Czy jednak Max nadal zechce ją zatrudniać? Wątpiła w to, by można było wymierzać mu policzki i jak gdyby nigdy nic figurować nadal na liście płac. W głębi duszy wiedziała jednak, że Max jest człowiekiem sprawiedliwym. W przeciwnym razie natychmiast zwolniłby ją wtedy, gdy rzucono na nią podejrzenie o kradzież projektu. Musiał więc zdawać sobie sprawę, że skoro robił z niej pośmiewisko przez cały weekend, to zasłużył na ten policzek.
Wciąż podminowana, skierowała się w stronę działu komputerów biura Zappelli Internazionale. To, że dotarła aż tutaj, oznaczało, iż kieruje się rozsądkiem, a nie emocjami, i nie porzuci tej posady. Zmieniła jednak zdanie, gdy Tino Agosta powitał ją promiennym:
– Dzień dobry, Elyn.
Po pytaniach dotyczących jej weekendu, przeszedł do zachwytów nad sesją naukową, w której brał udział. Był pod silnym wrażeniem tego wszystkiego, co usłyszał, czego się nauczył i co – Elyn wyraźnie to widziała – pragnął jak najszybciej wcielić w życie. Zdawała sobie również sprawę, że hamuje jego pracę i stoi na przeszkodzie temu, co mógłby naprawdę robić.
– Chciałabym zamienić kilka słów z Felicitą Rocca – zwróciła się do Tina około pół do dziesiątej. Myśl ta bowiem wciąż nie dawała jej spokoju. Tak, to było jedyne wyjście. – Czy masz jej numer wewnętrzny?
– Oczywiście – odparł z głową tak pełną komputerowych pomysłów, że nie zapytał nawet, dlaczego chce rozmawiać z osobistą sekretarką szefa firmy, tylko wykręcił numer i podał jej słuchawkę.
Elyn dziękowała Bogu, że w tym tygodniu Max jest w Rzymie. Skoro bowiem to Felicita organizowała jej przyjazd do Włoch, ona też będzie musiała zająć się organizacją wyjazdu Elyn do Anglii. Najlepiej jeszcze przed końcem tygodnia.
– Dzień dobry. Tu Elyn Talbot – odezwała się, słysząc głos Felicity. Miała nadzieję, że pod nieobecność szefa Felicita nie będzie zajęta tak jak zawsze. – Czy mogłabym wpaść na krótką rozmowę? – spytała.
– Masz jakieś kłopoty, Elyn?
– Nic pilnego. Ale chciałabym zobaczyć się z tobą dziś przed południem.
Odłożyła słuchawkę. Umówiła się z Felicita na godzinę jedenastą. Następną godzinę spędziła, zastanawiając się, jak najzręczniej i najbardziej taktownie powiedzieć, że chce wracać do domu. I to możliwie najszybciej.
Za dziesięć jedenasta wyszła ze swojego pokoju. Dotarła na spotkanie o pięć minut za wcześnie, ale jak najrychlejszy powrót do Anglii stał się teraz sprawą najważniejszą. Zastukała do drzwi sekretariatu i weszła.
– Elyn! – przywitała ją serdecznie Felicita. Wstała zza biurka. – Wejdź, siadaj i mów, o co chodzi.
Elyn wyczekała, aż obie usiadły, po czym, nie owijając rzeczy w bawełnę, wyjawiła:
– Widzisz – zaczęła – zastanawiam się nad możliwością powrotu do Anglii. Zapytałabym pana… – z ulgą zorientowała się, że nie musi kłamać, iż zapytałaby pana Zappellego, gdyby był tutaj.
– Chcesz nas opuścić?! – wykrzyknęła Felicita ze zdumieniem.
– Jeśli nie spowoduje to komplikacji… – uśmiechnęła się Elyn, próbując uniknąć poczucia winy, do którego skłaniał ją żal, jaki wyrażała twarz Felicity.
– Ale myślę, że signor Zappelli pragnął, byś została tu dłużej – wysunęła pierwszą obiekcję Felicita.
– Och, jestem pewna, że nie będzie się sprzeciwiał – nie dawała za wygraną Elyn. – Nie mam tu zbyt wiele do roboty i odnoszę wrażenie, że marnuję umiejętności, które – dodała z naciskiem – lepiej można by wykorzystać w angielskiej filii zakładów.
– Hmm… nie wiem – mruknęła Felicita. – Sama nie mogę podjąć takiej decyzji. – I zupełnie wytrąciła Elyn z równowagi, gdy z uśmiechem dokończyła: – Ale obiecuję, że jeszcze dziś pomówię o tym z szefem.
– On tu jest?! – wykrzyknęła Elyn i, zbyt zaskoczona, by udawać przed Felicita, że nie zna planu jego zajęć, dodała: – Więc nie pojechał do Rzymu?
– Niestety, nie mógł – odparła Felicita poważnym tonem. – Podczas weekendu zwichnął nogę w kostce. – Oczy Elyn stały się okrągłe z niedowierzania, gdy Felicita ciągnęła: – Musiał zostać w domu. Nie jest w stanie zrobić nawet kroku.
Na to właśnie dałam się nabrać! – z wściekłością myślała Elyn.
– Prosił, żeby odebrać pełnomocnictwa. Zaraz do niego jadę.
A ja próbowałam usprawiedliwiać tego dziwkarza!
– oburzała się w myślach Elyn, gdy Felicita kończyła:
– Oczywiście wspomnę mu o twoich zamiarach…
– To już nieważne – przerwała jej Elyn, aż skręcając się z zazdrości. Nigdy by nie podejrzewała, że Max może romansować ze swoją sekretarką, ale… – Nie jest to tak pilne, byś musiała niepokoić go na łożu boleści – ciągnęła, lecz gdy wymawiała słowo „łoże”, znów ugodził ją sztylet zazdrości. – Zostawmy to do czasu, gdy znów stanie na nogi. – Z trudem zdobyła się na uśmiech i wyszła. Mimo iż jej emocje osiągnęły punkt wrzenia, ambicja nie doznała najmniejszego szwanku.
Bydlę! – szalała, kierując się ku damskiej toalecie, by tam się uspokoić. Odebrać pełnomocnictwa! Chyba w łóżku! Zwichnięta noga! Mój Boże!
Dobrze mi tak! Świadomość, iż Max romansuje z Felicitą i że zapewne romansował z nią już wówczas, gdy Elyn pozwalała mu się całować, przekraczała granice jej wytrzymałości. Nie przestała bać się długów, ale odkryła, że zdarzają się sytuacje, kiedy lęk musi zejść na drugi plan. Niech diabli porwą pieniądze i tę pracę. Odchodzi. Wyszła z toalety, kierując się do swego działu.
– Elyn, nic ci nie jest? – spytał Tino z troską, gdy wpadła do pokoju i złapała torebkę oraz żakiet. – Bardzo zbladłaś.
Zbladła? Gotowała się ze złości.
– Głowa pęka mi z bólu – skłamała. Dobre wychowanie nie pozwalało jej stawiać go w kłopotliwej sytuacji, w jakiej znalazłby się, gdyby powiedziała, że odchodzi. – Pójdę do domu i położę się na chwilę.
– Podwiozę cię – ofiarował się w pośpiechu. Już unosił się z krzesła, lecz go powstrzymała.
– Wolę się przejść. Dziękuję ci – powiedziała z uśmiechem. – Myślę, że spacer na świeżym powietrzu dobrze mi zrobi.
Wyglądało na to, że Tino chce zaoponować, lecz ktoś z obecnych w pokoju zwrócił się do niego po włosku. Elyn sięgała właśnie po torebkę, gdy usłyszała:
– Telefon do ciebie.
– Do mnie? – zapytała i pomyślała natychmiast, że to Felicita dzwoni do niej, ale spostrzegła, że Tino podaje jej słuchawkę telefonu linii miejskiej.
– Halo! – odezwała się. I wówczas usłyszała głos Maxa.
– Dzień dobry, Elyn – powiedział i nic w tonie jego głosu nie zdradzało, że ostatnim razem, kiedy się widzieli, dołożyła wszystkich sił, by fizycznie go uszkodzić. – Pragnąłbym cię zobaczyć – ku jej absolutnemu zdumieniu ciągnął spokojnie dalej. Bezczelny! – Gdybyś zechciała do mnie wpaść… – Nie zdążył skończyć, gdyż przerwała mu.
Co on sobie myśli! Bez wątpienia zaraz zaproponuje, że Felicita ją podwiezie. Ale nie będzie miał po temu okazji. Nagle wszystko w niej eksplodowało.
– Zapewne nie możesz tu przyjechać z powodu zwichniętej nogi! – krzyknęła i nie czekając na odpowiedź, rzuciła słuchawkę na widełki. Po chwili uświadomiła sobie, gdzie jest i jak powinna się zachować. – Dziękuję – wymamrotała do osoby, która podała jej słuchawkę. – Do zobaczenia – pożegnała Tina, wzięła swój żakiet i wyszła.
Po przyjściu do domu sprawdziła telefonicznie, jakie ma połączenia lotnicze z Londynem. Następnie spakowała się i doprowadziła apartament do stanu, w jakim go zastała. Poważnie zastanawiała się, czy jadąc na lotnisko zostawić list w Zappelli Intemazionale, ale do kogóż miała go adresować?
Około godziny piątej Paolo zadzwonił z recepcji, że zamówiona taksówka czeka. Biorąc pod uwagę godzinną różnicę czasu, wylądowała w Anglii pół godziny po odlocie. Ale we własnym kraju nie poczuła się lepiej. Wsiadła do taksówki, która zawiozła ją do Bovington. Rozglądając się po ulicach, które mijała, spostrzegła, że chociaż w krótkim czasie dokonało się w niej ogromnie wiele, Bovington nie zmieniło się ani trochę.
Weszła do domu, wiedząc, że daremnie marzy o tym, by wszystko było tak jak dawniej, nim beznadziejnie głupio zakochała się w Maksie. Bo przecież zakochała się w nim i nic nie mogło tego zmienić.
Wnosząc do holu swoją wielką walizkę, Elyn zorientowała się, że matka i ojczym byli poza domem, podobnie jak Loraine. Jej przyrodni brat wyjrzał, by zobaczyć, kto przyszedł.
– Dlaczego nie zawiadomiłaś nas, że przyjeżdżasz?! Czekałbym na lotnisku.
– Jesteś kochany – uśmiechnęła się – ale dopiero dziś rano zdecydowałam, że wracam. – Szybko zmieniła temat. – Pójdę zrobić sobie kawę. Wypijesz ze mną?
– Chętnie – odparł.
Elyn poszła do kuchni. Nieskazitelny ład – skonstatowała z ulgą – wskazywał, że Madge w dalszym ciągu sprawowała tu rządy.
Gospodyni skończyła już pracę i wyszła, toteż Elyn była w kuchni sama. Krzątała się, parząc kawę, bez reszty pochłonięta myślami o Maksie, a coraz większy żal wzbierał w jej sercu. Ta nieoczekiwana miłość była już tak bardzo zraniona. Kiedy zabliźnią się te rany? Kiedy wreszcie zdoła zająć się czymś innym?
– Kawa – oznajmiła wesoło, wchodząc do salonu i stawiając tacę na stole. – A gdzie wszyscy zniknęli?
– Rodzice wyszli do teatru, a Loraine jest z nowym wielbicielem. Boże, miej nas w opiece!
– Co u ciebie? – spytała. Matka wspominała jej przez telefon, że Guy szuka pracy. – Podobno zamierzasz dołączyć do mas pracujących?
– Ja… eee… byłem w piątek na rozmowie wstępnej – odparł.
Miał wszakże tak głupią minę, że Elyn, wiedząc, jak otwarty jest Guy, zorientowała się natychmiast, że chodzi tu o coś więcej.
– Naprawdę? A jaka to praca?
I znów uderzyło ją, że odpowiedział z wyraźnym zakłopotaniem.
– W mojej branży.
– Projektowanie ceramiki? – wypytywała.
– Między innymi.
– Gdzie? – wykrzyknęła, wiedziała bowiem, iż w okolicy tylko jedna firma zajmuje się produkcją artystycznych wyrobów z porcelany i że tylko tam mógł się zgłosić.
– W Zakładach Porcelany Zappellego – wyrzucił z siebie, jakby pragnąc mieć to już za sobą. – Tak, wiem, wiem – mówił szybko, gdy Elyn nie zdołała powstrzymać odruchu zdumienia. – Wiem, że to bezczelność, po tym, jak cię potraktowałem, gdy się tam zatrudniłaś. Ale choć trwało to dość długo, przekonałem się, że nie potrafię żyć bezczynnie. Poza tym zakłady Zappellego szukały pracownika. Poszedłem tam i Brian Cole… znasz go może…? – przerwał.
"Intruz z Werony" отзывы
Отзывы читателей о книге "Intruz z Werony". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Intruz z Werony" друзьям в соцсетях.