– Akurat!

– Tęsknisz za nim?

– Tak.

– Musisz dać sobie radę bez niego.

Zdjął okulary do czytania i spojrzał na nią badawczo.

– Judith, czym właściwie jest Operacja Poszukiwanie?

– Poszukiwaniem pewnego człowieka.

– Po co?

– Na to odpowie czas. Ja nie mogę. Przepraszam.

– Czy raczej nie chcesz?

– Po trosze jedno i drugie.

– Zostaw go, Judith! – krzyknął z głębi serca.

– O co ci chodzi, do licha?

– Prezentujesz najgorszy rodzaj wścibstwa. Wykorzystujesz innych, by osiągnąć własne cele.

– To nic nadzwyczajnego, wszyscy to robimy.

– Ale nie tak jak ty – powiedział ponuro. – Jesteś zupełnie inna. Może ukształtowały cię te czasy, nie wiem. A może tacy, jak ty, byli zawsze. Ale osiągnęłaś takie wpływy, że możesz naprawdę szkodzić.

– Frazesy – powiedziała pogardliwie i wyszła z gabinetu. Zamknęła cicho drzwi, by pokazać mu, że nic a nic ją to nie obeszło.

Dr Chasen siedział chwilę, gryząc oprawkę okularów, a potem westchnął i wziął do ręki plik wydruków komputerowych. Ale nie mógł ich odczytać bez okularów. Nie włożył ich, gdyż oczy miał pełne łez.

Przez sześć tygodni dr Judith Carriol ani razu nie skontaktowała się z dr. Joshua Christianem. Przez trzy tygodnie oglądała go z rodziną w najdrobniejszych detalach na taśmie wideo, słuchała jego pacjentów i byłych pacjentów, ich krewnych, jego przyjaciół oraz wrogów, nagranych na taśmę magnetofonową. Ciekawe, że żadne informacje w niczym nie umniejszały jej entuzjazmu.

Nawet wtedy, gdy dr Chasen tak ostro wytknął jej konsekwencje postępowania, uważała, że załatwiając swoje sprawy służy jednocześnie sprawie Joshuy. A jej sekretne wywiadowcze działania świadczą o najczystszym, altruistycznym poświęceniu. Gdyby Joshua Christian wiedział o jej poczynaniach i oskarżył ją, tak jak Moshe Chasen, nadal mogłaby spojrzeć mu prosto w oczy i zapewnić z największą szczerością, że wszystko to robiła dla jego dobra. Nie szkodziła świadomie, gdyż dr Christian wyczułby to od razu. I nie była pozbawiona serca, lecz nic w życiu nie skłaniało jej do etycznego zachowania i szlachetności.

W dzieciństwie cierpiała nędzę i pustkę emocjonalną. Gdyby jej sytuacja była gorsza, władze stanowe przeniosłyby ją w bardziej przyjazne środowisko. W nieco lepszych warunkach może ocalałoby w niej trochę łagodności, właściwej każdemu dziecku. Dziesięć lat starsza od dr. Christiana wychowywała się w daleko bardziej okrutnych warunkach. Była dziesiątym z trzynastu dzieci w rodzinie z Pittsburga w czasach, gdy w przemyśle żelaznych nastąpiła recesja.

Nazywała się wtedy nie Carriol, lecz Carroll. Kiedy patrzyła na te lata z perspektywy dokonań, dochodziła do wniosku, że nadmiar dzieci w jej rodzinie był rezultatem raczej zaniedbań i alkoholizmu, niż katolickich frazesów, na które powoływali się rodzice. Z całą pewnością domową atmosferę zdominował odór taniej whisky, a nie pobożność. Judith przeżyła jako jedyna z trzynaściorga dzieci dlatego, że przejmowała się jedynie własnym losem. W wieku dwunastu lat podjęła dorywczą pracę, w której wytrwała przez wszystkie szkolne lata.

Była schludna, prawa i zdrowa, a ponieważ nie kokietowała w pracy, zawsze miała zajęcie. Błagania rodziny o pomoc puszczała mimo uszu. Wkrótce przekonali się, że nawet na torturach nie wyjawi, gdzie schowała pieniądze. W końcu zostawili ją w spokoju, pogardzali nią, dokuczali, ale i bali się jej. Kiedy osiągnęła niemal idealne wyniki w testach i zaproponowano jej pełne stypendium w Harvardzie, Chubb lub Princeton, oznajmiła rodzinie, że zdecydowała się na Harvard, po czym wstąpiła do Princeton. Potem natychmiast zmieniła nazwisko.

Od tego czasu nigdy nie interesowała się rodziną w Pittsburgu.

Traktat w Delhi już podpisano, ona zaś wkrótce po tym historycznym wydarzeniu z wyróżnieniem ukończyła studia. Obroniła dyplomy z psychologii oraz socjologii i wygrała walkowerem konkurs o wolne miejsce w nowo powstałym Departamencie Środowiska. Była też niestrudzonym pracownikiem Augustusa Rome, który przygotował program reorganizacji narodu. Dr Judith Carriol nienawidziła wielodzietne rodziny chyba najbardziej ze wszystkich ludzi na świecie.

Kiedy prezydent Rome ustawicznie przekonywał naród, że nieodwołalnie muszą dołączyć do reszty świata, preferując rodziny z jednym dzieckiem, ona uczyła się wprowadzać tę ideę w czyn. Pojechała do Chin, pioniera na tym polu od 1978 r., Indii, Malezji, Japonii i Rosji, Wspólnoty Bliskiego Wschodu, Eurowspólnoty i wielu innych miejsc.

Nawet do Australii i Nowej Zelandii, które również podpisały traktat w Delhi, pod jednym warunkiem: że (tak jak Kanadę i USA) zostawi się ich w spokoju, począwszy od militarnej inwazji aż do imigracji.

Z chińskim zespołem zjeździła dziesiątki krajów, obserwowała życie, słuchała wykładów, rad.

Departament Środowiska od pierwszego dnia stał się jej domem.

Należała do awangardy olbrzymiego przedsięwzięcia – walki z przeciwnikami rodzin z jednym dzieckiem. Oczywiście postępowali według chińskich metod: apelowali do zdrowego rozsądku, patriotyzmu i kwestii finansowych, unikając indyjskiej metody – przymusowej sterylizacji. To, że program odnosił skutek, bez wątpienia zawdzięczali wszystkim poważnym ciosom, które otrzymał kraj i z których nie zdążył się otrząsnąć. Program powiódł się także dzięki osobistemu wkładowi prezydenta Rome, który na szczęście miał tylko jedno dziecko. Wreszcie dzięki jednemu bezlitosnemu faktowi – wiek oziębienia atmosfery nastał nagle i nic nie należało odkładać na bardziej odpowiedni moment.

Błyskotliwa kariera nie wypełniła emocjonalnej pustyni, po której błąkała się jej dusza, ale umocniła w niej przekonanie, że inteligencją i odwagą wybija się spośród kolegów i koleżanek. I tak nigdy nie uważała, że jej koncepcje i działania mogą mieć jakieś poważne mankamenty. Była realistką, wierzyła w potęgę faktów, a cokolwiek im zagrażało, podlegało anatemie.

Dlaczego doprowadziła do tak niebezpiecznej sytuacji, by kontaktować się z kimś nielogicznym, mistycznym i kierującym się instynktem, jak dr Joshua Christian. Klęła w duchu jego przekorę. Jak mógł nie dostrzegać, że doskonale realizuje jej cele? A kiedy to już zrozumiał, czemu nie podziękował jej, nie polubił, a może nawet pokochał?

Teraz niczym szara eminencja dzień po dniu, godzina po godzinie obserwowała na kasecie Joshuę Christiana w najintymniejszych sytuacjach i nie czuła wyrzutów sumienia, nie zadawała sobie pytania, czy ma do tego prawo. Dowiedziała się, że dłubał w nosie, że nie masturbował się, śpiewał, chichotał i robił śmieszne miny podczas porannych wypróżnień (wiedziała nawet, iż nie ma tendencji do zaparć), że mówił do siebie w samotności (czasami z fantastyczną pasją!), że z trudem zasypiał i chętnie wstawał, że matkę, braci, siostrę i bratowe darzył najszczerszą miłością. Dowiedziała się nawet – niestety – że bratowa, którą nazywał Myszką, zakochała się w nim, a siostra go nienawidziła. Ta wiedza dotyczyła całej rodziny, a zdobyła ją niczym złodziej.

Pod koniec szóstego tygodnia dr Judith Carriol – jak zwykle z Johnem Wayne u boku – zakończyła zbieranie dowodów, włącznie ze szkicem książki „Boże przekleństwo; nowe ujęcie problemu nerwicy tysiąclecia” autorstwa Joshuy Christiana, doktora filozofii uniwersytetu Chubb.

W tym samym czasie spotkała się z dr. Samuelem Abrahamem i dr Millicent Hemingway, którzy wręczyli jej wywiady z kandydatami. Podziękowała im i skierowała do pracy nad indywidualnymi aspektami przesiedlenia, które dr Moshe Chasen wyodrębnił z całego programu jako łatwiejsze do realizacji. Nie przyszło im do głowy, że cel Operacji Poszukiwanie już osiągnięto.

Powiadomiła Harolda Magnusa, że jest gotowa, a ten zawiadomił Tibora Reece.

Spotkanie trójki odbyło się w Białym Domu. Dr Carriol nie podobało się miejsce spotkania. Kręciło się tu pełno nieznanych ludzi, którym nie ufała. Podejrzewała, że Harold Magnus myśli podobnie.

Kto wie, ile mikrofonów i kamer założyli w pokoju konferencyjnym Białego Domu i kim w ogóle byli ci „oni”? To, że skrycie obserwowała dr. Christiana wynikało z najszlachetniejszych pobudek, czego nie można powiedzieć o tych szaleńcach od inwigilacji, szwendających się po korytarzach Departamentów Stanu, Sprawiedliwości i Obrony.

W każdym razie, na pozór było to rutynowe spotkanie prezydenta z dwoma departamentowymi mózgami – cholerne nudziarstwo, które prezydent chętnie zwaliłby na kogoś innego, gdyby nie to, że musiał koniecznie przyjąć ich osobiście. Dlatego należy modlić się, żeby ochroniarze Stanu i wywiadowcy Sprawiedliwości, i stróże Obrony spokojnie pilnowali swoich terenów, nieczuli na zapach tego współczesnego ogniska narodowych bolączek – Środowiska.

Nie bała się. Nie była nawet zdenerwowana. Odpowiadało jej, że spadł na nią obowiązek mówienia, bo świetnie znała słuchaczy. Harold Magnus mógł twierdzić, że Operacja Poszukiwanie to jego dziecko, ale ona dobrze wiedziała, czyje ono było i nikomu, a już z pewnością nie szefom, nie odda kontroli nad programem. To nie oni podejmą decyzję. Jej wózek z jabłkami był już załadowany. Nieważne, który owoc wybiorą, i tak na wszystkich widnieje nazwisko Joshuy Christiana. Oczywiście miała nad nimi przewagę, gdyż świetnie znała program, mogła więc planować atak.

W gruncie rzeczy oni spodziewają się tylko jednego poważnego kandydata do realizacji zadania, mianowicie senatora Davida Simsa Hilliera VII. Magnus preferował Hilliera, ale co do Reece’a nie była już taka pewna. Dr Carriol miała na obronę dwa argumenty. Po pierwsze, bezsporny fakt, że zadanie to dawało olbrzymie wpływy.

Jeśli powierzy się je senatorowi żądnemu władzy, obecny lokator Białego Domu będzie poważnie zagrożony. Po drugie – to Tibora Reeca i Joshuę Christiana łączyło fizyczne podobieństwo. Obaj nazbyt wysocy, szczupli, o bardzo ciemnej karnacji i zapadłych twarzach.

Rzecz jasna, również genetycznie nie różnili się tak bardzo: w żyłach dr. Christiana płynęła krew rosyjska, armeńska i nordycko-celtycka, a prezydenta – węgierska, żydowska i celtycka.