Druga Osobowość należała do szczęśliwego, nieznośnie energicznego, spragnionego ludzi dr. Christiana z pierwszych miesięcy po wydaniu „Bożego przekleństwa”. Trzecia Osobowość była bardziej skryta i uparta, nieco… mesjanistyczna. Ale znajomość tych trzech osobowości zupełnie nie przygotowała dr Carriol na pojawienie się Czwartej Osobowości, czekającej w zielonym pokoju na wejście, od którego dzieliły ich jeszcze miesiące zimnej, nieprzeniknionej przyszłości.
Nigdy nie powiedział jej, co poczuł, dowiedziawszy się o zamknięciu kliniki, wyjeździe braci z żonami w świat w jego sprawie.
O wpływie tego faktu na pojawienie się Trzeciej Osobowości świadczyła jedynie reakcja na wieści mamy. Z pewnością był nimi zaszokowany. I przerażony. Zaszokowany? Tego nie wiedziała. O, mogła się domyślać, że jak większość ludzi nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji nagłej sławy. Pewnie uznał, że kiedy przewali się największy tumult, spokojnie wróci do domu. Poza tym, cechowały go wrodzona pokora i zdrowy sceptycyzm w stosunku do własnej osoby.
Może sądził, że pomimo ambicji odniesie skromny sukces albo dozna porażki, szybko w górę, szybko w dół, potem zapomnienie. Ale w jedną noc stał się superguru, wielbionym, szanowanym, obsypywanym podziękowaniami – o, to zupełnie co innego.
A zatem na pojawienie się Trzeciej Osobowości, określanej przez dr Carriol superguru złożyło się wystarczająco wiele przyczyn. Zresztą starczyło by ich na objawienie Czwartej Osobowości.
Dr Christian zrezygnował z wszelkich prób autoanalizy. Okoliczności sprawiły, że zmienił się w gąbkę, skazaną na wycieranie każdej kropli szalenie silnych i przeszywających emocji, które zewsząd go otaczały.
Przez pierwsze tygodnie rzeczywiście chętnie podróżował, zafascynowany, otumaniony i zszokowany nową sytuacją. Później spojrzał na siebie i zobaczył obdartego, wychudzonego stracha na wróble, zawsze otoczonego ludźmi. A pod płaszczykiem fantastycznej radości, ponad szczęściem z oszałamiającego sukcesu i świadomością, że zaspokoił ambicje, kryło się morze smutku. On, tak wyjątkowo brzydki, bez przerwy słyszał, że jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego ten czy ta kiedykolwiek widzieli. On, tak nieświadomy swej mocy, bez przerwy słyszał, jaki tkwi w nim magnetyzm, jaką jest obdarzony charyzmą, jak hipnotyzuje, elektryzuje i, i, i… Przymiotniki, metafory kłębiły się w czeluściach jego umysłu niczym w głębi wielkiego pieca.
A więc to, co czuł, myślał, kim stał się i dokąd zmierzał, działo się niezależnie od jego woli. Morze bałwochwalstwa, w którym się nurzał – biedna foka, znów pozbawiona żywiołu – rzucało go tu i tam, zbyt silne, by z nim walczył. Tylko starał się utrzymać na powierzchni.
W Kansas City zaplanowano wizyty w dwóch rozgłośniach radiowych, na szczęście usytuowanych w pobliskich budynkach. Szofer czekał już przed głównym wejściem. Gdziekolwiek Joshua się pojawił, nie przydzielano mu limuzyny, bo te czasy dawno już minęły, ale duży wygodny samochód rządowy, w którym usunięto wszelkie znaki rozpoznawcze. Mama przychodziła kilka minut wcześniej i czekała na syna w samochodzie. Dr Carriol nauczyła się przeprowadzać go przez tłumy szybko i z determinacją, a Joshua jedynie uśmiechał się, machał dłonią i wykrzykiwał pozdrowienia, aż wpakowała go bezpiecznie do wozu, który natychmiast ruszał.
Ale tego ranka dr Christian stanął okoniem. Na chodniku przed rozgłośnią WKCM czekało sporo ludzi. Pół tuzina policjantów utorowało szerokie przejście do samochodu. Było przerażająco zimno i wiał silny wiatr, ale tłum czekał.
Dr Carriol wyjrzała przez szklaną ścianę foyer i mocno zacisnęła palce na barku dr. Christiana.
– Musimy się pospieszyć. – Popchnęła drzwi i niemal wyrzuciła go na zewnątrz.
Kiedy pojawił się, tłum westchnął. Niektórzy wykrzykiwali jego imię i wyciągali do niego ręce. Ale on nie był gwiazdą filmową, a oni o tym wiedzieli. Nikt nie wyrywał się naprzód, nie pchał się, nie robił żadnego zamieszania.
Mniej więcej w połowie chodnika zawahał się. I gniewnie wyrwał się z chwytu dr Carriol.
– Muszę pomówić z tymi ludźmi. – Odwrócił się w lewo, gdzie tłum był najgęstszy.
Dr Carriol znów położyła mu dłoń na ramieniu, ale ją odepchnął.
– Porozmawiam z nimi – powtórzył.
– Joshua, nie! – krzyknęła, nie dbając o to, ile osób ją usłyszy. – Za pięć minut musimy być w WKCK!
Roześmiał się, podszedł do policjanta i niemal pieszczotliwie dotknął wypchanego nylonu jego parki.
– Nie przeszkodzi panu, jeśli pomówię z tymi dobrymi ludźmi, prawda? – zapytał i od razu zwrócił się do tłumu. – Gdzie jest WKCK?
Odpowiedziało kilkanaście osób. Policjant odsunął się.
Dr Christian rozpostarł szeroko ramiona.
– Dalej, odprowadźcie mnie do rozgłośni! – krzyknął.
Ludzie otoczyli go ciasno, lecz z szacunkiem, przerażeni, zachwyceni i niespokojni o jego bezpieczeństwo. Policjanci zostali w tyle, niepewni, jak postępować, gdy dr Christian i tłum oddalili się.
Dr Judith Carriol została sama.
Mama opuściła okno samochodu i wystawiła głowę.
– Judith, Judith! Co się dzieje?
Dr Carriol podeszła do wozu, potrząsnęła głową w stronę kierowcy, gotowego do zapuszczenia silnika, i zajęła tylne siedzenie.
– Proszę do WKCK – powiedziała sucho.
Potem odwróciła się do mamy.
– Wolał pójść piechotą, jeśli jesteś w stanie w to uwierzyć. Przy tej pogodzie! Chce rozmawiać z ludźmi.
Cholera!
Spóźnił się pół godziny. Ale był już tak sławny, że w rozgłośni z rozkoszą dostosowano do niego programy. Reporter z gazety przeprowadził z nim wywiad wśród tłumu, eskortującego dr. Christiana z rozgłośni do ratusza, gdzie miał wygłosić przemówienie. WKCK poinformowała o niekonwencjonalnym zachowaniu gościa, co miało ten skutek, że zewsząd przybywali ludzie.
Dr Carriol, bezradną, zepchnięto na drugi plan. Została z biedną mamą, a ponieważ nie lubiła rozmów o niczym, milczała jak zaklęta.
I drżała, nie tylko z zimna.
Dopóki nie zameldowali się w hotelu w Little Rock, nie miała okazji na wyrażenie niezadowolenia. Przez ciągłe zmiany w terminarzu podróży, ich trasa przypominała błędny ognik: dziś północ, jutro południe, znów północ, potem na wschód od Missisipi i na zachód.
Dlatego już po wszystkim zamierzała zadzwonić do Harolda Magnusa i porządnie zmyć mu głowę.
Ponieważ dr Christian wydawał się chętny, kilka osób z Sekcji Czwartej musi natychmiast zaplanować jakąś sensowną trasę. Kansas City i St Louis leżały zbyt daleko na pomoc. Z Little Rock muszą skierować się na południe i zachód, unikając przeraźliwie mroźnej zimy.
Ale najpierw porozmawia z dr. Christianem.
W hotelu dostał apartament, panie zwykłe pokoje obok, a Billy roztropnie wybrał niezależność w pokoju na niższym piętrze.
Kiedy bagażowy i mama zniknęli w salonie, przygotowała się do bitwy.
– No i co to znaczy, Joshua? – spytała.
Zatrzymał się w pół drogi do sypialni i spojrzał na nią, autentycznie zdziwiony.
– Ale co?
– To chodzenie! Na miłość Boską, wpakowałeś się w sam środek tłumu! Ktoś mógł cię zastrzelić!
Roześmiał się.
– Nie pomyślałem o tym!
– O czym?
– O chodzeniu wśród ludzi. Och, radio i telewizja też spełniają zadanie, ale najlepszy program był w Atlancie. Lokalne stacje nie są tak ważne jak mieszkańcy. Dzisiaj zdziałałem więcej dobrego rozmawiając z ludźmi, którzy przyszli mnie zobaczyć, niż występując w stu regionalnych rozgłośniach.
Słuchała w oszołomieniu, nie znajdując żadnej odpowiedzi. Stała i patrzyła na niego.
Roześmiał się na widok jej miny, podszedł i ujął ją lekko za podbródek.
– Judith, nie psuj teraz wszystkiego scenami! Wiem, wiem, masz fioła na temat punktualności, lubisz stawiać kropkę nad „i”. Ale jeśli chcesz, żebym brał udział w tej podróży, musimy ją zmienić. Zrozumiałem to w chwili, gdy wyszedłem z WKCM i zobaczyłem tych ludzi, czekających na mnie na trzaskającym mrozie. Nie chcę rozsławiać mass mediów, tylko pomagać ludziom. Więc dlaczego tracę czas na patrzenie w obiektywy i mówienie do mikrofonów? Dlaczego podróżuję samochodem? O, Judith, czy rozumiesz? Czekali na mnie na trzaskającym mrozie z nadzieją, że zbliżę się do nich z czymś więcej niż królewskim uśmiechem i skinieniem dłoni. Kiedy szliśmy razem, rozkwitali jak krokusy po roztopach. Dziś naprawdę zrobiłem coś dobrego. Nie czułem się winny czy zakłopotany, wsiadając do samochodu. Oni przecież nie mają samochodów. Byłem jednym z nich. Judith, uwielbiam to!
Gniew uszedł z niej bez śladu. Nie ma sensu się awanturować.
Jakże zmieniła się jego twarz! I jaka to była szczęśliwa twarz, choć ani piękna, ani pociągająca, ani harmonijna.
– Rozumiem, Joshua – stwierdziła smutno. – Na pewno masz rację.
Tak szybkie zwycięstwo wstrząsnęło nim. Przygotował się na prawdziwą potyczkę, a teraz nie wiedział, co powiedzieć. Więc zaczął z nią tańczyć po pokoju. Trzymał ją w ramionach i śmiał się głośno z jej pisków i prób wyrywania.
Mama weszła na to wszystko i niemal popłakała się ze szczęścia.
Wszystko w porządku, wszystko się ułożyło, zły nastrój Judith rozwiał się.
Westchnienie matki otrzeźwiło go. Od razu postawił dr Carriol na podłodze i z zakłopotaniem potarł dłonie.
– Po prostu wygrałem – powiedział. – Mamo, od dzisiaj będę szedł piechotą przez każde miasto.
– O, mój Boże. – Mama zatoczyła się na najbliższe krzesło i opadła na nie.
– Wy nie musicie mi towarzyszyć – uspokoił ją. – Możecie jechać samochodem.
Dr Carriol odzyskała nieco poczucia godności i spróbowała go podejść.
– Wszystko świetnie, Joshua, ale ty też bądź rozsądny – powiedziała. – Musisz przecież odwiedzać radio i telewizję, a w małych miastach stacje telewizyjne są na peryferiach. Zawrzyjmy kompromis: podjeżdżaj przynajmniej milę do nich.
– Będę szedł. Nie chcę samochodu.
– Bądźże rozsądny! Od pięciu tygodni jesteśmy w drodze, przed nami jeszcze co najmniej dziesięć tygodni. Z każdym dniem podróż przedłuża się, codziennie władze decydują, że powinniśmy odwiedzić kolejne przeklęte miasto. Joshua, jeśli to nie skończy się szybko, pomrzemy z wyczerpania! Prawie już przegrałam wojnę z Waszyngtonem… – przerwała, przerażona własną niedyskrecją.
"Credo trzeciego tysiąclecia" отзывы
Отзывы читателей о книге "Credo trzeciego tysiąclecia". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Credo trzeciego tysiąclecia" друзьям в соцсетях.