Najgorsze, że podróż się przedłużała. W miarę, jak książka zdobywała popularność, a jego nazwisko stało się powszechnie znane, zasypywano Atticusa prośbami o wizytę dr. Christiana.

Elliott MacKenzie odmawiał, świadomy konsekwencji publicznych występów, dopóki Waszyngton nie powiadomił dyskretnie, że dr Christian powinien jednak odwiedzić wszystkie miasta, gdzie go zapraszają. Dr Carriol przynajmniej dwa razy w tygodniu otrzymywała z wydawnictwa wiadomość, że muszą pojechać jeszcze do kilku miast.

Tydzień zmienił się w dwa, trzy, cztery – cały miesiąc w drodze, a dr Christian wciąż spotykał się z tłumami, najwidoczniej zdolny myślała dr Carriol ze zgrozą – do podróżowania bez końca.

– Czy zastąpicie Joshuę? Wiem, że mówisz płynnie po hiszpańsku, a my skierujemy was przed wyjazdem na intensywny kurs portugalskiego.

– Skąd wiesz, jakie znamy języki? – spytała Mary, patrząc na Elliota MacKenzie z takim bólem, że ten poruszył się niespokojnie na bladoróżowym krześle.

– Joshua mi powiedział, gdy jedliśmy u mnie obiad. Jest z was niesamowicie dumny. A ja sądzę, że sprawicie mu ogromną radość, przedstawiając jego dzieło w innych krajach.

– To trudna sprawa – powiedział James powoli. – Zwykle Joshua tutaj decyduje. Czy moglibyśmy zapytać go przez telefon, co o tym myśli?

– Nie chciałbym podrywać jego autorytetu, ale, prawdę mówiąc, tyle ma teraz na głowie, że chyba lepiej go tym nie niepokoić zaoponował ostrożnie Elliott MacKenzie.

– Ja pojadę – odezwała się nagle Mary.

Bracia spojrzeli na nią w osłupieniu.

– Ty? – zapytał James.

– Tak. Czemu nie?

– Po pierwsze, ja i Drew mamy do pomocy żony. Po drugie, znamy języki.

– Pozwólcie mi jechać – szepnęła.

Andrew roześmiał się.

– Nawet nie zdecydowaliśmy jeszcze, czy w ogóle ktokolwiek wyruszy, Mair. Ale Jimmy ma rację. Powinny to być małżeństwa. Ty i mama musicie pilnować wszystkiego. – Spojrzał z namysłem na Myszkę, siedzącą ze spuszczonymi powiekami i twarzą bez wyrazu. – Mam na to wielką ochotę, Elliott. – Odwrócił się do wydawcy z uśmiechem tak słodkim jak starszego brata. – Kilka miesięcy w Ameryce Południowej wyjdzie mojej żonie na dobre.

Matka dołączyła do dr. Christiana w Mobile w stanie Alabama.

Swój nie zapowiedziany przyjazd wytłumaczyła tym, że trzeba zawiesić działalność kliniki, ponieważ stał się sławny.

– Nie masz pojęcia, co się działo! – powiedziała do syna z ożywieniem. – Wszędzie ludzie! Nie po to, żeby się leczyć, chcą po prostu obejrzeć nasze domy, wypić z nami kawę i porozmawiać, bo należymy do twojej rodziny. Jakbym poruszała się wśród milionów świeżo wylęgłych piskląt! Nie możemy pracować. Ale to nic, najdroższy – dodała z wielką powagą, ponieważ stał przy niej, spokojny i cichy. – Znaleźliśmy inne zajęcie. Pan MacKenzie wysyła Jamesa i Miriam do Europy, bo książka już tam wyszła i wszyscy domagają się spotkania z tobą. Tylko, że ty nie możesz do nich pojechać, bo masz tutaj zajęcie, zresztą i tak nie znasz języków.

A ponieważ Andrew pięknie mówi po hiszpańsku, pan MacKenzie wysyła go z Marthą do Ameryki Południowej. Tam też już ukazała się książka. No więc jestem! Bez pracy! James, Miriam, Andrew i Martha pojechali do Nowego Jorku na odprawę, trening czy coś w tym rodzaju i nie wrócą. No więc… co tam! – Powiedziałam Mary, że musi opiekować się domem i roślinami, bo ja będę teraz jeździć z tobą.

Wstrząsnął nim gwałtowny dreszcz.

– Ależ moja praca! – jęknął.

Mama zatrajkotała nerwowo.

– No tak, naturalnie trwa nadal, najdroższy, ale już nie w klinice.

Obejmuje cały nasz kraj i inne kraje. Na pewno James i Andrew będą dla ciebie bardzo ciężko pracować za granicą! Widzisz, kiedy pan MacKenzie pojechał do Nowego Jorku, odbyliśmy rodzinną naradę i zdecydowaliśmy, że w tych okolicznościach najlepiej pomożemy ci, rozpowszechniając książkę.

– Co ja zrobiłem? – zapytał w przestrzeń.

Dr Carriol nie miała szansy przerwać tego bezmyślnego potopu informacji, które zamierzano na razie ukryć przed dr. Christianem.

Bezradna i wściekła, trzymała język za zębami. Teraz spróbowała naprawić szkody.

– Joshua, robisz to, czego najbardziej pragnąłeś! – powiedziała kojąco. Czynnie pomagasz milionom ludzi uchronić się przed kryzysem dziesięcioleci! W kraju zapanował zupełnie inny nastrój, a zawdzięczamy to jedynie tobie.

Zwrócił ku niej żałośnie drżącą twarz.

– Tak, Judith? Naprawdę?

Ujęła mocno jego ręce.

– Mój drogi, nie wprowadzałabym cię w błąd w tak poważnej sprawie! Właśnie dokonujesz wspaniałego cudu.

– Nie jestem cudotwórcą, tylko człowiekiem, który stara się ze wszystkich sił!

– Tak, tak. Wiem. To była przenośnia.

Westchnęła cicho, trochę zrozpaczona, rozdrażniona i zawiedziona, – Zrozum, w ciągu miesiąca stałeś się sławny. Skąd mogłeś wiedzieć, co to znaczy? Nikt tego nie wiedział, łącznie ze mną! Ani razu nie pomyślałam o tym, co zdarzy się w Holloman. Ale mimo iż klinikę zamknięto, posuwasz się naprzód siedmiomilowymi krokami.

– A więc to jest dzieło mojego życia, Judith? Nieprawda! Nie przetrwa! Nigdy nie chciałem, żeby trwało! Klinika… – urwał.

Wzburzenie odebrało mu głos.

– Joshua, kiedy wszystko się skończy, otworzysz klinikę. To całkiem proste! James i Andrew wrócą, znowu będziecie razem, i wasze życie wróci do normy. Oczywiście, nigdy nie uwolnisz się od wpływu „Bożego przekleństwa”, ale chyba tego nie pragniesz.

Będziesz znów pracował w Holloman! Wieści, które przywiozła mama, brzmią tak katastroficznie, bo czujesz, że gdybyś nie wyjechał, nie zamknięto by kliniki. Uspokój się i przemyśl wszystko! To, co teraz robisz jest najbardziej nierealną formą egzystencji – ciągłe podróże, spotkania z ludźmi, zmęczenie, ale przecież nigdy nie sądziłeś, że to będzie łatwe, Joshua. Więc może by tak trochę odczekać? Przeżyj ten okres zmian. Przecież w książce tłumaczysz, że zmiana oznacza reorganizację. A reorganizacja wymaga czasu i cierpliwości! Pracy!

Spróbował się roześmiać, ale mu nie wyszło.

– Kiepski ze mnie odbiorca własnych kazań, w tym cały kłopot.

Potrafię słuchać tylko wtedy, gdy rozbrzmiewają mi w głowie.

A z moją ostatnio źle się dzieje.

– Joshua, już późno – powiedziała, z nieświadomą troskliwością, zniżając głos o oktawę. – Jutro zaczynamy od szóstej rano, bo to Mobile. Idź spać.

Posłuchał, ale dziś nie odczuwał już euforii. Po raz pierwszy od rozpoczęcia podróży dr Carriol zauważyła u niego przygnębienie.

Cholera jasna, mamo! Dlaczego istnieją na świecie kobiety, które nie myślą o niczym, z wyjątkiem własnej macicy? Kiedy Judith rozpaczliwie próbowała naprawić to, co mama zepsuła, winowajczyni siedziała zakłopotana i niewinna, wodząc spojrzeniem od Joshuy do

Judith, jakby zupełnie nie rozumiała, o co chodzi.

Rzeczywiście nic nie pojęła, bo kiedy zbierał się do wyjścia, wstała, by mu towarzyszyć, nadal narzekać i jęczeć.

Dr Carriol powstrzymała ją ostro.

– O, nie! Chcę zamienić z tobą parę słów! – powiedziała groźnie i wywlokła mamę z salonu do jej pokoju. A czy mama pomyślała o mieszkaniu? Że mogłaby dzielić pokój z drogą Judith? Jak dostała się do Mobile? Na pewno nie przy pomocy Atticusa! O, wiedziała, że robi coś złego, jasne. Ale to jej nie powstrzymało.

– O co chodzi, Judith? – zadrżała mama. – Czy narozrabiałam?

– Ostatnia rzecz, jakiej potrzebował twój syn, to dowiedzieć się, że zamknięto klinikę, a rodzina wyjechała za granicę.

– Ależ to prawda! Dlaczego miałby o tym nie wiedzieć? Myślałam, że się ucieszy! – jęknęła mama.

– Byłoby na to dość czasu po jego powrocie do Holloman. Jak sądzisz, dlaczego mu nie powiedziałam? W tej chwili przeżywa nieprawdopodobne napięcie! Podróżuje bez przerwy, nie dosypia, wyczerpuje wszystkie zapasy energii na spotkaniach, podpisując setki książek. Mamo, dlaczego przyjechałaś? Nie rozumiesz, że twoja obecność to kolejne brzemię, które musi znieść?

Oddychała ciężko, jej wspaniały biust falował.

– Jestem jego matką! – westchnęła. – Byłam… byłam za niego odpowiedzialna, odkąd skończył cztery lata. Wiem, że przeżywa stres, dlatego przyjechałam! Proszę mi wierzyć, doktor Carriol, będę mu pomocą, nie brzemieniem!

– Na miłość boską, mamo, nie próbuj ze mną tych gierek powiedziała Judith ze znużeniem. – Bądź uczciwa! Siedziałaś w Holloman, w opuszczonej klinice, twoi synowie wyruszyli w świat, a ty poczułaś się osamotniona. Gdybyś naprawdę tak troszczyła się o dobro Joshuy, wysłałabyś tu Mary, a sama dowodziła tą fortecą w Holloman. Gnębisz tę dziewczynę przez cały czas. Biedna Mary!

Przyznaj! Umierałaś z ciekawości! Twój wychuchany pierworodny odszedł i stał się sławny, więc chciałaś trochę się zabawić. Jesteś piękną kobietą, wciąż w rozkwicie młodości i ludzie będą cię podziwiać, gratulować ci, że urodziłaś Joshuę. Od razu ci zaufają.

– Judith!

– Słuchaj, mamo, odgrywanie męczennicy nie robi na mnie wrażenia, więc się nie wysilaj. Ja zatroszczę się o niego podczas tej szaleńczej podróży, nie martw się. Nie niwecz jego pracy, rozpowiadając, jak dobrze mieć czworo dzieci, gdy on przekonuje ludzi, że idealną sytuacją jest posiadanie jednego dziecka. Czy czujesz się tak samo wykończona i zszargana jak on? Czy masz co jeść, jeśli on nie będzie miał? Czy nie zanudzisz się, jeśli zostawi cię gdzieś w rozgłośni radiowej lub redakcji gazety? Oto cała prawda, mamo!

Jedyną możliwą ucieczką były łzy, więc rozpłakała się szczerze, ponieważ nie zastanawiała się dotąd, dlaczego tu przyjechała. A teraz ktoś, komu ufała i szanowała, wytknął jej z bezlitosną szczerością motywy postępowania. Była zgnębiona i wstydziła się. Również bezmyślności, z jaką postępowała z Mary, zaniedbaną starą panną, której nigdy nie poświęcała uwagi i nigdy nie nagradzała.

– Rano wracam do domu i przyślę tu Mary – wyszlochała.

– Nie, teraz już za późno. Zostaniesz – powiedziała dr Carriol z rezygnacją. – Ale ostrzegam cię. Siedź cicho! Nie otwieraj buzi i nie odgrywaj milczącej męczennicy. Masz wyglądać jak zachwycający upadły anioł, czyli tak jak zwykle. Nie pogłębiaj jego lęków.