Na te słowa Benedict podniósł się i wyszedł zza biurka.
– Spróbuj tylko! – Paul w prowokacyjnym geście zacisnął dłonie w pięści i wyciągnął przed siebie ramiona. – Spróbuj no, ty gwiazdorze filmowy. Tylko zacznij, skończę ja.
– Wystarczy! – zagrzmiał Matt Farrell i pochwycił Zacka za ramię. – Richardson, twoje pięć minut się skończyło. O'Hara! – zawołał – odprowadź pana Richardsona.
Joe O'Hara natychmiast stanął w drzwiach, za którymi najwyraźniej podsłuchiwał.
– Cholera, właśnie zaczynało się rozkręcać – powiedział z żalem. Patrzył na Richardsona z niejakim podziwem. Przesadnie uniżonym gestem wskazał drogę. – Nigdy nie spotkałem człowieka prawa, z tych w garniturkach, który by miał ochotę wychylić się zza swej odznaki i wyciągnąć pięści. Proszę pozwolić, że odprowadzę do samochodu.
Jego humor nie zdołał rozładować napięcia. Po ich wyjściu w pokoju na chwilę zapanowało głuche milczenie.
– Myślę, że powinniśmy sobie pójść – odezwał się Matt.
– A ja uważam – sprzeciwiła się Meredith, zaskakując obydwu mężczyzn- że powinniśmy zaczekać, aż Zack zapozna się z zawartością koperty. – Zwróciła się w stronę Benedicta. – Myślę także, że nadszedł czas, bym ci powiedziała, co o tym wszystkim myślę: Julie kochała cię naprawdę. I wierzę w każde słowo Richardsona.
– Jeżeli tak uważasz – odpowiedział Zack z kąśliwym sarkazmem – to sugeruję, byś zabrała te dowody i sama je obejrzała. Potem możesz je spalić.
Twarz Matta zbielała z gniewu.
– Daję ci pięć sekund na przeproszenie mojej żony.
– Wystarczą mi dwie – powiedział Zack chłodno, a Meredith uśmiechnęła się, jeszcze zanim Matt zdążył się rozpogodzić, bo słuchała słów, a nie tonu przyjaciela. Zack wyciągnął ku niej dłoń i uśmiechnął się niepewnie. – Przepraszam, zachowałem się niewybaczalnie niegrzecznie.
– Nie było tak źle. – Patrzyła w jego oczy, jakby czegoś w nich szukała. – Ale przyjmę twoją propozycję i zabiorę kopertę, jeżeli nie masz nic przeciwko temu.
– Skoro twój mąż wciąż rozważa, czy ma mnie uderzyć, na co zasłużyłem- powiedział Zack chłodno – nie sądzę, bym powinien ryzykować odmową.
– Tak będzie najrozsądniej – zgodziła się. Przeniosła wesołe spojrzenie na męża. Wzięła kopertę z biurka i wsunęła dłoń pod ramię Matta. – Kiedyś wspomnienie mojego imienia przyprawiało cię o podobną furię – przypomniała łagodnie. Starała się załagodzić napięcie między mężczyznami.
Grymas gniewu na twarzy Matta przeszedł w zakłopotany uśmiech.
– Naprawdę byłem takim bałwanem jak Zack? Roześmiała się.
– Odpowiedź na to pytanie mogłaby mnie skłócić z którymś z was. Matt z czułością rozburzył włosy żony i przyciągnął ją do siebie.
– Przebierzemy się i spotkamy na przyjęciu – rzuciła przez ramię, gdy wychodzili z pokoju.
– Świetnie.
Zack patrzył za nimi, zamyślony nad bliskością, jaka połączyła tych dwoje, i zmianą, jaka zaszła w przyjacielu. Kiedyś, nie tak dawno temu, wyobrażał sobie, że razem z Julie… Podszedł do okna i rozsunął zasłony. Ogarniała go wściekłość na siebie za myśl o Julie. Nie był pewien, czym bardziej pogardzał – jej perfidią czy własną naiwnością.
Miał trzydzieści pięć lat, a ona sprawiła, że pisał pełne naiwności listy miłosne i godzinami wpatrywał się w jej zdjęcie, nie wspominając o ryzykowaniu głową, by kupić odpowiedni pierścionek ślubny u jednego z najbardziej znanych jubilerów Ameryki Południowej. Wstyd i pogarda dla siebie dorównywały upokorzeniu wywołanemu świadomością pobicia, dzięki telewizji, na oczach połowy świata. Za to też była odpowiedzialna. I każdy posiadacz telewizora dowiedział się o jego ślepym, szaleńczym zadurzeniu w nauczycielce z małego miasteczka, o tym, że ryzykował życiem, by się z nią połączyć.
Wreszcie zdołał wyrzucić ją z myśli. Wyjrzał przez okno na rosnący tłum gości, przybywających na popołudniową zabawę. Glenn Close rozmawiała z Julie Roberts, a gdy uniosła głowę, ujrzała go w oknie i pomachała do niego ręką.
Zack odwzajemnił pozdrowienie. Na trawniku jego posiadłości, gotowe zareagować na skinienie palca, znalazły się najpiękniejsze kobiety świata. Zack oparł się o framugę okienną i szukał wzrokiem takiej, która by się czymś wyróżniała, podziałała na niego: wyjątkowymi oczami, romantycznym wykrojem ust, gęstwą lśniących, zdrowych włosów… kogoś pełnego ciepła, inteligentnego, mającego cele i ideały… kogoś, kto stopiłby w nim lód. Odsunął się od okna i ruszył w głąb mieszkania, aby zmienić ubranie.
Na całym świecie nie było takiej, która jak pochodnia zdołałaby ogrzać go i sprawić, by poczuł się jak w Kolorado. A nawet gdyby… nigdy już nie pozwoli pokierować się szczeniackim uczuciom. Zachowanie zakochanego uczniaka to nie dla niego, w Kolorado musiał chyba zwariować. Bez wątpienia zadziałała kombinacja czasu i miejsca. W normalnych warunkach nigdy nie zapałałby taką namiętnością do żadnej kobiety.
Musi więcej uwagi poświęcić swoim gościom. Nie wiedział dlaczego, ale po sześciu zaledwie tygodniach wolności jego radość z powrotu do filmowego światka zaczynała słabnąć. Wyczerpanie nadmiarem wrażeń, pomyślał, rozpinając guziki koszuli. W ciągu sześciu krótkich tygodni poza spotkaniami z sześcioma producentami, pięcioma dyrektorami studiów i niezliczonymi biznesmenami przeczytał także z tuzin scenariuszy, z ludźmi wynajmującymi jego oba domy omówił warunki ich opuszczenia, zatrudnił nowych pracowników i przywrócił do pracy połowę dawnych, kupił dwa samochody i złożył zamówienie na samolot. Teraz potrzebował odpoczynku, czasu na smakowanie sukcesu, który znowu należał do niego. Rzucił koszulę na łóżko. Za nim otworzyły się drzwi. Z dłońmi na pasie spodni, odwrócił się.
– Wszędzie cię szukałam, Zack! – Rudowłosa piękność obdarzyła go zachęcającym uśmiechem i podeszła bliżej; piersi prowokująco wychyliły się z wycięcia bluzki. Kołysała biodrami opiętymi długimi, jedwabnymi spodniami; na palcach i przegubach rąk błyszczały klejnoty. – I znalazłam cię akurat w momencie, gdy się rozbierasz. Czyż to nie zdumiewający zbieg okoliczności?
– Zdumiewający – skłamał. Próbował sobie przypomnieć, z kim, u diabła, ma do czynienia. – No, ale w końcu sypialnie po to są, prawda?
– Nie tylko – szepnęła i dłońmi przeciągnęła po jego piersi.
Łagodnie powstrzymał jej ręce.
– Później – powiedział. Odwrócił ją i lekko pchnął w kierunku drzwi. – Muszę wziąć prysznic. No i wyjść do gości.
ROZDZIAŁ 73
– Ale przyjęcie, Zack! – szepnął mu do ucha głos, który rozpoznałby zawsze i wszędzie. – Skąd wytrzasnąłeś tyle małp chętnych do roli przebierańców?
Z uśmiechem odwrócił się od grupy gości, z którymi rozmawiał, objął kobietę ramieniem i przyciągnął do siebie.
– Liczyłem na twoją obecność.
– Miałeś nadzieję, że pomogę ci pokonać nudę? – Obserwowała gości. Zabawa, choć dochodziła dopiero pierwsza po południu, już sięgała apogeum.
Zrobiła ruch, jakby chciała się oddalić, wtedy objął ją ciaśniej.
– Nie porzucaj mnie – poprosił. – Irwin Levine właśnie zbliża się do nas, zaraz zaatakuje o film dla Empire. Proszę, zostań przy mnie przez resztę dnia.
– Niezdara z ciebie, zaraz pokażę ci, jak załatwia się takie sprawy. – Nie zwracając uwagi na ostrzegawczy uścisk Zacka, wyciągnęła przed siebie dłoń o długich, pomalowanych paznokciach. – Irwin, kochanie – zamruczała, całując nowo przybyłego w policzek – Zack chce, byś sobie poszedł i pozwolił mu w spokoju cieszyć się przyjęciem.
– Jak zawsze cięta, Barbra – usłyszeli rzuconą zirytowanym głosem odpowiedź.
– Nieźle – zauważył z uznaniem Zack, gdy Irwin, najwyraźniej urażony, oddalił się. – Podobnie reagują na mojego agenta, gdy tylko zacznie mówić o pieniądzach.
– Mniejsza o niego! Lepiej powiedz, dlaczego nie odpowiadałeś na moje listy, chyba nie sądzisz, że każdemu wysyłałabym paczki do więzienia!
– Było mi głupio i nie chciałem, by się nade mną litowano. A zresztą daj spokój, lepiej zanuć mi do ucha jakąś miłą melodię.
Roześmiała się, objęła go ramieniem w pasie i cicho zamruczała: „Szczęśliwi są ci, którzy potrzebują innych…”
ROZDZIAŁ 74
– Wystarczy! – Meredith zerwała się z sofy w salonie, gdzie razem z Mattem i Joem oglądali filmy wideo przywiezione przez agenta FBI. Otarła łzy z kącików oczu i zapakowała kasety z powrotem do koperty. – Zmuszę Zachary'ego Benedicta do popatrzenia na to, choćbym przedtem miała go związać!
– Meredith. – Matt ujął żonę za rękę. – Nie myliłaś się co do Julie, teraz wiem. Ale znam Zacka. Nie zmusisz go do obejrzenia tych filmów, dopóki sam nie zechce.
Zawahała się, ale zaraz uśmiech rozświetlił jej pełną zdecydowania twarz.
– Właśnie że tego dokonam, nawet wiem jak! Podniósł się z miejsca.
– Jeżeli tak, pójdę z tobą i przytrzymam go, byś mogła go związać.
– Lepiej nie – orzekła Meredith. – Tylko się zdenerwujesz. Najbardziej mi pomożesz, jeżeli cię tam nie będzie.
– Nie wydaje mi się.
– Pozwól mi spróbować. – Pochyliła się i pocałowała go w czoło. -W razie potrzeby zawołam cię.
Zanim zdążył zaprotestować, co najwyraźniej zamierzał, Meredith rozsunęła drzwi patio i wyszła na trawnik. Zack stał nad basenem, otoczony przez aktorów i bossów wytwórni. Zdecydowanym gestem uniosła brodę i ruszyła w jego stronę. Gdy przeciskała się między kelnerami w białych kurtkach i grupami rozplotkowanych gości, jej włoskie sandałki delikatnie uderzały o gołe pięty.
Zack śmiał się właśnie z jakiegoś dowcipu. Na widok Meredith, nadchodzącej przez trawnik, z dużą kopertą w ręce, gwałtownie spoważniał.
– Przepraszam na chwilę – zwrócił się do Barbry. Zmrużonymi oczami obserwował Meredith.
– Zastanawiałem się, gdzie się podziewacie, ty i Matt – powiedział z wyszukanie czarującym uśmiechem. – Widzę, że się jeszcze nie przebrałaś.
– Oglądaliśmy film na wideo. – Zauważył, że Meredith wygląda, jakby przed chwilą płakała. – Mogę z tobą porozmawiać na osobności? – zapytała.
"Doskonałość" отзывы
Отзывы читателей о книге "Doskonałość". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Doskonałość" друзьям в соцсетях.