– Na pewno? Niektóre RSA specjalizują się w seksie grupowym.

– ARS. Tak, ale one są zaawansowane, a ja dopiero początkująca. Czy mógłbyś zgasić światło?

– A jak będę cię widział, jeśli to zrobię?

– Przecież mamy księżyc. Na pewno zobaczysz tyle, ile trzeba. A w półmroku będzie bardziej tajemniczo.

Nie czekając na jego reakcję rzuciła się do kontaktu. Pokój pogrążył się w półmroku, rozjaśnianym smugami księżyca.

Podszedł do łóżka, odwrócił się do niej tyłem. Obserwowała, jak ściąga koszulkę przez głowę. Mięśnie na plecach napięły się, gdy niedbale rzucał ją w kąt.

– Możesz położyć ciuchy tam, na krześle.

Kolana się pod nią uginały, gdy podchodziła do wskazanego krzesła. Teraz, gdy nadeszła najważniejsza chwila, paraliżował ją strach. Co innego planować wszystko w domowym zaciszu, a co innego naprawdę kochać się z nieznajomym.

– Może wolałbyś najpierw troszkę porozmawiać, żebyśmy mogli się lepiej poznać?

– Straciłem na to ochotę, gdy przekroczyliśmy próg sypialni.

– Rozumiem.

Jego buty uderzyły o podłogę.

– Różyczko?

– Tak?

– Zostaw kokardę.

Żeby zachować równowagę, musiała się przytrzymać oparcia krzesła.

Odwrócił się w jej stronę i jednym ruchem rozpiął rozporek. Światło księżyca, które wyłaniało z mroku nagą klatkę piersiową, kazało jej opuścić wzrok. Był gotów. Czy naprawdę ona to zrobiła?

Zepsuł jej widok, bo przysiadł na krawędzi łóżka, żeby ściągnąć skarpetki. Miał wąskie stopy, o wiele dłuższe niż Craig. Jak na razie wszystko w nim było większe niż u Craiga. Głęboko zaczerpnęła tchu i zsunęła pantofle.

Ubrany tylko w rozpięte dżinsy, ułożył się na plecach, z poduszką pod głową. Odnalazła guzik z boku żakietu. Splótł dłonie za głową i patrzył.

Kiedy dotknęła zapięcia, ogarnęła ją panika. Starała się odzyskać panowanie nad sobą. Nie ma znaczenia, że zobaczy ją nagą. Przecież nie ma żadnych brzydkich znamion, a tak bardzo go potrzebuje. Teraz, gdy już go zobaczyła, nie wyobrażała sobie, by kto inny mógłby być ojcem jej dziecka.

Ale ręka nie słuchała poleceń. Zauważyła, że do końca rozpiął rozporek. Dostrzegła ciemną strzałkę włosów na płaskim brzuchu.

Dalej! – nakazywał mózg. Pokaż mu się! Ale palce nie chciały się ruszać.

Obserwował ją bez słów. W jego wzroku nie było czułości ani delikatności. Nie starał się jej uspokoić.

Za wszelką cenę starała się otrząsnąć z odrętwienia. Przypomniała sobie, że Craig nie lubił gry wstępnej. Powiedział kiedyś, że dla mężczyzny liczy się efekt końcowy. Cal będzie pewnie zadowolony, jeśli od razu przejdzie do rzeczy. Podeszła do łóżka.

– Mam gumki w szufladzie komody, Różyczko. Weź je.

Choć ta prośba komplikowała sytuację, była zadowolona, że wykazuje tyle zdrowego rozsądku. Może nie jest typem naukowca, ale ma sporo ulicznej mądrości; miejmy nadzieję, że dziecko odziedziczy po nim tę cechę.

– Nie ma potrzeby – odparła cicho. – Jestem przygotowana.

Lekko uniosła nogę, podciągnęła spódniczkę, aż biały jedwab odsłonił udo. Sięgnęła pod spód i wyjęła prezerwatywę, ukrytą za podwiązką. W tym momencie z całą wyrazistością uświadomiła sobie, co planuje zrobić. Celowo uszkodziła prezerwatywę. Popełni kradzież.

Fizyka molekularna albo oddala cię od Boga, albo do niego przybliża. W jej przypadku doszło do zbliżenia. W tej chwili wypierała się wszystkiego, w co wierzyła. Zaraz jednak zaczęła szukać usprawiedliwienia. Cal nie potrzebuje tego, po co tu przyszła, więc nie robi mu żadnej krzywdy. On jest tylko narzędziem. To, co zrobi, nie będzie miało dla niego żadnych negatywnych skutków.

Odsunęła na bok obiekcje, rozerwała opakowanie i podała mu prezerwatywę. Wolała nie ryzykować, iż nawet w słabym świetle dostrzeże, że dokonała sabotażu paczuszki.

– No proszę, jaka z ciebie zaradna istotka.

– Bardzo zaradna. – Zaczerpnęła tchu, żeby uspokoić nerwy, Podciągnęła spódniczkę na tyle, że mogła uklęknąć na materacu. Usiadła okrakiem na jego udach, zdecydowana mieć to jak najszybciej za sobą.

Patrzył na nią zjedna ręką za głową, z prezerwatywą w drugiej. Nadal klęcząc, zdobyła się na odwagę i sięgnęła do jego dżinsów. Musnęła palcami twardy brzuch. Zanim się zorientowała, leżała na plecach.

Jęknęła przerażona i spojrzała mu w oczy. Ciężar jego ciała przygważdżał ją do materaca, silne dłonie uniemożliwiały jakikolwiek ruch.

– Co… co ty robisz?

Zacisnął usta w wąską linię.

– Koniec zabawy, moja pani. Kim jesteś, do cholery?

Gorączkowo nabrała tchu. Nie wiedziała, czy to z powodu jego ciężaru, czy ze strachu, w każdym razie miała wrażenie, że jej płuca przestały pracować.

– Nie wiem… nie wiem, o co ci chodzi.

– Chcę poznać prawdę, i to natychmiast. Kim jesteś?

Nie doceniała jego sprytu ulicznika, ale teraz zrozumiała, że nie może ryzykować kolejnej bajeczki. Jedyny ratunek to proste, wiarygodne wyjaśnienie. Pomyślała o Jodie Pulanski i zmusiła się, by patrzeć mu prosto w oczy.

– Jestem fanką.

Patrzył na nią z obrzydzeniem.

– Tak właśnie myślałem. Znudzona laska z towarzystwa, która leci na piłkarzy.

Laska! Uważał ją za laskę! Była tak zdumiona, że przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.

– Nie na wszystkich – wykrztusiła w końcu. – Tylko na ciebie.

Miała nadzieję, że nie zapyta, z jakim numerem gra, bo nie miała zielonego pojęcia. Dowiadywała się tylko rzeczy istotnych: niski cholesterol, doskonały wzrok, żadnych chorób dziedzicznych w rodzinie, tylko liczne urazy ortopedyczne, dla niej bez znaczenia.

– Powinienem cię stąd wyrzucić.

Jakby wbrew tym słowom, nie poruszył się. Czuła, jak bardzo jest podniecony, i wiedziała, dlaczego nie spełni swojej groźby.

– Ale tego nie zrobisz.

Milczał przez długą chwilę. A potem odsunął się i puścił jej ramiona.

– Masz rację. Jestem dość pijany, by zapomnieć, że od lat nie posuwam fanek.

Odsunął się trochę, ściągnął dżinsy. W świetle księżyca wydawał się bardzo męski i bardzo prymitywny. Odwróciła wzrok, gdy zakładał uszkodzoną prezerwatywę. A więc to się stanie teraz.

Zaschło jej w ustach, gdy szukał zapięcia żakietu. Wzdrygnęła się i instynktownie powstrzymała jego dłoń. „ Zacisnął zęby i nie tyle powiedział, co warknął:

– Zdecyduj się, Różyczko, i to szybko.

– Chciałabym… zostać w ubraniu. – Nie czekała na odpowiedź, ujęła jego dłoń i wsunęła pod spódnicę, Jeśli od tej chwili sam nie zacznie sobie radzić, przepadła z kretesem.

Niepotrzebnie się martwiła.

– Zaskakujesz mnie, Różyczko. – Przesunął dłoń wzdłuż jej nogi, minął podwiązkę, musnął koronkowy pas. Teraz wiedział dokładnie, jak mało ma na sobie.

– Nie lubisz marnować czasu, co?

Z najwyższym trudem udało jej się wykrztusić:

– Pragnę cię. Już.

Zmusiła się, by rozszerzyć nogi, ale mięśnie niemal odmawiały jej posłuszeństwa. Głaskał ją, jakby pieścił wystraszonego kota.

– Odpręż się, Różyczko. Jesteś bardzo spięta.

– To… z podniecenia. – Błagam, daj mi dziecko. Daj mi dziecko i pozwól stąd wyjść.

Jego palce odnalazły miękkie włosy miedzy jej nogami. Myślała, że umrze ze wstydu. Skrzywiła się, gdy jego dotyk stawał się coraz bardziej intymny; wydała głos, który w jej mniemaniu brzmiał jak jęk rozkoszy. Musi się odprężyć. Jeśli będzie tak spięta, nie zajdzie w ciążę.

– Sprawiam ci ból?

– Nie, skądże. Nigdy w życiu nie byłam równie podniecona. Prychnął z niedowierzaniem. Chciał podciągnąć jej spódniczkę, ale powstrzymała go natychmiast.

– Proszę, nie rób tego.

– Boże, mam wrażenie, że znowu mam szesnaście lat i robię to w ciemnej uliczce za apteką Delafielda – mruknął z lekką chrypką w głosie, która sugerowała, że nie jest to przykra fantazja.

Ciekawe, jak by to było, zastanowiła się, kochać się jako nastolatka ze szkolnym bohaterem, gdzieś w alejce za apteką? Kiedy miała szesnaście lat, chodziła do college'u. Koledzy z klasy w najlepszym wypadku traktowali ją jak młodszą siostrę. W najgorszym uważali za cholernego kujona, który niepotrzebnie zawyża średnią ocen.

Usta Cala błądziły po jej dekolcie. Czuła jego gorący oddech. Kiedy dotknął brodawki, myślała, że zerwie się na równe nogi.

Ogarnął ją płomień pożądania, tyleż potężny co nieoczekiwany. Zamknął usta na małym wzgórku, pieścił przez cienki jedwab. Jej ciałem wstrząsały fale rozkoszy.

Walczyła z nimi. Jeśli pozwoli, by jego pieszczoty choć przez chwilę sprawiały jej przyjemność, będzie nie lepsza niż prostytutka, którą udawała. Musi się poświęcić, inaczej nigdy nie pogodzi się z tym, co zrobiła.

Tylko że Craig zawsze ignorował jej piersi, a to takie przyjemne.

– Och, błagam… błagam, nie rób tego. – Rozpaczliwie usiłowała go przyciągnąć do siebie.

– Niełatwo cię zaspokoić, Różyczko.

– Zrób to, dobrze? Po prostu to zrób!

W jego głosie pojawił się gniew.

– Jak pani sobie życzy.

Otworzył ją palcami, potem poczuła bolesny ucisk, gdy w nią wchodził. Odwróciła twarz i starała się nie płakać. Zaklął, wycofał się.

– Nie! – Wbiła paznokcie w twarde pośladki. – Nie, błagam! Znieruchomiał.

– Obejmij mnie nogami. Zrobiła to.

– Mocniej, do cholery!

Posłuchała. Zacisnęła oczy, gdy zaczął się w niej poruszać.

Bolało, ale też spodziewała się, że brutalny wojownik zada jej ból. Nie spodziewała się natomiast, że ból tak szybko przerodzi się w ciepło. Nie spieszył się, jego ruchy przywodziły na myśl stal i jedwab zarazem, i budziły ukryte emocje.

Jego pot wsiąkał w cienkie ubranie. Wsunął dłonie pod nią, zacisnął na jej pośladkach, uniósł lekko, aż ogarnęły ją gorące spazmy. Jej podniecenie rosło, choć robiła co w jej mocy, by je zdławić. Dlaczego Craig nie kochał się z nią w ten sposób chociaż jeden jedyny raz?

Fakt, że seks z nieznajomym sprawia jej przyjemność, zawstydzał ją. W miarę jak te uczucia się potęgowały, starała się skupić na rozważaniu o kwarkach. Tylko że nie była w stanie myśleć o fizyce jądrowej. Wiedziała, że musi coś zrobić, w przeciwnym wypadku on doprowadzi ją do orgazmu, czego nigdy by sobie nie wybaczyła. Zebrała się na odwagę, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że nie powinna drażnić wojownika.