Wasyl zacisnął zęby.
– Jesteście, ale w tym, czego was nauczyłem. A tym razem takie rzeczy nie będą mieć miejsca.
Lisa popatrzyła na ludzi Wasi i dreszcz przebiegł jej po plecach. Całe szczęście, że nie będą jej towarzyszyć.
– Nawet jeśli Tatarzy wiedzą, że Lisa uciekła z dokumentami, to przecież nikt nie skojarzy takiej pięknej dziewczyny z garbuską, którą znali – wtrącił Fiedia.
Komendant podparł się na łokciach i w zamyśleniu gryzł kłykcie. Potem spojrzał na Fiedię i rzekł już łagodniejszym tonem:
– Rzeczywiście, masz rację. Jest tylko jeden warunek: Nikt z obecnych nie może puścić pary z ust.
W chacie zapanowała głucha cisza. Kozacy poczuli się dotknięci słowami komendanta. Ten jednak rozkazał krótko:
– Wyruszycie, jak tylko dziewczyna trochę odpocznie!
Lisa wskazała na Nataszę.
– Chcesz, żeby pojechała z tobą? – domyślił się komendant. – No, dobrze, nie zaszkodzi. Nareszcie moi żołnierze tu, w stanicy, będą mogli zająć się poważniejszymi zadaniami.
Natasza roześmiała się wesoło.
Do Lisy podszedł tymczasem jakiś stary Kozak i uważnie obejrzał jej szyję.
– Miała szczęście – powiedział. – To tylko spuchnięcie, nie ma żadnych trwałych obrażeń. Za kilka dni będzie mogła mówić.
– To dobrze – stwierdził sucho komendant. – Bo radzi byśmy usłyszeć, co ma do powiedzenia na temat zamiarów wojennych sułtana.
Było wczesne popołudnie. Natasza użyczyła Lisie swego posłania i szepnęła jej bez najmniejszego skrępowania, by nie przejmowała się nią, bo ona znajdzie sobie miejsce, gdzie mogłaby przenocować. Co do tego nikt nie miał najmniejszych wątpliwości.
Lisa odczuła prawdziwą ulgę, kiedy wreszcie ułożyła się wygodnie w łóżku. Zmęczenie i napięcie ostatnich dni sprawiło, że zasnęła natychmiast.
Wczesnym rankiem obudziła się z uczuciem, że nie jest w pomieszczeniu sama. Przestraszona rozejrzała się wokół. W drzwiach stał Wasyl. Wyglądało na to, że od dawna trzyma tam straż. Myślami krążył gdzieś daleko, a w oczach odbijała się udręka.
Lisa popatrzyła na niego pytająco.
– Och, gdybym wiedział, że żyjesz! – wyszeptał. – Sądziłem, że umarłaś – dodał i bez dalszych wyjaśnień odwrócił się i wyszedł.
Lisa i Natasza założyły szerokie kozackie spodnie, wygodne do jazdy konnej, i długie buty. Lisa dostała czerwoną rubaszkę, która była na nią o wiele za obszerna, ale przewiązała ją jasnoniebieskim paskiem z jedwabiu. Przydzielono konie. Lisie trafił się poczciwy stary wałach, który sam wybierał drogę, nie zważając na jej nieudolne polecenia.
Gotowi do drogi, żegnali się z Kozakami w obozowisku. Dima podjechał do Lisy.
– Wasia prosił, bym cię pozdrowił i przykazał, żebyś trzymała się Fiedii, który jest osobiście odpowiedzialny za twe bezpieczeństwo.
Lisa skinęła głową i poprosiła, by powiedział jej, gdzie jest teraz Wasia.
– Osłania nas. Wprawdzie nie widać go stąd, ale jest w pobliżu. Mimo to uważaj na siebie! Wasia nalegał, bym ci o tym przypomniał.
Spokojnie pokiwała głową. Nikt nie powiedział jej, gdzie znajduje się kwatera atamana i jak daleka czeka ich wyprawa. Sama nie pytała, bo nadal potwornie bolało ją gardło i wypowiedzenie każdego słowa kosztowało niemało wysiłku.
Niechętnie znów ruszała w drogę, ale rozumiała, że to konieczne. Najważniejsze, że znalazła się w końcu wśród przyjaciół, a w każdym razie wśród ludzi, którzy jej sprzyjali. Po tylu latach niewoli i samotności.
Komendant położył rękę na jej siodle i rzekł:
– Im szybciej stąd wyjedziecie, tym lepiej. Ten obóz to nasz słaby punkt i póki tu jesteś, grozi ci wielkie niebezpieczeństwo. Kiedy spałaś, Wasia trzymał wartę przed izbą, bo baliśmy się zostawić cię samą. Chyba rozumiesz, jakie zagrożenie stanowisz dla Tatarów?
Popatrzyła na niego, jakby nie pojmowała, o czym mówi.
– Będą próbowali cię pojmać, byś w czasie tortur wyśpiewała wszystko, co wiesz o planach wojennych sułtana, albo po prostu zabiją cię.
Lisa posłała drżący uśmiech komendantowi i ruszyła wraz z eskortą w drogę.
Wkrótce niewielkie miasteczko znikło im z oczu. Lisa jechała obok Nataszy, przed nimi barczysty Kola, a z tyłu trzej młodzi Kozacy. Wasi nie dostrzegła, ale wiedziała, że znajduje się gdzieś z przodu.
Wjechali na teren nieco bardziej pofałdowany, zbliżali się do jakiejś rzeki. Nie znali dobrze tych traktów i nie wiedzieli, którędy uda im się przeprawić na drugi brzeg.
Z tyłu doszedł ich radosny śpiew Dimy. Miał głos tak piękny i czysty, że przyjemnie było go słuchać. Lisie podobały się jego piosenki, chociaż często improwizował słowa.
– Tak się cieszę, że chciałaś, bym jechała z wami – odezwała się Natasza. – Nareszcie trafiła mi się okazja.
Lisa popatrzyła na nią ze zdziwieniem, a wtedy młoda Kozaczka nachyliła się i szepnęła jej do ucha:
– Wołodia.
Lisę zaskoczyło wyznanie towarzyszki. Ten poważny, trochę ponury Wołodia nie wydawał się być w typie Nataszy.
– Ale to beznadziejny przypadek – ciągnęła dziewczyna. – On chce wziąć za żonę cnotliwą pannę, która siedziałaby w chacie ze spuszczonymi skromnie oczyma i szyła ubranka dla dzieci.
Poklepała konia i zaśmiała się beztrosko, ruszając pędem, a jej ciemne warkocze zatańczyły w powietrza
Bez trudu opanowała wierzchowca i wróciła na wyznaczone miejsce.
Naraz zgasła radość na jej twarzy.
– Kiedyś już miałam szansę – westchnęła z żalem. – ale nie wiedziałam, jak powinnam się zachować. Nie potrafiłam się opanować. Byłam taka szczęśliwa, że rzuciłam mu się na szyję. Przeraził się mojej spontaniczności i krzyknął, że idę do łóżka z każdym, kto tylko na mnie spojrzy. – Na moment się zafrasowała, ale zaraz dorzuciła ze śmiechem: – Nie powiem, że mi się to nigdy nie zdarzyło. Co zrobić, nie mam szans u Wołodii, ale to może lepiej dla niego!
Śmiałe zwierzenia Nataszy cokolwiek zaszokowały Lisę. Uśmiechała się jednak, patrząc na tę ognistą, tak pełną życia dziewczynę. Pytającym gestem wskazała na pozostałych mężczyzn.
– Nie – pokiwała głową Natasza. – Kola to stateczny żonaty mężczyzna, Fiedia jest zbyt słabowity i zbyt romantyczny jak na mój gust, a Dima… No, cóż, grzech młodości. Było, minęło.
Lisa wskazała ręką przed siebie.
– Wasia? Cos ty? Przecież to mój brat!
Rzeczywiście, powinna się tego domyślić. Może z wyglądu nie byli do siebie tak bardzo podobni, ale mieli identyczne nastawienie do życia: otwarci i nienasyceni, bezlitośni wobec siebie i innych.
Lisa przypomniała sobie zagadkowe słowa Wasi, które wypowiedział, gdy się zbudziła.
– Czy on jest żonaty?
– Co mówisz?
Powtórzyła swe pytanie ledwie słyszalnie.
Natasza roześmiała się dźwięcznie.
– Wasia, żonaty? Nie, no wiesz co! Żadnej kobiecie nie okazał takiego szacunku! A poza tym on nie może się ożenić!
Pytające spojrzenie Lisy zachęciło ją do dalszych wyjaśnień.
– Cóż, Wasia wiele ma na sumieniu – rzekła z westchnieniem. – Właściwie nie znam go tak dobrze, ponieważ urodziłam się już nad Donem, dokąd przenieśli się nasi rodzice. Wasia zaś został nad Dnieprem. Ale byłam przerażona, kiedy go tu spotkałam. Ma na twarzy wypisane okrucieństwo. Poza tym słyszałam to i owo…
Lisa podniosła rękę, jakby chciała powstrzymać Nataszę przed dalszymi wynurzeniami.
– Dobrze, oszczędzę ci tych opowieści. Nie nadają się dla grzecznych dzieci. Wydaje mi się, że on po prostu ma nie po kolei w głowie – dodała i roześmiała się znowu.
Ileż radości było w tej dziewczynie!
– Ale jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o Wasi, to zapytaj Dimy. To jedyny normalny człowiek, z którym przestaje mój brat. Bo tej jego watahy nie liczę. Wasia z nimi w ogóle nie rozmawia, on… nie, to okropne towarzystwo!
Lisa przyznała jej rację. Ciekawiło ją, dlaczego Wasyl nie może się ożenić, ale jak o to zapytać? Natasza zaś mówiła dalej, już z większą powagą:
– Gadają, że Wasyl ma powody, by tak postępować, ale sama nie wiem, co o tym myśleć. Prawdą jest, że w ostatnich latach nic go nie cieszyło. Czasem rozlega się jego śmiech, ale nie ma w nim odrobiny wesołości. Czegokolwiek się podejmie, robi to z desperacją, nie wiem, czy rozumiesz, o co mi chodzi.
Znów Lisa musiała ograniczyć się jedynie do skinienia głową.
– Inna rzecz, że nikt go nie widział w takim stanie, jak wtedy kiedy ciebie zobaczył. Jakby zrzucił z twarzy maskę okrutnika, jaką nosi na co dzień.
Czy rzeczywiście to tylko maska? – zastanawiała się Lisa. Może naprawdę jest tak bezwzględny i nieludzki, jak chcą go widzieć inni?
Kłujące suche gałęzie uderzały dziewczęta po twarzach. Za nimi ciągnął się step, rozległy niczym bezmiar oceanu. Tu wyżej roślinność trwała wbrew wszelkim prawom natury. Spod końskich kopyt uciekały spłoszone drobne zwierzęta. Koń Lisy spokojnie omijał gęste chaszcze i strome wzniesienia. Dziewczyna zdołała się zorientować, że podążają na wschód. Napawało ją to radością, choć przecież od szwedzkiej kolonii dzieliło ich jeszcze wiele dni drogi. Zapewne zresztą tak daleko nie dotrą.
Dała znak Nataszy, że chciałaby porozmawiać z Dimą, i Kozaczka natychmiast zawołała młodego śpiewaka.
– Dotrzymaj Lisie towarzystwa przez chwilę. Przypuszczam, że chce cię spytać o mojego kochanego braciszka.
Dima popatrzył na Lisę z uśmiechem. Byli chyba w tym samym wieku. Nosił szmaragdowozieloną rubaszkę, a na domrze, którą przewiesił przez plecy, powiewały różnokolorowe wstążeczki.
Fryzurę miał podobną jak większość Kozaków. Wyglądało to tak, jakby ktoś nałożył na głowę miskę i obciął włosy wzdłuż jej brzegu. Jego włosy były bardzo gęste i, co nieczęsto spotyka się wśród Kozaków, dość jasne. Wystające kości policzkowe czyniły twarz jakby szerszą, osadzone głęboko oczy spoglądały pogodnie, zaś usta były szerokie i szczere.
– Co chcesz wiedzieć, Lisico? – zapytał.
Lisa ściągnęła usta, powinna się była domyślić, że Dima nie powstrzyma się od żartów. Tak wiele rada by usłyszeć o Wasi, ale nie znała dobrze Dimy i nie chciała wypytywać zbyt obcesowo. Poza tym musiała pamiętać o tym, co było dla niej najważniejsze: nie nadwerężać gardła.
"Jasnowłosa" отзывы
Отзывы читателей о книге "Jasnowłosa". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Jasnowłosa" друзьям в соцсетях.