– Jeśli była choć trochę podobna do ciebie, dziwię się, że jej nie ściął tak jak pozostałych żon – powiedział kąśliwie.
– To nie był najlepszy pomysł – przyznała. – Ale dlaczego nie zaproponujesz wyjścia na drinka?
– Dobry pomysł. – Zatrzymał Carla, który pojawił się w drzwiach. – Wszyscy wychodzimy na drinka – zakomunikował. – Zbyt długo tu siedzę. Dobrze mi zrobi, jak się trochę przewietrzę.
Olimpia przyjęła tę propozycję z westchnieniem ulgi. Jake pomógł jej włożyć płaszcz i poszedł do garderoby po żakiet Kelly.
Jednak ona wróciła do kuchni, gdzie namiętnie dyskutowała z Carlem.
– Nie, to nie tak – mówił Carl. – Mówiłem o tym podczas wykładu, ale widać nie zrozumiałaś. Piramidy…
Jake zakaszlał głośno.
– Idziecie z nami? – spytał zimno.
– Pewnie. – Carl uśmiechnął się pogodnie. – Wiesz, ta twoja żona ma bzika…
– Ona nie jest moją żoną – oświadczył Jake beznamiętnym głosem.
Carl rozpromienił się.
– To prawda, nie jesteś – powiedział, nachylając się do Kelly, na co Jake zareagował gniewnym sapnięciem.
– Przepraszam – wtrąciła Kelly. – Kiedy się kłócimy, zapominamy o bożym świecie.
– Jak cudownie! – powiedziała Olimpia, pojawiając się u boku Jake'a. – Pewnie lubicie te wasze dyskusje. Dlaczego wciąż tu tkwimy? Dołączycie do nas, kiedy już dojdziecie do porozumienia w kwestii piramid.
– Świetna myśl! – zawołała Kelly.
– Lepiej chodźmy razem – naciskał Jake.
– Ale ja nie jestem gotowa, a Carl chce się jeszcze napić herbaty. Idźcie. Dołączymy do was później.
– Będziemy w „Czerwonym Lwie" – mruknął Jake.
Otworzył drzwi Olimpii i stał, by ją przepuścić. Zerknął na Kelly i Carla, którzy już siedzieli na sofie, pochyleni nad książką. Nic nie było bardziej niewinne i nic nie irytowało go bardziej.
„Czerwony Lew" był małym pubem, położonym dwie ulice dalej. Ten nieco zaniedbany lokal nie przypadł Olimpii do gustu. Z głośników płynęła ogłuszająca muzyka, która właściwie uniemożliwiała konwersację.
– Czy zdajesz sobie sprawę, jak dawno razem nie wychodziliśmy? – spytała Olimpia z emfazą.
– Co takiego? – Jake nadstawił ucha. Musiała prawie krzyczeć, by ją dosłyszał.
– Co za urocze miejsce – spróbowała znów. – Niezbyt wyszukane, ale… pełne charakteru.
– Ja też nigdy nie byłem zbyt wyrafinowany – ryknął Jake. – Jadałem w gorszych miejscach. To wydaje mi się wręcz luksusowe.
– Pamiętasz Paryż i tę kolację w restauracji na wieży Eiffla? To był wspaniały wieczór, prawda?
Poczuł się skrępowany, bo z pewnością wolałby zapomnieć o tej przygodzie.
– A potem przyszedłeś do mojego pokoju – przypomniała.
– I byłem zbyt pijany, by…
– Szanowałam cię za to. Byłeś żonatym mężczyzną i podchodziłeś do naszego związku poważnie. Ale teraz… – Dotknęła jego ręki i roześmiała się chrapliwie. – Teraz to się zmieniło.
– Tak, wiele rzeczy się zmieniło – przyznał ponuro, rzucając zaniepokojone spojrzenie na zegarek. Gdzie się podziewała Kelly? Co się dzieje?
Wybuch głośnej muzyki sprawił, że Olimpia się skrzywiła.
– Musimy tu siedzieć? – Rozejrzała się niechętnie po sali.
– Powiedziałem Kelly, że tu będziemy – upierał się Jake. – Nie możemy wystawić jej do wiatru.
– Och, kochanie! – Olimpia ścisnęła go za rękę. – Chyba nie myślisz naprawdę, że oni się zjawią?
– Do czego zmierzasz?
– Cóż, byli tak pogrążeni w dyskusji o piramidach… Spójrz prawdzie w oczy, jest tyle spraw, o których nie mogą rozmawiać przy tobie.
– Ale to przecież Kelly… – urwał.
– Kelly zaproponowała drinka i następnie wycofała się, gdy ty się zgodziłeś, prawda? Ale nie możesz jej winić, znalazła się w bardzo niezręcznej sytuacji. Dlaczego właściwie nie zamieszka z Carlem? Mówisz, że on jest ojcem…
– Powiedziałem, że on może nim być.
– Czy są jacyś inni kandydaci?
Bez ostrzeżenia poderwał się na nogi. Przecież nie mógł przyznać się Olimpii, że przespał się ze swoją byłą żoną i prawdopodobnie spłodził z nią dziecko. Prawdopodobnie, bo trudno mieć pewność, skoro od tamtej nocy Kelly trzymała go na dystans.
– Powiedziałem ci już, że nie powinnaś się wtrącać – rzekł stanowczo. – Mieszkamy z Kelly jak brat z siostrą. I nie zadajemy sobie kłopotliwych pytań, bo to do niczego nie prowadzi.
Choć ja osobiście bardzo chciałbym wiedzieć, czy podstępnie wyrzuciła mnie z domu, żeby być sam na sam z Carlem, dodał w duchu.
Konwersacja się nie kleiła. W końcu Jake wsadził Olimpię do taksówki i życzył jej dobrej nocy. Ucałowała go czule, jakby chciała zapewnić, że wszystko rozumie. Wiele by dał, by móc powiedzieć to samo.
Gdy wrócił do mieszkania, zastał zapalone światła, ale żadnych oznak życia. Po chwili zza zamkniętych drzwi do sypialni Kelly dobiegł go szmer głosów. Kelly coś mówiła, Carl jej odpowiadał, potem rozległ się kobiecy śmiech.
– To cudowne – mówiła Kelly. – Och, to mi się podoba.
– Wybór należy do ciebie, Kelly – odparł Carl. – To połowa radości z macierzyństwa.
Jake stał nieruchomo, mając nadzieję, że usłyszy coś więcej, ale głosy ucichły. Czekał jeszcze chwilę, wreszcie doszedł do wniosku, że podsłuchiwanie jest poniżej jego godności.
Położył się do łóżka i nadal nasłuchiwał. Doczekał się wyjścia Carla i w końcu zapadł w sen.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Jake nie wiedział, co tak nagle go obudziło. W pełni świadom, siedział wyprostowany na łóżku. Otworzył drzwi od swojej sypialni, ale w mieszkaniu panowała cisza. Drzwi do pokoju Kelly były uchylone. Odważył się delikatnie je popchnąć i zajrzeć do środka. W poświacie płynącej od okna pokój wydawał się pusty.
Zapalił światło. W łóżku nikt nie spał. Na narzucie leżały książki o urządzaniu dziecięcych pokojów i kartki z notatkami, ale nie było śladu Kelly.
Wiedziony instynktem podszedł do okna. Wychodziło na ulicę i mały park, gdzie czasami spacerowali. W parku paliły się jeszcze lampy. Jake skierował wzrok na mały plac zabaw dla dzieci, pośrodku którego kręciła się drewniana karuzela. Dopiero po chwili rozpoznał siedzącą na niej kobietę. Opatulona w grubą kurtkę, wyglądała na opuszczoną; ramiona skrzyżowała na piersi w obronie przed zimnem. Jake ubrał się szybko i zbiegł na dół.
Nie wydawała się zaskoczona, gdy nagle pojawił się na karuzeli. Przemknęło mu przez myśl, że być może w ogóle nie uświadamiała sobie jego obecności. Usiadł obok niej na karuzeli. Nie odezwała się ani słowem, tylko uśmiechnęła, wsuwając rękę pod jego ramię.
– Czy już podjęliście decyzję? – zapytał.
– W jakiej sprawie?
– Jak urządzić dziecinny pokój. O tym rozmawialiście z Carlem, prawda?
Roześmiała się krótko.
– Tak. Nie mogliśmy zdecydować się na wybór tapety. Na razie prowadzą pingwiny i niedźwiadki.
– Osobiście wolę tygrysy – powiedział po namyśle.
– Carl wybrał pingwiny.
– Dobrze, jeśli tak chce Carl… – Jake skrzywił się. – Czy zamierza osobiście urządzić pokój?
– Wspomniał o tym.
– Chyba nie ma takiej potrzeby. Mam wystarczająco dużo sił, by to zrobić.
– Wykluczone – odpowiedziała od razu. – Jeszcze nie jesteś zdrów. Zostaw to Carlowi. Zresztą nie ma pośpiechu. Trzeba wcześniej podjąć inne ważne decyzje dotyczące…
Jeśli naprawdę byłby jej bratem, to zapytałby, który pokój zamierzała przeznaczyć dla dziecka. Prawdopodobnie ten mały, gdzie teraz sypiała. Ale wtedy musiałaby się przenieść do jego pokoju, co oznaczało, że powinien zacząć szukać dla siebie nowego lokum.
Jake zastanawiał się, jak sformułować pytanie, w końcu jednak zrezygnował.
Odepchnął się energicznie nogą od ziemi, żeby przyspieszyć ruch karuzeli.
– Przypomina tę, która stała obok naszego pierwszego domu, prawda? – zapytał.
– Pamiętam – odpowiedziała miękko. – Myślałam, że pewnego dnia zabiorę na nią nasze dziecko.
Wziął jej dłoń i uścisnął.
Obrót, jeszcze jeden obrót… Wysokie drzewa wolno wirowały wokół nich.
– Przykro mi, że nie mogłem być wtedy przy tobie – powiedział cicho.
Zastanawiał się, czy nie powinien teraz wyjaśnić, co czuł, kiedy straciła dziecko, ale Kelly mu przerwała.
– To nie była twoja wina. Dostałeś zlecenie. Bardzo ciężko pracowałeś, żeby je dostać i nikt inny…
– Trudno było wtedy o pracę – przytaknął. – Wydaliśmy pieniądze od twojej matki, a ja niewiele zarabiałem. Było mi wstyd z tego powodu. Bardzo chciałem zapewnić ci dostatnie życie. Nie miałem ochoty wyjeżdżać za granicę, ale ponieważ z tobą wszystko było w porządku…
– Nikt nie mógł tego przewidzieć – odpowiedziała szybko. – Rzeczywiście czułam się dobrze tego dnia, a potem nagłe…
– Mów dalej.
– Nie, to nie ma znaczenia.
Ale było bolesne. Jakby mu zatrzasnęła drzwi przed nosem.
– Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
– Często powtarzałeś, że nie ma sensu wracać do ponurych spraw – wyjaśniła z westchnieniem. – Powiedziałeś, że porozmawiamy o tym później, kiedy znów będę w ciąży i tamto nie będzie już miało takiego znaczenia…
– Nie mogłem znieść tych rozmów – odpowiedział ochryple. – To był akt czystego egoizmu z mojej strony, czyżbyś o tym nie wiedziała?
Oparła głowę na jego ramieniu.
– Teraz to już naprawdę nie ma znaczenia. Delikatnie pogładził Kelly po policzku.
– Kelly, tak mi przykro – szepnął.
– Niepotrzebnie. Miałeś rację, roztrząsanie przykrych spraw niczego nie załatwia. To strata czasu. Musisz teraz myśleć o swojej przyszłości.
– A jakie ty masz plany na przyszłość?
– Sama nie wiem. Jeśli nadal będę w ciąży do przyszłego wtorku…
– Przestań! – skarcił ją ostro. – Oczywiście, że będziesz. Ja to po prostu wiem.
Uderzyła go lekko w ramię.
– Nie masz najmniejszego pojęcia o noworodkach i ciąży, a przemawiasz jak ekspert. Dlaczego ja cię w ogóle słucham? Dlaczego ci wierzę, chociaż pleciesz takie głupstwa?
"Kłopotliwy współlokator" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kłopotliwy współlokator". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kłopotliwy współlokator" друзьям в соцсетях.