– Cóż, mama z pewnością zna ją lepiej niż ktokolwiek inny – przyznał dyplomatycznie. – Ale nie radzę zbytnio liczyć na zostanie babcią. Bianka na razie nie widzi siebie w roli matki, a ja nie zamierzam jej do niczego namawiać – podsumował, ostrożnie podnosząc zawiniątko.
Według Bianki cała ta dyskusja była bezprzedmiotowa. Miała tak nikłe szanse na zajście w ciążę, że jej ochota na macierzyństwo, bądź też jej brak, niewiele mogły tu zmienić.
– Mamuś, przestań marudzić – powiedziała, jednak w jej głosie zabrzmiała czułość.
Naprawdę żal jej było mamy, która zawsze pragnęła gromadki dzieci, lecz miała problemy z zajściem w ciążę i w rezultacie urodziła tylko jedną córkę. A ponieważ niedaleko pada jabłko od jabłoni, to i na wnuki nie miała co liczyć… Odpędziła od siebie niewesołe myśli, na razie musieli uporać się z innym problemem.
– Adam, chcesz, żebyśmy pojechały z tobą? – spytała z troską. – Ktoś powinien go trzymać, jak będziesz prowadził.
– Nie, wolałbym, żebyście wróciły do domu i ochłonęły po tych wszystkich emocjach. Dam sobie radę. Ułożę go na siedzeniu pasażera i będę miał na niego oko. Pojadę ostrożnie, nie martw się. I tobie też to radzę.
– Na pewno się zastosuję. Adam…
– Tak?
– N – nie, nic takiego – wykręciła się niezręcznie. – Co chcesz na obiad?
– Wiesz, że cokolwiek zrobisz, zjem z apetytem. A teraz daj mi wreszcie jechać, jeśli nie chcesz, żeby ten mały wyzionął ducha na moich rękach. Dopiero byś mi wtedy dała popalić!
– Stanowicie wspaniałą parę – ogłosiła z przekonaniem May, gdy ponownie wsiadły do samochodu.
Bianka poczuła nagłą pokusę, by oświecić mamę co do tej rzekomej wspaniałości, ale ugryzła się w język.
– Nie przesadzaj. Wciąż mamy pewne problemy – powiedziała tylko. – I nie wierz w to, co mówił o tej całej Sophie. Latał za nią, że aż się kurzyło.
– Nonsens! On cię kocha do szaleństwa i tylko próbował wzbudzić twoją zazdrość, pokazując się z takim, jak to się teraz mówi, towarem.
Bianka z westchnieniem pokręciła głową. Adam naprawdę lubił właśnie taki typ kobiet. Co więcej, poprzedniego dnia i z niej zrobił taki właśnie… towar. Mama by chyba umarła na serce, gdyby ją wtedy zobaczyła!
– Zresztą, ty próbowałaś osiągnąć dokładnie to samo przy pomocy Dereka – ciągnęła May. – Wierzę głęboko, że powiedziałaś prawdę i że w rzeczywistości nic między tobą a tamtym człowiekiem nie było. Znam cię. Jesteś wierna i lojalna, tylko do tej pory trafiałaś na niewłaściwych mężczyzn, dlatego parokrotnie zmieniałaś obiekt uczuć. Ale teraz to co innego. Widzę, że kochasz Adama równie mocno, jak on ciebie.
Bianka z wysiłkiem powstrzymała łzy. Och, gdyby naprawdę tak było!
– Mam nadzieję, mamuś. Ale proszę, nie rozmawiajmy już więcej o dzieciach, dobrze? Mój związek z Adamem przypomina domek z kart. Zajście w ciążę jedynie by pogorszyło sprawę.
– Moje dziecko, twój związek z Adamem przypomina zamek zbudowany na skale – oznajmiła May z niezachwianą pewnością.
Bianka niemal się roześmiała, chociaż zbierało jej się na płacz.
– Skąd możesz o tym wiedzieć? Zaledwie dwa dni temu widziałyśmy, jak kleił się do jakiejś obcej baby!
– Po prostu wiem.
– Intuicja?
– Nie, dziecko, ja po prostu mam oczy!
ROZDZIAŁ JEDENASTY
– Jak to miło z twojej strony, że kupiłeś mi bilet klasy biznesowej. – May z wdzięcznością spojrzała na zięcia. – Złoty z ciebie chłopak. Opiekuj się tą moją ukochaną nieznośną córką, dobrze?
Z uśmiechem skinął głową i odsunął się taktownie, gdy obie kobiety żegnały się ze sobą. Miał nadzieję, że żadna z nich nie zorientowała się w jego prawdziwym nastroju. Opanowało go straszliwe przygnębienie, gdyż wiedział, że to już koniec. Za chwilę Bianka nie będzie już miała powodu, by nadal zachowywać się tak, jakby stanowili małżeństwo. Może przez jakiś czas nadal zostanie przy nim, dopóki ktoś nowy nie nawinie jej się pod rękę – na nic więcej nie miał co liczyć.
Może zresztą i dobrze, przekonywał sam siebie. Przez te dwa tygodnie musiał sprytnie lawirować między Scyllą a Charybdą, dostosowując się do oczekiwań rzekomej żony i rzekomej teściowej. Udawanie jednocześnie zblazowanego playboya oraz idealnego męża, i to tak, by nie wzbudzić żadnych podejrzeń, nie należało do najłatwiejszych zadań.
W obecności May stawał się wcieleniem niewinności i wszelakich cnót, podczas gdy za zamkniętymi drzwiami sypialni wchodził w rolę zblazowanego, wyrafinowanego kochanka, gdyż Bianka z kolei oczekiwała właśnie tego. Na jakiś czas zapewniało mu to jej zafascynowanie nim, ale nie wątpił, że i tak wkrótce jej się znudzi.
W efekcie nie bardzo wiedział, jak ma dalej postępować. Nadal odgrywać twardziela? Po co, skoro to i tak do niczego nie doprowadzi? Ale może dzięki temu uda się odsunąć dalej w przyszłość nieuchronny moment rozstania? Wszystko w nim zamierało na samą myśl o tej chwili…
Bianka ostatni raz pomachała znikającej w oddali mamie i odwróciła się do Adama. Zauważył jej zaczerwienione oczy.
– No i nie ma jej. – Pociągnęła żałośnie nosem.
Bez namysłu otoczył ją ramieniem i podał jej chusteczkę.
– Chcesz zostać i patrzeć, jak samolot odlatuje?
– Och, nie, rozkleiłabym się zupełnie. – Osuszyła oczy chusteczką. – Lepiej mi zrobi wizyta u Lucky'ego.
Westchnął.
– O rany, znowu ten kundel! Przecież widziałaś go zaledwie wczoraj.
– Kiedy ja jeżdżę do niego codziennie! Na szczęście chodzisz do pracy, więc tego nie zauważyłeś.
Na szczęście? Miał w nosie takie szczęście! Nie mógł się na niczym skupić, na uniwersytecie myślał tylko o tym, żeby wreszcie wrócić do domu i zobaczyć Biankę. Dobrze się składało, że akurat trwała sesja, więc nie musiał teraz niczego wykładać, jedynie egzaminował. Czuł, że w obecnym stanie umysłu nie potrafiłby wytłumaczyć swoim studentom najprostszego zagadnienia.
Jednak dziś byłą sobota i mieli cały weekend dla siebie. Nie chciał marnować ani chwili na wizytę w lecznicy. Wolał mieć Biankę przez cały czas tylko dla siebie. Do licha, chyba zaczynał być zazdrosny o tego psa.
– Słuchaj, ty chyba nie mówiłaś poważnie o tym zabieraniu go do siebie?
– Oczywiście, że tak! Weterynarz powiedział, że mogę go odebrać już jutro.
– W takim razie przypominam ci, że to całe gadanie o kupnie domu było wyłącznie na użytek twojej mamy. Nie zamierzam robić nic podobnego – poinformował sucho.
– Domyślałam się tego – odparła z ponurą miną. – Ale mam jeszcze innych znajomych i na pewno przekonam kogoś, by zajął się psem do czasu, gdy znajdę jakiś domek, który mogłabym z kimś na spółkę wynająć.
– A z kim, jeśli można wiedzieć? – warknął ze złością. Niech to diabli, zamierzała go zostawić dla jakiegoś zapchlonego zwierzaka!
Wzruszyła ramionami i z roztargnieniem wepchnęła chusteczkę do kieszeni dżinsów.
– Nie mam pojęcia. Ale na pewno kogoś namówię.
– O, nie wątpię – skwitował z ironią. Bianka miała niezwykły talent do przekonywania ludzi, by robili to, na co miała ochotę. On również do nich należał.
W milczeniu ruszyli w stronę parkingu. Gdy doszli do samochodu, Adam poczuł, że to ponad jego siły.
– Dobra, skoro ci tak bardzo zależy, to mogę się ewentualnie rozejrzeć za jakimś domem.
Jej twarz rozświetliła się tak promiennym uśmiechem, że sam ten widok wynagrodził mu cały trud, jaki go czekał. Musiał znaleźć kupca na mieszkanie oraz wyszukać taki dom, na który nie musiałby wydać wszystkich oszczędności. Oczywiście, gdyby sprzedał apartament, nie musiałby się troszczyć o pieniądze, ale za nic nie chciał się go pozbywać. Z tym miejscem wiązały się cudowne wspomnienia – z Bianką w roli głównej. Dzisiejszej nocy też pragnął ją tam zabrać… Ona naprawdę zasługiwała na jak najwspanialszą oprawę.
– Jeszcze dzisiaj skontaktuję się z jakąś agencją mieszkaniową – Wyrwało mu się nieopatrznie.
W tym momencie…
– Och, Adam! – Impulsywnie rzuciła mu się na szyję i zaczęła obsypywać go pocałunkami. – Jesteś cudowny! Tak bardzo cię kocham!
Szorstkim gestem odsunął ją od siebie.
– Daruj sobie – żachnął się. – Nie potrzebuję twojej wdzięczności.
Przez chwilę wpatrywała się w niego tymi swoimi ogromnymi oczami zagubionej sierotki Marysi.
– Kiedy to wcale nie jest wdzięczność – szepnęła cichutko.
– Czyżby? Nie mylisz mnie przypadkiem z kimś innym? Naprawdę chodzi ci o Adama Marsdena, którego znasz od dziecka? – W tym pytaniu zawarł całą gorycz, jaka nawarstwiła się w jego sercu przez te wszystkie lata, gdy Bianka odrzucała jego uczucia.
– Tak – zapewniła i wspięła się na palce, by tym razem pocałować go w same usta. Nie pozwolił jej na to.
– Kiedy ty wreszcie przestaniesz mylić seks z miłością, co?
Teraz już nie emanowała z niej taka pewność, jak przed chwilą. W jej oczach pojawiła się bezradność i Adam pomyślał, że bezbłędnie trafił w jej słaby punkt.
– To wcale nie tak… – zaprotestowała, lecz on nie zamierzał tego słuchać.
Być może rzeczywiście wydawało jej się, że go kocha, ale to przecież powtarzało się już tyle razy, że dawno stracił rachubę. Z pewnością czyniła podobne wyznania każdemu, z kim zdarzyło jej się wylądować w łóżku. Wystarczyło, by facet doprowadził ją do upojenia, a ona już wyciągała z tego błędne wnioski. Zresztą, mężczyźni musieli na nią bardzo silnie działać, sądząc po jej reakcjach na sam jego dotyk, więc pewnie pierwszy lepszy potrafił dostarczyć jej odpowiednich wrażeń. Adam nie miał żadnych złudzeń co do tego – był tylko jednym z wielu i z całą pewnością zostanie wkrótce zastąpiony.
Dlatego też nie zamierzał dać się złapać na lep słodkich słówek, które nie znaczyły zupełnie nic. Wiedział, że nie może zaufać zapewnieniom tej płochej, niestałej kobiety, która już i tak złamała mu serce. Nigdy więcej nie pozwoli jej igrać z jego uczuciami, dlatego nigdy ich przed nią nie zdradzi.
"Gdzie ja miałam oczy?" отзывы
Отзывы читателей о книге "Gdzie ja miałam oczy?". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Gdzie ja miałam oczy?" друзьям в соцсетях.