– Być może – odpowiedziała, zaniepokojona, że go męczy i nudzi.
Uśmiechnął się wtedy i poklepał ją po ramieniu, ale potem nieostrożnie dodał:
– W każdym razie gdybyś przeczytała niektóre z tych listów… – Urwał, świadom poniewczasie, że znów niechcący sprawił jej ból.
– A więc ty im odpisujesz! – wybuchła oburzona.
– Nie stwarzaj problemów, tam gdzie ich nie ma. – Próbował żartować, lecz czuł, że traci grunt pod nogami. – Właściwie, mogłabyś im odpisywać w moim imieniu. Napisz, że nie jestem do wzięcia, ponieważ trzymasz mnie na łańcuchu.
Ta uwaga wywołała burzę, która trwała pół nocy. W końcu Jake'a powiedział:
– Lepiej, jeśli wyjdę na spacer, ponieważ każde moje słowo tylko pogarsza sytuację.
Nigdy więcej na ten temat nie dyskutowali. Kelly ukryła żal ze strachu, że znów wyda się Jake'owi irytującą nudziarą.
Teraz miał mnóstwo wolnego czasu i zaczął odpowiadać na niektóre listy.
Pewnego wieczoru, gdy Jake był w kuchni, Kelly zauważyła czarny koronkowy stanik wystający z koperty leżącej na stole.
Nie poczuła bólu, a jedynie zaciekawienie. Gdy oglądała stanik, w drzwiach pojawił się Jake.
– Puszysta kobietka, prawda? – zagadnęła.
– Tak myślę – odparł, przyglądając jej się uważnie. Kelly rzuciła okiem na list.
– Co takiego? – Rozszerzyła oczy ze zdumienia. – Och, masz naprawdę trudne zadanie!
– Dość! Kto pozwolił ci to czytać?
– Zauważyłam, że ostatnio masz kłopoty z pocztą od twoich fanek. Zawsze tak łatwo sobie z nimi radziłeś. Potrafiłeś je czarować, zapewne wszystkie uważały cię za niezwykle seksownego, a przy tym skromnego faceta.
– Zachowaj łaskawie ten sarkazm dla siebie. Z tego rodzaju wielbicielkami nadal świetnie sobie radzę. Jednak aż trudno uwierzyć, co chodzi po głowie tej akurat kobiecie – dodał, pokazując różowy list.
– Ty jej chodzisz po głowie – wtrąciła.
– Ale tylko w określonej scenerii. – Wskazał byłej żonie kilka linijek tekstu. – Chyba w ogóle nie mamy masła orzechowego, prawda?
Kelly skrzywiła się.
– Prawdopodobnie zamierza sama je dostarczyć. Och, jeśli ma ci to pomóc w rekonwalescencji, kupię kilka słoików…
– Taka terapia mnie nie uleczy – powiedział z przekąsem. – Bardziej prawdopodobne, że doznałbym urazu kręgosłupa i…
– No, proszę, a oto wielbicielka z Kensington – wtrąciła Kelly, przeglądając inny list. – Ta na pewno nie chce, żebyś leżał na plecach.
– Czytałem, daruj sobie komentarz – powiedział, pospiesznie wyjmując jej list z ręki. – Ona ma wybujałą wyobraźnię. Nie sądzę, by te wygibasy były w ogóle fizycznie możliwe.
– Nie przy twojej obecnej kondycji, ale jeśli potrenujesz ciężary, może za kilka miesięcy sobie poradzisz – powiedziała Kelly z wahaniem.
– Z wielką trudnością – burknął.
– Tak, rozumiem problem. Droga pani, w odpowiedzi na list donoszę, że pani propozycja jest mało praktyczna wobec wysokiej ceny masła orzechowego – wyrecytowała Kelly rozbawionym głosem.
– Śmieszne, prawda? – rzekł chłodno.
– Owszem, nie da się ukryć. Ty jako tytan seksu!
– Nie będziesz zachwycona, gdy tłum rozszalałych kobiet wedrze się tutaj, żądając mojego ciała.
– Och, żaden problem. Powiem im po prostu, że masz bardzo kościste kolana.
– Wcale nie.
– No…
– Co to ma znaczyć?
– Twoje kolana przypominają dwa wzgórza.
– Przestań!
Pomyślała, że taka utarczka jest lepsza od tej obezwładniającej obojętności, w jakiej Jake schronił się na początku rekonwalescencji. Teraz był ożywiony, wściekał się i zdobywał na cięte riposty. Uszczypliwe uwagi nie raniły go, jedynie prowokowały do natychmiastowej reakcji.
– W porządku – ustąpiła. – Odwołuję! Twoje kolana są w porządku.
– Dziękuję.
– Po prostu masz za chude nogi.
– To nieprawda!
– Czyżby? A dlaczego nigdy nie pojawiasz się przed kamerą w szortach? Nawet gdy jesteś w tropikach? Dobrze wiesz, że ten okropny widok mógłby zdziesiątkować klub twoich wielbicielek. Na placu boju pozostałaby tylko jedna podstarzała kobieta. A właśnie, co sądzi na ten temat Olimpia?
– Nie rozmawiam z Olimpią o moich kolanach – wycedził.
– Ale je widziała?
– Tak.
– I co, żadnego komentarza?
– Nie.
– To pewnie jedyny raz, kiedy zachowała się taktownie. Zrozumiał błyskotliwy dowcip i popatrzył na nią z cierpkim uśmiechem.
– Idź do diabła! – zaklął pod nosem.
Jeszcze chciał jej powiedzieć coś do słuchu, ale zmienił zdanie i tylko zakomunikował, że kładzie się do łóżka.
Gdy wrócił pięć minut później po swoją korespondencję, musiał wyrwać Kelly z ręki pachnący liścik.
– Naprawdę, Jake, co za fascynująca lektura – powiedziała, odprowadzając go do drzwi.
– Cieszę się, że przynajmniej cię rozbawiłem – ryknął.
– To fenomen socjologiczny. Carl jest zafascynowany socjologią, uwielbia robić badania i wywiady. Myślę, że nigdy nie spotkał nikogo, kto obcowałby z takimi…
Drzwi otworzyły się z rozmachem.
– Jeśli ośmielisz się powtórzyć choć słowo Carlowi lub komukolwiek innemu – Jake mówił z emfazą – możesz pożegnać się z życiem!
– Ale jego to zainteresuje wyłącznie z naukowego punktu widzenia – powiedziała niewinnie.
– Do licha! Zrobiłby ze mnie kompletne pośmiewisko! Obiecaj mi, że…
– W porządku – westchnęła. – Słowo honoru!
– Czy mógłbym już zostać sam?
Jednak Kelly postanowiła przypieczętować zwycięstwo.
– Szkoda. Na pewno powstałaby ciekawa i cenna praca naukowa.
– Kelly, ostrzegam cię…
– Och, idź już do łóżka.
To był koniec rozmowy. Ale nazajutrz rano Kelly uśmiechnęła się z satysfakcją, widząc Jake'a studiującego własne nogi przed lustrem.
– Sprawdzasz swoje walory? – zakpiła.
– Weryfikuję fakty. – Zmarszczył brwi. – nie widzę niczego złego w moich kolanach.
– Oczywiście. Masz wspaniałe kolana. Zawsze mi się podobały.
– Ale przecież powiedziałaś… Uśmiechnęła się do niego słodko.
– Kłamałam.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Carl nie skłamał, ogłaszając się ekspertem w dziedzinie ciąży i wychowywania dzieci. W college'u często towarzyszył Kelly podczas lunchu i udzielał jej porad żywieniowych. Zaczęto więc plotkować na ich temat, jednak Carl okazywał Kelly wyłącznie przyjaźń i po prostu ją wspierał. Była mu za to wdzięczna.
Czasami zawoził ją do domu, niósł jej książki i wstępował na herbatę. Niekiedy przyłączał się do nich Jake, ale zwykle szybko wycofywał się do swego pokoju. Gdy byli z Kelly sam na sam, nigdy nie pytał o Carla.
Zarówno Kelly, jak i Jake zdawali się ignorować fakt, że ciąża wkracza w czwarty miesiąc. To właśnie w tej fazie ciąży Kelly straciła pierwsze dziecko. Dni upływały, cisza stawała się coraz trudniejsza do zniesienia. Kelly czasami miała wrażenie, że przybył im jeszcze jeden kłopotliwy lokator, a ona i Jake udają, że nie wiedzą o jego istnieniu.
Zaraz po obudzeniu wsłuchiwała się w swój organizm, wyczulona na najmniejszy niepokojący objaw. Dopiero po upewnieniu się, że wszystko jest w porządku, oddychała z ulgą i zaczynała nowy dzień.
Na szczęście zdrowie Jake'a nie budziło obaw. Gdy wróciły mu siły, zaczął nawet wychodzić do pobliskich sklepów lub przylegającego do domu parku. Od czasu do czasu Kelly mu towarzyszyła. Spacerowali razem, ramię w ramię, niewiele mówiąc. Kelly starała się wspierać Jake'a, on odpłacał jej tym samym.
– Na razie nie potrzebuję podpórki – zaśmiała się pewnego wieczoru, siadając na parkowej ławce.
– Potrzebujesz opieki.
– Niby dlaczego, czuję się bardzo dobrze. I wcale się nie martwię, naprawdę.
– Kłamiesz. Boisz się przeraźliwie.
– Skąd wiesz?
– Ponieważ nie robisz ubranek na drutach. Poprzednim razem zaczęłaś dziergać już pierwszego dnia.
Uśmiechnęła się.
– Mówiłeś, że nasze mieszkanie przypomina gigantyczną pajęczynę.
– Tak, ale lubiłem to. I te wszystkie pluszowe zabawki, które kupiłaś. Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy skończyłaś pierwszą parę bucików. Byłaś taka dumna.
– Dopóki nie odkryłam, że pomyliłam oczka i wyszły dwa buciki w różnych rozmiarach.
– Wybuchłaś wtedy płaczem. Nie wiedziałem, co robić.
– Byłeś bardzo praktyczny – przypomniała mu. – Powiedziałeś, że powinnam wydziergać jeszcze jeden mniejszy i jeden większy i połączyć je w pary. To była rozsądna rada. Nie wiem, co mnie napadło, by walnąć cię pluszową żyrafą.
– Nie uderzyłaś mnie żyrafą – powiedział Jake stanowczo. – To był słoń o imieniu Dolph, skrót od Dolphina. Wiem to, z całą pewnością, ponieważ jego trąba po tym wypadku trochę się przekrzywiła.
– Dlaczego nazwaliśmy go Dolphin?
– Bo był słoniem – wyjaśnił Jake spokojnie.
– Ciekawe, choć nie do końca zrozumiałe. Nadal jestem pewna, że ta żyrafa też uczestniczyła w jakiejś awanturze.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem, ale po chwili Kelly spoważniała.
– Tym razem wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Carl mówi, że jedna z jego sióstr za pierwszym razem poroniła, a potem urodziła trójkę zdrowych dzieci.
– Rozmawiasz o tym z Carlem? – Uśmiech zamarł na jego ustach.
Zaintrygowało ją napięcie, które wyraźnie pobrzmiewało w jego głosie.
– Masz coś przeciwko temu? Ja nie widzę w rozmowach nic nagannego.
– To trochę dziwne, zważywszy, że Carl jest twoim wykładowcą. – Nie dał jej czasu na wyjaśnienia i dodał szybko: – Chyba powinniśmy wracać do domu.
Pewnego dnia, gdy Kelly wróciła do domu wcześniej niż zwykle, Jake zaniepokojony wyszedł na jej powitanie.
– Dobrze się czujesz? – spytał.
– W porządku.
– Jesteś pewna?
– Oczywiście. A dlaczego pytasz?
– Zazwyczaj wracasz do domu o wiele później.
– Odwołano ostatnie wykłady.
– I to wszystko?
Rozczulił ją niepokój malujący się na jego twarzy.
"Kłopotliwy współlokator" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kłopotliwy współlokator". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kłopotliwy współlokator" друзьям в соцсетях.