Wszystko to sprawiło, że Emily miała ochotę się rozpłakać, i im dłużej patrzyła na Jonasa, tym bardziej zdawała sobie sprawę, że nie potrafi go odepchnąć.

– Em… – Jego oczy zatonęły w jej oczach w poszukiwaniu odpowiedzi, na którą nie mogła się zdobyć.

Powinna go odepchnąć. Uciec do sypialni i zaniknąć drzwi na klucz. Jednak ta dziwna więź, która powstała między nimi, nie pozwalała jej tego zrobić.

Jonas ujął w dłonie jej twarz i powoli przyciągnął do siebie. A potem była długa chwila milczenia, milczenia wymowniejszego od słów. W ich oczach było zakłopotanie i niepewność jutra, ale teraz liczyło się tylko to, że mają siebie. I wtedy Jonas ją pocałował.

Oczywiście, nie pierwszy raz ktoś ją całował. Miała dwadzieścia dziewięć lat i za sobą normalne studenckie życie. Nawet wtedy, gdy po studiach wróciła do Bay Beach, wielu było takich, którzy próbowali swoich szans u doktor Mainwaring.

Tak więc chłopcy ją całowali, ale żaden tak jak Jonas! To był pocałunek, o jakim nawet nie marzyła. To było jak połączenie dwóch połówek należących do tej samej całości. Strumień ciepła popłynął przez jej ciało, ogrzewając je od czubków palców aż do głowy. Gdy Jonas mocniej przyciągnął ją do siebie, poczuła, że topnieje.

Mężczyzna i kobieta – jakby kierowało nimi przeznaczenie – spotykają się i łączą, stając się jednością. To, co Emily teraz czuła, było nie do opisania. Oto znalazła wreszcie swoje miejsce na ziemi. Swojego mężczyznę…

Tylko że to nie był jej mężczyzna. To był Jonas Lunn, chirurg z wielkiego miasta, który za kilka tygodni stąd wyjedzie. Prześpi się z nią i potem zostawi, a ona będzie musiała żyć jak dawniej, bez niego!

Ta myśl sprawiła, że nagle otrzeźwiała. Kiedy więc Jonas podniósł rękę, Emily, czując, że zamierza rozpuścić jej włosy, odsunęła się gwałtownie.

– Nie!

– Tak! – powiedział i w jego oczach zabłysły wesołe iskierki. – Chcesz tego tak samo jak ja.

– Być może chcę – odparła – ale też mam dostatecznie dużo rozsądku, żeby wiedzieć, do czego mogłoby to zaprowadzić.

– Do tego, aby dwoje ludzi dało sobie nawzajem trochę radości.

– A potem odejdziesz?

– Tak – przyznał z rozbrajającą szczerością. – Oczywiście, że tak. Życie musi toczyć się dalej, ale dzięki temu, co przeżyjemy, będzie o wiele bogatsze.

– Nie, nie – odparła ze smutkiem. – Będzie okropne. Złamie mi to serce, tak jak rozstanie z Robbym.

– Pójście z kimś do łóżka nie może złamać ci serca.

– Nie? – Jej oczy płonęły. Mężczyźni! Czyżby wszyscy byli aż tak niewrażliwi? – A co może złamać twoje serce?

– Mam nadzieję, że jednak wyjdziesz z tego z nieuszkodzonym sercem. Bo ja na pewno tak.

– Szczęściarz z ciebie.

– Em, to chyba nie jest trzecia wojna światowa. Czy musisz aż tak dramatyzować?

– Wcale nie dramatyzuję. – Teraz była już wściekła.

Jak to on powiedział? „Ale to wcale nie znaczy, że nie angażuję się, jeśli kobieta jest naprawdę wyjątkowa"? Od ilu wyjątkowych kobiet już odchodził? Ona z pewnością nie będzie jedną z nich! Czuła, jak wzbiera w niej złość, i ta złość dodała jej siły.

– Idź do łóżka, Jonas! – powiedziała.

– Z tobą?

– Drzwi do mojej sypialni są tu, a do twojej tam. Idź więc do siebie i zostaw mnie w spokoju.

– Kłamiesz!

– Może, ale robię to w dobrej intencji – zauważyła cierpko – zważywszy na to, że wszędzie siejesz zniszczenie. I zaczynam już rozumieć, dlaczego Anna woli trzymać się od ciebie z daleka. Dajesz swój czas, swoje pieniądze i swoją pracę. Ale nie siebie, Jonas. A to nie wystarczy. Chcesz być potrzebny, ale nie dopuszczasz do siebie myśli, że sam również możesz czegoś potrzebować. Annie to nie wystarcza i nie wystarcza mnie! Dobranoc!

Weszła do swojego pokoju, z całej siły zatrzaskując za sobą drzwi.

Jak mogła po tym zasnąć? Leżała w ciemnościach, wsłuchując się w cichutkie posapywanie Robby'ego, i jej serce wyrywało się do czegoś, czego nigdy nie będzie miała. Męża i dziecka – dwóch wielkich miłości, które nigdy nie miały się ziścić.

W pokoju obok Jonas również nie mógł zasnąć. Myślał o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin.

Anna odtrąciła go. „Nie potrzebuję cię. Nikogo nie potrzebuję", powiedziała, gdy zaproponował, że zostanie z nią na noc. I Emily…

„Dajesz swój czas, swoje pieniądze i swoją pracę. Ale nie siebie…" A co innego mógł zrobić?

Przyjechał tu, ponieważ uważał, że Anna go potrzebuje. I Emily… Ona przecież też go potrzebuje. Jako kobieta i… ponad miarę zapracowany lekarz.

Dlaczego więc obie go odrzuciły?

Dlatego, że potem chciał odejść!

To prawda. Mówił o tym otwarcie, uważając, że tak jest uczciwie. Nie chciał wykorzystać Emily. Nie potrzebuje jej. Nie potrzebuje nikogo. W rzeczywistości jednak straszliwie pragnął się z nią kochać.

Bez względu na wszystko! Cholera jasna!

Dzieciarnia wstała z łóżka znacznie wcześniej niż on. Ody się obudził, jego pierwszą myślą było, że klatkę piersiową przygniótł mu dziesięciotonowy ciężar. Tymczasem była to jedynie trójka urwisów Anny.

– Obudź się, wujku! Em robi grzanki, nawet Bernard już się obudził, i pytaliśmy Em, jak czuje się mama, ale ona powiedziała, żebyśmy zapytali ciebie.

Trzy małe twarzyczki spoglądały na niego z niepokojem. Jonas zamknął w niedźwiedzim uścisku tyle małych rączek i nóg, ile tylko zdołał. To są jego siostrzeńcy. Dotychczas nie dane mu było z nimi się zaprzyjaźnić, ale, jak się wydaje, dzieciaki nie miały uprzedzeń matki.

– Wasza mama dobrze zniosła operację – odparł. – Jeżeli wszystko będzie w porządku, karetka przewiezie ją do szpitala w Bay Beach i wtedy sami ją odwiedzicie.

Właściwie mogli ją przewieźć do Bay Beach jeszcze dziś, ale Anna nie wyraziła na to zgody. Oznajmiła, że chce poczekać na wyniki badań i w spokoju wszystko przemyśleć. I przygotować się na najgorsze, jeśli to najgorsze się wydarzy.

Proszę cię, Boże, tylko nie to, powtarzał w duchu Jonas, pocieszając się jednocześnie, że nie ma powodu obawiać się najczarniejszego scenariusza. Zmusił się, by o tym nie myśleć.

– Podobno Em robi grzanki? – zapytał, siląc się na uśmiech.

– Tak. Właśnie wróciła – odparł Sam. – Musiała zająć się jakimś farmerem, któremu krowa przygniotła stopę. Kiedy obudziliśmy się, przyszła do nas pielęgniarka i kazała być cicho, aż się obudzisz. Ale potem przyszła Em i powiedziała, że jesteś leniuchem. No to przyszliśmy tu cię obudzić.

– Czyż Em nie jest wspaniała! – Jonas roześmiał się od ucha do ucha i odrzucił okrycie. W głębi duszy czuł się winny. Emily pracuje, a on śpi. Ma aparat telefoniczny przy łóżku, pomyślał. Wprawdzie drugi jest w holu, ale jeśli już po pierwszym sygnale podniosła słuchawkę, mógł go nie słyszeć. To trzeba zmienić.

– Wiesz, mamy dżem truskawkowy, malinowy i marmoladę – rzekła z przejęciem Ruby. – Bernard najbardziej lubi marmoladę, a Robby upaćkał się dżemem truskawkowym.

– Wyobrażam sobie!

– Chodź, wujku!

– Poczekajcie, aż się ubiorę.

Ale najwyraźniej nie było mu to pisane.

– Grzanki gotowe! – zawołała Emily i ubrany w piżamę Jonas został z triumfem pociągnięty do kuchni.

W progu zatrzymał się, urzeczony niezwykłą atmosferą tego, co zobaczył. Emily trzymała w ramionach Robby'ego i zanosiła się śmiechem, patrząc na jego umorusaną buzię. Bernard, o dziwo, zapomniał o drzemce i węszył wokół, znęcony zapachem grzanek. Jonasowi jednak nie dane było długo stać bezczynnie. Niespodziewanie Robby znalazł się w jego ramionach.

– Potrzymaj go chwilę. Muszę znaleźć jakiś mały ręcznik – powiedziała Emily. – Piękna piżama – zauważyła, mierząc go uważnym wzrokiem.

Piżama była uszyta z jedwabiu ozdobionego maleńkimi pandami. Prezent od pewnej przyjaciółki…

Do licha! Czuł, że się czerwieni.

Dzieciaki zaczęły chichotać.

– Nie wiedzieliśmy, że wujkowie też mogą mieć pandy na piżamach – oznajmiła z powagą Ruby.

Jonas porwał ją do góry i po chwili miał już na rękach dwoje dzieci.

– Jeśli chodzi o tego wujka, wszystko jest możliwe. Nie ma takiej rzeczy, której nie potrafiłby zrobić.

– Zmienić pieluszki też potrafisz? – zakpiła Emily, a Jonas wykrzywił się komicznie.

– To umiejętność wymagająca studiów – odparł. -Musiałem zostać chirurgiem, żeby się nauczyć zakładać plastry. Trzeba wielu lat praktyki, abym mógł uzyskać dyplom z pieluch.

– I odrobiny zwyczajnej odwagi. – Śmiała się z niego i to zbiło go z tropu. Była taka… nadzwyczajna.

Em jest nadzwyczajna, pomyślał, obserwując, jak wyciera Robby'ego maleńkim ręczniczkiem. Miała na sobie dżinsy i T-shirt, włosy splecione w warkocz, a na twarzy ani odrobiny makijażu, i była przepiękna!

Tak bardzo jej pragnął…

A ona odepchnęła go, ponieważ obawiała się, że mógłby ją zranić. Nie to nie, powiedział sobie, siadając do śniadania. Ta pani nie chce ciebie, Jonas. Mógłbyś skomplikować jej życie, a ostatnią rzeczą, której pragniesz, to komplikować życie komukolwiek.

Nieprawdaż?

Hm.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Wyniki badań nadeszły jeszcze tego samego dnia i były bardzo dobre. Jonas wracał z Blairglen szczęśliwy i rozpromieniony, jakby ktoś podarował mu cały świat.

Kiedy zatrzymał się przed ośrodkiem, Emily skończyła właśnie popołudniowy dyżur i wychodziła do domu. Na jej widok rozpromienił się jeszcze bardziej. Nie mógł się doczekać, kiedy podzieli się z nią wspaniałą nowiną.

Nagle w cieniu werandy zauważył jakiegoś mężczyznę, który wyglądał na kogoś, kto czeka bardzo długo i kto jest gotów czekać jeszcze dłużej. Po chwili Jonas rozpoznał w nim Jima, szefa straży pożarnej, którego spotkał dzień wcześniej w szpitalu i który dzielił z nim jego niepokój. Pomyślał, że ten człowiek, tak samo jak Em, zasługuje na to, aby teraz dzielić z nim radość. Zatrzymał się więc, chociaż, widząc idącą w jego kierunku Emily, miał ogromną ochotę rzucić się do niej, chwycić ją w ramiona i wirować z nią do utraty tchu.