomocników – może wydawało się wam, że macie kupę czasu i pieniędzy na zajęcie się zwyczajnym ćwiczeniem. Ale nie sądzę, by zrozumienie, jak ważne jest to zadanie, zabrało wam więcej niż trzy miesiące. Sekcja Czwarta przystąpiła do pierwszej fazy Operacji Poszukiwanie z najpełniejszymi zbiorami danych, najlepszymi programami komputerowymi oraz statystycznie i realnie bezkonkurencyjny mi zespołami badawczymi w całym federalnym aparacie biurokratycznym.

– To prawda – powiedział dr Abraham, nie wiadomo dlaczego czując się, jakby mu dano po łapach.

– Dobrze. Czy już skończyliśmy z dr Hemingway? Czy ktoś ma do jej kandydatów jakieś zastrzeżenia?

Cisza.

– W porządku. Dziękuję, Millie. Zwłaszcza za to wspaniałe streszczenie wytycznych Operacji Poszukiwanie.

Dr Hemingway skrzywiła się, ale milczała.

– Zechce nam pan przedstawić swoich kandydatów, doktorze Chasen? – spytała uprzejmie dr Carriol.

Natychmiast zapomniano o zranionych uczuciach. Kiedy dr Chasen zbierał akta, salę konferencyjną wypełniła atmosfera oczekiwania.

Był potężnym i upartym mężczyzną znanym z ostrego języka. Również znakomitym analitykiem; dr Carriol ukradła go Zdrowiu, Edukacji i Ubezpieczeniom Społecznym około dziesięć lat temu. Podobnie jak inni, uwielbiał pracować dla Judith Carriol.

To, że nie zabrał głosu podczas prezentacji sześciorga kandydatów, było nieco zaskakujące, ale teraz dr Hemingway i dr Abraham zrozumieli, dlaczego tak się stało: nie padło oczekiwane nazwisko, które trzymał w zanadrzu. To w dużym stopniu pozbawiło napięcia jego wystąpienie. Toteż atmosfera w sali nie zapierała tchu w piersiach. Raczej miała posmak zawodu. A jednak, gdy Moshe Chasen podniósł zwaliste ciało z krzesła i otworzył teczkę, nie wyglądał na zawiedzionego.

– Wybrałem pierwszą alternatywę metody selekcji – powiedział głosem równie mrocznym i kanciastym, co jego twarz. – Nie aż tak demokratyczną, Millie, ale – według mnie – o wiele bardziej skuteczną. Wraz z kierownikiem grupy badawczej podejmowaliśmy decyzje osobno i oczywiście okazały się identyczne.

Oczywiście powtórzyła dr Carriol, nieco groźnie Dr Chasen rzucił szefowej szybkie spojrzenie i spuścił głowę.

– Nasz pierwszy kandydat – wybrany dość dowolnie – to doktor Joshua Christian. Amerykanin od sześciu pokoleń, w jego żyłach płynie krew nordycka, celtycka, armeńska i rosyjska. Trzydzieści dwa lata. Wolny, bezdzietny, nigdy się nie ożenił. W wieku dwudziestu lat dobrowolnie poddał się sterylizacji. Informacje dostarczone przez komputer nie pozwoliły nam ustalić, czy doktor Christian ma jakieś preferencje seksualne. Mieszka z bardzo zżytą rodziną: matką (ojciec nie żyje), dwoma braćmi, siostrą i bratowymi. Jest niekwestionowaną głową rodziny – określiłbym go jako urodzonego opiekuna.

Z wyróżnieniem ukończył Chubb i zrobił doktorat z psychologii, również w Chubb. W Holloman, w stanie Connecticut, kieruje prywatną kliniką, a specjalizuje się w leczeniu nerwic tysiąclecia. Wyleczył wyjątkowo dużo pacjentów, jego zaś z braku lepszego określenia muszę nazwać postacią kultową. Może dlatego, że w trakcie terapii zachęca pacjentów do szukania wsparcia w Bogu, choć niekoniecznie w jakiejkolwiek religii. Jego osobowość jest niezwykle wyrazista, umie przemawiać do każdego zgromadzenia. Ale głównym powodem, dla którego wybrałem go, jest jego zdumiewająca charyzma. Powiedziała pani, że tego nam potrzeba. No więc, on to ma.

Po tym przemówieniu nastało pełne osłupienia milczenie. Dr Moshe Chasen wymienił niewłaściwe nazwisko!

Dr Carriol patrzyła na niego z takim napięciem, aż podniósł głowę i spojrzał nieustępliwie w jej oczy.

– Najpierw zgłoszę zastrzeżenia – powiedziała w końcu spokojnym, pozbawionym emocji głosem. – Nigdy nie spotkałam się z terminem „nerwica tysiąclecia” i nie słyszałam o Joshui Christianie. – Dr Judith Carriol była jednym z czołowych amerykańskich psychologów.

– Nic dziwnego. Doktor Christian nigdy nie publikował artykułów poza pracą doktorską. Oczywiście przeczytałem ją i przekazałem ekspertom z tej dziedziny. Niemal w całości składa się z eksperymentów wyrażonych w wykresach i tabelach z najkrótszym, najbardziej suchym komentarzem, jaki zdarzyło mi się widzieć. Ale jego praca, dotycząca sprzężenia zwrotnego mi w nerwicy lękowej, była tak błyskotliwa i oryginalna, że znalazła się w czołówce wszystkich badań w tej dziedzinie.

– No dobrze, nie znam tych badań, ale powinnam coś o nim słyszeć, a nie słyszałam – powiedziała dr Carriol.

– To mnie nie dziwi. Zdaje się, że w ogóle nie zależy mu na rozgłosie. Po prostu chce prowadzić małą klinikę w Holloman.

W swoim środowisku jest lekceważony albo wykpiwany, choć należy do wybitnych specjalistów.

– Dlaczego nie publikuje? – spytała dr Hemingway.

– Najwidoczniej jest zablokowany.

– Do tego stopnia, że nie może napisać artykułu? W naszych czasach, przy tych wszystkich przyrządach dla osób nie mogących pisać? – głos dr Hemingway był pełen niedowierzania.

– Tak.

– A zatem jest poważnie upośledzony – stwierdził dr Abraham.

– Czy wytyczne, które tak dokładnie wyliczyła nam Millie wspominają, że kandydat musi być doskonały nie tylko jako małżonek i rodzic? Sugerujesz upośledzenie umysłowe, Sam?

– No cóż, istnieje taka możliwość – powiedział dr Abraham obronnym tonem.

– Daj spokój! Nie bądź taki cholernie oficjalny!

– Panowie, panowie! – wtrąciła ostro dr Carriol. Wyjęła fotografię z teczki, do której nawet nie zajrzała, tak uważnie słuchała dr. Chasena, prezentującego swojego sensacyjnego kandydata. Teraz spojrzała na zdjęcie, jakby mogło jej wyjaśnić, dlaczego Moshe Chasen nie wybrał tego człowieka, którego powinien. Owszem, twarz miał atrakcyjną, chociaż wyglądał na zagłodzonego. I wcale nie był przystojny z tym krogulczym nosem – to chyba armeńska krew?

Ciemne, bardzo błyszczące i przykuwające uwagę oczy. Ta twarz miała ascetyczną surowość, której tak brakowało innym. Tak, intrygowała. Ale… Judith wzruszyła ramionami.

– A kto jest pańskim drugim kandydatem, doktorze Chasen? spytała.

Uśmiechnął się chytrze.

– Niemal słyszę, jak wszyscy zastanawiają się, kto popełnił ten idiotyczny błąd, komputer czy ja. Spokojnie! Komputer jest w porządku! Oto, kogo wybrał: senator David Sims Hillier VII. Czy muszę coś dodawać?

W chwili gdy dr Chasen wymówił to nazwisko, rozległo się głośne, zbiorowe westchnienie ulgi. Złoty chłopiec! Przed oczami dr Carriol pojawiła się kolorowa fotografia o wymiarach osiem na dziesięć; najulubieńszy, najbardziej szanowany i podziwiany człowiek w Ameryce. David Sims Hillier VII, senator Stanów Zjednoczonych.

W wieku trzydziestu jeden lat zbyt młody na prezydenta, którym z pewnością zostanie przed czterdziestką. Metr osiemdziesiąt pięć wzrostu, a zatem wolny od kompleksu Napoleona. Pięknie zbudowany, a zatem wolny od kompleksu Atlasa. Jasne falujące włosy z pewnością pozostaną gęste do późnego wieku. Głębokie, intensywnie niebieskie oczy osadzone w twarzy o klasycznych, regularnych rysach, a jednak wcale urodziwej. Nawet na fotografii widać było, jak mistrzowsko natura ukształtowała jego podbródek. Linię ust miał prostą i ascetyczną, oczy patrzyły twardo, przenikliwie, mądrze. Nie sprawiał wrażenia samoluba, okrutnika, osoby praktycznej czy obojętnej na los ludzi znajdujących się w położeniu gorszym niż on.

Dr Carriol odłożyła zdjęcie.

– Pytania?

– Sprawdziłeś go dokładnie, Moshe? – dociekała dr Hemingway.

– Oczywiście. I jeśli jest na nim choć trochę błota, ja nie potrafię go znaleźć. – Dr Chasen skinął poważnie głową. – Jest doskonały!

– No to dlaczego – dopytywał się dr Abraham – wybrałeś jakiegoś domorosłego psychologa z takiej dziury jak Holloman w stanie Connecticut zamiast najlepszego człowieka Ameryki?

Pytanie to dr Chasen potraktował z najwyższym respektem. Zamiast odciąć się szybko i błyskotliwie, zmarszczył brwi, zastanowił się i przyznał do własnej niewiedzy. Najbardziej zaskakujące zachowanie, zwłaszcza wobec sceptycyzmu kolegów.

– Nie potrafię tego wytłumaczyć – powiedział. – Po prostu czuję przez skórę, że doktor Christian jest jedynym człowiekiem, spełniającym wszystkie warunki, przynajmniej wśród moich kandydatów.

I nadal tak uważam! Pamiętam bardzo dokładnie Judith, gdy pięć lat temu siedziała w tym samym miejscu i przydzielała nam zadania.

I pamiętam, jak wielką wagę przykładała do charyzmy. Oto, powiedziała, co czyni ta ćwiczenie najbardziej istotnym przedsięwzięciem, jakie kiedykolwiek powzięto: będziemy używać najbardziej nowoczesnych przyrządów i metod, by sprecyzować coś nieuchwytnego. Jeśli dokonamy tego, stwierdziła, przejdziemy do historii badań. Prześcigniemy nawet Departamenty Sprawiedliwości i Skarbu Państwa, zostając niekwestionowanymi mistrzami przetwarzania danych. Dlatego programy komputerowe nastawiłem na cechy wskazujące na charyzmę kandydata.

Rozdrażniony przeczesał włosy palcami, czując, że jeszcze nie doszedł do sedna sprawy.

– Bo czym jest charyzma? – spytał retorycznie – Pierwotnie słowo to oznaczało boską moc świętych i proroków, daną im, by nawracali dusze. Ale w drugiej połowie zeszłego stulecia stało się tak wyświechtane, że określano nim osobowość gwiazd, playboyów i polityków. Teraz wszyscy doskonale znamy Judith. Znaliśmy ją dobrze nawet przed rozpoczęciem Operacji Poszukiwanie! Wiedziałem, że słowo „charyzma” pojmuje zgodnie ze starą definicją, gdyż nie dba o pozory.