– burknęła. – Zresztą to się nie zdarzy. Obiecuję, że będę bardzo ostrożna.
– Narażasz dwa życia zamiast jednego.
– Wobec tego kopcie szybciej – rzuciła z pozorną nonszalancją…
– Och, Em! – Anna podeszła do niej i mocno ją uścisnęła. – Jeśli naprawdę chcesz zrobić to dla nas…
Emily oddała uścisk i spojrzała wymownie na Jima. Musi zacząć działać, zanim straci odwagę.
Tak naprawdę nie miała jej zbyt wiele!
– Potrzebuję ekwipunku – powiedziała do strażaków.
– Możecie zorganizować jakąś linę do wciągania i opuszczania różnych rzeczy: sprzętu medycznego, żywności, wody?
– Ja to załatwię – rzekł Jonas, a Emily odniosła wrażenie, że jest bliski łez. – Em, czy ty zdajesz sobie z tego sprawę, że zanim wyciągniemy Sama, może być już jutro? Będziesz na dole przez cały czas. Nie możemy ryzykować wyciągania cię i ponownego opuszczania.
– Nie musisz się obawiać. Kiedy się już tam znajdę, z pewnością zostanę do końca.
– Em…
– Tak?
Milczał. Było jasne, że bez niej Sam nie przeżyje.
Ale co będzie, jeżeli stracą ich oboje?! Jonas nie zniósłby tego. Oddałby wszystko, żeby znaleźć się na jej miejscu. Ale ona była jedyną osobą, która mogła tego dokonać i on musiał jej na to pozwolić.
– Em – powtórzył i w tym słowie były wszystkie od dawna tłumione uczucia: tęsknota, lęk i miłość. – Moja kochana…
Podszedł do niej, wziął ją w ramiona i mocno pocałował, po czym odsunął od siebie jak ktoś, kto szykuje się do koszmaru, jakiego nikt nie był w stanie sobie wyobrazić.
– Trzymaj się! – wyszeptał, a Emily nie miała wątpliwości, że te słowa kierował do siebie, a nie do niej.
Opuszczenie Emily w głąb szybu zostało przygotowane z wielką starannością. Przykryto cały wlot deskami i zabezpieczono go siatką przed osypywaniem się gruzu. Następnie poszerzono otwór tak, by Emily mogła się przez niego przedostać.
– Zmontowaliśmy specjalną uprząż, w której będziesz opadała pionowo w dół – wyjaśnił Jonas. – Kiedy już dotrzesz na miejsce, podciągniemy uprząż do góry, tak żebyś znalazła się w pozycji siedzącej. Cały czas musisz jednak pamiętać, że podczas opadania nie wolno ci się kołysać ani dotykać ścian. Jeśli ci się to nie uda, możesz spowodować osypanie się gruzu lub nawet oderwanie się jakiegoś kamienia…
Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Dobrze wiedziała, czym ryzykuje.
Tak więc, ubrana w kombinezon i kask, z lekami rozmieszczonymi wokół pasa, została umieszczona w specjalnej uprzęży i po chwili rozpoczęła się jej podróż w głąb szybu. Ostatnia rzecz, jaką zapamiętała, zanim osunęła się w mroczną czeluść, była twarz Jonasa.
Malowała się na niej rozpacz.
– Sam…
Chłopiec był na wpół przytomny. Mówiła do niego szeptem, obawiając się, by się nie przestraszył i nie wykonał jakiegoś nagłego ruchu. Ale Sam nie reagował. Była zaledwie parę centymetrów od niego. Skierowała na niego światło latarki, chcąc sprawdzić, w jakim jest stanie, i serce się jej ścisnęło. Jak to się stało, że nie spadł niżej? Wystarczył jeden nieopatrzny ruch…
Widziała jego głowę, jego rude włosy i właściwie tylko po tym można go było poznać. Jego śmiertelnie blada twarz była pokrwawiona i zalana łzami.
– Sam…
Jego niewidzące oczy nagle ożyły. Emily położyła mu dłoń na głowie i zaczęła delikatnie wodzić palcami po włosach.
– Sam – szeptała – jestem przy tobie, ale nie wolno ci wykonać żadnego ruchu. Inaczej spadniesz, rozumiesz?
– Ja… Tak, rozumiem.
– Najważniejsze, że jestem przy tobie, i że cię nie zostawię.
– Mama… wujek Jonas – wyszeptał. – Chcę, żeby tu byli.
– Ja też bym chciała. – Jej zduszony śmiech rozszedł się echem w ciemności. – Niestety, są za grubi, żeby się tu zmieścić.
To było ogromnie stresujące, starać się siedzieć w uprzęży nieruchomo i mówić w ciemność. Emily miała reflektor przymocowany do kasku i snop światła chwiał się na wszystkie strony, gdy rozglądała się dookoła. W ręku trzymała małą latarkę, którą posługiwała się podczas badania Sama.
– Wpakowałeś się w niezłą kabałę, co, Sam?
– Ja… ja okropnie się boję…
– Obydwoje się boimy, ale jesteśmy razem i musimy się wspierać.
Jeden z bardziej optymistycznych scenariuszy zakładał, że uda się jej opleść Sama pasami tak, aby można go było wyciągnąć. Okazało się to jednak mało prawdopodobne. Jedna ręka chłopca była niewidoczna, a druga, wypchnięta w górę, była wciśnięta pod dziwnym kątem między ramię chłopca a ścianę szybu. I to właśnie dzięki temu doszło do zaklinowania. Gdyby Sam chciał tę rękę wyciągnąć…
Nie było jednak wyjścia. Muszą czekać. Emily pomyślała, że jeśli Sam zacznie się zsuwać, to chwyci go za szyję i tę jedną, widoczną rękę, i zacznie go ciągnąć do siebie. Zdawała sobie sprawę, że może mu przy tym złamać kark, ale w tej sytuacji będzie to jedyna szansa, aby go uratować.
Boże, nie dopuść do tego!
– Czy ta ręka cię boli? – zapytała i leciutko dotknęła jego palców.
– Tak, okropnie boli.
Nie musiała go badać, by wiedzieć, że mówi prawdę. Sądząc po głosie, musiał bardzo cierpieć.
– Mogę ci pomóc, Sam – powiedziała, starając się opanować strach. – Zrobię ci teraz zastrzyk w kark. To będzie jak ukłucie szpilką. Po tym zastrzyku poczujesz się senny, ale to dobrze. Możesz zasnąć, jeśli chcesz. Ratownicy już zaczynają kopać nowy szyb, aby dotrzeć do nas od dołu. Musi to jednak trochę potrwać, może wiec lepiej, żebyś zasnął. Czy możesz mi obiecać, że nawet nie drgniesz, kiedy poczujesz ukłucie?
– Po… postaram się.
– Zuch chłopak!
Jest wspaniały, pomyślała.
Boże, nie pozwól, żeby spadł…
Później żałowała, że sama nie może zasnąć. Godziny mijały powoli, Sam zasypiał i budził się, a ona wciąż czuwała, dodając mu otuchy.
Kiedy przekonała się, że ma dostęp do przegubu jego dłoni, poprosiła Jonasa, aby przysłał wszystko, co jest potrzebne do. kroplówki z roztworu soli fizjologicznej. Właściwie nie bardzo wiedziała, jak to się jej udało, ale wkłuła się w rękę chłopca, a następnie w przymocowanej do pasa torbie umieściła pojemnik z roztworem.
Boże, nie pozwól, żeby Sam miał jakieś wewnętrzne obrażenia, powtarzała w duchu. Puls chłopca był wprawdzie nitkowaty, ale być może jest to jedynie efekt szoku. Gdyby nie obecność Jonasa, pewnie by tego wszystkiego nie wytrzymała.
Jonas mówił do niej, bez przerwy. Leżał na przykrywającej szyb konstrukcji z desek i opowiadał jej o wszystkim, co się działo na górze: jak zdecydowali, że nie będą używali świdrów, aby nie uszkodzić szybu, jak mnóstwo ludzi, pracując na zmianę, wydobywa ręcznie ziemię, podpiera ściany nowego szybu stemplami, rąbie pnie drzew na podpory…
Wydawało się, że przyszli tu wszyscy mieszkańcy Bay Beach. Lori, Shanni, Erin, Wendi. Wszyscy jej przyjaciele. Każdy chciał z nią rozmawiać, ale dla niej najważniejsze były rozmowy z Jonasem. To one najbardziej dodawały jej otuchy.
– Em, jestem tu – powtarzał. – Wszyscy tu jesteśmy. Nie opuścimy cię. – A potem, kiedy zrobiło się ciemno, szeptał cicho: – Nie opuszczę cię, Em. Nigdy!
Dyskomfort, jaki odczuwała, był nie do wyobrażenia. Wisiała w tej koszmarnej uprzęży i nie mogła sobie pozwolić nawet na odrobinę snu. Czuwała więc, obserwując kroplówkę, podając chłopcu niezbędne środki przeciwbólowe i utrzymując z nim kontakt poprzez dotykanie jego włosów.
Zaczynała odczuwać potrzebę kontaktu z Samem w takim samym stopniu, w jakim on odczuwał potrzebę kontaktu z nią. Miała wrażenie, że ściany szybu zaczynają się do niej zbliżać.
– Jonas – szepnęła, a on odezwał się natychmiast.
– Jesteśmy już na głębokości czterech metrów – oznajmił. – Posuwamy się szybciej, niż oczekiwałem. Wyciągniemy cię, zanim nastanie świt.
Odetchnęła głęboko.
– Potrzebuję światła.
– Masz przecież lampę błyskową. Czyżby wyczerpały się już baterie?
– Nie… Chodzi mi o światło na górze. Żebym mogła widzieć… ciebie. – Jej głos słabł. Skutki klaustrofobii są trudne do przewidzenia. Gdyby więc miały to być jej objawy…
– Chcesz, żeby cię wyciągnąć? – spytał z niepokojem.
– Nie. – Nie może przecież zostawić Sama, a z klaustrofobią jakoś sobie poradzi. – Ja tylko chcę widzieć… górę – wyjaśniła.
– Załatwione – odparł Jonas. Po chwili światła reflektorów oświetliły wlot szybu i Emily dostrzegła jego twarz, jego uśmiech.
– To już nie potrwa długo, Em. Musimy nowy szyb zabezpieczać przed osypywaniem, a to zabiera sporo czasu. Nie możemy poruszać się zbyt szybko, żeby nie doprowadzić do tragedii, ale zapewniam cię, że robimy wszystko, aby to trwało jak najkrócej.
Sześć metrów. Już ich słyszała – przytłumione wołania, przekleństwa i krótkie rozkazy.
Sześć i pół metra, informował ją Jonas.
Dziewięć metrów.
A później.przez warstwę ziemi i skał dobiegł do niej przytłumiony hałas i Emily wiedziała, że ekipa ratowników jest już na jej poziomie. Wciąż jednak nie podchodzili bliżej, toteż pomyślała, że chcą kopać jeszcze głębiej, a dopiero potem w bok.
– To potrwa jeszcze jakieś dwie godziny. Czy wytrzymasz tyle, Em? – spytał z niepokojem Jonas. Cóż mogła mu na to odpowiedzieć?
– Oczywiście, że wytrzymam.
W końcu zza ściany szybu dobiegły jakieś zgrzyty i odgłosy osypującej się ziemi, a z dołu, zza głowy chłopca, zaczęła przenikać smuga światła. Ktoś pod nimi był.
Emily czuła się fatalnie. Bolał ją każdy mięsień. Była zmęczona i odrętwiała i marzyła o kąpieli. Sam odzyskiwał i tracił świadomość, lecz nie wiedziała, czy i w jakim stopniu spowodował to szok, w jakim ewentualne wewnętrzne obrażenia, a w jakim zaaplikowane mu środki przeciwbólowe.
– Ratownicy są już blisko – pocieszała go. – Niedługo będziesz z mamą.
A ona będzie znowu z Jonasem!
– Mamy go!
To był okrzyk triumfu, który doszedł gdzieś z dołu. Po chwili ramiona chłopca zostały uwolnione, ale Sam, zamiast spaść w liczącą kilkadziesiąt metrów przepaść, osunął się w ramiona ratownika, a Emily tuż pod sobą ujrzała roześmianą twarz jakiegoś mężczyzny.
"Dziecko Pani Doktor" отзывы
Отзывы читателей о книге "Dziecko Pani Doktor". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Dziecko Pani Doktor" друзьям в соцсетях.