– Na to wygląda.

– Może powinnyśmy namówić Jonasa, żeby z nią porozmawiał – zasugerowała Emily. – On nawet kamień potrafi wzruszyć!

– Masz rację, on rzeczywiście mógłby pomóc -przyznała Lori, po czym spojrzała podejrzliwie na przyjaciółkę. – Czy ty na pewno nie jesteś nim zainteresowana?

– Na pewno.

– Wiesz… – Lori przez chwilę patrzyła na nią badawczo – jakoś nie mogę ci uwierzyć.

– Lepiej więc uwierz – odparła z naciskiem Emily. – Jeśli uważasz, że jest taki atrakcyjny, to dlaczego sama się nim nie zajmiesz?

– Świetny pomysł! – roześmiała się Lori. – Mimo to nie skorzystam. Mam swojego Raymonda, a on jest o wiele bardziej seksowny niż Bernard!

– Nie wiedziałam o tym – odparła Emily, krztusząc się ze śmiechu. – Są do siebie bardzo podobni, a sądząc po kilogramach, które twój Ray dźwiga, chrapią pewnie tak samo.

Lori spojrzała na nią groźnie, ale już po chwili wybuchneła śmiechem.

– Dobra, masz racje – przyznała. – Biedny Raymond. Muszę jednak przyznać, że przejął się tym, co powiedziałaś o zagrożeniach dla jego serca i od kilku tygodni jest na diecie. A wracając do ciebie – ciągnęła – to będziesz mieszkała z Jonasem przez trzy miesiące. Ja na twoim miejscu…

– Ja na moim miejscu byłabym bardzo ostrożna – odparła Emily. – Czy wiesz, co mogłoby się stać, gdybym się w nim zakochała?

– Nie – westchnęła Lori. – Nie wiem. Mam jednak przeczucie, że mi to powiesz.

– Są tylko dwie możliwości, Lori. Pierwsza to taka, że straciłabym dla niego głowę, rzuciłabym wszystko i podążyłabym za nim na koniec świata.

– Niekoniecznie. On mógłby tu zostać.

– Och, daj spokój. Chyba nie sądzisz, że ktoś taki jak Jonas mógłby być szczęśliwy, zostając w Bay Beach?

– Może nie, ale…

– Druga to taka – ciągnęła spokojnie Emily – że moglibyśmy przeżyć szalony romans, po czym on by wyjechał, a ja zostałabym ze złamanym sercem i przez resztę życia żyłabym wspomnieniami jak panna Haversham z powieści Dickensa.

– Jest jeszcze trzecia możliwość – zasugerowała Lori.

– To znaczy?

Robby zasnął w ramionach Emily, Lori położyła go więc do łóżeczka i pocałowała na dobranoc, po czym spojrzała na przyjaciółkę z zatroskaniem.

– Mogłabyś wreszcie pomyśleć o sobie i trochę się rozerwać. To nic złego. Nikt nie ma wątpliwości, że na to zasłużyłaś.

– Ja…

– Świat się nie skończy, jeśli zafundujesz sobie przygodę – zapewniała Lori. – Mogłabyś przeżyć coś bardzo miłego. Pomyśl o tym, ale teraz zbieraj się już do domu. Przepraszam cię, moja droga, ale Raymond przychodzi na kolację i muszę coś szybko upichcić. – Mówiąc to, cmoknęła przyjaciółkę w policzek i popchnęła ją w stronę drzwi.

Emily w milczeniu wracała do domu, ale uwaga Lori długo jeszcze dźwięczała jej w uszach.

Gdy weszła do mieszkania, ze zdumieniem stwierdziła, że Jonas już tam był i, tak jak Lori, przygotowywał kolację. Stanęła w drzwiach oszołomiona, wciągając w nozdrza smakowity zapach steków.

– Hm… Co ty tu robisz? – zapytała w końcu.

– Mieszkam – odparł przez ramię, uśmiechając się szeroko. – Twoje pielęgniarki mnie tu przyprowadziły. Rozpakowałem się w jednym z wolnych pokoi, zapoznałem z twoją wycieraczką, którą Bóg jeden wie dlaczego wszyscy uważają za psa, i wreszcie poczułem się jak w domu. Właśnie przygotowuję dla nas kolację. Miałem telefon od Lori, kiedy od niej wyszłaś, wiedziałem więc, kiedy zacząć smażyć. Jestem strasznie głodny!

– A wiec Lori była we wszystko wtajemniczona?

– Oczywiście – odparł. – Inaczej skąd bym wiedział, Ba którą mam usmażyć te steki?

To, co Emily pomyślała w tej chwili o zdradliwych przyjaciółkach, z pewnością nie nadawało się do powtórzenia.

– Mogłeś zjeść, nie czekając na mnie – mruknęła.

– Dlaczego? Chyba nie jesteś wegetarianką? – zapytał z niepokojem, po czym natychmiast się rozchmurzył. – Niemożliwe! Lori by mnie uprzedziła. Zresztą jestem tak głodny, że poradziłbym sobie z dwoma stekami. Poza tym mam jeszcze w piekarniku przyprawione ziołami, chrupiące kartofle.

– Chrupiące kartofle… – Unoszący się w kuchni zapach był cudowny. Emily podeszła do piekarnika i go otworzyła. Na brytfannie leżała ogromna ilość maleńkich, upieczonych na złoto ziemniaków pachnących rozmarynem, szałwią i czymś jeszcze, czego nie potrafiła zidentyfikować.

– Nie uwierzyłaś mi? – zapytał, wyraźnie dotknięty.

– No cóż, widzę teraz, że niezły z ciebie kucharz. Jestem pod wrażeniem.

– Łaskawa pani, jestem chirurgiem. Jeśli potrafię zreperować zastawkę, to potrafię również przygotować coś z przepisu.

– To nie zawsze musi iść w parze – mruknęła, myśląc o mężczyznach, których znała.

– Sama się więc przekonaj. – Wskazał ręką stół, na którym stała salaterka z przyprawioną sałatą i butelka wina. – Siadaj, proszę.

– Ja nie piję.

– Ponieważ zawsze jesteś pod telefonem? Nie zapominaj, że to ja pełnię dziś dyżur. Postaraj się odprężyć i delektować jedzeniem.

Usiadła więc. Jonas włożył jej na talerz ogromny stek i górę pachnących ziemniaków, po czym nalał do stojącego przed nią kieliszka wino, a do swojego wodę sodową.

– Czy Bernard kiedykolwiek się rusza? – zapytał w pewnej chwili, wskazując na rozciągniętego pod zlewem psa. Nie ulegało wątpliwości, że tylko to, co upadłoby wprost na jego wywieszony jęzor, mogłoby wzbudzić jego zainteresowanie.

Emily roześmiała się.

– Czy wycieraczka może się ruszać?

– Ach tak! Wybrałaś go więc ze względu na jego błyskotliwość i intelekt. – Roześmiał się szeroko, w jego oczach zapaliły się wesołe iskierki. – Wspaniale. Ciekawe, czy mu dorównam. Kobieta, która tak wiele wymaga od mężczyzny…

Zarumieniła się. Do licha! Musi szybko skierować rozmowę na sprawy zawodowe. To bezpieczniejsze.

– Sądziłam… że spędzisz ten wieczór z Anną.

– Być może powinienem – odparł, posępniejąc nagle. – Nie byłem tam jednak dobrze widziany.

– Jak ona się czuje?

– Nie najgorzej. – Wziął kawałek mięsa do ust i skoncentrował się na jedzeniu, ale Emily wiedziała, że pragnie uporządkować myśli. – Jest w domu z dziećmi i zachowuje się w miarę normalnie jak na kogoś, kto jutro idzie do szpitala.

– Czy jesteś zadowolony z wyboru Patricka? – zapytała.

– To znakomity chirurg – odparł. – Tak, jestem zadowolony, że będzie operował Annę, a co ważniejsze, Anna również. Patrick chce wyciąć guzek i usunąć węzły chłonne, ale jest prawie pewien, że nie ma przerzutów.

– I jak? Lepiej się po tym czujesz?

– Owszem. – Podniósł machinalnie widelec do ust, ale po chwili go odłożył. – Nie, wcale nie czuję się lepiej. Mówiąc szczerze, czuję się okropnie i nie mogę się z tym pogodzić.

Nagle zapanowała cisza, przerywana jedynie chrapaniem Bernarda. Emily wiedziała, że Jonas potrzebuje czasu, by uporządkować myśli i że powinna zostawić go w spokoju. Zebrała więc naczynia i włożyła je do zmywarki, a on wciąż siedział w tym samym miejscu i w milczeniu gapił się w blat stołu.

– Dziękuję za kolację. Była wyśmienita – powiedziała w końcu. – Bernard i ja idziemy już do łóżka. Czy potrzebujesz czegoś?

Spojrzał na nią niewidzącym wzrokiem.

– Nie.

– Będzie dobrze – szepnęła cicho i nieoczekiwanie przyszła jej do głowy pewna myśl. – Zadzwoń do Anny.

– Co? – zerknął na zegarek. – Już po dziesiątej.

– Sądzisz, że będzie mogła spać?

– Nie, ale…

– To zadzwoń do niej, Jonas – powtórzyła miękko. – Wypiłam tylko odrobinę wina i dam sobie radę. Jeśli Anna będzie chciała, żebyś przyjechał, to jedź.

– Przecież to ja dziś mam dyżur.

– Jeśli Anna cię potrzebuje, to potraktuj to jak wezwanie do chorego. Tak czy inaczej zadzwoń do niej.

Patrzył na nią w milczeniu, jakby nie rozumiał, co do niego mówi.

– Chyba masz rację – przyznał w końcu.

– Myślę, że mam.

Ujął jej dłoń i trzymał przez chwilę. Emily zamarła, i choć ten kontakt fizyczny trwał zaledwie ułamek sekundy, długo nie mogła się po tym otrząsnąć. Gdyby on tylko wiedział…

Jonas jednak myślami był przy siostrze.

– Dziękuję ci – rzekł z bladym uśmiechem. – Masz, oczywiście, rację.

– Zazwyczaj mam rację. Nie mam wielkiego wyboru. – No cóż, zwykle tak pewna siebie doktor Mainwaring dziś wcale już tak się nie czuła!

Wzięła pod pachę Bernarda i tak, jak to robiła od dziesięciu lat, zabrała go do łóżka.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Słyszała, jak Jonas dzwoni do siostry. Leżała w łóżku i dobiegał ją jego przytłumiony głos. W końcu głos umilkł, słuchawka trzasnęła na widełkach. Jonas jednak nie wsiadł do samochodu i nie odjechał, tak jak się spodziewała. Zamiast tego wszedł do sąsiadującego z jej sypialnią pokoju i zaczął szykować się do snu.

Wrażenie było tak niesamowite, że chwilami aż nierealne. Jonas Lunn śpi w jej domu. Musi się do tego przyzwyczaić. Być może tak będzie przez trzy miesiące. Do licha!

A może by tak zdecydować się na przygodę! – przyszło jej nagle na myśl. Może powinna pójść za radą Lori i pomyśleć wreszcie o sobie. Sprawić, aby jej monotonne i pozbawione seksu życie stało się chociaż odrobinę bardziej ekscytujące?

Czy zdobyłaby się na to? Nigdy nie miała skłonności do romansowania i odniosła wrażenie, że Jonas również nie był Casanovą. A był na tyle interesujący, że bez wątpienia mógł mieć każdą kobietę, której by zapragnął, dlaczego więc miałby zwracać uwagę na nią? Ona była prostolinijna i otwarta i zupełnie nie przywiązywała wagi do swego wyglądu. Uważała, że jej powołaniem jest służba dla innych, a nie dbałość o urodę.

Tak więc skazana jest na spanie z chrapiącym psem, a nie z atrakcyjnym mężczyzną. Ale dziś Jonas ją pocałował…

To były dla niego dramatyczne chwile i ten pocałunek, poza chęcią wyrażenia wdzięczności, nie znaczył mc, powtarzała sobie. Dlaczego więc leżała w ciemności, przypominając sobie, co czuła, gdy jego usta dotknęły jej warg?