– Josh? Wszystko w porządku?
– Tak, dziękuję.
– Z kim rozmawiałeś?
– Jesteś sama, Mary?
– Tak.
– To naprawdę był prezydent. Muszę jechać do Waszyngtonu, ale prosił, żeby o tym nie rozpowiadać – westchnął. – Jest czwartek po południu, a on chce, żebym zjawił się w sobotę rano. Ale to sprawa poufna, więc tym razem nie będę korzystał w podróży z żadnych przywilejów. Załatwisz mi bilet na jutrzejszy pociąg?
– Zgoda. Pojechać z tobą?
– Dobry Boże, nie, poradzę sobie! Jaką by znaleźć wymówkę dla rodziny na tak nagły wyjazd do Waszyngtonu?
– Proste – stwierdziła Mary sucho. – Powiedz, że musisz spotkać się z doktor Carriol.
– Dlaczego o tym nie pomyślałem? Ależ z ciebie mądra dziewczynka!
– Nie jestem mądra. To tylko ty czasami głupiejesz, Joshuo Christianie! – Przerwała połączenie z głośnym trzaskiem.
– Chyba czymś się jej naraziłem – mruknął do siebie.
Poufny charakter sprawy nie pozwolił prezydentowi na udzielenie dr. Christianowi gościny w Białym Domu, ale zarządzenia, jakie wydał z okazji jego przyjazdu do Waszyngtonu były naprawdę miłe, a gdy chciał okazać kartę Totocred, machnięto ręką. W sobotnie popołudnie siedział już w hotelowym pokoju i czekał na telefon od Tibora Reece.
Prezydent zadzwonił około drugiej i dr Christian wyczuł, że nie telefonował po raz pierwszy. O, rety. Ale nie czynił mu żadnych jawnych czy zakamuflowanych wymówek; po prostu był szalenie zadowolony, że Joshua przyjechał.
– Przyślę po pana samochód o czwartej – poinformował i odłożył słuchawkę tak szybko, że dr Christian nie zdążył powiedzieć, iż chętnie się przespaceruje.
Nie miał nawet okazji dobrze przyjrzeć się Białemu Domowi, tak szybko pokojówka poprowadziła go przez różne korytarze do pomieszczenia, sprawiającego wrażenie prywatnego salonu. Kiedy później przypominał je sobie, pamiętał głównie uczucie zawodu. Wnętrze nie równało się pod względem piękna lub elegancji z jakimkolwiek europejskim pałacem ani nawet większymi posiadłościami, które w szkole oglądał na filmach wideo. Uznał je za zimne i ponure. Może spowodowały to częste zmiany lokatorów i odmienne gusta każdej kolejnej First Lady? Z pewnością odstawało od parteru numer 1047 przy Oak Street, przynajmniej w skromnej opinii dr. Christiana.
On i prezydent Tibor Reece byli do siebie bardzo podobni, a wyczuli to od pierwszej chwili. Ich oczy znajdowały się na tym samym poziomie, co dla obu było miłe i zaskakujące. A mocne, o długich palcach i gładkiej skórze dłonie pasowały do siebie w uścisku.
– Moglibyśmy być braćmi – powiedział Tibor Reece i wskazał krzesło. – Proszę, doktorze.
Dr Christian usiadł nie komentując uwagi prezydenta. Podziękował za alkohol, zamówił kawę i milczał, dopóki jej nie przyniesiono.
Nie był ani trochę skrępowany, co gospodarz przyjął z wdzięcznością.
Tak często musiał marnować energię, której nie miał zbytwiele, na ośmielanie gości.
– Pan nie pije, doktorze?
– Tylko dobry koniak po posiłku, panie prezydencie. Ale nie określam tego mianem nałogu. Musimy rozgrzewać się przed snem.
Prezydent uśmiechnął się.
– Proszę się nie usprawiedliwiać, doktorze. To bardzo cywilizowany nałóg.
Po chwili zapanowała między nimi spokojna i pełna szacunku atmosfera. W końcu prezydent z westchnieniem odstawił filiżankę.
I – To bardzo ważny okres, prawda, doktorze?
– Tak sądzę, sir.
Tibor Reece wpatrywał się w milczeniu w splecione dłonie. Później poruszył lekko ramionami.
– Doktorze Christian, mam pewien ważny problem natury osobistej. Ufam, że mi pan pomoże. Po przeczytaniu pańskiej książki jestem tego pewien.
Dr Christian milczał. Skinął tylko głową.
– Równowaga mojej żony jest poważnie zachwiana. Doszedłem do wniosku, że to klasyczny przykład nerwicy tysiąclecia. Wszystkie jej problemy wynikają z realiów, w których żyjemy.
– Jeśli naprawdę jest w złym stanie, może to coś więcej niż nerwica. Mówię tak tylko dlatego, by nie łudził się pan, że jestem uzdrowicielem.
– Oczywiście.
Prezydent opowiadał, ani razu nie przypominając o poufnym charakterze sprawy, choć zwierzenia stawały się coraz bardziej krępujące, upokarzające i niebezpieczne dla niego, jeśli źle ocenił dr. Christiana. Chociaż nie polegał jedynie na własnym zdaniu. Judith Carriol sprawdziła doktora z niezwykłą dokładnością i nie zauważyła tendencji do zdradzania tajemnic pacjentów czy wrodzonego braku zasad.
Tibor Reece był zrozpaczony. Jego szczęście rodzinne ani małżeństwo nie istniały. Córka była pozbawiona miłości i opieki. A egoizm żony pogłębiał się. Zżył się z widmem skandalu, nie przejmował się nim aż tak, jak sprawami osobistymi. Najwidoczniej bardziej zależało mu na zdrowej żonie.
– Czego pan ode mnie oczekuje? – zapytał dr Christian, gdy opowieść dobiegła końca.
– Nie wiem, naprawdę. Na razie proszę zostać na kolacji, dobrze? W sobotnie i niedzielne wieczory Julia jest zawsze w domu uśmiechnął się krzywo. – To miasto żyje od poniedziałku do piątku, każdy ucieka na weekend, nawet chłopcy Julii.
– Bardzo chętnie – zgodził się dr Christian.
– Spodoba się jej pan, doktorze. Każdy mężczyzna jej się podoba. A pan jest podobny do mnie – roześmiał się jak ktoś, kto ma zbyt mało okazji do śmiechu. – Oczywiście to może oznaczać, że znienawidzi pana od pierwszego wejrzenia! Chociaż wątpię. To nie leży w jej charakterze. Pod koniec głównego dania wyjdę, zostaniecie sami.
Zniknę na jakieś pół godziny. – Spojrzał na zegarek. – Dobry Boże!
Już po piątej! Zawsze spotykamy się z córką tu o wpół do szóstej.
Ledwie skończył mówić, do salonu weszła dziewczynka z kobietą w stroju angielskiej niani, która z wielką godnością skinęła prezydentowi głową i wyszła, dokładnie zamykając za sobą drzwi. A dziewczynka została, zbyt wysoka, szczupła, o wydatnym nosie i zapadniętych policzkach, zbyt podobna do ojca, by uchodzić za atrakcyjną, choć czas i dobry kurs gimnastyki lub baletu poprawiłyby jej postawę i figurę.
Również miała na imię Julia, ale ojciec nazywał ją Julie. Skończyła dwanaście lub trzynaście lat i wkroczyła w okres dojrzewania. Osiągnęła już niemal sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Biedactwo.
Zachowywała się bardzo niedojrzałe, przypominając raczej dwuletnie dziecko. Ojciec za rękę poprowadził ją do stołu i posadził na kolanach. Bawiła się jego krawatem, pomrukując coś do siebie.
Wydawało się, że nie widzi dr. Christiana. Ignorowała go. Nie odzywała się. A jednak co chwilę zerkała na niego ukradkiem, a w jej spojrzeniu widniała niezaprzeczalna inteligencja. Joshua usadowił się tak, by obserwować ją spod powiek, pozornie patrząc zupełnie gdzie indziej. Po kilku minutach takiej zabawy zastanawiał się, czy czasem to nie przypadek z pogranicza autyzmu. Z pewnością była raczej psychotyczką niż opóźniona w rozwoju. Przed laty doszedł do wniosku, że ludziom bogatym, sławnym i z wyższych sfer medycyna nie poświęca tyle uwagi co gorzej sytuowanym. Dlatego teraz dociekał, czy dziewczynkę kiedykolwiek dokładnie przebadano i poddano testom. Korciło go, by na parę dni podesłać ją Myszce. Nikt na świecie nie robił testów lepiej niż Myszka.
– Panie prezydencie – powiedział po dziesięciu minutach obserwowania córki i ojca. – Czy mógłbym obejrzeć pański dom? To chyba moja jedyna szansa. Czy byłoby zbyt wielkim kłopotem, gdyby ktoś mnie oprowadził?
Tibor Reece spojrzał na niego z wyraźną wdzięcznością. Podniósł słuchawkę i załatwił to w dwie minuty, choć w sobotnie popołudnie w budynku nie było już zawodowych przewodników.
– Tylko powoli – powiedział dr Christian do gospodyni. Chciałbym naprawdę wiele skorzystać.
Wrócił do salonu około siódmej, doprowadziwszy gospodynię prezydenta do rozpaczy wścibstwem, setkami pytań, niezaspokojoną ciekawością i nieustępliwością.
Julie odeszła. Nadeszła Julia.
Zachowanie Pierwszej Damy nie było dla Joshuy nowością po licznych spotkaniach z podobnymi kobietami. Przysiadł na końcu kanapy, ona zaś naprzeciwko z podwiniętą nogą, zwrócona ku niemu całym ciałem. Ta poza miała nie tyle podkreślać jej wdzięki, co zirytować męża, który nie widział dokładnie ze swojego miejsca, co i do jakiego stopnia pokazywała gościowi. Cokolwiek mówił dr Christian, w odpowiedzi zmysłowo mruczała, a gdy tylko mogła wyrazić zachwyt, wywołany przeraźliwie nudną rozmową, pochylała się i dotykała lekko jego ramienia, policzka lub ręki. W czasach, gdy można było palić, odegrałaby wspaniały spektakl: on zapalałby jej papierosa, a ona dotykałaby jego dłoni, by okazać, jak wielką sprawia jej to przyjemność.
Julia Reece, co za piękna kobieta. Blondynka, niemal albinoska, z dość wyrazistymi bladobłękitnymi oczami, cudowną jasną cerą i wspaniałym biustem, szczodrze wydekoltowanym, ale w granicach dopuszczalnych dla żony prezydenta. Również była bardzo wysoka (co oznaczało, że genetyka nie dała ich dziecku żadnych szans), ale zbudowana niczym Wenus – wąska talia, krągłe piersi i biodra oraz długie, piękne nogi. Ubierała się dobrze i bardzo drogo. Była o piętnaście lat młodsza od prezydenta.
Jeśli Reece oczekiwał, że gość zabłyśnie jako mówca, doznał wielkiego zawodu. Dr Christian podtrzymywał wprawdzie rozmowę, lecz nie powiedział niczego, co nawet najbardziej wyrozumiały słuchacz mógłby nazwać błyskotliwym, dowcipnym, głębokim lub oryginalnym. Obecność tak niesympatycznej, drażniącej kobiety, jak Julia Reece, deprymowała go. Miała okropny zwyczaj mówienia rzeczy, które skutecznie niweczyły wszelką przyzwoitą rozmowę. Biedny Tibor Reece! Albo przeżywał charakterystyczny dla starszych mężczyzn okres fascynacji nad wiek rozwiniętymi dziewczętami, albo został złapany jak nie spodziewająca się niczego ryba. Dr Christian pomyślał, że w grę wchodzi chyba to drugie. W przeciwnym razie Julia zachowywałaby się inaczej.
Wniesiono i zabrano rosół, sałatę, wreszcie pojawiło się główne danie – pieczony kurczak. Tibor Reece wstał i obiecał, że wróci na kawę i koniak.
"Credo trzeciego tysiąclecia" отзывы
Отзывы читателей о книге "Credo trzeciego tysiąclecia". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Credo trzeciego tysiąclecia" друзьям в соцсетях.