Wreszcie nimi zawładnął. Nawet Judith wyprostowała się na krześle i spojrzała na niego, jakby nigdy go nie widziała.

– W gruncie rzeczy – zwłaszcza od pojawienia się mass mediów – to, jak dana osoba wyraża i realizuje idee, jest równie ważne, co ich istota. Niech Bóg zlituje się nad kimś, kto napisał naprawdę ważną książkę, a potem wygłupił się w „Godzinie z Marleną Feldman”, ponieważ właśnie na tej podstawie cała Ameryka wyrobi sobie zdanie o znakomitym pisarzu Johnie Blow. Ileż to razy kandydat na prezydenta przyćmił swoich rywali podczas telewizyjnej debaty tylko dlatego, że atrakcyjniej przedstawił siebie i swój program. Jak myślicie, dlaczego stary Gus Rome utrzymał naród przy sobie i opanował obydwa domy? Dzięki telewizyjnym pogadankom. Siedział i wpatrywał się w kamerę tymi swoimi wielkimi, jasnymi, hipnotyzującymi oczami, przelewając myśli i ducha z Białego Domu do każdego mieszkania. Tak skutecznie, że każdy, kto patrzył i słuchał go, był przekonany, iż ten człowiek przemawia tak spontanicznie tylko do niego.

Był twardy, nieugięty i nadzwyczaj szczery, i świetnie prezentował siebie. Znał słowa i idee, które wyzwalały emocje.

Skrzywił się, jakby nagle jakaś myśl przyprawiła go o mdłości.

– Słyszeliście kiedyś przemówienia Hitlera, widzieliście go na starych filmach, jak zawładnął tłumem. Śmieszne. Nam wydaje się upozowanym, wrzeszczącym, infantylnym człowieczkiem. Mnóstwo Niemców stosowało jego taktykę, odwołując się do tych samych frustracji, żądali zbrodni i kozłów ofiarnych, ale brakowało im umiejętności tłumienia zdrowego rozsądku i intelektu lawiną emocji. Hitler był diabłem wcielonym, ale miał charyzmę. Albo jego śmiertelny wróg, Winston Churchill. W większości swoich przemówień cytował prace innych lub parafrazował je. To co mówił, wydaje się teraz nieprawdopodobnie sentymentalnymi banałami. Ale wygłaszał je w najwspanialszy na świecie sposób i tak jak Hitler trafił na czasy, kiedy to, co i jak mówił, wpływało na ludzi. On też ich ekscytował!

Charyzma. Ani Hitler, ani Churchill nie byli seksowni czy przystojni, ani też, jak sądzę, szczególnie czarujący. Chyba że chcieli urzekać, a wtedy zwabiali swoim czarem ptaki wprost z drzew. Święty Franciszek z Asyżu miał charyzmę i dosłownie oczarowywał ptaki. No dobrze. A teraz spójrzmy na gwiazdę popu Iggy-Piggy i playboya Raoula Delice. Czy otacza ich charyzma? Nie! Są seksowni, pełni uroku, zbierają hołdy. Ale kiedy wicher czasów zmiecie ich z powierzchni ziemi, nikt nawet nie wspomni ich imion. Brakuje im prawdziwej charyzmy, tej siły, by poprowadzić naród w czasy największej świetności lub zepchnąć go na samo dno. A senator David Sims Hillier VII? Komputer twierdzi, że nie ma on charyzmy, jakiej oczekuje Judith. Kierownik mojej grupy zgadza się z tym. Ja również. Natomiast nazwisko dr. Joshuy Christiana bez przerwy pojawiało się na pierwszym miejscu. Bez względu na to, co robiliśmy, jego nazwisko wyskakiwało jak korek, którego nie mogliśmy ściągnąć na dół. Po prostu.

Dr Carriol skinęła głową.

– Dziękuję, Moshe – uśmiechnęła się. – Wiem, że teraz to zabrzmi trochę prozaicznie, ale przedstaw nam trzeciego kandydata.

Dr Chasen zstąpił z wyżyn uniesienia i otworzył ostatnią teczkę.

– Dominie d’Este. Amerykanin od ośmiu pokoleń, z domieszką murzyńskiej krwi po dziadku. Trzydzieści sześć lat. Żonaty, dwoje dzieci. Zezwolenie KSDD na drugie dziecko numer DX-42-6-084.

Starsze to jedenastoletnia dziewczynka, uczy się na samych szóstkach.

Młodszy chłopiec ma siedem lat, oceniany jako wyjątkowo zdolny.

W skali Carriol kandydat otrzymuje najwyższą notę jako mąż i ojciec – ironicznie skinął głową w kierunku szczytu stołu.

Dr Carriol przyjęła to do wiadomości i dalej studiowała przystojną twarz na fotografii. Murzyńskie pochodzenie właściwie zdradzały tylko oczy, czarne jak noc i dziwnie, wspaniale płynne, co cechuje czarnych.

– Dominie d’Este był astronautą w misjach kosmicznych „Phoebus”, specjalizował się w inżynierii słonecznej, teraz jest burmistrzem Detroit. Poświęca cały czas i energię na to, by miasto pozostało głównym producentem trolejbusów, omnibusów i innych urządzeń w okresie wiosenno-letnio-jesiennym. Kiedy w Waszyngtonie debatuje się nad „Phoebusem”, przesiedleniami lub jakimkolwiek większym projektem dotyczącym metalurgii czy mechaniki precyzyjnej, on tam jest i jak szalony optuje za Detroit. Otrzymał Nagrodę Pulitzera za książkę zatytułowaną „Nawet Słońce umiera w zimie”. Zasiada w prezydenckiej radzie do spraw utrzymania miast. Prowadzi również w stacji telewizyjnej ABC popularny program publicystyczny „Północne miasto”. I wreszcie, uznawany jest za najlepszego, po senatorze Hillierze, mówcę w kraju.

– Pytania? – odezwała się dr Carriol.

– Po prostu jest zbyt przystojny – mruknęła dr Hemingway.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

– Zgadzam się, zgadzam się! – zawołał dr Chasen, rozkładając ręce w obronnym geście.

– Nie wspomniałeś o czymś, o czym wiem, ponieważ znam Dominica osobiście, Moshe – odezwał się dr Abraham, były analityk danych NASA. – Burmistrz d’Este jest aktywnym członkiem starszyzny swojego Kościoła.

– Pamiętam o tym. Ale po namyśle zdecydowaliśmy – komputer, kierownik i ja – iż zobowiązania i zaangażowanie religijne burmistrza d’Este są tak nikłe, iż nie należy eliminować go spośród kandydatów – mruknął dr Chasen. – Albo finalistów.

Dr Carriol odłożyła ostatnią teczkę na pozostałe i odsunęła je na bok. Oparła się dłońmi o stół. Poruszała lekko palcami.

– Z całego serca chciałabym wam podziękować za tak rzetelną pracę, którą wykonaliście perfekcyjnie. Mam nadzieję, że oddaliście akta kandydatów do Federalnego Banku Danych i usunęliście z banków wszelkie ślady programów?

Wszyscy skinęli głowami: dr Abraham, dr Hemingway i dr Chasen.

– Oczywiście zachowacie swoje programy do powtórnego użytku, ale tak skatalogowane, by ich prawdziwa zawartość pozostała niezrozumiała dla kogoś z zewnątrz. Czy ktoś zachował jeszcze dokumenty, taśmy lub inne dowody istnienia Operacji Poszukiwanie?

Wszyscy zaprzeczyli.

– Dobrze. Od dzisiaj przejmuję akta. Zanim przejdziemy dalej, może John zorganizuje coś pokrzepiającego?

Uśmiechnęła się do sekretarza, którego ołówek nie zatrzymał się od początku zebrania; teraz natychmiast odłożył notatki i wstał.

Dr Hemingway wymknęła się na chwilę, by skorzystać z toalety.

Pozostali siedzieli w milczeniu. John Wayne wprowadził wózek z kawą, herbatą, ciastkami, kanapkami, winem i piwem. Sprawnie częstował zgromadzonych. Dr Hemingway wróciła, a pozostali odzyskali wigor.

– Chętnie skopałabym się za to, że nie ukierunkowałam programu bardziej na charyzmę – powiedziała dr Hemingway, jedząc kanapkę z wędzonym łososiem.

– Moshe chyba zbyt swobodnie zinterpretował zadanie – zauważył dr Abraham.

Wszyscy spojrzeli na dr Carriol, która tylko poruszyła brwiami, co nie wyjaśniło niczego.

– Świetnie się bawiłem – stwierdził dr Chasen i westchnął. Mam nadzieję, Judith, że druga faza będzie równie ciekawa?

Było to podchwytliwe pytanie, ale dr Carriol znowu nie odpowiedziała.

Wreszcie odsunęła wózek i zaczekała, aż John Wayne odstawi go i wróci na miejsce, by dalej notować.

– Wiem dobrze, że czujecie niedosyt informacji o drugiej fazie Operacji Poszukiwanie. Nie mówiłam o tym, abyście poświęcili całą energię fazie pierwszej i nie pozwalali sobie na niedokładności, podświadomie oczekując, że druga faza rozstrzygnie wasze wątpliwości – zamilkła na chwilę i spojrzała na dr. Chasena. – Zanim omówię tę fazę, oznajmiam, iż odsuwam doktora Chasena od Operacji Poszukiwanie. Przechodzisz do innego projektu, Moshe. Nie dlatego, że nie jestem usatysfakcjonowana twoją pracą. Wprost przeciwnie.

Spisałeś się bardzo dobrze, Moshe. Przyznam, że mnie zaskoczyłeś.

– Jednak nie jesteś zadowolona z naszej pracy! – westchnęła dr Hemingway i zmarszczyła boleśnie twarz.

– Nie panikuj, Millie. Sądzę, że ogólny rezultat nie zmienił się pod wpływem stronniczej taktyki Moshe. Nie zapominajcie, że pierwsza faza miała wskazać nieprzewidywalne wybory trzech kandydatów przez każdy zespół. W fazie drugiej zamierzałam sublimować tych dziewięć pozycji aż do momentu, gdy skutecznie zajmiemy się nieuchwytnym. W pierwszej fazie pracę z komputerem traktowałam raczej jako narzędzie do usuwania błędów człowieka z tego, co nazywam sprawdzalnymi komputerowo danymi. A zatem przyznaję, że zafascynowało mnie to, iż ktoś sporządził program do sprawdzenia tak wielu kandydatów, nie pomijając nieuchwytnego. Ale istnieje możliwość, że druga faza zaprzeczy odkryciu Moshe, co nie ujmuje błyskotliwości jego pracy, może jedynie wskazać na błąd. Nie zapominajmy, że do drugiej fazy wchodzi dziewięciu kandydatów, z których sześciu nie wybrał Moshe. Skupił się na jednym z dziesięciu parametrów – nieuchwytnym. Ale istnieje możliwość, że w ten sposób manipulował danymi tak, iż pozostałych parametrów nie przeanalizował wystarczająco dokładnie.

– Nie! – warknął dr Chasen.

Dr Carriol się uśmiechnęła.

– Dobrze, dobrze. Ale druga faza rozpocznie się tak, jak zaplanowano, ponieważ mamy dziewięcioro kandydatów, a nie tylko trójkę wybraną przez Moshe.

– Czy byłoby lepiej, gdybyśmy przepuścili naszych sześciu kandydatów przez program Moshe? – zapytał dr Abraham.

– Nie. Zbyt wiele zależałoby od przypadku i od ciebie, Moshe bez obrazy.

– Rozumiem, że druga faza polega na rozpoznaniu? – zapytała dr Hemingway.

– Właśnie. Jeszcze nikt nie zdefiniował tego, co nazywam „czuciem przez skórę”. Sądzę, że to rodzaj pozornie spontanicznej reakcji człowieka na innych ludzi w życiowych sytuacjach. Zawsze uważałam, że to konkretne zadanie, gdy ludzkie emocje mają największą wagę, polega na dłuższej obserwacji, wywiadach lub testowaniu małej, wyselekcjonowanej grupki kandydatów. Dziś, pierwszego lutego jest ostatni dzień fazy pierwszej, a jutro – pierwszy drugiej. Mamy trzy miesiące. Pierwszego maja musimy zakończyć drugą fazę Operacji Poszukiwanie.