Porównywanie nie ma sensu.
– Jakie to wspaniałe – powiedział ciepło prezydent. – Z pewnością najbardziej doniosłe doświadczenie mojego życia i z całą pokorą myślę o tym, że zdobyłem je podczas mojego beneficjum kiedy wzruszał się, ujawniało się jego luizjańskie pochodzenie. Nagle zaczynał mówić jak dżentelmen z głębokiego południa i tracił kalifornijski akcent, który przyswoił sobie, by zdobyć więcej zwolenników. – Amerykański prezydent tak niewiele może zrobić, żeby okazać wdzięczność tym, którzy służą mu z takim oddaniem jak Judith.
Nie mogę nadać ci szlachectwa, jak Australijczycy, ani podarować daczy i darmowych wakacji w najpiękniejszych miejscowościach, jak Rosjanie. Nie wolno mi nawet złamać żelaznych zasad, obowiązujących w federalnych urzędach i z dnia na dzień awansować cię o kilka szczebli. Ale dziękuję ci serdecznie z nadzieją, że to wystarczy. Jego oczy, ciemne jak Joshuy i równie głęboko osadzone, spoczęły na niej z niezwykłym uczuciem.
– Po prostu z radością spełniłam obowiązek, panie prezydencie.
Dobrze mi za to płacą. – Boże wszechmogący, jakie należało wygłosić frazesy? I gdzie, do pioruna, podziewał się Harold Magnus?
– Usiądź, usiądź, moja droga. Wyglądasz na wyczerpaną. Prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej podsunął jej krzesło. – Filiżanka kawy?
– Sir, to lepsze, niż tytuł szlachecki!
Sam przyniósł kawę na srebrnej tacce z dzbanuszkiem śmietanki i cukiernicą.
Wypiła łapczywie. Nie śmiała poprosić o następną.
– Bardzo lubię dr. Christiana – oświadczył Tibor Reece. Proszę opowiedzieć mi o jego chorobie.
Powiedziała tylko tyle, ile według niej powinien wiedzieć, dlatego nie była tak szczera, jak z Haroldem Magnusem.
– Po wydaniu „Bożego przekleństwa” zaprosiłem dr. Christiana tutaj i spędziłem niezwykle miły wieczór w jego towarzystwie. Oto człowiek! Musiałem wtedy podjąć kilka osobistych decyzji, a on pomógł mi bardzo, choć w jednej sprawie nie udzielił mi rady. Bardzo mądrze! Decyzja należała wyłącznie do mnie. Ale córkę skierował do wspaniałych ludzi, którzy zmienili jej życie. Teraz Julie czuje się o sto procent lepiej.
Więc o to chodziło! Niesłychane. Cała frustracja, którą zwaliła na Moshe Chasena, to po to? I nuda, jeszcze od czasów Gary Manneringa. A dobrze ci tak, Judith Carriol!
– Tak, to cały Joshua – powiedziała głośno.
– Pamiętam, że jego nazwisko pojawiło się wśród kandydatów do Operacji Mesjasz – ależ to było proroctwo, Judith! Dałaś do zrozumienia, że pozostajecie w bliskim związku. Przykro mi, że znosiłaś to brzemię, martwiłaś się o jego chorobę i o Marsz Tysiąclecia.
Dlaczego nie powiedziałaś, że chcesz go odwieźć do szpitala? Zrozumiałbym.
– Teraz to wiem, sir. Ale wtedy… no, działałam jak w gorączce.
Wszystko toczyło się tak szybko. Jest w świetnych rękach, zaraz lecę do niego. – Spojrzała na prezydenta swoimi wielkimi, tajemniczymi oczami.
Odchrząknął i przesunął krzesło, by lepiej widzieć monitory wideo. Obydwoje obserwowali, jak pochód sunie przez udekorowany flagami, prześlicznie słoneczny Waszyngton. Na próżno czekali na Harolda Magnusa.
Nie zjawił się do dziewiątej. Działo się coś złego. Dr Carriol wstała.
Prezydent spojrzał na nią, unosząc brwi.
– Sir, chciałabym pójść do Środowiska. To niepodobne do pana Magnusa, tak się spóźniać bez słowa wyjaśnienia. Wybaczy mi pan?
– Zadzwonię do niego. – nie zamierzał jej informować, że o czwartej nad ranem Sekretarz był w sztok pijany.
– Nie, proszę dalej oglądać Marsz. Wpadnę tam. – Musiała sama dotrzeć do departamentu, czuła, że działo się coś złego. Bardzo złego.
Oczywiście wszędzie wokół Białego Domu kręcili się ludzie. Czekali, aż pojawi się prezydent. Dr Carriol dotarła do helikoptera. Kazała pilotowi wylądować jak najbliżej gmachu. Pilot podrapał się po głowie, a potem zdecydował, że wylądują na K Street, tuż przed wejściem, powoli opadając na ziemię, żeby przechodnie zdołali w porę uciec.
To było największe państwowe święto w historii kraju, więc oczywiście niewiele osób pracowało, ale w Sekcji Czwartej zastała małego Johna Wayne’a przy biurku.
– John! – krzyknęła, odrzucając płaszcz. – Miałeś jakieś wiadomości od pana Magnusa?
Spojrzał na nią zdziwiony.
– Nie.
– To rusz się. Spóźnił się już godzinę na spotkanie z prezydentem w Białym Domu.
Biurko pani Taverner było puste, a stojąca na nim mała centralka telefoniczna błyskała wszelkimi możliwymi światełkami. Harold Magnus nie lubił dzwonków, więc je wyłączono. Bez wątpienia z Białego Domu też próbowano się z nim skontaktować.
– Znajdź panią Taverner – powiedziała krótko do Johna Wayne’a. – Zdaje się, że ma tu prywatny pokój, więc najpierw zajrzyj tam i daj sobie spokój z tą swoją uprzejmością. – Ruszyła do gabinetu Harolda Mangusa.
Jakoś przemieścił się w półśnie zza biurka na dużą wygodną sofę.
Leżał na plecach, jedna stopa zwisała na zewnątrz. Wielkie, stare, śliniące się niemowlę.
– Panie Magnus! – Potrząsnęła nim.
Poziom cukru w jego krwi powoli opadał w czasie snu, ale i tak obudził się po kilku minutach.
Wreszcie uchylił powieki i spojrzał na nią, a jego oczy przypominały dwa ugotowane, pozbawione skórki bladozielonoszare agresty.
– Panie Magnus, obudził się pan? – zapytała po raz kolejny zesztywniałymi wargami.
Stopniowo przytomniał. Z początku wydawało się, że nie poznaje jej.
– Cholera! – wrzasnął nagle, siadając z wysiłkiem. – Boże!
O, Boże. Strasznie się czuję. Która godzina?
– Wpół do dziesiątej. Miał pan spotkać się z prezydentem o ósmej. Nadal czeka, ale Marsz skończy się za parę godzin i zgodnie z planem musi wyjść do tłumu.
– Cholera! O cholera jasna! – jęknął, zgrzytając zębami. Kawy, gdzie Helena?
– Nie wiem.
Właśnie w tej chwili zadzwonił John Wayne. Poinformował, że znalazł panią Taverner.
– Zrób panu Magnusowi kawy, dobrze? – Przysiadła na krawędzi biurka, skrzyżowała ręce i nogi. Patrzyła ironicznie, jak szef ściska palcami tłuste, zarośnięte policzki, aż opuszki znikły zupełnie.
– Co za koszmarne samopoczucie – wymamrotał. – Śśśmieszne. Po prostu zemdlałem! Nigdy przedtem mi się to nie przytrafiło, nawet po dziesięciu drinkach.
– Ma pan tu świeże ubranie stosowne na uroczystość stulecia?
– Chyba tak. – Ziewnął szeroko, oczy mu łzawiły. – Ach!
Muszę pomyśleć! Muszę pomyśleć!
Pojawił się John z kawą.
– Co z panią Taverner?
– Nic jej nie jest. Planuje samobójstwo. Nigdy przedtem nie zawiodła, ciągle mi to powtarza.
– Powiedz jej, że żadna praca i szef nie są warte, by dla nich stracić życie. Może wyślesz ją do domu?
John wyszedł, a dr Carriol wręczyła Haroldowi Magnusowi kubek z kawą. Wypił bez mleka i cukru, jednym łykiem, mimo że była gorąca.
– Jeszcze.
Wlała również sobie.
Tym razem pił wolniej.
– O, co za dzień! Ciągle czuję się fatalnie.
– Biedny stary – powiedziała bez współczucia. – Chyba nie wie pan, że pani Taverner też zemdlała? Zamęczył pan tę dobrą, miłą, lojalną kobietę na śmierć.
Na szczęście w tej chwili zapukano do drzwi. Weszła pan Taverner. Wyglądała schludnie jak spod igły. Wykorzystała dziesięć minut najlepiej, jak mogła.
294 – Dziękuję, dr Carriol, pójdę do domu, jeśli pan Magnus pozwoli. Tylko jeszcze jedno – co z listą lekarzy i sprzętu, którą dała mi pani wczoraj?
Wszystkie kolory uciekły z i tak bezbarwnej twarzy dr Carriol.
Przez chwilę pani Taverner myślała, że szefowa Sekcji Czwartej dostanie ataku apopleksji, bo nagle zesztywniała, wydając dziwne, straszne dźwięki. Później błyskawicznie przemierzyła odległość między biurkiem i sofą. Jedną ręką podniosła cielsko sekretarza, chwyciła go za ramiona i potrząsnęła wściekle.
– Pocahontas Island – powiedziała. – Zespół medyczny!
Jej słowa dotarły do niego.
– O-mój-Boże! Judith, Judith, ja tego nie zrobiłem!
– Proszę sprowadzić Johna. – Zwróciła się do pani Taverner: – Musi pani zostać. – Odepchnęła Harolda Magnusa niczym obrzydliwego insekta i skierowała się do telefonu, ale zanim pani Taverner otworzyła drzwi, powiedziała: – Heleno, połącz mnie z dyżurnym administratorem w szpitalu Waltera Reeda.
Dr Carriol pamiętała numer do oddziału helikopterów prezydenta.
Nakręciła.
– Mówi dr Carriol – przedstawiła się spokojnie. – Gdzie jest Billy?
– Jeszcze się nie zameldował, a my na razie go poszukujemy.
W głowie jej tętniło. A może to serce zmieniło położenie?
– O wpół do siódmej rano zleciłam mu specjalne zadanie. Powinien wrócić do Waszyngtonu najpóźniej o wpół do dziewiątej. Mówił, że musi gdzieś zatankować.
– Wiemy, że cel podróży był tajny, ale zażądał map i adresów składów paliwa między Waszyngtonem, Hatteras i Raleigh. Sprawdziliśmy całą trasę – nigdzie się nie zgłosił. Ale nikt też nie prosił o ratunek, więc sądzimy, że wylądował gdzieś z pustym zbiornikiem i uszkodzonym radiem.
– Możliwe. I chyba wykonał zadanie bez tankowania. Gdyby zabrakło mu paliwa w powietrzu, wylądowałby bezpiecznie, prawda?
Pamiętam, że zdarzyło się nam to w Wyoming przed paroma miesiącami, gdy przyleciał po nas.
– Oczywiście! – zapewnił serdecznie głos w telefonie. – Świetna sprawa z tymi maszynami, zawsze i na każdym terenie wylądują w porę.
– Musimy przyjąć, że raczej utknął w miejscu przeznaczenia niż gdzieś na trasie. Tam nie ma żywej duszy ani telefonu, więc jeśli jego radio nie działa, nie skontaktuje się z nami. – Spojrzała kwaśno na Harolda Magnusa.
– Dziękuję. Jeśli usłyszycie go, dajcie mi natychmiast znać. Jestem u sekretarza Środowiska w biurze. Nie, nie odkładaj słuchawki, człowieku! Potrzebuję dużego helikoptera dla około dziesięciu osób i kilkudziesięciu kilo sprzętu medycznego. Sprawa najwyższej wagi.
Trzymajcie go dla mnie, dopóki nie dam znać.
"Credo trzeciego tysiąclecia" отзывы
Отзывы читателей о книге "Credo trzeciego tysiąclecia". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Credo trzeciego tysiąclecia" друзьям в соцсетях.