– Będę trzymał straż na zewnątrz – oznajmił Fiedia. – Przez całą noc!

– Nie! – sprzeciwił się Wasyl. – Musisz trochę odpocząć, bo jutro byłbyś do niczego. Postoisz tylko parę godzin, a później ja cię zmienię.

Lisa ułożyła się natychmiast na miękkim posłaniu i okryła szeroką peleryną. Ale Natasza kręciła się z miejsca na miejsce, wyraźnie nie zamierzając spać.

– Co ci jest, Natasza? – spytała Lisa sennym głosem.

Dziewczyna odpowiedziała, jakby usprawiedliwiając się sama przed sobą:

– Och, tam jest tak wesoło. Jak myślisz, chyba nic się nie stanie, jeśli pobiegnę tam jeszcze na chwilę? Przecież Fiedia stoi przed namiotem i trzyma wartę.

Lisa nie protestowała.

– Nie mam nic przeciwko temu, ale co powie Wołodia? Jest przecież dowódcą.

– Najpierw pójdę do niego – przekonywała żarliwie Natasza. – Wytłumaczę mu, że nie ma żadnego zagrożenia.

– Dobrze, już dobrze, leć! Ja cię nie wydam.

Natasza wybiegła na zewnątrz. Porozmawiała jeszcze z Fiedia, ale nie trwało to długo.

Lisa zasnęła. Obudziła się gwałtownie, bo dobiegł ją krótki krzyk i odgłos uderzenia. A potem zaległa cisza.

Dziewczyna uniosła się na łokciach.

– Fiedia?

Nikt nie odpowiadał, opadła więc znowu na posłanie, zdziwiona i trochę niespokojna. Było całkiem ciemno, tylko blask ogniska palącego się w oddali rzucał nikłą poświatę. Muzyka i tańce wciąż jeszcze trwały.

Ktoś wszedł do namiotu.

– Natasza?

Nikt nie odpowiedział.

– Fiedia, czy to ty? Nie wolno ci wchodzić do środka.

Ale to nie był Fiedia, lecz dwaj mężczyźni, cuchnący potem i wódką. Lisa poderwała się przerażona, ale zaraz przytrzymały ją mocne ręce.

– Cicho, mała, nic ci nie zrobimy – szepnął jeden z nich.

Lisa chciała krzyknąć, ale głos uwiązł jej w gardle.

– Gdzie jest Fiedia? – spytała z trwogą.

– Nie martw się o niego, bądź cicho.

– Co zrobiliście z Fiedia? – jęczała żałośnie. – Puśćcie mnie!

– Nie bój się – odezwał się jeden ze śmiechem. – Dostaliśmy rozkaz, by wlać w ciebie trochę gorzałki, inni załatwią resztę.

– O czym wy mówicie?

– Za wiele pytasz! Zapłacono nam, więc nie dociekamy szczegółów. No, masz! Bądź rozsądna!

I przystawili Lisie do ust manierkę z trunkiem. Szarpała się i usiłowała wyrwać, ale przewrócili ją na plecy i przytrzymali ręce. Nie miała żadnych szans.

– Nie marnuj wódki, dziewczyno! – odezwał się jeden z przyganą. – Pij!

Siłą jej otworzyli usta i zaczęli wlewać gorzałkę do gardła. Lisa kaszlała, pluła, ale oni nie przestali, póki nie uznali, że ma dość. Potem skrępowali jej ręce i nogi i wymknęli się z namiotu.

Leżała zrozpaczoną, nie mogąc się poruszyć. Stopniowo jednak czuła, jak miłe ciepło rozchodzi się jej po całym ciele.

Ale co to? Chyba znów ktoś wkradł się do środka. Usłyszała czyjś szept:

– Lisa, słyszysz mnie?

Dziwne, głos wydawał się jej znajomy, choć niezupełnie. Jakby ów ktoś miał na ustach szmatę. Był tuż przy niej.

– Liso, co było w dokumentach? Powiedz!

– W jakich dokumentach? – zapytała niewyraźnie.

– W tych, które wykradłaś.

Zachichotała.

– Tak, rzeczywiście je wykradłam, ale bardzo tym rozwścieczyłam Tatarów. Gonili mnie przez całą noc.

– Co tam było napisane?

– A ja wdrapałam się na drzewo i śpiewałam… nie, to nie ja, lecz słowik. Przecież ja nie jestem słowikiem.

– Musisz powiedzieć, co było w tych planach. Pośpiesz się, nie ma czasu! Kiedy i gdzie mamy zaatakować?

– Poczekaj, jeszcze nie skończyłam – powiedziała obrażona. – I potem urządziłam pogrzeb słowikowi. Ptaszek jednak był taki duży, że nie chciał zmieścić się w grobie. Ale dlaczego to zrobiłam? Dlaczego? Przecież tak pięknie śpiewał.

Śmiała się głupawo, mówiła bez ładu i składu. Mężczyzna klął zrezygnowany.

Nagle gdzieś blisko rozległ się rozgniewany głos. Napastnik wymknął się błyskawicznie.

Lisa słyszała jak przez mgłę:

– Wydawało mi się, że mogę przynajmniej ufać swojej siostrze! Tymczasem zamiast trzymać wartę, latasz po stanicy! Fiedia! Gdzie jest Fiedia? Gdzie on jest, na miłość boską? Szukaj go, a ja zobaczę, co u Lisy. Jeśli coś jej się stało, nigdy ci nie wybaczę!

Znów ktoś wszedł do namiotu. Ale Lisa już się nie bała, przeciwnie, nigdy dotąd nie czuła się taka szczęśliwa.

– Wasia – wymamrotała. – Tak mi dobrze. Chodź do mnie!

Wasia upadł na kolana obok dziewczyny. Przez chwilkę przysłuchiwał się w milczeniu jej bełkotliwej opowieści o miłych mężczyznach, którzy wmusili w nią takie cudne sny.

– Kto to zrobił? – wrzasnął w końcu.

– Nie znam ich – uśmiechała się Lisa. – Wasia, jestem lekka jak piórko. Ja fruwam! Och, szkoda, że tak dużo wyplułam, ależ jestem głupia! Tak mi teraz cudownie.

– Co za diabeł ci to zrobił? – powtarzał zdesperowany Wasyl. – I dlaczego?

Niecierpliwymi palcami poluzował więzy na rękach i nogach dziewczyny i odrzucił je z wściekłością.

– Chciał wiedzieć, co było napisane w doku… doku…

– W dokumentach? Kto się o to pytał?

– No, ten który przyszedł później.

Wasyl chwycił ją za ramiona i mocno potrząsał.

– Kto? I co mu powiedziałaś?

Lisa tylko się śmiała.

– Za dużo pytasz. Opowiedziałam mu o słowiku, który śpiewał, wiesz! Czy nie powinnam była tego robić? Może on nie powinien nic wiedzieć o słowiku? Potem on uciekł, bo pojawiłeś się rycząc jak dziki zwierz. To było naprawdę śmieszne, wiesz, Wasia.

– O Boże! – wyszeptał. – Co tu się wydarzyło? Liso, proszę cię, mów rozsądnie! To jest bardzo ważne. Kto tu był?

– Nie wiem, Wasia, zresztą gwiżdżę na to! – odpowiedziała beztrosko i zarzuciwszy mu ręce na szyję, przyciągnęła do siebie. – Wiesz, byłam wtedy głupia – dodała.

– O czym ty w ogóle mówisz?

– Myślałam o tym przez wszystkie te lata. Najpierw wydawało mi się to wstrętne i obrzydliwe. Znienawidziłam cię na długi czas. Dlaczego to zrobiłeś, Wasia? Dlaczego wszystko zepsułeś? – chlipała.

– Myślisz, że nie myślałem o tym? – odezwał się z bólem w głosie.

– Wasia, teraz jestem już dorosła! Zrób to raz jeszcze! Jestem pewna, że zmienię zdanie. Ostatnimi czasy myślałam o twym pocałunku inaczej. Jesteś jedynym człowiekiem, który dla mnie coś znaczy, jedynym, który mi coś ofiarował. Ale ja byłam wtedy jeszcze dzieckiem. Proszę, pocałuj mnie jeszcze raz.

– Liso, wcale tak nie myślisz, dobrze wiem. Nie masz pojęcia, co wygadujesz, jesteś pijana!

– Jak dziwnie brzmi twój głos, Wasia. Dlaczego tak drży? Czy nie mogę przytulić się do ciebie? Tak pragnę poczuć ciepło twojej skóry, twój policzek przy swoim! Tęskniłam za tobą!

Pochylił się. Omal nie porwał ją w ramiona, ale zdołał się powstrzymać.

– Nie zasługuję na ciebie – rzekł krótko i dodał: – Jeśli znajdę tego, który ci to uczynił, roztrzaskam mu czaszkę. Liso, powiedz, czy on cię skrzywdził?

– Co? Nie, przecież bym mu nie pozwoliła – zachichotała. – Wasia, zostań ze mną – prosiła i znów próbowała go objąć. On jednak odsunął się.

Przybiegła Natasza.

– Znalazłam go! – krzyczała. – Leży w trawie, ranny w głowę.

– Żyje?

– Ocknął się, jak wylałam na niego kubeł zimnej wody.

Do namiotu wsunął się przemoczony Fiedia.

– Wasia? Co się stało?

– Upili ją, żeby wydobyć z niej plany wojenne sułtana. Ale wydaje mi się, że nic nie powiedziała.

Fiedia padł przerażony na kolana i przyciągnął Lisę do siebie.

– Liso, najmilsza, co oni ci uczynili?

– Przestań – odburknęła dziewczyna i odepchnęła go. – Jestem zmęczona, chcę spać.

– O, nie! Nikt tu nie będzie teraz spać – stanowczo powiedział Wasia. – Natasza, szybko leć po kubek mocnej tureckiej kawy. Na pewno u kogoś dostaniesz. I przynieś cytrynę albo jakiś inny kwaśny owoc. Musimy jej pomóc wytrzeźwieć, bo inaczej czeka ją piekło. Bóg raczy wiedzieć, ile gorzałki w nią wlali. Chodź tu, młoda damo, pójdziesz ze mną! – dodał i nie bawiąc się w żadne grzeczności, pociągnął ją do miejsca, gdzie zazwyczaj pojono konie. Lisa ledwie trzymała się na nogach, Fiedia ofiarował się z pomocą, ale Wasia odsunął go stanowczo.

– Poczekaj w namiocie! Poradzę sobie z nią sam. Nie trzeba jej narażać na dodatkowy wstyd!

Chwycił dziewczynę i kilkakrotnie zanurzył jej głowę w beczce z wodą. Lisa z trudem łapała powietrze a Wasyl wycierał jej twarz w swą koszulę.

Wytrzeźwiała natychmiast, choć nadal miała nogi jak z waty. Zachwiała się, a wtedy Wasia wsparł ją ramieniem. Wtuliła się w jego pierś i marzyła tylko o jednym: żeby się zapaść pod ziemię.

– Wasia, tak strasznie mi wstyd! Nigdy więcej nie będę ci mogła spojrzeć w oczy.

– Nie masz się czego wstydzić!

– Ależ tak – mamrotała. – Zachowałam się jak dziewka! Co ja ci naopowiadałam… Ale wiesz, kiedy mówiłam, że jestem już dorosła… to naprawdę… chciałam, żebyś…

– Byłaś pijana – rzekł gwałtownie. – W ogóle nie przywiązywałem wagi do tego, co mówisz. Ludzie wygadują różne bzdury, gdy umysł zmąci im gorzałka. Ja to wiem najlepiej! – Jego głos zdradzał głęboką pogardę dla własnej osoby. – To, co wygadywałaś, niewarte jest w ogóle zapamiętania – ciągnął już łagodniej. – Przecież wiem, że tak wcale nie myślisz.

Lisa uśmiechnęła się z ulgą.

– Oczywiście, że nie, już mi przeszło to dziwne uczucie. Masz rację, nie byłam sobą.

Wasyl milczał. Podtrzymywał ją bardzo delikatnie, jak gdyby pomimo okoliczności, które pchnęły mu ją w ramiona, zamierzał dochować swej obietnicy, że nie będzie się jej naprzykrzał. Dziewczyna poczuła, że gładzi ją po plecach.

– Ale innych, to znaczy Fiedię i tych nieznajomych, odepchnęłaś? – zapytał.

– Oczywiście! Czyż mogło być inaczej? – rzuciła wzburzona.

Popatrzył na nią ze zdumieniem.

Wtedy nagłe zrozumiała, że zdradziła swą tajemnicę. Wyrwała się z jego objęć, a on szepnął głosem pełnym rozpaczy: