Był spięty, z wyrazem cierpienia w oczach.
– Nie wiem, dlaczego czuję się dzisiaj tak podle, Lucy. Zdaję sobie sprawę, że w ogóle nie powinienem o tym mówić, ale zawsze uważałem, że mam do zrobienia coś więcej, niż doglądać moich biednych pacjentów. Walczę z tym, naprawdę! Ale wiem, że mam misję do spełnienia, Lucy! Daleko stąd, wśród milionów, których nie znam.
Chcę wziąć ich w ramiona i okazać miłość! Pokazać im, że komuś na nich zależy! Komukolwiek – choćby mnie.
Dr Carriol wyłączyła wideo.
– Ten człowiek – powiedział Harold Magnus, wskazując palcem ekran – to rewolucjonista albo szaleniec!
– Nie, panie sekretarzu – sprzeciwiła się. – Zupełnie nie pasuje do typu rewolucjonisty. W głębi serca jest wyjątkowo prawomyślny, a jego etos jest bardziej konstruktywny niż destruktywny. On nie nienawidzi, lecz kocha! Nie podpala, lecz krwawi! To nie szaleniec.
Rozumuje logicznie i konsekwentnie, mocno stoi nogami na ziemi.
Zgadzam się, że potencjalnie może deprymować, ale jeśli będzie robił to, do czego najwyraźniej jest stworzony – rozkwitnie.
– Na ekranie sprawia duże wrażenie – powiedział z namysłem prezydent.
– Jest obdarzony prawdziwą charyzmą, panie prezydencie, co skłoniło doktora Chasena i jego zespół do przedłożenia go nad senatora Hilliera. Po osobistym kontakcie z doktorem Christianem przekonałam się, że jest bezkonkurencyjny. Przez cały dzień mogłabym prezentować jego przemówienia, ale nie zrobię tego. To, co już pokazałam, jest istotne dla Operacji Poszukiwanie. Najlepszy dowód to ta książka. Musi ją pan przeczytać.
– Rozumiem, że pani nie ma żadnych wątpliwości co do przydatności doktora Christiana? – zapytał prezydent przyglądając się jej uważnie.
– Sir. To jedyny człowiek, który wykona zadanie jak należy.
– Hillier, Hillier! – warknął Harold Magnus.
– A co z senatorem? – zapytał Tibor Reece nie sekretarza Departamentu, lecz dr Judith Carriol.
Dr Carriol odłożyła pilota na stół i pochyliła się do przodu. Zacisnęła palce na kolanach, lecz głowę podniosła tak, by patrzeć wprost na Tibora Reece.
– Panie prezydencie, panie sekretarzu, będę absolutnie szczera.
Nie mogę udowodnić dostatecznie tego, co powiem, ale wywnioskowałam to na podstawie pewnych zachowań. Jestem przekonana, że senatora Hilliera nie należy brać pod uwagę z jednego powodu pomijając charyzmę, którą ma lub nie. Niedawno spędziliśmy bardzo przyjemne popołudnie. Po spotkaniu nie miałam już wątpliwości, że nasz dobry senator kocha władzę dla niej samej. Nie wolno powierzać zadania szaleńcowi! To proste.
– Interesujące – stwierdził prezydent z nieprzeniknioną twarzą.
– Poza tym senator nie ma przeświadczenia, jak doktor Christian, że jest wybrańcem losu. Słyszeliście tego ostatniego. Zgodziliśmy się, że do tej roli nie nadaje się żaden zakonnik. Po pierwsze, z powodu różnych uprzedzeń religijnych i dlatego, że jesteśmy świadkami ostatecznej klęski religii, tracącej wyznawców. Ale nasz kandydat musi roztaczać wokół siebie religijną aurę. Kiedyś, gdy nie było samochodów, samolotów, komputerów, powszechnej edukacji i innych zdobyczy naszych czasów, tylko zakonnik wykonałby to zadanie.
Nie mam prawa ani zamiaru wypowiadać się na temat aktualnej kondycji religii, panowie. Wiem, że obaj wierzycie i praktykujecie, że wiele osób nadal wierzy. Ale co roku odchodzą miliony! Umiarkowany wzrost frekwencji w kościołach w ostatnich dwudziestu pięciu latach zeszłego wieku był oczywiście wynikiem agresywnej polityki nuklearnej ówczesnej władzy. Wraz z ustąpieniem zagrożenia, świątynie znów opustoszały. Według ostatnich statystyk tylko jedna osoba na pięćdziesiąt tysięcy regularnie chodzi do kościoła. Nie twierdzę, że zadanie ma zwrócić ludzi ku Bogu, ale sądzę, że to również należy do programu. Dr Joshua Christian cieszy się charyzmą, ale nie chodzi z głową w chmurach, co zrozumie pan po przeczytaniu jego książki pełnej metafizyki i praktycznych rad: jak uczynić pięknym dom bez okien, jak oswoić się z zimnem, przeprowadzić przesiedlenie, jak postępować w urzędach, biurach, komitetach, zgromadzeniach, jak spędzać wolny czas, jak dbać o to, by nie rozpuścić jedynaka fantastyczne sprawy! Z książki można również wywnioskować, że doktor Christian kocha wszystkich obywateli świata, ale szczególnie rodaków. Jest przede wszystkim Amerykaninem.
– To ważne – powiedział Harold Magnus. Słuchał jej, lecz wciąż rozważał słowa o senatorze Hillierze. Sprytna, sprytna ta Carriol! Dokładnie to należało powiedzieć obecnemu prezydentowi o potencjalnym rywalu.
– Pięć lat temu zgodziliśmy się, że musimy zrobić dla naszych obywateli coś więcej i znaleźć na to sposób, nie wymagający milionów, których po prostu nie mamy. Projekt „Phoebus” jest zbyt ważny, by uszczuplać finanse, przeznaczone na jego realizację. Więc dlaczego nie ofiarować ludziom osoby, której zawierzą, nie jak Bogu czy politykowi, po prostu jak dobremu, życzliwemu, mądremu człowiekowi!
Człowieka, który ich kocha! Stracili tak wiele z tego co kochali rodziny, wygodne domy, długie lata i krótkie zimy. To przeszłość! Ale czy – jak w Sodomie i Gomorze – to kara za pokolenia żyjące w grzechu, co tak wielu kaznodziejów wmawiało wiernym? Większość ludzi nie sądzi, że byli źli. Żyją szalenie skromnie i oczekują za to nagrody. Nie wierzą, że muszą płacić za grzechy przodków tylko dlatego, że przyszło im żyć w początkach tego tysiąclecia. Nie wierzą w Boga, który – jak się im wmawia – zesłał wiek lodu, by ich ukarać! Kościoły to instytucje, a każdy ogłasza się jedynym prawdziwym, uznawanym przez Boga. Ale ludzie są teraz sceptyczni i jeśli już zaakceptują jakiś Kościół, to raczej na swoich warunkach.
– Rozumiem, doktor Carriol, że pani nie wierzy – stwierdził sucho prezydent.
Zamilkła natychmiast. Zastanawiała się pospiesznie z bijącym sercem, czy powiedziała za dużo, za mało, czy po prostu nie to, co trzeba. Później odetchnęła głęboko.
– Tak, panie prezydencie. Jestem ateistką.
– Dość uczciwie – dodał tylko.
Odczytała to jako sygnał do zmiany kursu, co też zrobiła.
– Chcę wyjaśnić, że chyba nikt nie mówi ludziom, że ich kocha, nawet w Kościołach. A rząd może dbać o obywateli, ale już z założenia nie może ich kochać – powiedziała. – Panie prezydencie, dajmy im człowieka, którego nie interesuje władza, zaszczyty czy pieniądze! – Rozluźniła uścisk palców i wyprostowała się. – To już chyba wszystko.
Tibor Reece westchnął.
– Dziękuję, doktor Carriol. Przejrzę akta siedmiu kandydatur, które mi pani dostarczyła. Chciałbym, by pani również wyraziła w paru słowach opinię o każdym z nich. Teraz pojąłem ideę Operacji Poszukiwanie lepiej niż kiedykolwiek, przyznaję to z zadowoleniem.
Ale czy mógłbym o coś zapytać?
Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Oczywiście, sir.
– Czy zawsze tak dobrze rozumiała pani istotę Operacji Poszukiwanie?
Zastanowiła się.
– Raczej tak, panie prezydencie. Ale odkąd spotkałam doktora Christiana, rozumiem ją jeszcze lepiej.
Spojrzał na nią.
– Tak. – Włożył okulary do czytania i wziął siedem teczek. Maestro Benjamin Steinfeld?
– Zbyt długo był ulubieńcem świata muzycznego, by nie ucierpiało na tym jego ego.
– Doktor Schneider?
– Sądzę, że zbyt związała się z NASA i projektem „Phoebus”, by chciała je porzucić.
– Doktor Hastings?
– Wątpię, czy kiedykolwiek wyzwolił się od image’u piłkarza, a wielka szkoda, bo jest więcej wart niż futbol.
– Profesor Charnowski?
– W wielu kwestiach liberał, ale sądzę, że nadal jest zbyt przywiązany do rzymskiego katolicyzmu, by postępować tak jak powinien nasz człowiek.
– Doktor Christian?
– Według mnie – to on, panie prezydencie.
– Senator Hillier?
– Pożąda władzy.
– A burmistrz d’Este?
– To dobry, najmniej samolubny człowiek na świecie. Ale zbyt prowincjonalny.
– Dziękuję, doktor Carriol. – Prezydent zwrócił się do sekretarza Departamentu: – Masz jakieś uwagi, Harold, poza tym, że faworyzujesz senatora Hilliera?
– Nie podoba mi się, że do projektu wkradła się religia, panie prezydencie. To niebezpieczna sprawa. Może bierzemy na siebie więcej, niż zdołamy unieść.
– Dziękuję. – Prezydent skinął głową obojgu; sygnał, że to koniec spotkania. – Za jakiś tydzień powiadomię was o mojej decyzji.
Przekroczywszy próg Białego Domu, dr Carriol uświadomiła sobie, jak wielki jest gniew sekretarza. Wiedział, że ona nie faworyzuje senatora Hilliera, ale nie spodziewał się, że tak otwarcie przemówi do prezydenta. I oczywiście nie miał pojęcia, że dr Christian wywróci jego wózek z jabłkami. Razem przyjechali wygodnym cadillakiem, a podczas tej podróży dokładnie poinstruował ją, jak ma postępować.
A teraz okazał swoją wściekłość nakazując szoferowi, by zatrzasnął drzwi tuż przed nosem dr Carriol. Stała na chodniku i patrzyła, jak cadillac sunie przez Pensylvania Avenue, skręca na wschód i znika. No i dobrze. Łatwo przyszło, łatwo poszło. W takim razie wracamy do pracy na piechotę.
Decyzja prezydenta nadeszła po czterech dniach. Sekretarza Środowiska i dr Judith Carriol poproszono, by dokładnie o drugiej osobiście przybyli do Białego Domu na spotkanie z panem Reece’em.
Przyszła pieszo, jako że sekretarz nie zaproponował jej jazdy samochodem, a ona nie zamierzała upokorzyć się i prosić go o to. Na szczęście było ciepło i słonecznie. Jak cudownie znów zobaczyć wczesną wiosnę! Minęła już pora kwitnienia wiśni, ale za dwa tygodnie miały zakwitnąć derenie. Za to trawniki były pełne żonkili, drzewka pokryły się kwiatami. Przechadzka stała się prawdziwą przyjemnością.
Przybyła do Białego Domu w tej samej chwili co szef. Weszli razem w milczeniu. Uśmiechnęła się do niego radośnie, kiedy wysiadał z wozu, ale on tylko sapnął. Interesujące. Chyba sądził, że przegra. Oczywiście znał Tibora Reece o wiele lepiej niż ona. Do zeszłego tygodnia raz tylko spotkała się z prezydentem – pewnego doniosłego dnia w lutym 2027 r., gdy już trzy lata pełnił swoją funkcję i spodziewał się, że zostanie ponownie wybrany w listopadzie 2028.
"Credo trzeciego tysiąclecia" отзывы
Отзывы читателей о книге "Credo trzeciego tysiąclecia". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Credo trzeciego tysiąclecia" друзьям в соцсетях.