– Skąd ta nagła zmiana? – spytała gniewnie. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że przez tych kilka ostatnich lat jedynie udawał, że mu na niej zależy. Jak mógł ją tak oszukiwać?

– Ponieważ spotkałem kogoś – wyjaśnił spokojnie. – Co więcej, zamierzam się żenić. Trudno jednak się oświadczać, udając jednocześnie męża innej kobiety, nie sądzisz?

Odniosła nagle dziwne wrażenie, jakby całe jej życie zaczęło się rozpadać. Nie rozumiała tego, ale tak właśnie się czuła.

– Nie wierzę ci! – powtórzyła nieco histerycznie i wstała gwałtownie, zauważając przy tym ze zdumieniem, że nogi się pod nią trzęsą. – Od co najmniej miesiąca nie kręciła się tu żadna dziewczyna. Nie ma więc nikogo takiego. Wymyśliłeś to sobie.

W rzeczywistości wcale nie była tego taka pewna. Adam ostatnio często nie wracał na noc, ale tłumaczył to tym, że pracuje do późna na uniwersytecie, ponieważ w razie potrzeby ma możliwość tam przenocować. Do tej pory nie miała powodów, by mu nie wierzyć, ale teraz pomyślała nagle, że mogło istnieć zupełnie inne wytłumaczenie jego powtarzających się nieobecności.

– Nie przyprowadzałem tu Sophie właśnie dlatego, że myślę o niej poważnie. Jakie miałbym u niej szanse, gdyby natknęła się w moim mieszkaniu na inną kobietę? Żadna z moich znajomych nie chciała mi uwierzyć, że nie łączy mnie z tobą intymny związek. Trudno im się zresztą dziwić, skoro zachowywałaś się tak, jakbym stanowił twoją własność.

– Wcale nie – zaprzeczyła gorąco, lecz w głębi duszy musiała przyznać mu rację. Owszem, z całą premedytacją zniechęcała kolejne przyjaciółki Adama, ale robiła to wyłącznie dla jego dobra. Przecież widziała, że żadna z tych seksownych idiotek nie zasługuje na niego, chciała go więc przed nimi chronić.

– Sama nigdy mnie nie chciałaś – ciągnął z tłumionym gniewem. – Ale jednocześnie nie miałaś ochoty odstąpić mnie nikomu innemu, jakbym był twoją zabawką. Zachowywałaś się jak pies ogrodnika: sam nie weźmie i drugiemu nie da.

– Jak możesz mi mówić takie obrzydliwe rzeczy? – jęknęła bliska płaczu. – Dlaczego sprawiasz mi przykrość?

– Prawda zazwyczaj boli – skomentował zimno. Bianka nie bardzo rozumiała, czemu jest aż tak bardzo roztrzęsiona na samą myśl o tym, że Adam zamierza się żenić. Przecież nie zamierzała się za niego wydawać. Za nikogo innego również.

Zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest stworzona do życia w rodzinie, podobnie jak jej ojciec, którego przypominała niemal w każdym calu. Oboje potrzebowali ciągłych zmian, tęsknili do przygód i ekscytujących przeżyć, nigdzie nie potrafili zagrzać miejsca ani związać się z nikim na stałe. Tata ożenił się pod wpływem chwilowego impulsu, zaś przez następnych dwadzieścia lat poszukiwał wciąż nowych podniet poza legalnym związkiem…

Bianka nie zamierzała powtarzać jego błędu, ponieważ ona również szybko nudziła się kolejnymi partnerami. Jej zainteresowanie nawet najbardziej atrakcyjnym mężczyzną trwało najwyżej pół roku. Zawieranie małżeństwa nie miało więc najmniejszego sensu.

– Kim jest ta cała Sophie? – spytała z urazą.

– Nic ci nie powiem, bo znowu namieszasz. Zresztą, nie twoja sprawa. Ja nie wypytuję o twojego faceta.

– Pytaj, wiesz przecież, że nie mam przed tobą tajemnic. A w ogóle Derek już nie jest moim facetem.

– Ho, ho, co się stało? Czyżbyś wreszcie dla odmiany spróbowała z nim porozmawiać?

Kąciki jej ust drgnęły mimowolnie. Derek, fantastycznie umięśniony zawodowy sztangista, nie grzeszył zbytnią lotnością umysłu.

– Mniej więcej – przyznała.

Ich spojrzenia spotkały się, a w oczach pojawiło się na moment dawne zrozumienie, na którym latami opierała się ich przyjaźń. Bianka wiedziała, że jedynie Adamowi może bez wahania wyznać absolutnie wszystko, a on zawsze wysłucha, rozważy, doradzi i nigdy, ale to przenigdy jej nie potępi. Nie, to niemożliwe, żeby tak nagle się zmienił i żeby przestał być jej przyjacielem.

Położyła dłoń na jego ramieniu.

– Przecież Sophie nie musi o niczym wiedzieć – przekonywała. – Adam, proszę… Nie chcę psuć mamie pobytu w Australii. Ona zresztą wkrótce wyjedzie, to tylko dwa tygodnie. Obiecuję, że zaraz potem do niej napiszę i jakoś to załatwię. – Patrzyła mu błagalnie w oczy, wstrzymując przy tym oddech.

Westchnął ze znużeniem i odsunął jej rękę.

– Czy do ciebie nie dotarło nic z tego, co powiedziałem? Powtórzę to więc nieco jaśniej. Nie mam zamiaru udawać szczęśliwego mężusia na użytek twojej mamy. Nie zgadzam się, żebyś spała w moim pokoju, chyba że mnie tam nie będzie. Nie spodziewaj się też, że zjawię się na każde twoje zawołanie i zatańczę na dwóch łapkach, tak jak mi zagrasz – oznajmił twardo.

– To co ja mam jej powiedzieć?! – zawołała w panice.

– Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Mam miłe gniazdko, gdzie w razie potrzeby mogę spędzić te dwa tygodnie, więc to nie moja sprawa. – Bezceremonialnie wypchnął ją ze swojej sypialni. – A teraz wybacz, ale chciałbym się ubrać.

ROZDZIAŁ TRZECI

Adam zamknął oczy i ciężko oparł się o zamknięte drzwi.

Niech ją diabli porwą! Przez nią musiał uciekać się do kłamstw, czym się serdecznie brzydził.

Wcale nie zamierzał oświadczać się Sophie. Przecież poznał tę dziewczynę zaledwie przed tygodniem… Nie planował też żadnego wyjścia na dzisiejszy wieczór. Naprawdę czuł się potwornie zmęczony, miał dość wszystkiego, najchętniej położyłby się wygodnie na kanapie przed telewizorem i skrycie liczył na to, że Bianka uraczy go jakimś pysznym daniem. Gotowała po prostu fantastycznie, a co więcej lubiła to i często rozpieszczała go różnymi smakołykami.

W obecnej sytuacji nie mógł tu jednak zostać. Trudno, prześpi się w apartamencie, chociaż pewnie wciąż śmierdzi tam farbą, przecież remont dopiero co się zakończył. Bianka będzie przekonana, że udał się na randkę z Sophie. Właściwie szkoda, że się nie umówił. Udałoby mu się choć na parę godzin zapomnieć o tym uroczym czarcie, który dręczył go bez wytchnienia dzień po dniu.

Przed kilku laty dzięki Laurze nauczył się, by nie spotykać się nigdy z dziewczynami, które choć w najmniejszym stopniu przypominałyby mu Biankę. Dlatego zawsze wybierał wysokie blondynki o bujnych kształtach, najlepiej mało rezolutne. Ostatecznie mogła się czasem trafić jakaś ruda. Brunetki, zwłaszcza inteligentne, były absolutnie wykluczone!

Sophie, początkującą aktoreczkę, poznał w nowo otwartym kasynie w Sydney, gdzie dorabiała jako krupierka. Od razu zwróciła na niego uwagę, pewnie zrobił na niej wrażenie, swobodnie operując żetonami o równowartości tysiąca dolarów każdy.

Od lat uprawiał hazard i to z dużym powodzeniem, ponieważ podchodził do tego bez emocji, niemalże naukowo, testując różnorodne układy matematyczne. Bianka nie uwierzyłaby mu, gdyby zdradził jej, ile na tym zarobił przez kilka lat. Nie zamierzał się jednak przyznawać. Wolał, żeby myślała, iż grywał wyłącznie na wyścigach i że właściwie więcej tracił, niż zyskiwał.

Na wyścigach, owszem, bywał również, ale nie za często. Teoria prawdopodobieństwa lepiej sprawdzała się w kasynach, zresztą tam znajdowały się większe pieniądze… Jedyny kłopot tkwił w tym, że musiał nieustannie zmieniać lokale, gdyż wiedział, iż łatwo zauważyć kogoś, kto dość regularnie rozbija bank. Nie chciał ryzykować, że któregoś razu nie zostanie wpuszczony.

Bianka nie miała najmniejszego pojęcia o jego wypadach do kasyn w Melbourne, Adelajdzie czy nawet w bardzo już odległym Perth. Nie wiedziała też o istnieniu eleganckich, luksusowych kobiet, które często w różny sposób wyrażały zainteresowanie jego osobą. Leczyło to do jakiegoś stopnia jego zranioną dumę i głęboko ukryty kompleks, którego się nabawił, gdy uwielbiana dziewczyna powiedziała mu prosto w oczy, że nic nie czuje, gdy na niego patrzy. Sympatię i przyjaźń owszem, ale to wszystko. Oznaczało to że nie liczył się dla niej jako mężczyzna, a świadomość tego faktu bolała.

Sophie była kolejną z licznych pocieszycielek, które od pierwszego spojrzenia dawały mu do zrozumienia, że zrobił na nich wrażenie. Kiedy się poznali w kasynie, testował właśnie nowy system gry. Nie szło mu zanadto, gdyż rozpraszały go uporczywie powracające myśli o Biance spędzającej właśnie weekend w jakimś obskurnym nadmorskim motelu z tym całym Derekiem. Skoro się rozstali, to niewykluczone, że została wtedy przykładnie w domu, lecz wówczas nie miał o tym pojęcia i przeżywał prawdziwą gehennę. Wystarczyło, by Sophie w pewnym momencie puściła do niego oko, a poczuł do niej taką wdzięczność, że specjalnie czekał, aż skończy pracę.

Nad ranem obudził się w obcym mieszkaniu z seksowną blondynką u boku, podczas gdy wiele dałby za to, by towarzyszyła mu pewna nieznośna brunetka o przepięknych niebieskich oczach.

Zaklął i oderwał się wreszcie od drzwi. Nie podobało mu się to, co robił, ale te przelotne przygody przynosiły mu choć kilka godzin zapomnienia i ulgi, stając się dlań czymś w rodzaju narkotyku.

Zrzucił szlafrok i podszedł do szafy, w roztargnieniu wyciągając pierwsze z brzegu rzeczy, jakie mu wpadły w rękę. Tak, wyglądało na to, że do końca życia był skazany na chętne i łatwe panienki, ponieważ małżeństwo w ogóle nie wchodziło w rachubę. W roli swojej żony i matki swoich dzieci widział tylko jedną jedyną kobietę, równie dobrze mógłby jednak pragnąć gwiazdki z nieba. Pozostawało mu więc zadowalanie się namiastkami i snucie daremnych marzeń o tym, co by się mogło stać, gdyby nie zraził Bianki do siebie jako niezdarny osiemnastolatek.

Zerknął przelotnie w lustro i dopiero teraz zauważył, co na siebie włożył. Widok wypłowiałych dżinsów i flanelowej koszuli przypomniał mu o tych wszystkich eleganckich ubraniach, które mógł wreszcie zostawić w apartamencie, zamiast wozić je w bagażniku samochodu. Kosztowne koszule, nieskazitelne fraki, czarne jedwabne piżamy i szlafroki… Wszystko to służyło kreowaniu wizerunku wytrawnego gracza i równie doświadczonego kochanka.