– Hej, nie trzeba się od razu denerwować. Wszystko w porządku, chciałem tylko uprzedzić, że przyleci dziś koło piątej, a nie w sobotę. Możesz po nią wyjść?

– Oczywiście! – wykrzyknęła z ulgą. – Ale skąd ta nagła zmiana?

– Znajomy mógł załatwić jej na ten lot bez dopłaty lepszą klasę. Głupio byłoby nie skorzystać. No, kończę, bo i tak zapłacę fortunę. Dbaj o mamę, dziecinko.

– Wielkie dzięki, wujku.

Gdy odkładała słuchawkę, ręka jej się trzęsła. Co ona ma teraz zrobić? Wiedziała, że przyznanie się do oszustwa nie przejdzie jej przez gardło. Co by sobie mama o niej pomyślała? Ona przecież tak nienawidziła kłamstwa i krętactwa.

Trudno, trzeba podtrzymywać bajeczkę o małżeństwie. W takim razie może nawet dobrze się składa, że Adam nie daje znaku życia. Bianka zastanowiła się. Jednak nie będzie do niego dzwonić i błagać o powrót. Uraczy mamę jakąś historyjką o tym, że uczelnia nieoczekiwanie wysłała go gdzieś z jakąś misją. Gdziekolwiek, byle daleko, pomyślała z nagłą irytacją. Najlepiej w samo serce Afryki! Mógłby tam uczyć Pigmejów tabliczki mnożenia…

Kwadrans po piątej z trudem dotarła na lotnisko. Ależ miała pecha! Bez problemu zwolniła się wcześniej z pracy, ale samochód, a raczej sterta zardzewiałego złomu, która jej służyła za środek lokomocji, odmówił posłuszeństwa i musiała wzywać pomoc drogową. Zanim zdążyli go uruchomić, zaczęły się godziny szczytu i oczywiście utknęła w gigantycznych korkach, zaś lejący się z nieba żar bynajmniej nie poprawił jej nastroju.

Dwadzieścia po piątej z ulgą zanurzyła się w chłodzie klimatyzowanej sali przylotów, zostawiając na zewnątrz upał australijskiego lata. Dowiedziała się, że samolot z Edynburga przybył planowo przed dziesięcioma minutami. To na szczęście dawało jej trochę czasu, ponieważ odprawa paszportowa i celna musiały trochę potrwać.

W damskiej toalecie poprawiła nieco rozmyty makijaż i wyszczotkowała oklapnięte od upału włosy, które upięła na czubku głowy w lśniący koczek. Pani Peterson zawsze narzekała, że Bianka w ogóle nie zwraca uwagi na swój wygląd i że ubiera się jak chłopczyca, więc tego dnia wyjątkowo zakrzątnęła się wokół siebie, żeby sprawić mamie przyjemność. Nie, dość, że się starannie umalowała, to jeszcze włożyła powiewną spódniczkę i dopasowaną kolorystycznie bluzeczkę w drobne kwiatki.

Gdy myła ręce, z niepokojem zerknęła na pierścionek, który dostała przed wieloma laty od Adama i trzymała między różnymi szpargałami. Miała nadzieję, że od biedy ujdzie za obrączkę, gdyż na szczęście był złoty i pozbawiony oczka, a jedynie ozdobiony nie rzucającym się w oczy ornamentem. Właściwie nie posiadała niemal żadnej biżuterii, więc i tak nie miała wyboru.

Odetchnęła głęboko, próbując uspokoić rozdygotane nerwy. Musi zachowywać się jak najbardziej naturalnie. Mama nie może niczego zauważyć. A May Peterson potrafiła wyczuć kłamstwo na kilometr…

Gdy wróciła na salę, zauważyła, iż matka stoi na środku i rozgląda się z niepokojem. Biance, która mogła sobie pozwolić wyłącznie na klasę turystyczną, nie przyszło po prostu do głowy, że pasażerów z klasy biznesowej, odprawia się znacznie szybciej.

Pani Peterson niemal natychmiast spostrzegła córkę, która podbiegła do niej i ze łzami w oczach rzuciła się jej w ramiona. Przez długą chwilę trwały tak w milczeniu, niezdolne wydusić z siebie nawet słowa. Bianka napawała się poczuciem bezpieczeństwa, jakie dawał jej uścisk jedynej na świecie osoby, która ją kochała i rozumiała. Jeszcze do niedawna sądziła, iż drugą taką osobą jest Adam, jednakże myliła się boleśnie.

W końcu odsunęła się nieco, by spojrzeć na matkę.

– Jejku, świetnie wyglądasz – ucieszyła się szczerze. Rzeczywiście, May Peterson w niczym nie przypominała śmiertelnie bladej, wychudzonej i pozbawionej sił kobiety, jaką była w maju. Przytyła nieco, policzki jej się zaróżowiły, a uśmiechnięte oczy o czystym odcieniu błękitu promieniały dawnym blaskiem. Nikt by nie odgadł, że przez wiele miesięcy zmagała się z rakiem.

Bianka zmówiła w myślach żarliwą modlitwę dziękczynną, jednak czuła, iż w jej duszy wciąż czai się lęk, że walka z chorobą jeszcze nie została zakończona. Nie było przecież żadnej gwarancji, że nie nastąpią przerzuty. Dlatego też za nic w świecie nie zamierzała narażać mamy na jakiekolwiek stresy.

– Gdzie Adam? – spytała nagle May. – Parkuje samochód?

Bianka uśmiechnęła się nieco nerwowo.

– Niestety, nie ma go tu. Tak się fatalnie złożyło, że twoja wizyta nałożyła się na serię konferencji w Stanach, gdzie uczelnia wysłała Adama. Nie masz pojęcia, jak był rozczarowany, że musi wyjechać akurat teraz, ale po prostu nie mógł tak z dnia na dzień odmówić.

– Szkoda – westchnęła. – Tak bardzo chciałam go znowu zobaczyć. Uwielbiam tego chłopca. Pamiętasz, jak zawsze powtarzałam, że zostaliście dla siebie stworzeni? Cieszę się, że i ty wreszcie to zrozumiałaś. No nic, mam tylko nadzieję, że kiedyś odwiedzicie mnie w Szkocji. Chciałabym go przedstawić reszcie rodziny.

– Eee… Oczywiście – wybąkała Bianka.

Niech go licho porwie! Będzie musiała tak okropnie kłamać przez całe dwa tygodnie, podczas gdy on spędzi czas w łóżku jakiejś kobiety, w ogóle nie przejmując się problemami swojej najlepszej przyjaciółki.

– Coś nie tak? – zaniepokoiła się mama, która oczywiście natychmiast dostrzegła jej zmianę nastroju.

– Ależ skąd! – zaprotestowała gwałtownie.

– Na pewno? – naciskała, przyglądając się córce uważnie. Bianka uścisnęła ją ponownie i z trudem przywołała na twarz radosny, beztroski uśmiech.

– Oczywiście! Ja po prostu jestem taka przejęta twoim przyjazdem, że… – Schyliła się po bagaże. – Chodź, opowiem ci, jakie mam dla nas plany na te dwa tygodnie. Wzięłam urlop, możemy szaleć!

Paplała tak przez całą drogę i na szczęście w końcu udało jej się uśpić czujność matki.

– Bardzo ładnie to wszystko urządziliście – zauważyła May, gdy jakiś czas później wyszły na balkon mieszkania Adama.

– Dzięki – wymamrotała Bianka.

Ponieważ przywykła prowadzić życie włóczęgi i lekceważyć wszelkie luksusy, nie zaprzątała sobie głowy takimi drobiazgami jak wystrój wnętrz. Ważne, by było na czym się przespać i gdzie się umyć, nic więcej nie potrzebowała. Dopiero mama musiała zacząć się zachwycać meblami z ciemnej skóry, rysującymi się wyraziście na tle śnieżnobiałych ścian, puszystym dywanem w pięknym odcieniu miodu oraz widokiem na plażę i Pacyfik, by Bianka też to zauważyła – i doceniła.

– To wasze własne gniazdko, czy wynajęte? – spytała matka, wracając do środka.

Bianka zagryzła wargi. Nie miała pojęcia! Nigdy Adama o to nie pytała, on sam też nic na ten temat nie wspominał.

– N – no… Właściwie ani jedno, ani drugie. Wciąż je spłacamy… – skłamała i weszła do kuchni, by przygotować herbatę.

– Naprawdę bardzo mi się podoba. Ale trochę tu mało miejsca dla dzieci – rzuciła niby od niechcenia May, podążając za córką. – Czy planujecie powiększenie rodziny?

Serce Bianki ścisnęło się boleśnie. Mama chciała przed śmiercią doczekać się wnuków…

– Jeszcze nie.

– Czy zdajesz sobie sprawę, że nie powinnaś tego zanadto odwlekać? Sama wiesz, że może długo potrwać, zanim zajdziesz w ciążę.

– Wiem, mamuś – westchnęła.

Miała okres zaledwie parę razy do roku i to wyjątkowo nieregularnie. Gdy uprawiała bardziej forsowne sporty niż obecnie, zanikł u niej prawie zupełnie. Na początku tego roku zaczęła kurację hormonalną, by wywołać normalny cykl. Cel został osiągnięty, lecz przed trzema tygodniami zdecydowała się przestać brać pigułki, gdyż czuła się po nich naprawdę fatalnie.

Z niechęcią pomyślała o swoim ciele, które przez całe życie jedynie przysparzało jej frustracji. Oddałaby wszystko za to, by być babą co się zowie, która ma wszystko na swoim miejscu. Zamiast tego los pokarał ją nie wiadomo za co i w efekcie była niska, wiotka jak trzcinka i płaska jak deska.

– Są sposoby na zwiększenie płodności – podsunęła matka. – Ale to może się skończyć mnogą ciążą, a chyba nie miałabyś na to ochoty.

– Nigdy w życiu! – zaprotestowała Bianka, która nie potrafiła sobie wyobrazić siebie w roli matki nawet jednego dziecka, a co dopiero kilkorga.

– A czy Adam chce mieć liczną rodzinę?

– Mamuś, pobraliśmy się zaledwie parę miesięcy temu, daj nam odrobinę czasu! Chcesz herbatniki? Obiad będzie dopiero za jakieś dwie godziny.

May Peterson pojęła aluzję i nie ciągnęła dalej tematu, jednakże Bianka podejrzewała, że nie da tak łatwo za wygraną i jeszcze do tego wróci. Na szczęście udało jej się poprawić swój wizerunek w oczach mamy, serwując wieczorem przyrządzonego według tajskiego przepisu kurczaka z ryżem i curry.

Siedziały potem jeszcze do późna, rozmawiając, a wreszcie zdecydowały, że pora iść spać. May postanowiła na wszelki wypadek wziąć tabletkę nasenną, gdyż po tak długiej podróży miała zupełnie przestawiony zegar wewnętrzny i obawiała się, że nie zaśnie do rana. Bianka przygotowała więc gorące kakao i usiadły jeszcze na chwilę przed telewizorem, żeby obejrzeć ostatnie wiadomości.

Nadawano między innymi relację z premiery nowego australijskiego filmu i Bianka pomyślała z niechęcią, że rodzima kinematografia coraz bardziej upodabnia się do hollywoodzkich produkcji. Dużo blichtru, przepychu i zadęcia, a coraz mniej treści.

Przy obowiązkowym czerwonym chodniku zatrzymywały się białe – jakżeby inaczej – limuzyny, z których przy wtórze wrzasku fanów wyłaniały się gwiazdy w kosztownych sukniach od najmodniejszych projektantów lub w szytych na miarę frakach.

Co za fałszywy świat, skwitowała w myślach z dezaprobatą, gdy nagłe ujrzała na ekranie znajomą twarz.

Znajomą i nieznajomą zarazem. Czy to możliwe? Nie mogła uwierzyć, że to był ten sam zwyczajny Adam, jakiego znała od lat. Miała przed oczami uwodzicielskiego, niezwykle wytwornego mężczyznę z uwieszoną u jego ramienia oszałamiającą blondynką w kreacji ze złotej lamy i z dekoltem praktycznie aż do pępka.