– Agencje? Masz na myśli burdele?

To słowo zabolało.

– Poprawne politycznie określenie to „agencja towarzyska" – przypomniała mu. Umilkła na chwilę. Miała wrażenie, że głowa zaraz oderwie się od szyi i poszybuje pod sufit. – A prostytutki to akwizytorki rozkoszy seksualnej, w skrócie ARS.

– ARS? Jezu, z ciebie chodząca encyklopedia.

Ciekawe, że jego akcent nasila się z każdą chwilą. To pewnie wpływ alkoholu. Dzięki Bogu jest za głupi, żeby się zorientować, jak dziwaczny obrót przybrała ich rozmowa.

– Mamy pokazy slajdów i prelekcje gości, którzy opowiadają o swoich specjalnościach.

– Na przykład?

– Na przykład… – zastanawiała się gorączkowo. – Udawanie.

– Jakie udawanie?

Rzeczywiście, jakie? Nerwowo szukała w głowie czegoś, co nie wiązałoby się z bólem i upokorzeniem.

– Na przykład scenariusz zatytułowany „Książę i Kopciuszek".

– Na czym to polega?

– Bardzo ważnym elementem są… róże. Kochanie się na łożu zasypanym różami.

– Za gogusiowate dla mnie. Masz coś bardziej pikantnego?

Dlaczego, u licha, w ogóle wspominała o odgrywaniu?

– Oczywiście, ale skoro jesteś moim pierwszym klientem, spiszę się lepiej, jeśli będziemy trzymali się podstaw.

– Pozycja misjonarska?

Przełknęła ślinę.

– Moja specjalność. – Nie wydawał się zachwycony tą perspektywą, chociaż z drugiej strony… z jego twarzy niewiele dawało się wyczytać. ~ To, i… mam też talent do… znajdowania się na górze.

– Wiesz co? Chyba dzięki tobie zmienię zdanie o dziwkach.

– Akwizytorkach rozkoszy seksualnej.

– Wszystko jedno. Widzisz, problem w tym, że jesteś dla mnie trochę za stara.

Za stara! To naprawdę ją rozzłościło. Ten trzydziestosześcioletni facet ma czelność uważać kobietę dwudziestosześcioletnią za starą! Może to znowu sprawa tabletek, ale nagle fakt, że w rzeczywistości jest starsza, stracił znaczenie. Chodzi o zasady!

Przybrała współczującą minę.

– Przepraszam, chyba zaszło jakieś nieporozumienie. Myślałam, że dasz sobie radę z dorosłą kobietą.

Kolejny łyk whisky trafił do niewłaściwego otworu. Cal zaniósł się kaszlem.

Zachwycona swoją władzą, podeszła do telefonu.

– Chcesz, żebym zadzwoniła do agencji i poprosiła o Małą? Jeśli skończyła odrabiać lekcje, będzie tu za pół godziny.

Przestał kaszleć i łypnął na nią gniewnie.

– Nie masz dwudziestu czterech lat, wiemy o tym oboje. Masz co najmniej dwadzieścia osiem. A teraz zabieraj się do roboty i pokaż, czego się nauczyłaś na kasetach wideo i wykładach. Jeśli uda ci się mnie zainteresować, może zmienię zdanie.

Najchętniej wysłałaby go do wszystkich diabłów, ale nie pozwoli, by oburzenie, choćby i słuszne, pokrzyżowało jej szyki. Jak go uwieść? Nie planowała gry wstępnej, zakładała, że się na nią rzuci, zrobi, co do niego należy i stoczy na bok, jak Craig.

– Jakiego rodzaju grę wstępną preferujesz?

– Przyniosłaś pejcz?

Zaczerwieniła się.

– Nie.

– A kajdanki?

– Nie.

– Cholera. No, trudno. Jestem otwarty na propozycje. – Rozparł się wygodnie w wielkim fotelu i skinął niedbale ręką. – Dalej, Różyczko, możesz…

jak to się mówi? Improwizować. Pewnie i tak wszystko mi się spodoba.

Może wykona dla niego uwodzicielski taniec. W domowym zaciszu dobrze tańczyła, jednak publicznie potykała się i myliła. Może zaprezentuje układ z aerobiku, choć niezbyt regularnie uczęszczała na zajęcia.

– Gdybyś włączył ulubioną muzykę…

– Pewnie. – Wstał, podszedł do wieży. – Chyba nawet mam coś intelektualnego. Pewnie taka SAR jak ty lubi muzykę klasyczną.

– ARS.

– A co, nie to powiedziałem? – zdziwił się. Włożył płytę, nacisnął guzik. Zanim wrócił na fotel, pokój wypełniły dźwięki Lotu trzmiela Rimskiego-Korsakowa. Utwór o tak szaleńczym tempie nie był jej zdaniem idealnym podkładem do uwodzicielskiego tańca, ale co ona tam wie?

Unosiła i opuszczała ramiona, jak na rozgrzewce na aerobiku. Usiłowała wyglądać przy tym kusząco, ale niełatwo o to przy tak szybkiej muzyce. Do działania popychały ją jednak narkotyki. Dodała kilka przechyłów tułowia, dziesięć na prawo i dziesięć na lewo, żeby nie stracić równowagi.

Włosy muskały jej policzki, gdy poruszała się w sposób, jak miała nadzieję, uwodzicielski i kuszący. Facet jednak obserwował ją bezlitosnym wzrokiem, nie widziała żadnych oznak podniecenia. Przyszły jej na myśl skłony, uznała jednak, że nie są to ruchy zbyt podniecające. Zresztą, musiałaby zgiąć kolana. I wtedy wpadła na genialny pomysł.

Raz, dwa, trzy, i wyrzut!

Raz, dwa, trzy i wyrzut!

Założył nogę na nogę i ziewnął.

Pozwoliła sobie na kołysanie bioder, jakby kręciła wyimaginowane hula-hoop.

Zerknął na zegarek.

To przegrana sprawa. Zatrzymała się. Niech trzmiel leci dalej bez niej.

– Już koniec? Nie mogłem się doczekać pajacyków.

– Nie umiem tańczyć, kiedy ktoś na mnie patrzy.

– Więc trzeba było oglądać więcej kaset treningowych i dorzucić kilka starych, wiesz, z Travoltą. – Wstał, ściszył muzykę. – Czy mogę być z tobą szczery, Różyczko?

– Bardzo proszę.

– Nie podniecasz mnie. – Sięgnął do tylnej kieszeni, wyjął portfel. -Proszę, to za fatygę.

Z trudem powstrzymała łzy cisnące się od oczu, choć nie była beksą. Wyrzuci ją i tym samym pozbawi szansy na dziecko. Zdesperowana, obniżyła głos do ochrypłego szeptu.

– Panie Bonner, nie może mi pan tego zrobić.

– Owszem, mogę.

– Wtedy… wtedy stracę pracę. Zlecenia od drużyny są bardzo istotne dla naszej agencji.

– Więc dlaczego, do cholery, wysłali ciebie? Na pierwszy rzut oka widać, że nie masz pojęcia, co to znaczy być dziwką.

– To dlatego, że w mieście jest zjazd… Mieliśmy za mało personelu.

– Chcesz powiedzieć, że dostał mi się wybrakowany egzemplarz?

Skinęła głową.

– Jeśli się dowiedzą, że nie był pan zadowolony z moich usług, wyrzucą mnie na bruk. Błagam, panie Bonner. Bardzo mi zależy na tej pracy. Jeśli mnie zwolnią, stracę wszystkie przywileje socjalne.

– Przywileje socjalne?

Jeśli prostytutki ich nie dostają, to powinny.

– Mamy doskonałą opiekę stomatologiczną, a czeka mnie leczenie kanałowe. Czy nie moglibyśmy… pójść do sypialni?

– Nie wiem, Różyczko…

– Błagam! – W akcie desperacji złapała go za ręce, zacisnęła oczy i uniosła jego dłonie do swoich piersi.

– Różyczko?

– Tak?

– Co ty robisz?

– Pozwalam ci… dotknąć moich piersi.

– Aha. – Jego dłonie ani drgnęły. – Czy na którejś z twoich kaset była mowa o tym, że najpierw należałoby się rozebrać?

– Żakiet jest bardzo cienki i na pewno zorientowałeś się już, że nie mam nic pod spodem.

Jego dłonie parzyły przez cieniutki jedwab. Nie pozwoliła sobie na rozważanie, co by było, gdyby nie dzieliła ich tkanina.

– Jeśli masz ochotę, możesz pogłaskać.

– Dziękuję za propozycję, ale… Czy masz zamiar otworzyć oczy w najbliższej przyszłości?

Zapomniała, że są zamknięte, więc pospiesznie uniosła powieki.

I to był błąd. Stał tak blisko, że musiała odchylić głowę do tyłu, żeby na niego o spojrzeć. Z tej odległości jego rysy były zatarte, nie na tyle jednak, by nie dostrzegła, że jego usta są jeszcze bardziej surowe niż jej się wydawało. Dostrzegła małą bliznę na podbródku, inną- u nasady włosów. Jego ciało to mięśnie i stal. Żaden wredny bachor na całej planecie nie będzie dokuczał dziecku tego mężczyzny.

To moja huśtawka, kujonico! Spadaj albo ci dołożę!

Przemądrzała Janie, przemądrzała Janie…

– Proszę, chodźmy do sypialni.

Puściła jego dłonie. Oderwał je od jej piersi.

– Naprawdę ci na tym zależy, co, Różyczko?

Skinęła głową.

Patrzył na nią, ale oczy wojownika nie zdradzały, o czym myśli.

– Zapłacono za mnie – przypominała mu.

– No tak, to fakt… – Wydawał się nad czymś zastanawiać. Czekała cierpliwie, świadoma, że powolny mózg pracuje ospale.

– Więc wracaj do agencji i powiedz, że to zrobiliśmy.

– Nie umiem kłamać, przejrzeliby mnie od razu.

– Czyli nie mamy innego wyjścia, tak?

Powoli odzyskiwała nadzieję.

– Nie mamy.

– No dobrze, Różyczko, wygrałaś. Lepiej od razu chodźmy do sypialni. – Wsunął palec pod różową wstążkę. – Na pewno nie zabrałaś kajdanków? • Z trudem przełknęła ślinę. -Nie.

– Więc miejmy to już za sobą.

Pociągnął za kokardę, jakby to była psia obroża. Jej serce waliło jak oszalałe, gdy prowadził ją na górę. Dotykała go przy każdym kroku, chciała się odsunąć, ale jej nie puszczał.

Wchodzili po schodach. Obserwowała go czujnie kątem oka. Zdawała sobie sprawę, że to tylko wyobraźnia, ale wydawał się jej coraz większy i silniejszy. Przesunęła wzrok na jego klatkę piersiową, potem niżej, na biodra, i szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Jeśli wzrok jej nie mylił, był podniecony, choć zachowywał się, jakby było zupełnie inaczej.

– Hej, Różyczko, tutaj jestem.

Potknęła się, gdy prowadził ją do głównej sypialni. Cały czas głowiła się, jakim cudem ktoś tak niedoświadczony jak ona zdołał go podniecić. Zaraz jednak znalazła odpowiedź na to pytanie -jest kobietą, a on mężczyzną o mentalności i umyśle jaskiniowca. Pijany, uznał, że każda kobieta jest dobra. Powinna dziękować losowi, że ciągnie ją do jaskini za kokardę, nie za włosy.

Zapalił światło. Bezlitosna lampa ujawniła wielkie łoże ze stertą poduszek, ale bez kołdry. Na przeciwległej ścianie widniały liczne okna, na szczęście z zamkniętymi okiennicami. Oprócz tego w sypialni stała komódka i krzesło; żadnych zbędnych drobiazgów.

Puścił wstążkę, zamknął za sobą drzwi. Przełknęła ślinę, gdy przekręcał zamek w drzwiach.

– Co robisz?

– Moi kumple mają klucz do mieszkania. Zakładam, że nie życzysz sobie towarzystwa. Oczywiście, jeśli się mylę…

– Nie, nie, nie mylisz się.