Wydawało się, że na tym wygaśnie ich rozmowa, a Victoria pozostanie w pozycji wyjściowej, czyli obok kompletnie nagusieńkiego mężczyzny. Sama ubrana w skandalicznie krótką koszulę nocną. Szczyt wszystkiego. Spróbowała odsunąć się chociaż o kilka centymetrów, ale rękę, choć zmarzniętą, miał bardzo silną. Najwyraźniej nie zamierzał wypuścić jej na drugą stronę łóżka.

– Idę spać – powiedziała stanowczo i zamknęła oczy.

– Naprawdę? – zapytał, a z tonu jego głosu wynikało, że jej to się nie uda.

– Naprawdę – odparła z nadal zamkniętymi oczami. Nie liczyła, że zaśnie w najbliższym czasie, ale zamierzała udawać. – Dobranoc.

Dwadzieścia minut później Robert popatrzył na nią zaskoczony. Miała zamknięte oczy, a jej pierś unosiła się i opadała w spokojnym rytmie.

– Ona naprawdę zasnęła – mruknął pod nosem. Nie chciał jej wypuszczać z uścisku, ale zdrętwiała mu ręka, więc zabrał ją, westchnął, odwrócił się i zamknął oczy.

Leżąca Victoria otworzyła oczy i pozwoliła sobie na przebiegły uśmieszek.

18

Gdy obudziła się nazajutrz rano, na jej ramieniu spoczywała naga ręka, a na biodrze równie naga noga. Na myśl, że obydwie kończyny należą do nagiego mężczyzny, serce mocniej jej zabiło.

Ostrożnie wyswobodziła się i wstała z łóżka. Gołe ciało wystające spod nocnej koszuli okryła kocem. Właśnie zbliżała się do drzwi, gdy usłyszała chrapnięcie Roberta.

Chwyciła klamkę w nadziei, że zdąży się wyrwać, zanim on otworzy oczy, ale natychmiast usłyszała zaspane:

– Dzień dobry.

Nie miała wyjścia, musiała się odwrócić.

– Dzień dobry, Robercie.

– Mam nadzieję, że dobrze spałaś.

– Jak suseł – skłamała. – A teraz przepraszam, bo idę się przebrać.

Przeciągnął się, ziewnął i powiedział:

– Przypuszczam, że z twojego wczorajszego stroju zostały strzępy.

Przypomniała sobie, jakie przejścia miało wczoraj jej ubranie. Pod wpływem deszczu, wiatru, skał i słonej wody stało się niezdatne do noszenia. Mimo to uznała, że jest lepsze i stosowniejsze niż to, w czym teraz chodzi. Powiedziała o tym Robertowi.

– Szkoda – uznał. – Ta niebieska koszula na tobie przyprawia mnie o zawrót głowy.

Pociągnęła nosem i szczelniej okryła się kocem.

– Wiem, że jest nieskromna. Na pewno właśnie dlatego ją kupiłeś.

– Właściwie – powiedział zamyślony – wyglądasz w niej znacznie rozkoszniej, niż przypuszczałem.

Uznała słowo „rozkoszniej” za eufemizm innego określenia i szybko wyszła z pokoju. Nie chciała być przedmiotem dwuznacznych uwag Roberta. A co gorsza, bała się, że znów zaczyna ją uwodzić. Przerażała ją myśl, jak by się zachowała, gdyby ponownie spróbował ją pocałować.

Zapewne odwzajemniłaby się pocałunkiem. Co za koszmar!

Weszła do swojego pokoju. Na łóżku leżała jej zrujnowana sukienka. Zesztywniała od słonej wody i Victoria musiała ją długo naciągać i rozprostowywać, zanim nadała się do założenia. Koszulę nocną zostawiła jako halkę. Jej własna zrobiła się szorstka, a w ramiączko zaplątał się wodorost.

Gdy w końcu stanęła przed lustrem, mimowolnie jęknęła. Wyglądała okropnie. Szopa z włosów. Aby je jako tako ułożyć, musiałaby zmyć słoną wodę, a podczas pobieżnych oględzin domku nie znalazła ani kawałka mydła. Sukienka niemiłosiernie pognieciona, w czterech miejscach rozerwana – nawet w pięciu, jak się okazało po dokładniejszych oględzinach rąbka. Mimo to Victoria wyglądała lepiej niż przedtem.

A jeśli Robertowi się nie spodoba, to trudno. W końcu to on ją porywał, a nie ona jego.

Robert zawsze szczerze mówił, co myśli, toteż teraz nie zamierzał owijać w bawełnę faktu, że jej wygląd znacznie odbiega od normalnego.

– Wyglądasz, jakby psy cię napadły – rzekł, gdy spotkali się na korytarzu. On również się ubrał, ale w przeciwieństwie do niej wyglądał nieskazitelnie. Domyślała się, że miał zapasowe ubrania tutaj w domku, więc nie musiał specjalnie pakować się na takie podróże jak teraz.

Przewróciła oczami i powiedziała:

– Twoje komplementy nie zdadzą się na nic.

Z wesołą miną poszedł za nią do kuchni.

– Naprawdę? Więc jak trafić do twego serca? Zastosuję się do każdej rady.

Nie zastanawiała się długo.

– Przez żołądek.

– Tak? Naprawdę to wystarczy, aby ci zaimponować?

Trudno było zachować powagę przy jego rubaszności, ale robiła, co mogła.

– Na dobry początek – powiedziała, a potem jakby na potwierdzenie słów głośno zaburczało jej w brzuchu.

Zrobił rozgrymaszoną minę.

– Też tak myślę. – Poklepał się po żołądku. Brzuch sprawiał wrażenie wklęsłego. Wczoraj wieczorem było za zimno na uwodzenie Victorii, dzisiaj rano jest na to zbyt głodny.

Spojrzał na jej minę. Sprawiała wrażenie, że oczekuje na odpowiedź. Jakby coś powiedziała, a on nie dosłyszał.

– Eee… Mówiłaś coś?

Skrzywiła się i powtórzyła:

– Ja w takim stanie nie mogę wyjść z domu.

Przed oczami nadal majaczył mu obraz, na którym razem z Victorią w końcu się kochają, ale w połowie aktu muszą przerwać osłabieni głodem.

– Robert. – Zaczynała się niecierpliwić. – Musimy kupić coś do jedzenia. A ja potrzebuję nowego ubrania.

– Dobrze – powiedział, mruknął i uśmiechnął się. – Ja pójdę. Ale muszę zażądać zapłaty.

– Oszalałeś? – zawołała głosem zbliżonym do krzyku. – Najpierw mnie porywasz, ignorujesz moje słowa, potem prawie ratuję ci życie, a ty chcesz, żebym ci płaciła za jedzenie?

Uśmiechnął się jedną stroną ust.

– Tylko jeden buziak. – Zanim zdążyła zareagować, pochylił się i głośno ją pocałował. Zaplanował, że będzie to tylko taki niewinny, wesoły buziak, ale gdy ich usta się zetknęły, dopadło go pragnienie, które zagłuszyło głód dręczący żołądek od samego rana. Viktoria idealnie mieściła się w jego objęciach – drobna, miękka, ciepła i bardziej kobieca, niż sobie wymarzył.

Poczuł cudowne gorąco, gdy zetknęli się językami. Ona poddała mu się… Nie, to nie było poddanie, tylko odwzajemnienie uczucia.

Poczuł ten pocałunek w najodleglejszym zakątku duszy.

– Znów mnie pokochasz – szepnął. A potem położył brodę na jej głowie i przytulił ją mocniej. Czasami taki gest wystarcza. Czasami wystarcza, gdy ma się w ramionach wszystko, czego się potrzebuje. Jego ciało nie płonęło pożądaniem, spodni nie rozsadzała erekcja. Po prostu chciał ją przytulać.

Stali w ten sposób całą minutę. Gdy potem odsunęli się od siebie, zauważył na jej twarzy zmieszanie. Zanim odezwała się słowami, których nie chciał usłyszeć, uśmiechnął się i powiedział:

– Twoje włosy pachną… wodorostami.

Tym sobie zasłużył na walnięcie w głowę pustym woreczkiem po cukrze, który właśnie trzymała w dłoni. Roześmiał się tylko i podziękował Bogu, że nie miała pod ręką akurat wałka.

Jakąś godzinę po wyjściu Roberta Victoria zdała sobie sprawę, że obydwoje zapomnieli o jednej ważnej rzeczy. Karetę MacDougal zabrał do Londynu, a z tego, co wiedziała, nie było nawet konia, na którym mógłby pojechać do miasteczka. Poprzedniego dnia nie obejrzała posiadłości zbyt dokładnie, ale na pewno nie widziała żadnej stajni.

Nie przejmowała się specjalnie tym, że Robert musiał pójść do miasteczka pieszo. Zrobiła się piękna pogoda, po wczorajszej burzy nie zostało ani śladu, a trochę wysiłku fizycznego na pewno dobrze mu zrobi. Zastanawiała się jednak, w jaki sposób przyniesie zakupy do domu. Obydwoje byli porządnie głodni, więc potrzebowali dużo jedzenia. A poza tym należało kupić jedną albo dwie sukienki dla Victorii.

Potrząsnęła głową i postanowiła się nie martwić. Robert jest człowiekiem pomysłowym i lubi układać różne plany. Była pewna, że da sobie radę z takim drobnym problemem.

Wałęsała się po domu, oglądając dokładnie to, co poprzedniego dnia przejrzała tylko pobieżnie. Domek był uroczy i nie potrafiła sobie wyobrazić, że Robert mógł mieszkać gdzie indziej, choć przypuszczała, że przywykł do przestronniej szych pomieszczeń. Westchnęła rozżalona. Ona niczego więcej nie pragnie prócz takiego domku.

Ładny, przytulny, z pięknym widokiem na morze. Czego jeszcze chcieć?

Poczuła, że zaczyna się roztkliwiać, więc skarciła się w myśli i wróciła do inspekcji domku. Wiedziała, że zaglądając do szuflad i szafek, narusza prywatność Roberta, ale nie czuła wyrzutów sumienia. Mimo wszystko on ją porwał. Jako ofiara miała pewne prawa.

A w dużej mierze, większej niż chciała przyznać, szukała kawałków swojego życia. Czy Robert zachował jakieś pamiątki po ich narzeczeństwie i miłości sprzed lat? Nie było większego sensu zakładać, że nawet jeśli coś zachował, to przewiózł akurat do tego domku, ale nie mogła się powstrzymać od szukania.

Znów się w nim zakochała. Znów ją zdobył tak, jak zapowiadał. Zastanawiała się, czy to da się jeszcze odwrócić. Bo z całą pewnością nie chciała go kochać.

Wróciła do jego pokoju i otworzyła drzwi do łazienki. W kąciku stała wanna. Czyżby wzrok ją mylił? Przyjrzała się uważniej. Na dnie wanny leżało nieco rozpuszczone mydło, którego ktoś – zapewne Robert – zapomniał wyjąć. Chyba nigdy w życiu nie była tak wdzięczna za nieporządek. Włosy miała sztywne jak druty. Możność spłukania soli wydała jej się rajem na Ziemi.

Roberta nie będzie jeszcze kilka godzin. Ma więc dużo czasu na gorącą kąpiel. Stękając z wysiłku, wyciągnęła wannę z łazienki do pokoju, w którym przez okna wpadały promienie słońca. Jednak w pewnej chwili poczuła skrępowanie na myśl, że miałaby się kąpać w jego prywatnym pomieszczeniu, więc przeciągnęła wannę do siebie. Spróbowała oderwać mydło od metalu, ale sprawiało wrażenie stopionego z dnem. Postanowiła na razie dać sobie spokój. Na pewno je rozmiękczy gorąca woda.

Mniej więcej pół godziny później, po kilku rundach z dołu do góry, wanna była pełna parującej wody. Na sam widok Victoria drżała z rozkoszy. Rozebrała się w pośpiechu i weszła do wanny. Gorąca woda drażniła skórę, ale była tak czysta i przyjemna, że Victoria poczuła się jak w siódmym niebie.