– To dobrze – odparła bez przekonania.
– Jest jeszcze coś, pani Santini. Wprawdzie ten incydent w Minimarcie to na pozór nic wielkiego, ot, kogucia bójka smarkaczy, którzy się poróżnili o jakieś głupstwo, ale… Gdyby któryś z nich miał przy sobie broń, nóż albo pistolet, rzecz mogłaby się skończyć tragicznie.
Policjant powiedział na głos to, o czym Tiffany już wcześniej pomyślała. Mimo gorąca dostała gęsiej skórki. Pistolety. Noże. Broń. Przeprowadziła się do takiej mieściny jak Bittersweet między innymi po to, aby nie mieć do czynienia z gangsterami i przemocą na ulicach. Tymczasem poniewczasie okazało się, że w południowym Oregonie dziesięcioletni chłopcy otrzymywali do zabawy noże myśliwskie, a dwunastolatkowie broń palną, tak jakby te prezenty od rodziców były symbolicznym znakiem wchodzenia w dorosłość. Bez broni chłopiec nie mógł stać się mężczyzną.
– Poważnie porozmawiam ze Stephenem – obiecała Pearsonowi.
– I dobrze pani zrobi – powiedział sierżant. – Myślę, że jazda radiowozem i zatrzymanie w komisariacie da mu do myślenia.
– Oby tak było.
Tiffany chciała już odwiesić słuchawkę, w spokoju zaczekać na Stephena i na własne oczy obejrzeć jego skaleczenia, a potem porozmawiać o kodeksie prawnym, ale sierżant Pearson jeszcze nie skończył.
– Mam pani jeszcze coś do powiedzenia.
– Słucham.
– Mówiłem na początku, że chłopcy pokłócili się o coś. Nie wiadomo o co, może o dziewczynę. Tak sądzi kasjerka, która usłyszała strzęp rozmowy. Usłyszała jednak również, jak wymieniali nazwisko Isaaca Wellsa.
– Co takiego? – Tiffany zamarła.
– No, wie pani, to ten, który niedawno zniknął. Miał ziemię i dom na trasie wylotowej z miasta.
– Wiem, kto to jest – odparła, próbując nie okazać strachu. – Mój syn nie ma nic wspólnego ze sprawą Wellsa.
– Zapewne. Kiedy jednak kazaliśmy mu opróżnić kieszenie, co, jak pani wie, należy do rutynowych czynności po zatrzymaniu, znaleźliśmy przy nim pęk kluczy.
– Kluczy? – wykrztusiła z najwyższym trudem. – To do domu – powiedziała, próbując wykrzesać w sobie cień nadziei. Na próżno. Przecież Stephen nosił tylko jeden klucz do drzwi wejściowych, nie cały komplet.
– Możliwe – sierżant zawahał się przez moment. – Breloczek jest dość oryginalny i ma grawerunek. – Tiffany przymknęła oczy, czekając na cios. – Są tam litery I.X.W, co można odczytać jako Isaac Xavier Wells.
– Rozumiem.
– Niech pani porozmawia z synem.
– Zrobię to – przyrzekła. Gdy odkładała słuchawkę, zdawało jej się, że ma na plecach tysiąckilogramowy ładunek. Dlaczego Stephen wciąż się zadawał z Milesem Deanem? Skąd w jego kieszeni wziął się pęk kluczy? O co poszło w bójce? I wreszcie co Stephen miał wspólnego ze zniknięciem Isaaca Wellsa?
– Mamuniuu! – rozległo się z podwórka nawoływanie Christiny.
Tiffany zdobyła się na uśmiech. Otworzyła okno nad zlewem i zawołała:
– Co, dziecinko?
– Patrz!
Christina, z usmarowaną buzią i błyszczącymi oczami, stała w cieniu drzewa, z dumą prezentując swe najnowsze dzieło – wyrośnięty placek z błota i trawy w aluminiowej foremce, niegdyś pojemniku na zapiekankę z kurczaka. Wierzch błotnego ciasta zdobiły dodane dla koloru płatki bratków.
– Śliczne – powiedziała Tiffany. Węgielek głośno zamiauczał, żeby go wpuścić do domu.
– Chcesz kawałek?
– Oczywiście – odpowiedziała, próbując przestać obsesyjnie myśleć o problemach ze Stephenem. I tak będzie musiała odbyć z nim zasadniczą rozmowę. – Chcę największy kawałek. – Pchnęła dłonią drzwi, by kot mógł wejść do środka. Christina, trzymając foremkę w wyciągniętych sztywno rączkach, puściła się biegiem do kuchennych schodów.
– Uważaj! – krzyknęła Tiffany.
Za późno. Dziecko potknęło się o porzuconą niedbale deskorolkę Stephena i padło jak długie na werandę. Foremka, trawa i pacyny błota poszybowały w powietrze. Tiffany w ułamku sekundy rzuciła się na ratunek. Uniosła w ramionach Christinę w tym samym momencie, w którym dziewczynka brała głęboki oddech, by wybuchnąć płaczem. I tak się stało. Płacz był tak donośny, że mógłby obudzić umarłego. Z oczu Christiny trysnęły strumienie łez, a zranione kolano zabarwiło się krwią.
– Maaa-muuu-niuu! – szlochała wczepiona w matkę Christina.
– Ciii, dziecinko, wszystko będzie dobrze. – Tiffany zaniosła córeczkę do niewielkiej łazienki przylegającej do kuchni.
– To boli!
– Poboli troszeczkę i przestanie, jak tylko mamusia cię opatrzy.
W szafce Tiffany znalazła jodynę i czystą gazę. Christina, posadzona na klapie od klozetu, wierciła się i głośno wciągała powietrze. Tiffany po kolei zdezynfekowała każde zadrapanie na kolanie i brodzie dziewczynki.
W tym momencie odezwał się dzwonek do drzwi wejściowych.
– Już idę! – zawołała Tiffany, próbując przekrzyczeć łkanie i jęki Christiny. Jedną ręką przytrzymując dziecko, drugą sięgnęła po bandaż i plastry. Dzwonek znów się odezwał.
– Psiakrew, dajcie mi żyć – mruknęła pod nosem Tiffany, owijając w biały kokon kolano córki. – Chodź, kochanie, lepiej będzie, jak otworzymy, bo ktoś tam za drzwiami strasznie się niecierpliwi. – Cisnęła zużytą gazę do umywalki, dźwignęła Christinę i ruszyła ze swym brzemieniem do frontowych drzwi. Oczekiwała, że ujrzy Stephena w towarzystwie policjanta. Tymczasem stanęła twarzą w twarz z J.D.
– Nie dałaś mi klucza – przypomniał.
– Ach tak, racja. Przepraszam, że nie pomyślałam. Zresztą od kuchni było otwarte. – Tiffany przełożyła Christinę z biodra na biodro. Dziewczynka wciąż szlochała spazmatycznie.
– Co się stało? – spytał J.D.
– Upadłam! – oświadczyła Christina z taką dumą, jakby była starym weteranem, chwalącym się bitewnymi bliznami.
– Przypadkiem, moje słoneczko. – Tiffany ucałowała ciemne loczki na głowie córki. – Wejdźmy do… – zaczęła, ale gdy spojrzała ponad ramieniem J.D. na ulicę, zawołała: – Och, nie!
J.D. odwrócił się w samą porę, by dojrzeć skręcający na podjazd wóz patrolowy.
– Przepraszam – usłyszał i gdy zwrócił głowę w stronę, skąd dochodził głos, ujrzał pobladłą Tiffany. Wyminęła go i biegiem ruszyła przez trawnik. J.D. niespiesznie podążył za nią. Na widok Stephena, który wygramolił się z radiowozu, zmarszczył brwi, mocno zaniepokojony. Co się tu dzieje? Czy Tiffany zupełnie przestała panować nad sytuacją? Christina, brudna i zakrwawiona, wygląda okropnie. Jej brat niewiele lepiej. Całe jego pozerstwo gdzieś się ulotniło, twarz była posiniaczona, a jedno oko spuchnięte. I przede wszystkim, dlaczego odwozi go do domu policja?
– Pani Santini? – spytał policjant, krępy szatyn w drucianych okularach.
– Tak.
– Sierżant Talbot.
– Miło mi.
– Pan Santini? – Policjant przeniósł wzrok na J.D.
– Owszem, ale nie jestem ojcem chłopca.
Policjant zmarszczył brwi, jakby nie mógł pojąć, co w takim razie J.D. robi u boku pani Santini.
– Jestem stryjem Stephena – wyjaśnił J.D.
– Powinna pani zająć się jego okiem. Zapuchło jak diabli – stwierdził sierżant Talbot.
– Zbada go lekarz – obiecała Tiffany. Christina wcisnęła buzię w jej obojczyk, rozsmarowując po jasnej skórze matki brud i krew.
– Nie potrzeba, nic mi nie jest – burknął Stephen, zsuwając na opuchnięte oko długi kosmyk.
– Należy je opatrzyć – powiedziała stanowczo Tiffany, próbując ocenić, jak bardzo jej syn został poturbowany. – A co z drugim chłopcem? – spytała.
– Wygląda mniej więcej tak samo jak ten ancymonek – rzekł policjant, dotykając ramienia Stephena. – Miejmy nadzieję, że na tym się skończy.
Stephen stał ze wzrokiem wbitym w ziemię i opuszczoną głową.
– Na pewno – obiecała z przekonaniem Tiffany.
Talbot uśmiechnął się wyrozumiale i usłyszawszy wołanie przez radio, pospieszył do wozu. Odbył krótką rozmowę, po czym uruchomił silnik i szybko odjechał bez pożegnania.
– Co się stało? – J.D. zwrócił się do bratanka.
– Nic takiego.
– Twoje podbite oko nie wzięło się chyba z niczego.
W odpowiedzi Stephen wzruszył tylko ramionami i ruszył w kierunku domu.
– Zatrzymaj się! – zawołała ostrym tonem Tiffany. – Mówiłam już, że musi cię zbadać lekarz. Pojedziemy do szpitala albo na pogotowie.
– A ja ci mówiłem, że nic mi nie jest.
Christina, widząc, że cała uwaga matki skupiła się na bracie, chlipnęła głośno.
– Buzia mnie boli!
– Wiem, że boli, kochanie. – Tiffany pocałowała córeczkę w czoło. – Zajmę się tobą, kiedy tylko opatrzymy Stephena.
– Nie potrzebuję żadnych opatrunków – burknął chłopak i wszedł na schody.
– Mylisz się. – Tiffany poszła za synem. J.D. bez wahania podążył za nimi.
– Mamo, dasz mi wreszcie spokój czy nie! – wybuchnął Stephen i przeskakując po dwa stopnie naraz, wbiegł na górę i z trzaskiem zamknął drzwi do swojego pokoju, skąd niebawem dobiegły dźwięki katowanej bez litości gitary.
Tiffany stała bez ruchu, najwyraźniej niepewna, czy ustąpić synowi, czy próbować przeprowadzić swoją wolę. J.D. obserwował ją uważnie. Odniósł wrażenie, że wytrzymałość i cierpliwość Tiffany się kończy.
– Za moment wracam – powiedziała cicho.
– Pomóc ci? – J.D. był gotów wesprzeć ją swoim autorytetem w sporze z synem.
Popatrzyła mu prosto w twarz tymi swoimi niezwykłymi, bursztynowymi oczami, którymi zauroczyła go od pierwszego wejrzenia. Ze wzruszeniem i współczuciem stwierdził, że utworzyły się pod nimi ciemne kręgi. Tiffany musiała być zmęczona, na jej barki spadło za wiele obowiązków. Znał ją na tyle, by wiedzieć, że by się do tego nie przyznała, A w każdym razie jemu – jednemu z Santinich.
– Nie. Sama sobie poradzę – rzuciła ostro. Z Christina na ręku ruszyła do małej łazienki koło kuchni. – Mam zapasowy klucz. Jak skończę z małą, to ci go dam. Jest w mojej torbie, w kuchni. Zaczekaj tam na mnie. Weź sobie z lodówki coś do picia – dodała i wyszła.
W powietrzu nadal unosił się zapach jej perfum. Stale ten sam… J.D. dobrze go zapamiętał. Równie dobrze jak wszystkie ekscytujące szczegóły tamtej niezapomnianej, jedynej nocy… Potrząsnął głową. To droga donikąd, Santini, upomniał się w myślach. Powoli przeszedł do kuchni. Tam najpierw o mały włos nie rozbił głowy o wysoko umieszczony miedziany rondel, a potem musiał walczyć z pokusą, aby nie rzucić się na pachnące imbirem domowe ciasteczka, których pełna patera stała na kredensie. Do kuchni dobiegały głośne protesty Christiny: „Nie, mamo, nie!” i stłumiony, uspokajający głos Tiffany.
"Daj Mi Szansę, Tiffany" отзывы
Отзывы читателей о книге "Daj Mi Szansę, Tiffany". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Daj Mi Szansę, Tiffany" друзьям в соцсетях.