– Bo popełniłem fatalny błąd i wujek Enrico uważał, że należy mi się nauczka.
Głos Sandiniego zadźwięczał takim żalem, że Zack z uwagą popatrzył na niego.
– Dlaczego?
– Jeden z samochodów, jakie ukradłem ostatnim razem, należał akurat do niego.
– No to masz szczęście, że jeszcze żyjesz.
– On tak właśnie powiedział.
Gdyby nie napięcie, Zack wybuchnąłby szczerym śmiechem.
– Będzie na weselu Giny, szkoda, że mnie ominie taka okazja. – I zaraz zmienił temat. – Dobrze się składa, że Hadleyowi imponuje, jak cię rozpoznają, gdy go wozisz, inaczej musiałbyś mieć włosy ostrzyżone krótko. Od razu rzucałbyś się w oczy. Odrobinę dłuższe włosy będą…
Obydwaj mężczyźni zamilkli, bo do łazienki wszedł inny funkcyjny.
– Zabieraj się, Sandini – warknął. – Ty też, Benedict. Za pięć minut szef potrzebuje samochodu.
ROZDZIAŁ 15
– Dzzień dobry, Benedict – rzekł Hadley, gdy zobaczył Zacka w drzwiach biura. – Jak widzę, masz jak zwykle tę swoją ponurą minę. Zanim wyruszymy – dodał – oprowadź Hitlera po dziedzińcu. – Podał Zackowi smycz z olbrzymim dobermanem na drugim końcu.
– Nie jestem twoim pieprzonym lokajem – warknął Zack, a na gładkiej twarzy Hadleya powoli ukazał się wyraz zadowolenia.
– Znudziło ci się korzystanie z mojej łaskawości oraz wolności, jaką ma funkcyjny? Korci cię, Benedict, by trochę pomieszkać w moim pokoju konferencyjnym?
W duchu przeklinając się za nieroztropne okazanie nienawiści akurat w dniu, w którym ma tak wiele do stracenia, Zack wzruszył ramionami i złapał za smycz.
– Niespecjalnie. – Choć Hadley miał ledwie pięć stóp i sześć cali wzrostu, zaskakiwał wielkością ego. Sztucznie wytwornymi manierami próbował maskować sadyzm i psychopatyczną złośliwość, o których wiedzieli wszyscy oprócz Stanowej Komisji Więziennictwa albo nie zorientowanej, albo nie przejmującej się wysoką śmiertelnością „bójek wśród więźniów” czy „podczas próby ucieczki” w jego zakładzie. „Pokój konferencyjny” to eufemistyczne określenie dźwiękoszczelnej, podręcznej katowni przylegającej do dyrektorskiego gabinetu. Więźniowie, którzy mu podpadli, wprowadzani tam opierali się gwałtownie, trzęsąc się ze strachu; gdy ich wynoszono, to prosto do izolatki, szpitala albo kostnicy. Hadleyowi dostarczał sadystycznej uciechy widok żebrzących o litość, zwijających się z bólu mężczyzn. Zack nie zawdzięczał statusu funkcyjnego swojej uległości, tu zadziałał snobizm Hadleya. Temu dyrektorzynie dawało wiele satysfakcji wysługiwanie się słynnym Zacharym Benedictem. Zack pomyślał o ironii losu: ułomność charakteru Hadleya dała mu okazję do ucieczki. Za rogiem usłyszał jeszcze głos naczelnika:
– Benedict, nie zapomnij posprzątać po Hitlerze. Zawrócił, ciągnąc za sobą opierającego się, warczącego psa. Podszedł do drzwi i wziął opartą o mur łopatkę. Zapiął guziki kurtki, spojrzał w niebo; robiło się coraz zimniej, nadciągały ołowiane chmury. Spadnie śnieg, pomyślał.
ROZDZIAŁ 16
Na tylnym siedzeniu samochodu Wayne Hadley upychał do aktówki notatki przygotowane do wykładu. Gdy skończył, poluzował krawat, wyciągnął wygodnie nogi i odetchnął zadowolony. Popatrzył na dwóch więźniów na przednim siedzeniu.
Sandini to drobny złodziejaszek, zabiedzony makaroniarz, zwyczajne zero; funkcyjnym został wyłącznie dlatego, że któryś z jego krewnych – mafioso- wpłynął na jakiegoś ważniaka wewnątrz systemu. Hadleyowi Sandini dostarczał niewiele rozrywki, nie przyczyniał się do wzrostu prestiżu, dręczenie go nie dawało przyjemności.
Co innego Benedict. Ten gwiazdor, symbol seksu, bogacz posiadający własne samoloty i limuzyny prowadzone przez osobistego szofera, należał kiedyś do wielkich tego świata, a teraz musiał wykonywać każde polecenie Wayne'a Hadleya. Jest prawdziwa sprawiedliwość na tym świecie, pomyślał Hadley. A co ważniejsze, mimo że Benedict usiłował to ukryć, bywały chwile, gdy Hadleyowi udawało się przebić przez skorupę ochronną, sprawić, by aktor niemal wył z tęsknoty za czymś, czego już nigdy mieć nie będzie. Wymagało to jednak sporego wysiłku. Nawet gdy zmuszał Benedicta do oglądania na wideo najnowszych filmów i relacji z uroczystości wręczania Oscarów, nie był pewien, czy udało mu się trafić w czułe miejsce. Z tak „przyjemnym” celem przed oczami, Hadley gorączkowo zastanawiał się nad wyborem odpowiedniego tematu. Postawił na seks. Gdy samochód przyhamował na światłach niedaleko celu podróży, pozornie dobrodusznym tonem zapytał:
– Założę się, że jak byłeś bogaty i sławny, kobiety wręcz prosiły, byś je wziął do łóżka, nie mam racji, Benedict? Czy kiedykolwiek myślałeś o nich, zastanawiałeś się, co naprawdę czują, jakie są? Prawdopodobnie aż tak bardzo nie lubiłeś seksu. Jakbyś był w tym rzeczywiście dobry, to ta piękna blond dziwka nie puściłaby się z tym Austinem, prawda?
Z satysfakcją zobaczył w lusterku, jak szczęki Benedicta się zaciskają. Ale mylił się, raniło nie wspomnienie zdrady, lecz Austina.
– Jeżeli kiedykolwiek cię ułaskawią – na mnie zbytnio nie licz – na wolności będziesz musiał zadowolić się pierwszą lepszą dziwką. Wszystkie kobiety to kurwy, ale nawet takie mają skrupuły, nie prze padają za ekswięźniami w łóżku, nie słyszałeś o tym? – Pomimo chęci zachowania nienagannie gładkich manier wobec tego gówna, jakim w końcu byli jego więźniowie, Hadley po raz kolejny przekonywał się, jak trudno w niektórych sytuacjach przychodzi mu zachowanie spokoju. – Odpowiadaj, jak cię pytam, ty skurwielu, albo następny miesiąc spędzisz w izolatce. – Hamując złość, dodał niemal przyjaźnie: – Założę się, że w starych, dobrych czasach miałeś własnego szofera. A teraz, patrzcie tylko, siedzisz za kółkiem u mnie. Bóg naprawdę istnieje. – Przed nimi pojawił się przeszklony budynek. Hadley usiadł prosto, poprawił krawat. – Czy zastanawiasz się czasem, co stało się z twoją forsą, jaka została po opłaceniu adwokatów?
W odpowiedzi Benedict mocno nacisnął hamulec i samochód, z przeraźliwym piskiem, zatrzymał się niemal w miejscu, przed samym wejściem do budynku. Klnąc pod nosem, Hadley pozbierał z podłogi rozsypane kartki i czekał, na próżno, aż Zack wysiądzie.
– Ty bezczelny skurwysynu! Nie wiem, co ci się dzisiaj stało, po powrocie policzymy się. A teraz rusz dupę i otwórz mi drzwi!
Zack wysiadł. Zimny wiatr zsunął mu z ramion cienką, białą kurtkę, ale nie zwrócił na to uwagi, interesował go tylko śnieg, teraz padający na całego. Za pięć minut już go tu nie będzie. Otworzył tylne drzwi samochodu i skłonił się z przesadną uprzejmością.
– Wyjdzie pan sam, czy pomóc?
– Tym razem przesadziłeś – warknął Hadley, wysiadając z aktówką pod pachą. – Jak wrócimy, nauczę cię rozumu. – Z trudem opanowując gniew, obejrzał się na Sandiniego, który siedział sztywno wyprostowany, z niewinną miną i zapatrzony przed siebie udawał, że nie słyszy. – Masz listę sprawunków, Sandini, załatw je i wracaj. A ty – zwrócił się do Zacka rozkazującym tonem – idź do spożywczego po drugiej stronie ulicy, znajdź dla mnie kawałek dobrego, importowanego sera i świeże owoce, a potem zaczekaj w aucie. Będę gotowy za jakieś półtorej godziny. W samochodzie ma być ciepło, silnik włączony.
Nie usłyszawszy odpowiedzi, Hadley ruszył przed siebie. Obydwaj więźniowie obserwowali jego plecy aż do samego wejścia.
– Ale kutas – mruknął pod nosem Sandini. – No to życzę szczęścia zwrócił się do Zacka. Spojrzał w górę na ciemne, brzemienne śniegiem chmury. – Zanosi się na niezłą zamieć.
– Pogoda nieważna – odpowiedział pośpiesznie Zack – wiesz, co masz robić. Nie zmieniaj planu i, na Boga, trzymaj się ustalonej wersji. Jeżeli postąpisz dokładnie tak, jak ci powiedziałem, zostaniesz bohaterem, a nie współwinnym.
Coś w pełnym próżności uśmiechu Sandiniego, w jego napiętej, niespokojnej postawie, zaniepokoiło Zacka. Dobitnie i zwięźle powtórzył plan, który do tej pory mogli omawiać jedynie szeptem.
– Zrób wszystko dokładnie tak, jak postanowiliśmy. Listę sprawunków zostaw w samochodzie. Godzinę poświęć na zakupy, a potem powiedz sklepikarce, że zostawiłeś spis w aucie i nie pamiętasz, czy kupiłeś wszystko. Powiedz, że idziesz po niego, i wracaj. Samochód będzie zamknięty. – Zack wziął listę z rąk Sandiniego i rzucił na podłogę po stronie pasażera, potem zatrzasnął drzwi. Ze spokojem, którego wcale nie odczuwał, wziął go pod ramię i podprowadził na róg ulicy.
Obserwując przejeżdżające ciężarówki, czekali na zmianę świateł, potem bez pośpiechu przeszli na drugą stronę. Wyglądali jak zwykli Teksańczycy, rozprawiający o gospodarce stanu albo najbliższym meczu futbolowym. Jedyne, co ich wyróżniało, to białe spodnie i więzienne kurtki z napisem na plecach. Zbliżali się do krawężnika, Zack półgłosem powtarzał:
– Jak wrócisz pod zamknięte drzwi samochodu, idź zaraz do spożywczego po drugiej stronie. Porozglądaj się trochę, a potem zapytaj sprzedawcę o mnie, podaj rysopis. Gdy usłyszysz, że mnie nie widziano, idź do apteki, potem do księgarni i wszędzie się wypytuj. Jak już dowiesz się, że nikt nic nie wie, wal prosto do tamtego budynku. Zaglądaj do pokoi i pytaj, gdzie odbywa się zebranie z naczelnikiem. Opowiadaj każdemu o mojej ucieczce i że musisz o niej zameldować. Później pracownicy sklepów potwierdzą twoje słowa, a ponieważ zawiadomisz naczelnika pół godziny wcześniej, niż sam by się zorientował, będzie święcie przekonany, że jesteś niewinny jak niemowlę. Jeszcze cię wypuści na tyle wcześnie, byś zdążył na wesele Giny.
Sandini uśmiechnął się i uniósł w górę kciuk – uścisk dłoni mógłby ich wydać.
– Przestań się martwić moją osobą i spływaj. – Zack skinął głową. Już miał odejść, ale jeszcze zatrzymał się. – Sandini! – powiedział z powagą.
– Tak, Zack?
– Będzie mi cię brakowało.
– Wiem.
– Ucałuj ode mnie mamę. Powiedz siostrom, że dla mnie zawsze będą najpiękniejsze. – Odwrócił się i odszedł szybkim krokiem.
"Doskonałość" отзывы
Отзывы читателей о книге "Doskonałość". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Doskonałość" друзьям в соцсетях.