Siedziała teraz w jego ferrari, z walizką i torbą upchniętą w bagażniku, i nagle zdała sobie sprawę, że czuje się bardziej niepewnie niż wówczas, gdy wysiadła na nie znanym sobie lotnisku, nie wiedząc, co robić. Gdy ostatnio widziała Maxa Zappellego – a zdarzyło się to zaledwie wczoraj – była bardziej skłonna rozbić mu głowę toporem, niż szczerzyć do niego zęby jak ostatnia kretynka.

Patrzyła, jak zręcznie manewruje samochodem w ulicznym ruchu, ale dopiero gdy zatrzymali się przed wjazdem na autostradę, doszła do siebie na tyle, by wystąpić z podziękowaniami.

– Jestem bardzo wdzięczna, że wyjechał pan po mnie – zaczęła uprzejmym głosem, a gdy obrócił się, by na nią spojrzeć, dodała: – Dziękuję.

Odwrócił od niej wzrok, ponownie włączył silnik i w czasie, gdy samochód rozwijał szybkość, wyjaśniał:

– Mieszkam pomiędzy Werona i Bergamo. Właśnie jechałem do domu, gdy odebrałem w samochodzie telefon od Felicity, że samolot ląduje w Bergamo. – Zerknął na nią, ale w dalszym ciągu koncentrował się na prowadzeniu.

– Poleciłem, by odwołała szofera i sam przyjechałem cię przywitać.

– Jeszcze raz bardzo dziękuję – wymamrotała Elyn. Nie spodziewała się, że to on będzie na nią czekał w Weronie. Czemu więc czuła się urażona, gdy usłyszała, że go tam nie było? – Mam nadzieję, że nie sprawiłam panu kłopotu – dodała, bardziej powodowana uprzejmością niż szczerością. Na miłość boską! Ten człowiek podejrzewa ją o kradzież! Czemuż miałaby mu dziękować?

– W najmniejszym stopniu – odparł miękko. – Będę zajęty dopiero późnym wieczorem.

Drań, świnia! – pomyślała i przeniosła całą uwagę na widoki za oknem. Niepotrzebnie brała zimowe buty. Nie było ani skrawka śniegu, ale nagle spadła mgła. Elyn była zaskoczona, gdy gwałtownie w nią wjechali. Natomiast Max Zappelli zachował niezmącony spokój. Przy całej do niego niechęci, z podziwem obserwowała, jak błyskawicznie zareagował, płynnie redukując szybkość.

Siedziała w milczeniu, starając się nie rozpraszać jego uwagi. Miał przecież dowieźć ich cało do Werony. Udało mu się to osiągnąć w jakąś godzinę, od czasu gdy opuścili Bergamo.

– Gdzie będę mieszkać? – spytała, gdy skierowali się ku obrzeżom miasta, a nie w stronę hotelowego centrum.

– Przepraszam – odparł. – Powinienem był powiedzieć… – I dodał: – Nasza firma dysponuje apartamentem dla gości. Myślałem… a raczej Felicita myślała, że będzie pani czuła się tam lepiej niż w hotelu.

– To bardzo uprzejmie z pańskiej… ze strony Felicity – odpowiedziała Elyn. Jak na kogoś, kto podejrzewał ją o kradzież, okazywał niezwykłą wielkoduszność, skoro przejmował się jej wygodą.

Apartament firmy znajdował się w eleganckiej dzielnicy. Przy wejściu stał krępy, muskularny mężczyzna około czterdziestki.

– Buona sera, signorina, buona sera, signore - powitał ich z szacunkiem.

– Buona sera, Uberto – odpowiedział Max Zappelli Uberto natychmiast wkroczył do akcji. Chciał odebrać Maxowi jej walizkę, ale Zappelli nie zgodził się na to i pospiesznie mówiąc po włosku coś, czego oczywiście nie rozumiała, najwyraźniej udzielał mu wskazówek. Potem, płynnie przechodząc na angielski, dorzucił:

– W ciągu dnia Uberto i Paolo będą na zmianę do pani usług. Nie powinna pani mieć żadnych kłopotów, ale proszę się nie wahać i wzywać ich, jeśli będzie pani potrzebowała jakiejkolwiek pomocy.

– Dziękuję – powiedziała uprzejmie i przeszła obok Uberto z przyjaznym uśmiechem. Wsiadła z Zappellim do windy, która ruszyła na trzecie piętro. – Sama mogę wziąć moją torbę lotniczą – powiedziała zbyt późno, bo już zdołał wynieść ją z windy wraz z walizką.

Szła za nim przez hol, aż w końcu postawił jej bagaż, wyjął klucz i otworzył drzwi, które, jak się szybko zorientowała, prowadziły do luksusowego apartamentu.

– Mam nadzieję, że będzie pani tu dobrze. – Spojrzał pytająco, nie spuszczając z niej oczu, podczas gdy jej wzrok wędrował od mebli ku obrazom na ścianach, by wreszcie zatrzymać się na fotelach i kanapie, które sprawiały wrażenie nader wygodnych.

Ich dom w Anglii był również urządzony ze smakiem. Jej matka miała dobry gust i gdy po ślubie z Samem zaczęła dysponować pieniędzmi, stopniowo wymieniła stare umeblowanie na bardziej odpowiadające jej upodobaniom.

– Tak – odparła. – Na pewno. – Postanowiła, że pozostałe pokoje obejrzy później.

Odwrócił się, by wyjść. Odniosła jednak dziwne wrażenie, że nie chce odchodzić. Wydało jej się to po prostu śmieszne. Ona, zważywszy, że znalazła się w nowym miejscu, mogła obawiać się samotności. Ale on? Przecież wieczorem miał spotkanie i musiał jeszcze wracać we mgle do domu, żeby się przebrać.

– Jeszcze raz bardzo dziękuję, że zechciał pan wyjechać po mnie na lotnisko – powiedziała w pośpiechu.

Domyślała się, że, zapewne, czeka na niego kobieta, a on po prostu zastanawia się nad tym, czy zrobił wszystko, co do niego należało. Nagle zatrzymał się, by podać jej klucze. Poczuła dotyk jego ręki. Przeniknął ją dreszcz.

– Dobranoc, Elyn – powiedział cicho.

Wciąż stała porażona jego dotykiem, nie mogąc znaleźć najprostszych słów pożegnania. W chwilę później do reszty wstrząsnął nią jego nieoczekiwany gest. Pochylił się bowiem do przodu i gorąco pocałował ją w jeden, a potem drugi policzek. Był to pocałunek jeszcze bardziej elektryzujący niż wcześniejszy dotyk. Zmusił ją do działania. Nagle jej ręce uniosły się do góry, by z całej siły go odepchnąć, lecz odniosła wrażenie, że jest tym tylko rozbawiony.

Oczywiście, oburzała się, nie potrafił przyjąć do wiadomości, że istnieją kobiety, które mogą oprzeć się jego pocałunkom. I nie przyjmował tego do wiadomości. Teraz, gdy odzyskał równowagę, spojrzał na nią kpiąco.

– Spokojnie, niewinna panienko… – zaczął.

Ale Elyn przestała już nad sobą panować i raptownie, zbyt raptownie, jak później sobie to uświadomiła, zapytała:

– Skąd pan to wie?!

– Ja… – urwał. Kpinę zastąpiło niedowierzanie. – A czy tak nie jest? – zapytał.

Zebrała się w sobie i uniosła głowę, odpowiadając chłodno i wyniośle:

– To nie pańska sprawa.

Jeśli jednak myślała, że położy kres rozmowie, to niebawem doszła do wniosku, że całkowicie się myli. Bo oto, patrząc na nią z coraz większym niedowierzaniem, wykrzyknął coś po włosku i, nie zrażony jej wyniosłością, przeszedł na angielski.

– A więc jest pani dziewicą!

– No i co z tego! – warknęła i, zanim zdołał odpowiedzieć jej kpiną, dodała: – Jeszcze raz dziękuję, że przyjechał pan na lotnisko. – Po czym rzuciła mu prosto w twarz: – A teraz, jeśli mam być w biurze jutro o dziewiątej, to chciałabym się rozpakować i odpocząć.

Widziała, że stara się powściągnąć uśmiech. Na jego twarzy pojawił się kpiący grymas. Wycedził:

– Zdaje się, że wyrzuca mnie pani z mojego domu.

– Dobranoc, panie Zappelli – powiedziała stanowczo.

– Ależ dobranoc, panno Talbot – uśmiechnął się. – Dobranoc. – I wyszedł.

Cholerny dziwkarz! – wściekała się Elyn, choć gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, poczuła ból osamotnienia. Przechodząc z salonu do równie luksusowej sypialni, zrozumiała, dlaczego jest taka samotna. Przecież była teraz w obcym kraju, we Włoszech, a jeszcze kilka godzin temu znajdowała się w Anglii, w domu, gdzie zawsze mogła z kimś porozmawiać.

Ledwie zdołała położyć nie rozpakowaną jeszcze walizkę na łóżku, gdy Max Zappelli znów pojawił się w jej myślach.

– Cholerny typ! Nie daje mi spokoju. Dziwkarz z piekła rodem! – pomstowała na głos. – Dziwkarstwo to jego druga natura!

Gdy w końcu znalazła się w łóżku, musiała sobie powiedzieć, że nic jej nie obchodzą uwodzicielskie wdzięki Romea, mimo iż była w Weronie, w jego ojczyźnie. I choć z jednej strony chciała mieć pewność, że nienawidzi Maxa Zappellego, to z drugiej strony – nie wiedziała, czy jest tak naprawdę.

Rozdział 4

Elyn obudziła się w czwartek rano zdecydowana, że tam, gdzie w grę wchodzi signor Maximilian Zappelli, niczego nie weźmie za dobrą monetę. Jego pocałunki przy pożegnaniu mogły być tylko objawem grzeczności, ale od tej chwili będzie traktować tego kobieciarza z największą ostrożnością.

Pogrążyła się właśnie w dociekaniach, dlaczego, skoro uważa ją za złodziejkę, miałby ją całować, gdy nagle się ocknęła. Rany boskie! Miała ważniejsze sprawy na głowie niż ten Zappelli!

W następnej chwili wyskoczyła z łóżka i ubrała się. Była już gotowa do wyjścia, gdy usłyszała telefon.

– Halo? – zgłosiła się.

– Buon giorno, signorina – powiedział Uberto, po czym popłynął potok włoskich słów, których zrozumienie przekraczało jej możliwości. Mogła się mylić, ale była przekonana, że pośród obcych dźwięków odnajduje dwa rozpoznawalne wyrazy: signorina Rocca.

– Grazie - podziękowała, wykorzystując cały swój włoski potencjał językowy. Zdecydowała, że skoro i tak powinna zejść na dół, by spytać Uberto, jak ma dotrzeć do pracy, zrobi to teraz i przekona się, o co chodzi z tą signorina Rocca. Była dumna, że zdołała wychwycić nazwisko sekretarki Maxa Zappellego. Gdy wyszła z windy, okazało się, że obok recepcji czeka na nią ciemnowłosa, atrakcyjna kobieta około trzydziestki.

– Buon giorno, Elyn – powitała ją serdecznie. – Jestem Felicita – przedstawiła się, ściskając jej dłoń. – Miała pani dobry lot?

– Owszem, tyle że była mgła.

– Tak, ale dzisiaj już mgły nie ma – uśmiechnęła się Felicita. – Zdołamy dojechać do biura na czas.

– Jak miło, że zechciała pani po mnie wstąpić – dziękowała Elyn, gdy wychodziły z budynku, kierując się w stronę fiata Felicity.

Podróż do biura Zappelli Internazionale nie trwała długo. W dziale komputerów pracowało kilkanaście osób. Felicita kolejno przedstawiała Elyn, aż zatrzymała się przed średniego wzrostu mężczyzną w okularach, który mógł zaledwie przekroczyć dwudziestkę.