– Zamierzałem dzisiaj poprosić Julie o rękę – powiedział wprost. -Myślałem, że jutro, w drodze do Kalifornii, moglibyśmy zatrzymać się nad Jeziorem Tahoe i tam wziąć ślub.
Mathison aż wychylił się z fotela.
– Co takiego? Znaliście się zaledwie siedem dni, a ty chcesz, by wszystko rzuciła i odeszła z tobą, do tego po byle jakim, cywilnym ślubie! Ona ma pracę, rodzinę i przyjaciół. Co ty sobie wyobrażasz, uważasz ją za bezwolne, oswojone zwierzątko, które można wziąć na smycz i zabrać do Disneylandu? Gdzie twoje poczucie przyzwoitości! Po przemowie, jaką przed chwilą wygłosiłeś, spodziewałem się po tobie czegoś więcej.
– Nie rozumiem. Czego pan po mnie oczekuje? – Zack pakował się prosto w sidła.
Mathison natychmiast postarał się, by linka się zadzierzgnęła.
– Że będziesz się zachowywał jak dżentelmen, że zrezygnujesz z kilku spraw. Mówiąc krótko, liczę, że przyszły mąż Julie spędzi tu trochę czasu, pozna ją lepiej i zgodnie z wolą Boga będzie traktował z szacunkiem należnym naszym niewiastom. Potem poprosi ją o rękę. Zakładając, oczywiście, że Julie wyrazi zgodę, po odpowiednio długim narzeczeństwie weźmiecie ślub. A miesiąc miodowy – zakończył bezlitośnie – następuje po weselu. Tylko jeżeli przystaniesz na te wszystkie warunki, otrzymacie moje błogosławieństwo i udzielę wam ślubu, a dopiero wtedy – jestem pewien – Julie poczuje się naprawdę szczęśliwa. Czy to jasne?
– Aż nadto. – Zack zmarszczył brwi.
Jim Mathison dostrzegł zmarszczkę na czole przyszłego zięcia i gwałtownie powiedział:
– Jeżeli to drobne wyrzeczenie się osobistej wygody i fizycznego zadowolenia to dla ciebie za dużo…
– Tego nie powiedziałem – przerwał Zack, z rezygnacją pomyślał, że Julie z pewnością chciałaby, by to jej ojciec udzielił im ślubu.
– A więc zrozumieliśmy się, Zack. – Po raz pierwszy ten starszy mężczyzna zwrócił się do niego po imieniu. Z uśmiechem, teraz serdecznym i ciepłym, Jim Mathison dodał: – No to wszystko postanowione.
Zack oderwał się od rozmyślań. Dostrzegł uśmiech pastora i od razu pojął, że został wmanewrowany w układ, na który absolutnie nie może przystać.
– Nie całkiem – zaprotestował pośpiesznie. – Zostanę w mieście, jak długo będę mógł, ale nie widzę powodu, byśmy poznawali się z Julie całymi tygodniami, zanim poproszę ją o rękę. Nie zamierzam też zbytnio odwlekać ślubu. Natychmiast poproszę ją, by za mnie wyszła. Jeżeli się zgodzi, to jakbyśmy byli zaręczeni.
– Będziesz narzeczonym dopiero po włożeniu pierścionka na jej palec. Tradycja i przestrzeganie form mają swoje uzasadnienie, młody człowieku. Tak jak i seksualna wstrzemięźliwość przed ślubem, przydają temu wydarzeniu specjalnej rangi.
– Wyśmienicie – powiedział Zack, nieco rozdrażniony.
– Kiedy chcesz się ożenić? – Mathison uśmiechnął się.
– Tak szybko, jak to możliwe, najdalej za kilka tygodni. Porozmawiam z Julie.
– Na pewno nie potrzebujesz, pomocy, mamusiu? – zawołała Julie. Patrzyła, jak matka kładzie tacę z ciasteczkami na stole w jadalni.
– Nie, kochanie. Wy, dzieci, zostańcie w salonie i porozmawiajcie sobie. Tak miło widzieć was szczęśliwych, całą trójkę.
Julie była niemal tak zdenerwowana jak szczęśliwa. Popatrzyła na zamknięte drzwi gabinetu ojca, potem na Teda i Katherine, którzy objęci siedzieli na kanapie i serdecznie docinali jej, nawiązując do przemowy Zacka w sali gimnastycznej.
– Co oni tam, u licha, robią? – zastanawiała się na głos.
Ted spojrzał na zegarek i wykrzywił twarz w uśmiechu.
– Przecież wiesz. Tato wygłasza przyszłemu panu młodemu to swoje słynne przedmałżeńskie kazanie.
– Właściwie Zack nie poprosił mnie ponownie, bym za niego wyszła.
– Po tych wszystkich wspaniałych słowach, wygłoszonych dzisiaj w obecności połowy miasta, nie masz chyba wątpliwości! – Katherine popatrzyła na szwagierkę z niedowierzaniem.
– No… nie. Ale tato coś go za długo trzyma.
– Staruszek odczuwa ojcowską potrzebę rozerwania go na strzępy, za porwanie cię i… – powiedział Ted, nie kryjąc zadowolenia.
– Zack wycierpiał aż nadto za to, co mi zrobił – rzekła Julie z przejęciem.
– Będzie cierpiał bardziej, jeżeli połknie haczyk i jak wszyscy przystanie na postawione mu warunki. – Katherine stłumiła chichot i pociągnęła łyk coca-coli.
– To znaczy? – Julie nie zrozumiała.
– No wiesz, takie tam: tradycja najważniejsza… najlepsze długie narzeczeństwo… Tato próbuje nabrać na to wszystkich narzeczonych.
– A, o to chodzi! – Julie roześmiała się. – Zack nigdy się nie zgodzi. Jest starszy, mądrzejszy i bardziej światowy od mężczyzn, z jakimi tatuś miał dotychczas do czynienia.
– Zgodzi się – powiedział Ted ze śmiechem – bo jaki ma wybór? Tato jest nie tylko mądrym duchownym, który udzieli wam ślubu, ale także twoim ojcem, a Zack dobrze wie, że zapracował u niego na grubą krechę. Dlatego przystanie na wszystko, dla ciebie i w imię rodzinnej harmonii.
– Mówisz tak, bo sam się zgodziłeś – wtrąciła Katherine.
– Przestań, zawstydzasz Julie. – Ted pochylił się i żartobliwie skubnął wargami jej ucho.
– Twoja siostra się śmieje, rumienisz się ty.
– Dlatego, moja ty gadatliwa żonko, bo pamiętam ten najdłuższy, najbardziej dotkliwy miesiąc w życiu, a także naszą noc poślubną, po miesiącu abstynencji.
Katherine popatrzyła na niego i na chwilę zapomniała o obecności Julie.
– Była cudowna – zaprotestowała. – Wyjątkowa, jak nasz pierwszy raz. Myślę, że to właśnie powód, dla którego twój ojciec prosi narzeczonych, by zaczekali do nocy poślubnej, nawet jeżeli wcześniej już ze sobą byli.
– Czy ktoś zauważył, że ja słyszę to wszystko? – Julie próbowała żartować drżącym głosem.
Drzwi gabinetu otworzyły się i wszyscy popatrzyli w tę stronę. Wielebny wyglądał na wielce z siebie zadowolonego, Zack na oszołomionego i rozdrażnionego. Ramionami Teda wstrząsnął śmiech.
– Dał się wziąć! – wykrztusił. – Ma tę samą ogłupiałą i rozzłoszczoną minę, jak oni wszyscy! Mój ekranowy bohater! – Kręcił z niedowierzaniem głową. – A ja trzymałem w pokoju plakaty z tym człowiekiem! W rękach tatusia okazał się zwykłym śmiertelnikiem, miękkim jak wosk, niczego nie podejrzewającym naiwniakiem. Więzienie go nie złamało, ale tatuś sobie poradził!
Zack rzucił zamyślone spojrzenie w stronę rozbawionej grupy i ruszył, by do nich dołączyć. Ale zatrzymała go matka Julie, zapraszając do jadalni na ciasteczka. Odwrócił się.
– Nie, dziękuję, pani Mathison – popatrzył na zegarek – jest późno. Muszę jeszcze znaleźć hotel.
Pytająco popatrzyła na męża, ten uśmiechnął się i skinął głową.
– Bardzo byśmy chcieli, by został pan u nas – powiedziała.
Zack pomyślał o licznych telefonach, jakie musi załatwić w czasie pobytu w Keaton, o zamieszaniu, jakie wprowadziłby do tego domu. Przecząco potrząsnął głową.
– Dziękuję, ale chyba będzie lepiej, jeżeli zatrzymam się w hotelu. Przywiozłem ze sobą całą masę pracy, a doślą mi jeszcze więcej papierzysk, przewiduję też zebrania w interesach – dorzucił na widok jej szczerze zmartwionej miny. – Myślę, że apartament hotelowy bardziej nada się do tych celów – tłumaczył.
Nie zauważył niespokojnego spojrzenia, jakie posłała mu Julie na wzmiankę o apartamencie. Z niecierpliwością oczekiwał chwili, gdy w hotelu zamówi szampana, a potem weźmie ją w ramiona i z pełną pompą oświadczy się.
– Odwieziesz mnie? – zapytał.
ROZDZIAŁ 81
Pół godziny później zajechali pod jedyny w Keaton motel.
– Nasz najlepszy – powiedziała Julie. – Wcześniej Ted i Katherine podrzucili ich do domu Julie, skąd Zack zabrał bagaże. Dalej pojechali jej samochodem.
Zack z niedowierzaniem patrzył na długą ruderę, straszącą rozmieszczonymi co dwanaście stóp czarnymi drzwiami, przypominającymi zepsute zęby, na pusty basen położony tuż obok szosy. Uniósł wzrok i na głos odczytał neon nad budynkiem:
– „Motel Zatrzymaj Się Na Chwilę”. Chyba znajdzie się w okolicy coś lepszego?
– Niestety – powiedziała, ledwie powstrzymując śmiech.
Stary mężczyzna, w stetsonie na głowie, z policzkami wydętymi przeżuwanym tytoniem, siedział na metalowym krześle przed drzwiami recepcji i rozkoszował się wieczornym, przesyconym żywicą powietrzem.
– Witaj, Julie – zawołał. Wystarczyło mu jedno spojrzenie rzucone spod ronda kapelusza, by ją rozpoznać.
Zack porzucił wszelką nadzieję na znalezienie godnego kochanków, anonimowego, romantycznego miejsca. Do biura wchodził w całkiem już podłym humorze.
– Mogę zatrzymać na pamiątkę? – zapytał właściciel, gdy Zack podsunął mu formularz z nazwiskiem.
– Oczywiście.
– Zack Benedict – odczytał tamten z szacunkiem, uniósł kartę i przyglądał się podpisowi.
– Zack Benedict w moim hotelu, kto by pomyślał, że to możliwe!
– Ja z pewnością nie – zauważył Zack chłodno. – Chyba nie macie apartamentu?
– Są pokoje dla nowożeńców.
– Żartujesz, człowieku! – Zack obejrzał się na szpetny budynek, potem zarejestrował obraz Julie, z łobuzerskim uśmiechem na twarzy, opartej o drzwi biura, i humor od razu mu się poprawił.
– Apartament nowożeńców jest wyposażony w kuchenkę – zachwalał właściciel.
– Jakie romantyczne, biorę – powiedział Zack. Za plecami usłyszał stłumiony śmiech Julie. Sam też się uśmiechnął.
– Chodźmy. – Poprowadził ją w stronę drzwi apartamentu, a człowiek z recepcji wyszedł na zewnątrz i patrzył za nimi. – Czy mi się wydaje – zapytał Zack, wpuszczając Julie do środka – że ten gość filuje, czy wejdziesz?
– Nie tylko, jeszcze czy zamkniemy drzwi i jak długo u ciebie zostanę. Jutro całe miasto będzie znało odpowiedź na każde z tych pytań.
Zack nacisnął kontakt na ścianie, spojrzał na pokój i natychmiast zgasił światło.
– Ile czasu możemy spędzić u ciebie w domu bez wywołania plotek?
Julie zawahała się. Pragnęła znów usłyszeć zapewnienia miłości, dowiedzieć się, jakie ma plany.
"Doskonałość" отзывы
Отзывы читателей о книге "Doskonałość". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Doskonałość" друзьям в соцсетях.