– Słucham?
– Odrzuciłaś Jonasa Lunna? Jesteś w nim po uszy zakochana i go odrzuciłaś?!
Lori opadła na stojące przy biurku krzesło i patrzyła na przyjaciółkę w osłupieniu.
– Wszystkie nasze problemy byłyby rozwiązane -ciągnęła. – Bay Beach miałoby jeszcze jednego lekarza, Robby rodziców, a ty skończyłabyś wreszcie z samotnością i życiem pozbawionym seksu. A ty lekką ręką wszystkiego się pozbywasz!
– Jonas nie wspominał o seksie – zauważyła Emily, nie podnosząc głowy znad receptariusza. Lori zaniemówiła.
– Chcesz powiedzieć…
– Chcę powiedzieć, że kiedy wyszłaś, nic się nie zmieniło. On stał w jednym końcu pokoju, a ja w drugim, i rozmawialiśmy o szczegółach dotyczących funkcjonowania naszego małżeństwa. On uważał, że to bardzo rozsądna propozycja biznesowa. Myślę, że… – odetchnęła głęboko – myślę, że mógłby nawet kochać Robby'ego.
Tyle że z daleka.
– To niemożliwe, żeby był aż tak nieczuły!
– Ale jest. Przeszedł twardą szkołę życia i nie zamierza się zmieniać tylko dlatego…
– Tylko dlatego, że go kochasz?
– Tylko dlatego, że go kocham. – Emily podniosła głowę i spojrzała w zatroskaną twarz przyjaciółki. – Tak to wygląda w skrócie, Lori. Kocham go, rzeczywiście go kocham.
– I burzysz się na samą myśl o tym, że mogłabyś go poślubić, wiedząc, że on cię nie kocha.
– A więc mnie rozumiesz. Gdyby Ray cię nie kochał…
– Oszalałabym – przyznała Lori. – Nie zdawałam sobie z tego sprawy aż do chwili, kiedy go niemal straciłam. To miedzy innymi z tego powodu tu przyszłam. Za miesiąc bierzemy ślub i chciałabym, żebyś była moją druhną. Możesz?
– Oczywiście.
– Może jednak ty pierwsza wyjdziesz za mąż? Byłabyś wtedy starościną mojego wesela.
– Lori, nie mogę.
I Lori wiedziała, że Emily mówi prawdę. Wiedziała również, że jej przyjaciółka ma złamane serce.
– Nie zgadzam się, żeby go adoptowała samotna kobieta.
Te słowa wypowiedziała ciotka Robby'ego. Siedziała z Tomem i Emily w gabinecie ośrodka i nie kryła irytacji.
– Co powiedzą ludzie? Że pozwoliłam na adopcję dziecka mojej siostry przez samotną osobę, podczas gdy powinnam sama się nim zająć?
Tom zacisnął leżące na kolanach dłonie. Często spotykał się z różnymi rodzinnymi dramatami, ale każdy kolejny przeżywał tak samo.
– Lauro, mówi pani, że go nie weźmie, ale jednocześnie żąda, żeby został w Bay Beach i żeby adoptowało go małżeństwo?
– Tak!
– Ale on ma całe ciało pokryte bliznami – rzekł cicho Tom. – Wiele ran jeszcze się goi. Robby'ego czeka wiele operacji przeszczepów skóry. Potrzebuje ciągłej opieki medycznej. Emily chce mu to dać, miłość matczyną również. Nie sądzę, Lauro, aby znalazła pani kogoś, kto go weźmie. Nie w tym stanie.
– A więc niech będzie dalej w domu dziecka – powtarzała z uporem Laura. – Nie zmusicie mnie do niczego więcej! Wiem, co powiedziałaby mi moja siostra, gdyby żyła.
– Z pewnością chciałaby, żeby go ktoś pokochał.
– Nie chciałaby jednak, aby ludzie mówili, że oddałam dziecko samotnej kobiecie. Doktor Mainwaring może się nim zajmować przez jakiś czas, jeśli chce -dodała nieśmiało. – Będę mogła powiedzieć, że to tylko na krótko, aż jego stan się poprawi. I wtedy nikt nie będzie mnie obgadywał. Jednak żadnej adopcji. Chyba że pani doktor wyjdzie za mąż. Inaczej nie ma mowy!
– Ten krótki czas może się okazać bardzo długi -ostrzegał Tom. – To nie jest dobre wyjście. Robby potrzebuje stabilizacji.
– Więc znajdźcie mu rodzinę. Tu, w Bay Beach. Rodzinę, która go zaakceptuje bez względu na to, w jakim jest stanie.
Dalsza rozmowa nie miała już sensu. Laura była nieprzejednana.
Emily tuliła Robby'ego do snu i wciąż myślała o rozmowie z Laurą. Żadnej adopcji…
Oznaczało to, że chociaż dalej może opiekować się Robbym, to w każdej chwili dziecko może zostać od niej zabrane. Nie powinna jednak o tym myśleć. Teraz ważne jest jedynie, że Robby ją ma. Na razie!
Bernard od dłuższego już czasu leżał u jej nóg. Był jakiś smutny i apatyczny. W pewnej chwili podniósł łeb i spojrzał na swoją panią tak, jakby chciał powiedzieć, że bardzo tęskni za dziećmi i nie rozumie, dlaczego ich nigdzie nie ma. Zza ściany dobiegała krzątanina szykującego się do snu Jonasa.
– Mamy już wszystkie elementy układanki – powiedziała, głaszcząc łeb starego przyjaciela. – Teraz potrzebny jest nam tylko jakiś cudotwórca, aby je poskładał.
W sąsiednim pokoju Jonas powtarzał sobie, że nie potrzebuje takich rzeczy jak cud. W jego układance wszystkie elementy pasowały do siebie doskonale.
Emily okazała się wyjątkowo uparta. Jego koncepcja małżeństwa mogłaby przynieść korzyść wszystkim. Gdyby tylko mogła zapomnieć o tej idiotycznej potrzebie miłości. Nie może przecież dać jej czegoś, czego nikt nigdy go nie nauczył!
Cała ta sytuacja wydawała mu się absurdalna. A wszystko przez to, że Emily ubzdurała sobie, że się w nim zakochała.
Co za głupota!
Nie mógł spełnić jej oczekiwań, powtarzał sobie. Po prostu nie. Chciał tej rodziny – chciał, by powstała, i by połączyło ją właśnie małżeństwo. Ale Emily chciała czegoś więcej. Uważała, że tym spoiwem musi być miłość.
Miłość…
Był gotów pokochać… w pewnym sensie. Tylko że… Tylko że nie mógł sobie pozwolić na to, aby się od kogoś uzależnić.
– Jesteś tchórzem, Jonas – mruknął. I wiedział, że ma rację.
Nowa koncepcja opieki medycznej w Bay Beach zrodziła się niemal w ciągu jednej nocy. Jonas, kiedy już podjął jakąś decyzję, musiał ją przeprowadzić do końca. Doskonale! Emily co prawda nie chce za niego wyjść, bardzo go jednak potrzebuje, podobnie jak Anna, i on wcale nie ma zamiaru ich przekonywać, że tak nie jest. Natychmiast wiec przystąpił do działania: sprzęt chirurgiczny został zamówiony, Lou zatrudniona na pełen administracyjny etat, a Amy do codziennej opieki nad Robbym. Emily czuła się tym wszystkim ogromnie zakłopotana. Chwilami miała nawet wrażenie, że nie jest już tu potrzebna i nie bardzo wiedziała, jak się w tej sytuacji zachować. Zdawała sobie jednak sprawę, że Jonas jest wspaniałym chirurgiem, a skoro chce tu pracować, ona nie powinna mu w tym przeszkadzać. Musiałaby być szalona.
Ale jeszcze bardziej szalona byłaby, gdyby za niego wyszła.
Tymczasem stan zdrowia Anny ulegał poprawie. Emily zaglądała do niej co drugi dzień, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku z jej ręką. Fizycznie Anna czuła się dobrze, ale czy równie dobrze czuła się psychicznie, Emily miała pewne wątpliwości.
– W przyszłym tygodniu, Anno, zaczynasz radioterapię – przypomniała Emily. – Chyba że zmieniłaś zdanie i zdecydowałaś się również na chemię.
– Nie zmieniłam zdania.
– Nawet jeśli w twoim przypadku nie jest to niezbędne, to przemyśl to jeszcze raz – poradziła Emily. -Wprawdzie niebezpieczeństwo nawrotu jest rzeczywiście niewielkie, jednak po chemioterapii byłoby jeszcze mniejsze. Nie wiem dlaczego, ale odnoszę wrażenie, że boisz się większego uzależnienia od innych.
Anna zaczerwieniła się.
– Nienawidzę tego – przyznała. – Nienawidzę, że nie mogę rozwiesić prania. Nienawidzę, że nie mogę wziąć na ręce Ruby…
– To minie, Anno. Kiedy ręka się wygoi, będziesz taka silna jak dawniej. Obrzęk wskutek niedrożności naczyń chłonnych, przy obecnych technikach chirurgicznych, występuje coraz rzadziej, a Patrick to znakomity chirurg. Nie sądzę więc, abyś kiedykolwiek miała jakieś problemy.
– Ale ja teraz mam problemy. Nie znoszę być od kogoś zależna. Nie cierpię, że wszyscy się o mnie martwią. Nie podoba mi się, że Jonas wciąż tu jest, że mnie pilnuje. Nie znoszę tego, że Jim wpada tu codziennie…
– Oni cię kochają, Anno.
– Ale ja nie wiem, co to miłość i wcale nie chcę wiedzieć. – Pokręciła głową. – Jonas też nie wie – dodała z goryczą. – Został tu tylko dlatego, że jestem jego małą siostrzyczką – kimś, kim musi się opiekować, ponieważ to jego obowiązek. Z tobą wiąże go coś, czego nie rozumiem. Jednak mogę się założyć, że to nie miłość, a przynajmniej nie to, co się zwykle przez miłość rozumie. Mam rację?
Emily zmieszała się, lecz Anna nie czekała wcale na odpowiedź.
– Cokolwiek to jest, nie powinien był zostać – ciągnęła. – Jego już nic nie zmieni. A jeśli chodzi o Jima… Czy wiesz, że zaproponował mi małżeństwo? Mnie, kobiecie z trójką dzieci i okaleczoną piersią. Jeśli myśli, że potrzebna mi litość…
– Jestem pewna, że Jim nie zrobił tego z litości.
– Uważasz wiec, że powinnam za niego wyjść?
– Sama musisz sobie na to odpowiedzieć – odparła Emily. – Ważne jest tylko to, czy go kochasz.
– Jak ty mojego brata?
– Nie rozumiem, o czym mówisz.
– Jonas powiedział, że chce się z tobą ożenić. Powiedział, że to najważniejszy powód, dla którego tu został. Zrobił to dla ciebie.
– A ja myślę, że dla ciebie.
– Dla mnie? To śmieszne. Nie ma na świecie nikogo, komu by tak na mnie zależało.
– Znaleźliby się. Gdybyś im tylko na to pozwoliła.
– Nie ma mowy. – Pokręciła głową. – Ja i Jonas dobrze wiemy, co potrafi miłość. Zniszczyła naszych rodziców i niemal zniszczyła nas. Nie mogę uwierzyć, że Jonas chce cię poślubić. Ale nawet jeśli tak jest, to chyba masz na tyle zdrowego rozsądku, aby mu odmówić. Dobrze wiesz, że pod względem emocjonalnym jest tak samo okaleczony jak ja.
Dni mijały, a Emily wciąż czuła się tak, jakby się poruszała w gęstej mgle.
Dużo spacerowała z Robbym, miała więc wiele czasu na rozmyślania. Coraz częściej też dochodziła do wniosku, że była głupia, ponieważ chciała czegoś, co tak naprawdę nigdy nie istniało. Miłości Jonasa!
Ale podczas gdy ona dosłownie marniała w oczach, Robby wyglądał coraz lepiej. Rany po oparzeniach goiły mu się znacznie szybciej, niż można było oczekiwać, i Emily z każdym dniem kochała go coraz bardziej.
I… coraz bardziej kochała Jonasa.
Tak się jakoś dziwnie składało, że zawsze był gdzieś w pobliżu. Albo pukał do jej drzwi, by wyjaśnić jakiś związany z pacjentem problem lub poprosić o pomoc przy jakimś drobnym zabiegu. Albo był akurat na oddziale, gdy ona robiła obchód…
"Dziecko Pani Doktor" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dziecko Pani Doktor". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dziecko Pani Doktor" друзьям в соцсетях.