Nawet nie zauważył.
– To nie jest podróż reklamowa, lecz dzieło mojego życia! Po to się urodziłem! Porzuciłem Holloman i poprzednie życie, by robić właśnie to co teraz! Powiedziałaś, że rozumiesz!
– Oczywiście – potwierdziła, ale zapomniała o zmianie w jego wyglądzie od czasów Mobile i informacji mamy. – Masz rację, Joshua. Zgoda! – objęła głowę rękami. – Nie, już ani słowa! Muszę pomyśleć. – Podeszła do krzesła, by usiąść, uspokoić się, zastanowić. – Dobrze. Jesteśmy w Little Rock i nie możemy znów wyruszyć na północ. Zimy są tutaj bardzo ostre. Więc pojedziemy na południe.
Zawitamy w kilku przesiedleńczych miastach w Arkansas, a potem skierujemy się do Teksasu, Nowego Meksyku, Arizony i Kalifornii.
Powiedzmy, że to zajmie dwanaście tygodni. Ale w każdym mieście spędzimy dwa dni, żebyś się nie wykończył. I skreślimy północ.
Przeraził się.
– To zupełnie nie tak! Judith, musimy wyruszyć w zimie na północ! Ludzie, którzy tam zostali, potrzebują mnie bardziej niż ktokolwiek na południu, czy to przesiedleńcy, czy mieszkańcy od pokoleń. Północne miasta jeszcze nie umarły, Judith. Teraz Waszyngton zarządził, by przesiedlenie trwało sześć miesięcy, a nie cztery. Dlatego pomyśl, ile ludzi podczas tej zimy usiłuje stawić czoło prawdzie, z którą dotąd sobie nie radzili. Będą się bać, załamią się, jakby ziemia usunęła się im spod nóg. Nie możemy pojechać na południe! Tylko na północ albo nigdzie! Boże Narodzenie w Chicago, Nowy Rok w… nie wiem – Minneapolis lub Omaha.
– Joshuo Christianie, czyś postradał zmysły? Nie możesz tam wędrować w zimie! Zamarzniesz na śmierć!
Mama poparła ją ze łzami w oczach.
Ale on zamknął na słowa kobiet uszy i serce. Północ albo nic.
I będzie chodził pieszo.
Toteż z Little Rock pojechali na północ w najgorszą zimę w historii świata. Nawet na wybrzeżu zatoki leżał już śnieg. Północne miasta były zasypane. Ale on szedł. Cincinnati, Indianapolis, Fort Wayne. I miał rację. Ludzie przychodzili na spotkania i mu towarzyszyli.
Z początku dr Carriol dzielne dotrzymywała mu kroku, podobnie mama. Nie miały jednak takich zapasów energii, nie zamierzały zresztą dawać z siebie wszystkiego, więc jechały samochodem, jeśli to było możliwe, lub zostawały w hotelu. Szydełkowały, rozmawiały, czytały. Czekały.
W nowym planie podróży przeznaczono na każde miasto trzy dni, a nie, jak niegdyś, jeden. Wkrótce dr Carriol i mama przyznały, że to dużo wygodniejsze. Dłużej spali, nie zmieniali tak często hoteli, a Carriol pozbyła się obowiązku nadzorowania programów w radiu i telewizji, z których dr Christian niemal zupełnie zrezygnował. Pilot Billy był również zadowolony, że ma dłuższe przerwy między lotami.
I tak powoli, aż trudno uwierzyć, dr Christian zbliżał się do południowego krańca jeziora Michigan. W pewien sposób jego wygląd uległ zmianie. Nadal golił się gładko i obcinał krótko włosy, ale ta obszarpana tyka grochowa z czasów „Wieczoru” stała się teraz odkrywcą bieguna północnego. Szedł bardzo szybko. Osiem kilometrów na godzinę, gdy warunki atmosferyczne na to pozwalały. Wówczas towarzyszyło mu nie więcej niż dwadzieścia osób. Dotrzymywali mu kroku przez mniej więcej sto metrów, a potem zostawali w tyle.
Zastępowali ich inni, oczekujący wzdłuż dobrze rozreklamowanej i przygotowanej trasy.
Skuteczność, z jaką lokalne władze oczyszczały drogę dr. Christiana mogła dać mu złudzenie co do ogólnych warunków życia na północy, złudzenie poparte ustaniem śnieżyc, następujących jedna po drugiej od początku zimy. W Decatur dr Christian oznajmił, że zrezygnuje z helikoptera.
– Będę szedł z miasta do miasta – powiedział.
– Chryste Panie, nie! – wrzasnęła dr Carriol. – Z Decatur do Gary w Boże Narodzenie? Zamarzniesz na śmierć. A gdy złapie cię zamieć śnieżna? Wiesz, że wówczas nie można latać helikopterem ani wędrować. Dlaczego, do cholery, myślisz, że mamy aż tyle czasu?
Och, Joshua, Joshua, proszę! Bądź rozsądny!
– Będę szedł – powtórzył.
– Nie!
Krzyk dr Carriol przeniknął przez ścianę do pokoju mamy. Przybiegła natychmiast, bojąc się, co usłyszy.
Dr Carriol odwróciła się do niej natychmiast.
– Wiesz, co ten… ten… idiota chce zrobić? Przejść pieszo z Decatur do Gary! A jeśli zacznie się zadymka? Czy mamy nad nim latać, by w każdej chwili go zabrać? Mamo, czy twój syn potrafi myśleć? Pomów z nim. Ja się poddaję.
Ale mama milczała. Wizja zamarzniętego męża, doskonale zakonserwowanego ciała, stanęła jej nagle przed oczami tak wyraźnie, jakby to wczoraj zadzwonili do niej z Buffalo, by rozpoznała Joe’ego.
A teraz w wyobraźni zobaczyła zamarzniętego syna.
Wspomnienia kłębiły się w jej głowie, wspomnienie tysięcy ludzi, szukających wśród zamarzniętych swoich bliskich, stłumione łkanie, nadzieja, że może – tylko „może” – ten ukochany jednak tu nie zginął, że wciąż czeka na jakiejś odległej, zasypanej śniegiem farmie.
A potem. Ta twarz.
Wpadła w histerię, piszcząc, wyjąc, obijając się o ściany jak wielka ćma. Ani syn, ani dr Carriol nie mogli zbliżyć się do niej, stali bezradnie, aż wreszcie rozładowała się w wybuchu gwałtownego, burzliwego łkania.
To go orzeźwiło. Coś bardzo niewyraźnego i dawnego zamajaczyło mu we wspomnieniach o ojcu, który zamarzł podczas śnieżycy?
– Do miast będziemy przelatywać helikopterem – powiedział szorstko i wyszedł z sypialni.
Z mamą na karku, pomyślała Carriol. Czy to nie typowo męskie, nawet jeśli mężczyzna jest tak wyjątkowy jak Joshua Christian!
Atak histerii był tak gwałtowny, że mama była na wpół przytomna, gdy syn i dr Carriol prowadzili ją do helikoptera. W czasie takiej pogody trudno było o pomoc medyczną w obcym mieście, a może lepiej, by rozpaczała? Zanim pilot Billy pomógł jej wysiąść w Gary i delikatnie przekazał synowi, odzyskała zdolność mowy nie wpadając w kolejną burzę łez.
– Joshua, najdroższy – powiedziała, gdy prowadził ją przez lód do budynku. – Jesteś tylko człowiekiem. Z krwi, kości i ciała. Bądź rozsądny, to możesz zrobić.
– Ale omijam farmerów! – zaprotestował.
– Nie wszystkich. To niesamowite, ilu z nich przyjeżdża do miast, które odwiedzasz. Nie zapominaj, że twoja książka już dotarła na farmy. Dotrze wszędzie, gdzie ty nie zdołasz dotrzeć, nawet gdybyś żył dwieście lat i nie spoczął przez cały czas.
Pilot Billy ściskał mocno dr Carriol pod ramię, pomagając jej iść.
Trzymał się w dyskretnej odległości od matki i syna.
Był jednym z nich, ale nie całkiem, nadal służył w lotnictwie w randze starszego sierżanta. Został pilotem prezydenckiego helikoptera trzy lata temu. Kiedy dr Christian dostał rządowe pozwolenie na środek transportu, Billa przekazano dr Carriol, ponieważ był również mechanikiem. Minęły już czasy, gdy części zamienne i punkty napraw maszyn tak skomplikowanych, jak helikoptery, znajdowały się w większości miast.
Ku swojemu zaskoczeniu, uznał pracę dla tej garstki szaleńców za świetną zabawę. Nie krążył dostojnie po waszyngtońskim niebie, ani nie zabierał prezydenckich ważniaków gdzieś na południe. Naprawdę latał. Pomijając takie zajęcia, jak bieganie na posyłki, dostarczanie bielizny i ubrań wierzchnich oraz naprawy – z pewnością wiódł interesujące życie. Odkąd do imprezy dołączyła się mama, dr Christian przeniósł się na przednie miejsce obok pilota, zostawiając kobiety z tyłu. I, jak to bywa, panowie zaprzyjaźnili się mimo różnicy pochodzenia.
Na lądzie Billy trzymał się z boku. Nie jadał z nimi, nie podróżował samochodem, nie spał w tym samym hotelu, jeśli miał na to wpływ. Cały wolny czas poświęcał swojej wspaniałej maszynie. Oczywiście wiedział, że dziś wydarzyło się coś bardzo złego. Ta przerażająca dr Carriol była członkiem obsługi, więc odważył się ją zapytać.
– Czy dzieje się coś, proszę pani?
Nie próbowała kluczyć.
– Dr Christian robi się uciążliwy – powiedziała. Co za głupie określenie! – Chciał przejść piechotą z Decatur do Gary.
– Żartuje pani?
– Ani trochę. Pewnie dowiedziałeś się z artykułów o dr. Christianie, że jego ojciec zginął w czasie śnieżycy. Toteż gdy powiedział matce, że zamierza wędrować z miasta do miasta, wpadła we wściekłość. Cieszę się, bo oprzytomniał. Mam nadzieję!
Billy skinął głową.
– Dziękuję pani za wyjaśnienia.
Dochodzili do małego budynku na skraju lotniska dla helikopterów. Billy rozejrzał się po nieznanym otoczeniu.
– Gary, Indiana w Wigilię Bożego Narodzenia. Kurczę, ja chyba też zwariowałem! – powiedział do siebie.
Kiedy dr Joshua Christian szedł po Wisconsin i Minnesocie w pięćdziesięciostopniowy mróz w styczniu 2033 r., dr Carriol zaryzykowała rozstanie i poleciała do Waszyngtonu. Już najwyższy czas sprawdzić osobiście, co mówiło się w kolebce władzy o dr. Christianie. Poza tym czuła, że musi zrobić przerwę, bo oszaleje. Billy odstawił ją do Chicago, gdzie złapała jeden ze specjalnych lotów do Waszyngtonu. Dziękujmy Bogu za Alaskę! I Kanadyjczyków! Ich doświadczenie i wyposażenie dawały gwarancję, że wszystko będzie jakoś funkcjonować przy każdej pogodzie, z wyjątkiem najgorszych śnieżyc.
Moshe Chasen wyszedł po nią na lotnisko. Tu również leżał śnieg, ale bez porównania mniejszy niż tam, skąd uciekła. Piętnaście stopni Celsjusza poniżej zera to prawdziwa fala upału. A widok dużej, szerokiej, prostackiej twarzy Moshe’a niemal doprowadził ją do łez radości. Mój Boże! Co się ze mną dzieje? Czy jestem aż tak zmęczona?
Czyżbym zaczęła wariować?
Moshe śledził z zapartym tchem rozbłyskującą gwiazdę dr. Christiana, odkąd dr Carriol wtajemniczyła go w Operację Mesjasz. Był dumny, jakby Joshua był jego synem (jego syn zajmował się biologią morza i mieszkał na Haiti), a jednocześnie usprawiedliwiał siebie i swojego kandydata. Co za człowiek!
Czy to zasługa charyzmy, czy jego samego?
W każdym razie, gdy podróż reklamowa trwała już drugi miesiąc i dr Chasen zauważył, że się przedłuża i że zmierza na północ w potworną zimę, zwątpił. Co się działo z Joshuą, że robił coś, co nie mogło się udać? A jednak Joshua nie rezygnował! Dlaczego Judith pozwalała mu na to?
"Credo trzeciego tysiąclecia" отзывы
Отзывы читателей о книге "Credo trzeciego tysiąclecia". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Credo trzeciego tysiąclecia" друзьям в соцсетях.