– Mol…
– …no cóż, doskonale wiem, że nie jesteś głupi, tylko zbyt zmęczony, by myśleć rozsądnie. Proponuję wam obu kolację. Jest to jednorazowe zaproszenie. Taka sytuacja już się nie powtórzy, więc zastanów się, zanim mi odmówisz.
Znowu go lubiła. Flynn dobrze wiedział, że zaprosiła ich do siebie, bo było jej go żal. Ale jednocześnie był bardzo ciekaw, gdzie i jak mieszka. A poza tym musiał jej udowodnić, że nie jest głupcem. Wobec tego zgodził się na jej propozycję. Był spokojny do chwili, gdy Molly otworzyła drzwi do swego mieszkania i wszedł do środka.
Jedno spojrzenie na jej salon i mocniej przytulił Dylana do siebie.
– Matko święta! Nie możemy tutaj wejść. To się nie uda, Mol. Dylan i białe meble! Nigdy w życiu. Strach pomyśleć, co mógłby tu zrobić, a ja nie przesadzam.
Molly zupełnie nie zwracała uwagi na to, co on mówi. Postawiła torbę z pieluszkami, zdjęła płaszcz i wyciągnęła ręce do Dylana.
– Ależ ty jesteś ciężki, kotku. Może przygotujemy razem kolację, a twój tatuś sobie odpocznie? Flynn, moje zaproszenie było nie planowane, więc do picia mam tylko herbatę i wino.
– Dziękuję. Powiedz mi tylko, w czym mam ci pomóc. Dała mu kieliszek wina i po prostu wyrzuciła go z kuchni.
Słyszał, jak wyjmuje z szafy naczynia i rozmawia z Dyla – nem, podczas gdy on, zgodnie z jej poleceniem, miał się położyć i odpocząć. Flynn nie spodziewał się, że będzie miał szansę odpocząć, i rzeczywiście nie cieszył się długo samotnością. Zdążył wypić łyk wina, gdy ujrzał Dylana wpełzającego do pokoju na czworakach.
Znał już to spojrzenie. Nic tak nie uszczęśliwiało malca jak zabawa w „szukaj i niszcz" w nowym miejscu.
Flynn odstawił kieliszek i zaczął błyskawicznie zabierać rzeczy: postawił wyżej wazon, zdjęcia, a złocony komplet do herbaty przeniósł na półeczkę nad kominkiem… szybko pomknął w przeciwny koniec pokoju i odsunął dwie lampy oraz figurynkę z delikatnej porcelany z zasięgu małych rączek. W tym czasie Dylan, opierając się o fotel, stanął na obie nóżki. Kiwając się jak pijaczyna, z radością wypowiedział pełną entuzjazmu pochwałę pod adresem Flynna w sobie tylko zrozumiałym języku.
– Tak. Wiem, że lubisz nowe miejsca – odpowiedział mu Flynn. I wtedy zorientował się, że nie zauważył czasopism leżących na stoliku, ale było już za późno. Dylan oderwał okładkę „Newsweeka" i z zupełnym brakiem szacunku dla głowy państwa wcisnął zdjęcie prezydenta do buzi. – Nie, nie! Przecież już tyle razy mówiliśmy na temat jedzenia papieru.
Mały roześmiał się i usiadł z wrażenia na ziemi.
– A gdzie to podział się mój pomocnik? – Molly pojawiła się w drzwiach.
– Molly… mieliśmy mały kłopot z „Newsweekiem". Chyba Dylan chciał wyrazić swoje poglądy polityczne, bo nasz prezydent został przez niego pogryziony i wypluty.
– Nie szkodzi. Czasami, gdy oglądam wiadomości, mam chęć zrobić to samo. – Molly uśmiechnęła się, ale w jej oczach dostrzegł ten wyraz, który niepokoił go przez całe popołudnie. Nic z tego nie rozumiał. Czuł, że traci odwagę. Chciał zasłużyć na jej pochwałę, ale nawet wizyta u pediatry zmieniła się w farsę. Wszystko robił nie tak, jak trzeba. Mimo to, nie wiadomo dlaczego, oczy Molly patrzyły na niego przyjaźnie. – Widziałam to ziewnięcie, Flynn.
– Nie ziewałem. I nie jestem zmęczony.
– Aha… Znowu zaczynasz być uparty. Tym razem zamknę drzwi do kuchni. Usiądź sobie wygodnie i odpoczywaj, albo się zdenerwuję.
– No, no… nie byłaś taka harda, gdy przyjmowałem cię do pracy.
– Zatrudniłeś wstydliwą introwertyczkę, która dostawała bólów żołądka, gdy musiała podnieść na kogoś głos. To ty mnie zmieniłeś, więc nie narzekaj. Obiad będzie bardzo wykwintny. Hamburger z serem, zupa z grzankami i lody. Mogłabym przygotować coś bardziej wyszukanego dla nas, ale musiałam uwzględnić także Dylana.
– Daj mu cokolwiek, byle nie buraczki. Roześmiała się znowu, zabrała dziecko i ruszyła w stronę kuchni, ale zanim wyszła, nie omieszkała podnieść surowym gestem palca i wskazać nim bez słowa kanapę.
Przecież traktuje go jak psa. Chociaż… zaledwie wyszła, ziewnął znowu. Przesunął dłonią po twarzy i wyciągnął się na kanapie tylko na chwileczkę.
Ścigając Dylana, był zbyt zajęty, by obejrzeć pokój. Zsunął buty, bo bał się zabrudzić meble. Zaczął przyglądać się wnętrzu. Czuł, że wracają mu siły.
Jasnożółty i kremowy kolor pasowały do Molly. Cały pokój pasował do niej. Był czysty i jasny. Obrazy wiszące prosto, brak kurzu, śmieci, bałaganu. Po przeciwnej stronie pokoju stało zabytkowe biureczko, tak delikatne, że mogło pod silniejszym podmuchem się złamać. Pod oknem znajdowała się miękka ława z poduszkami w kolorze wanilii, cytryny i moreli. Różne drobiazgi dekorujące pokój wyglądały na niezwykle kruche.
Flynn poczuł ulgę, gdy zdał sobie sprawę, że nie pasuje do tego wnętrza. Po raz pierwszy od tej niefortunnej sceny w biurze czuł, że napięcie ustępuje. Co prawda nadal pragnął Molly. Ale teraz wiedział, że to tylko pożądanie, zwykły pociąg fizyczny, hormony. Wystarczyło, by rozejrzał się wokół, a zrozumiał, że do tej dziewczyny zupełnie nie pasuje. Molly była pedantką, on wchodził do domu w zabłoconych butach. Lubiła jasne kanapy, poduszki i cenne drobiazgi.
On wolał kosz do siatkówki w swoim pokoju.
Flynn ziewnął znowu, coraz głębiej zapadając się w miękkie poduszki. Molly była przemądrzała, zadzierała nosa, a na dodatek była purytanką. Dlaczego więc bez przerwy o niej myśli? Dlaczego tak go obchodzi jej opinia o nim? Dlaczego martwi się tym, że wstydziła się za niego?
Był naprawdę zaniepokojony. Molly prezentowała te wartości, które leżały olbrzymim ciężarem na jego sumieniu. Nie chciał być podobny do swego ojca. Może i odziedziczył po nim zamiłowanie do ryzyka, ale starał się tak ułożyć sobie życie, by nikogo nie skrzywdzić.
Niestety nie udało mu się. Śmiech dziecka dochodzący zza zamkniętych drzwi był tego bolesnym dowodem. A przecież naprawdę nie chciał nikogo skrzywdzić.
Molly nie musiała wstydzić się za niego, bo cały czas przygniatała go lawina wyrzutów sumienia. Zupełnie nie wiedział, jak w takiej sytuacji odzyskać jej szacunek. Dręczył się tym bez przerwy. Bolała go głowa. Poczuł, że oczy pieką go ze zmęczenia.
Zamknął je na chwilę. Na jedną minutkę.
Gdy je znowu otworzył, wszystko wokół wyglądało inaczej. Przede wszystkim panowała cisza. W pokoju było ciemno, choć przez okno zaczynały wpadać pierwsze blaski poranka. Otulony był miękkim, jasnym kocem, spod którego wystawały jego bose stopy. W żołądku burczało mu z głodu, miał sztywny kark, ale ból głowy ustąpił. Przestraszył się, że spał jak zabity przez całą noc. A Dylan? Zerwał się na równe nogi, odrzucając daleko koc, tak że omal nie strącił lampy. Gdzie jest Dylan? I Mol?
Poprzedniego wieczoru poznał jedynie jej salon, ale z łatwością odtworzył w pamięci rozkład całego mieszkania. Za kuchnią był hol, łazienkę rozpoznał po zapachu szamponu, mydła i perfum. Za łazienką znajdował się jeszcze jeden pokój, którego drzwi były lekko uchylone.
Zawahał się, ale po chwili zajrzał do środka. Choć przyćmione światło zacierało obraz, od razu ich zobaczył. Nie słyszał, żeby Molly przesuwała wczoraj meble, ale musiała to zrobić. Nocny stolik był dosunięty do toaletki, a szerokie łóżko przysunięte do ściany, żeby Dylan przypadkiem w nocy z niego nie spadł.
Flynn rozejrzał się po pokoju, zauważył budzik, który wskazywał piątą czterdzieści pięć. Meble zgromadzone w tym pokoju pochodziły z różnych źródeł, ale w wazonie stały róże, a w oknach wisiały kolorowe zasłony. Na podłodze leżał biały puszysty koc, który Molly widocznie zrzuciła na ziemię we śnie.
Jego oczy skierowały się na Molly, jakby przyciągnął je silny magnes. Dylan otulony był kocem, ale Molly musiało być gorąco. Leżała na brzuchu. W dzień, co zdołał już zauważyć, nosiła bieliznę grzecznej panienki, ale nie sypiała w takiej. Jej koszulka nocna była z połyskliwej satyny, która miękko przylegała do pleców. Miała zmierzwione włosy, a ramiączko koszulki zsunęło się na białe, gładkie ramię.
Flynn czuł, że nie jest już wcale śpiący, więc postanowił wyjść stąd jak najszybciej. Znalazł swoje zguby. Były bezpieczne i nic nie usprawiedliwiało jego dłuższego tu pobytu.
W końcu znalazł powód, żeby przez chwilę tu pozostać. W sypialni było dość zimno. Postanowił więc przykryć Molly. Nic więcej. Tylko ją przykryć.
Właśnie pochylił się, sięgając po koc, gdy Molly odwróciła się w jego stronę. Jego nieposłuszny wzrok powędrował natychmiast do wycięcia koszulki. Było zbyt luźne i odsłaniało pełną pierś. Szybko odwrócił wzrok i spojrzał na twarz Molly. Jedwabiste rzęsy zatrzepotały nagle i odsłoniły zaspane oczy.
– Cześć – powiedziała szeptem.
– Cześć – odpowiedział, wpatrując się w nią z zachwytem. Jego serce podpowiedziało mu, że tak by wyglądała, gdyby rano budziła się przy nim – ciepła, półnaga, z uśmiechem zadowolenia, że znów go widzi. – Nie chciałem zasnąć, Molly.
– A ja, prawdę mówiąc, tak to właśnie zaplanowałam. Chciałam, żebyś przespał choć jedną noc. Miałam tylko nadzieję, że zdążę cię przedtem nakarmić. – Dotknęła jego dłoni i ich palce splotły się, jakby znały ten gest od wieków. – Spałeś dobrze?
– Jak zabity.
– To dobrze. Bo wczoraj zachowywałeś się jak rozdrażniony niedźwiedź.
Trudno było znaleźć odpowiednią replikę na jej słowa. Spróbował tego, co najłatwiejsze.
– Przepraszam.
– Nie przepraszaj. Wiem, że jesteś wykończony. I nie byłeś złośliwy w stosunku do mnie, lecz do siebie. Oskarżałeś się niepotrzebnie i wydałeś zbyt surowy wyrok. – Ziewnęła szeroko. – Nie rób tego więcej.
– Ja… Dobrze. – Ta rozmowa zaczęła się dziwnie i dalej taka mu się wydawała. Ale gdy chciał uwolnić rękę, by przykryć Molly kocem i więcej nie patrzeć na kuszące go widoki, jej palce zacisnęły się mocniej.
– Czy już trzeba wstawać?
– Nie. Jeszcze jest wcześnie. Śpij dalej, Mol.
"Dziecko, on i ta trzecia" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dziecko, on i ta trzecia". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dziecko, on i ta trzecia" друзьям в соцсетях.