– Chodź ze mną – szepnęła. – To będzie naprawdę coś specjalnego…
Rozpięła suwak i pozwoliła sukience opaść na podłogę. Jake obserwował tę scenę w desperackiej nadziei, że jego zmysły wreszcie przebudzą się z letargu. Ale nic się nie stało, nawet kiedy Olimpia ściągnęła jego marynarkę i zaczęła rozpinać guziki koszuli. Wreszcie naprowadziła jego palce na zapięcia swojego stanika. Widok nabrzmiałych, rozkołysanych piersi powinien doprowadzić go do szaleństwa. Ale on miał wrażenie, że dotyka plastiku. Nie będzie już powrotu do Kelly… Nie będzie powrotu… Te słowa jak mantra tłukły mu się po głowie.
Nagle poczuł, że upada… O, Boże! Przytrzymał się ściany i spojrzał na siebie jakby z boku, zastanawiając się, gdzie jest i co tutaj robi.
– Jake? – zdziwiony głos Olimpii dobiegł z oddali. – Wszystko w porządku?
Nic nie było w porządku. Nic już nie będzie w porządku. Świat poruszał się, wirował, wciągając go w oszałamiającą pustkę. Wszędzie panowała ciemność, ale najczarniejsza dziura powstała w jego umyśle. Nagle wszystko wokół wydało mu się pozbawione wyrazu, błahe, wręcz płytkie.
– Jake! – Olimpia trzymała go za ramiona, przyglądając mu się z obawą. – Jake, o co chodzi?
Nie był w stanie odpowiedzieć. Drżał konwulsyjnie, a serce biło mu jak oszalałe. Ale to nie miało nic wspólnego z pożądaniem, znamionowało raczej strach, paniczne przerażenie. Walenie serce narastało, dopóki nie wypełniło całego świata, ogłuszającym łomotem pełnym ponurych tonów rozpaczy. Nie była to tylko rozpacz mężczyzny próbującego się kochać i odkrywającego, że nie jest w stanie tego zrobić. Zatracał się w bezgranicznej otchłani, z której Olimpia nie mogła go wydobyć.
Głęboko, łapczywie wciągnął powietrze, ale nadal się dusił. Czuł, że jakaś nieubłagana siła wciąga go do czarnej czeluści, oznaczającej szaleństwo. Walczył, ale powoli opadał z sił. Brakło mu również motywacji, ponieważ nękała go świadomość, że cały wszechświat wypełniają strach i nieszczęście.
– Jake, weź się w garść! – Głos Olimpii przedarł się przez grubą warstwę mgły spowijającej jego świadomość. – Co się z tobą dzieje? – zażądała odpowiedzi. – Potrzebujesz lekarza?
– Nie – udało mu się wydusić. – Nie lekarza.
Wiedział, kogo potrzebuje, i zebrał wszystkie siły, żeby sięgnąć po telefon i wykręcić numer jedynej osoby na świecie, która mogła mu pomóc.
Boże, żeby tylko tam była! Proszę, bądź tam, Kelly!
Telefon po drugiej stronie zaczął dzwonić.
Zawsze na niego czekała. Oby i tym razem…
Telefon dzwonił i dzwonił. Nie ma jej? Ależ musi tam być! Musi, ponieważ jej potrzebował. Proszę, proszę…
– Halo? – odezwała się wreszcie.
Odczuł tak wielką ulgę, że prawie stracił przytomność.
– Kelly – powiedział niskim, nieswoim głosem.
– Kto mówi?
– To ja… Jake…
– Jake, co się dzieje? Jesteś chory?
– Nie wiem… – wysapał. – Jestem w mieszkaniu Olimpii… Czy możesz tu przyjechać… Proszę, przyjedź… Chcę wrócić do domu i nie mogę… – Znów musiał walczyć o złapanie oddechu.
– Przyjadę – powiedziała od razu. – Ale Jake, co się stało?
– Proszę cię, szybko… – Rzucił słuchawkę i oparł się o ścianę, cały drżąc.
– Co się dzieje? – Olimpia szarpała go za ramiona.
– Muszę wracać do domu. Przykro mi, Olimpio. Nie jestem dobrym towarzyszem… dziś wieczorem…
– To nie twoja wina – odpowiedziała z przejęciem. – Próbowałeś zbyt szybko stanąć na nogi.
– Masz rację – wymamrotał, nie bardzo rozumiejąc sens własnych słów.
– Jest z tobą gorzej, niż myśleliśmy.
– Tak. – Zgodziłby się z każdym stwierdzeniem, byle tylko Kelly zabrała go jak najszybciej do domu.
– Myślę, że powinieneś wrócić do szpitala – powiedziała łagodnie Olimpia.
– Nie chcę do szpitala… Chcę Kelly… – Wy sapał.
– Chodź i usiądź. – Podprowadziła go do kanapy, na którą padł jak martwy.
Olimpia pozbierała swoje ubrania i znikła w sypialni.
Jake przyglądał się czemuś na podłodze, długo zastanawiając się, co to jest. W końcu rozpoznał swoją koszulę. Nie mógł sobie przypomnieć, jak się tam znalazła. Wielkim wysiłkiem woli podniósł ją i włożył. Wyczerpany opadł z powrotem na kanapę, całą uwagę skupiając na przeciwległej ścianie. Dopóki intensywnie wpatrywał się we wzór na tapecie, dopóty mógł nie myśleć o potworze, który gdzieś w jego głowie wyrywał się z klatki.
To dziwne, jak doskonale regularny wydawał mu się wzór na ścianie… Jeden, dwa, trzy… Za ile czasu Kelly tu dotrze? Cztery, pięć, sześć… Kiedy do niej telefonował? Siedem, osiem, dziewięć… Boże, proszę, niech przyjedzie jak najprędzej! Już!
Doszedł do końca rzędu i zaczął liczyć od nowa. Raz, dwa, trzy… Jak ona tu dotrze? Taksówką?… Cztery, pięć, sześć… Miała daleką drogę… Dystans nie do pokonania… Dlaczego dopiero teraz o tym pomyślał? Siedem, osiem…
Zamknął oczy, próbując ukryć myśli przed zaciekawionym spojrzeniem Olimpii. Tylko jednej osobie mógł zaufać. Jednej osobie pozwoliłby zajrzeć do swej duszy. Ale jej tu nie było. Obiecała, że przyjedzie… Gdzie się podziewała? Potwór rósł i potężniał, walił o kraty klatki, budząc trwogę. Jeśli Kelly nie zjawi się na czas…
Dzwonek do drzwi przerwał tę mękę. Na czole Jake'a perlił się pot. Już dobrze. Będzie dobrze.
Ale zamiast Kelly w drzwiach stanęło dwóch mężczyzn w szarych uniformach.
– Czy pani dzwoniła po karetkę? – zapytał jeden z nich Olimpię.
– Tak, ja.
– Kto kazał ci gdziekolwiek dzwonić? – Jake'owi udało się podnieść głos.
– Kochanie, potrzebujesz pomocy.
– Dostanę ją, gdy pojawi się Kelly.
– Mam na myśli prawdziwą, profesjonalną pomoc.
– Kim jesteście? – spytał Jake.
– Forest Glades – powiedział mężczyzna. – Najlepszy zakład w branży.
– Do cholery z waszym zakładem!
– Wszystko w porządku – łagodziła Olimpia. – Firma za to zapłaci.
Z niesamowitym wysiłkiem wziął się w garść. Następne słowa, które wypowiedział, zabrzmiały obco nawet w jego uszach, ale miały sens.
– Wracam do domu ze swoją żoną. Zaraz tu będzie. Mężczyźni spojrzeli po sobie. Olimpia wykrzywiła usta.
– Kochanie, ty nie masz żony – przemówiła. – Jesteś rozwiedziony. – Fałszywa troska zabarwiła jej głos. – Powinieneś o tym pamiętać.
– Nie zapominam o ważnych rzeczach. Bez względu na rozwód Kelly jest wciąż moją żoną. Zawsze nią będzie.
– Jake, doprawdy…
– A jeśli chcesz dowodu, to jest ze mną w ciąży. Sanitariusze popatrzyli na niego, a następnie na Olimpię.
Jake był świadom, że wprawił wszystkich w zakłopotanie, ale nie dbał o to. Koncentrował się tylko na tym, by jakoś przetrwać do czasu przybycia Kelly. Czuł, że traci nad sobą kontrolę. Gdyby mógł wytrzymać trochę dłużej… Ona o niego zadba… Była silna… Zawsze była silna…
– Przepraszam – dobiegł glos od drzwi. To była Kelly, uśmiechnięta i dziwnie zadowolona.
– Jake, kochanie! – Podeszła do niego. – Czy chcesz teraz wrócić do domu?
Nie zdawał sobie sprawy, jak długo tam stała. Czyżby wszystko słyszała?
Dźwięki dochodziły do niego z pewnej odległości, ale zauważył, że Kelly panowała nad sytuacją.
Sanitariusze szybko wycofali się za drzwi.
– Jeszcze się nie poddałaś, Olimpio? – spytała Kelly wesoło.
– Wygląda na to, że znów ci się nie udało, prawda? Nic nie szkodzi, może następnym razem będziesz miała trochę więcej szczęścia.
– Chyba powinniście już wyjść – powiedziała Olimpia przez zaciśnięte zęby.
– Z przyjemnością. – Kelly wzięła Jake'a pod ramię. – Jesteś gotów, kochanie?
– Poczekajcie – powiedziała Olimpia kwaśno i zniknęła w łazience. Po chwili wróciła ze spinkami od koszuli Jake'a.
– Nie zapomnij tego.
– Dziękuję – odpowiedziała Kelly, wyciągając rękę po spinki. Spojrzenia obu kobiet skrzyżowały się. – Współczuję ci, Olimpio – powiedziała Kelly łagodnie.
Widząc morderczy błysk w spojrzeniu Olimpii, przeżyła chwilę życiowego triumfu.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jake nie pamiętał, w jaki sposób opuścił mieszkanie Olimpii. Pamiętał tylko, że siedział obok Kelly na tylnym siedzeniu taksówki i szukał schronienia w jej ramionach. Kołysała go łagodnie i szeptała słowa pociechy. Kiedy dojechali do domu, wzięła Jake'a za rękę i poprowadziła do budynku. A kiedy już dotarli bezpiecznie na górę, objęła go czule ramieniem.
– Cały drżysz – powiedziała.
– Nie mogę przestać – odpowiedział, szczękając zębami.
– Włączę ogrzewanie. Powiedz mi, co się stało?
– Nie wiem – odpowiedział ochryple. – Naprawdę nie wiem. Nagle ogarnęła mnie ciemność i wszystko znikło. Wszystko poza strachem, rozpaczą i tą wirującą ciemnością. Wtedy przypomniałem sobie o tobie i zrozumiałem, że tylko przy tobie będę bezpieczny. Pomóż mi!
– Tak, kochanie, tak… – Słowa wyrwały się jej bezwiednie. – Jestem tutaj. Nie zostawię cię.
Ona też przeżywała szok, oszołomiona nagłością, z jaką jej świat wywrócił się do góry nogami. Wepchnęła go w ramiona Olimpii, wmawiając sobie, że tak będzie najlepiej dla nich obojga. A potem wyobrażała sobie minuta po minucie przebieg tego wieczoru: romantyczna kolacja przy świecach, podróż do mieszkania Olimpii… Niemal słyszała łagodną muzykę, kiedy zaczęli się rozbierać…
Próbowała położyć kres natrętnym myślom, ale bezskutecznie. A kiedy była bliska szaleństwa, zadzwonił Jake, prosząc o pomoc.
Siedziała teraz przy nim na kanapie, czując drżenie jego ramion i zastanawiała się, jakie koszmary go prześladują i dlaczego opadły go tak nagle. Nie nakłaniała go do zwierzeń, nie był jeszcze to tego zdolny. Kołysała go tylko w ramionach, wiedząc, że potrzebuje jej teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Powiedział, że jest jego żoną, tak jakby ich małżeństwo nie zostało rozwiązane. I przyznał się do dziecka… A przecież nie miał pewności. Nie mógł mieć. Nie powiedział jej tego w oczy, wyznał to innym. A jeśli po prostu majaczył?
"Kłopotliwy współlokator" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kłopotliwy współlokator". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kłopotliwy współlokator" друзьям в соцсетях.