– Właśnie wychodzę z domu – powiedział. – Emily, nie będę mógł zrobić zakupów. Joshua Oliver ma znowu atak. Niech to cholera, myślałem że stan jego zdrowia jest w pełni pod naszą kontrolą.

– Kupię wszystko co trzeba, Ianie. Idź już – powiedziała podając mu zimową marynarkę.

– Jesteś kochana. Przykro mi, że nie wyszły mi te zakupy i przepraszam, że tak naskoczyłem na ciebie za tę koszulę. Mam chyba zły dzień. Zobaczymy się około piątej, tak?

– Naturalnie, Ianie – odrzekła Emily przechylając głowę i nadstawiając policzek do pocałowania.

Gdyby tak pokusić się o określenie nastrojów, jakie oboje mieli tego dnia, a Emily zwykle to robiła, można by stwierdzić, że Ian reprezentuje postawę numer jeden, a Emily tę pełną wigoru.

6

Emily siedziała właśnie przy swoim biurku w klinice Watchung – ich trzeciej już z kolei – i podparłszy podbródek rękami wpatrywała się w kalendarz oparty o koszyk na dokumenty oznakowany „ad acta”. Wreszcie na końcu tunelu pojawiło się światełko. Postawiła duży krzyżyk przy dacie, gdzie je widziała. Czując przytłaczające ją zmęczenie pomyślała, że tak wiele lat musiała czekać na ten dzień.

Po raz pierwszy od długiego już czasu w klinice panował spokój. Jedna z pielęgniarek trzymała w sali radio i teraz dobiegały stamtąd dźwięki kolęd. Emily bardzo lubiła kolędy i zamarzyło jej się, że znów jest młodą dziewczyną i dopiero wkracza w dorosłe życie, ale zupełnie inne od tego, które sobie wybrała.

Głos męża, który nagle przerwał jej zadumę, przestraszył ją.

– Dam grosik za twoje myśli, pani Thorn.

– Akurat w tej chwili nie są więcej warte. Myślałam o tym, że nareszcie dojrzałam światełko na końcu tunelu i z przyjemnością słuchałam kolęd. Boże Narodzenie to taki cudowny okres w roku, nie uważasz?

– Włóż płaszcz, Emily, wynosimy się stąd. Pojedziemy do „Rickelsa”, kupimy sobie hot dogi od jednego z tych facetów pod parasolami i ani przez chwilę nie będziemy się martwić poziomem cholesterolu. Może nawet zafundujemy sobie po dwa razem ze wszystkimi dodatkami. I piwo korzenne. Mój Boże, Emily, kiedy myśmy robili coś takiego po raz ostatni?

– Jakieś dwanaście lat temu.

– Niemożliwe!

– Ależ tak.

– O Boże! W takim razie może uda nam się zjeść po trzy. Dasz radę?

– A chcesz się założyć? – odparła Emily wkładając płaszcz.

– Przygotowałem dla ciebie niespodziankę, kochanie, i wypad na hot dogi jest do niej wstępem. Będziemy się objadać w samochodzie przy włączonym ogrzewaniu i zaparowanych oknach, co ty na to?

Znów zachowywali się jak dzieciaki. Po hot dogach przyjdzie pewnie kolej na wyczyny na tylnym siedzeniu. Emily zachichotała na samą myśl o tym.

– A ja na to jak na lato – odparła.

– Ale – szepnął jej Ian do ucha – po hot dogach pojedziemy do domu i będziemy się kochać w łóżku. Dobrze? Wydaje mi się, że jesteśmy już trochę za starzy, żeby wyginać się na tylnym siedzeniu.

– Daj mi jakąś wskazówkę, Ianie. Co do tej niespodzianki.

– Nie ma mowy. Musisz ją po prostu zobaczyć. Dopóki to nie nastąpi, nie będzie żadnych wskazówek ani żadnych aluzji.

– A czy to coś mi się spodoba?

– Oniemiejesz z zachwytu. Przygotowanie tej niespodzianki zabrało mi niemal dwa lata… nic więcej nie powiem. Musisz jeszcze trochę wytrzymać, a potem sama zobaczysz.

Jakiś czas później Ian wsiadł do samochodu z sześcioma hot dogami obłożonymi wszelkimi dodatkami i z dwiema wielkimi puszkami korzennego piwa, i powiedział:

– Będę bardzo rozczarowany, jeśli okaże się, że wspomnienia dalekie są od rzeczywistości i teraz jemy tylko oczami. Stawiam pięć dolarów, że tobie pierwszej się odbeknie.

– Zobaczymy! – odparła.

O Boże, jest tak cudownie, myślała Emily, przeżuwając po kolei wszystkie trzy hot dogi. Ian skończył już swoje i popił je wodą sodową. Ona wolała odczekać chwilę z piciem, bo wiedziała, że pod wpływem gazowanej wody rzeczywiście by się jej beknęło. Kiedy Ian czerwony na twarzy nie mógł już dłużej powstrzymać beknięcia, wybuchnęła radosnym śmiechem. Od razu też wyciągnęła rękę po należne jej pięć dolarów. Mąż wypłacił wygraną. Emily wychyliła się przez okno i nacisnąwszy klakson przywołała stojącego niedaleko członka Armii Zbawienia, i oddała mu banknot.

– To było cholernie miłe z twojej strony, Emily.

– Ty też byłeś diabelnie miły, że wypłaciłeś mi wygraną, doktorze.

– Jesteśmy po prostu parą cholernie miłych ludzi. Czasami o tym zapominam.

– Wiem, Ianie. Mnie także się to zdarza.

Emily pomyślała, że albo już umarła i trafiła do nieba, albo to wszystko tylko jej się śni. Cokolwiek to było, nie chciała, by się skończyło. Takie dni, jak dzisiejszy, takie chwile, jak ta, zdarzały się w ciągu minionych lat na tyle rzadko i było ich tak niewiele, że mogła je policzyć na palcach obu rąk. Teraz gotowa była zaprzedać duszę diabłu, byle doświadczać tych cudownych przeżyć codziennie do końca życia. No cóż, wiedziała jednak, że to niemożliwe, więc nie było sensu o tym rozmyślać. Postanowiła nacieszyć się chwilą obecną, a potem modlić się, by podobna spotkała ją w niedalekiej przyszłości. Miała nadzieję, że nastąpi to w czasie świąt Bożego Narodzenia.

– Jeśli już skończyłaś, to możemy teraz obejrzeć niespodziankę. Szczerze mówiąc, Emily, to jest nie tylko niespodzianka, ale jednocześnie gwiazdkowy prezent. I będzie służył nam obojgu. Wiem, że kobiety przywiązują wagę do takich rzeczy, więc powiedziałem, że to dla ciebie, ale w zasadzie to coś wspólnego dla nas dwojga. Zrozumiesz, co chcę powiedzieć, jak już tam dojedziemy.

Jedyne, co Emily naprawdę zapamiętała z tej przemowy, były słowa „wspólny” i „dla nas dwojga”. Oznaczały one dwie rzeczy tworzące parę, jak sól i pieprz, kawa i cukier, Ian i Emily. A więc para. – O Boże, proszę, nie pozwól, żeby ta chwila się skończyła, nie pozwól, żeby coś się zepsuło – modliła się w duchu Emily.

Dwadzieścia minut później Ian wjechał w Watchung Avenue. Po drodze minęli klinikę, ale doktor Thorn nawet na nią nie spojrzał. Przejechali przez skrzyżowanie i mknęli dalej pnącą się pod górę szosą. Emily nie mogła nigdzie dostrzec tabliczki z nazwą ulicy.

– To Sleepy Hollow Road – objaśnił Ian, jakby odgadując jej myśli. – Leży trochę na uboczu i jest bardzo przyjemna, prawda?

– Może powinniśmy rozejrzeć się tutaj za odpowiednim domem, kiedy już będziemy gotowi jakiś kupić. Chciałabym, żebyśmy tu mieszkali, Ianie.

– Ja też – odparł wesoło Ian. – Jesteśmy na miejscu.

– A czyj to dom? – spytała Emily z przestrachem spoglądając na jasno oświetloną willę w stylu Tudorów z ogromnym bożonarodzeniowym stroikiem na drzwiach. – Ianie, jeśli to jest jakieś przyjęcie, to pamiętaj, że nie jestem odpowiednio ubrana. W dodatku oboje śmierdzimy cebulą i kwaszoną kapustą. Ian musiał dosłownie wyciągnąć żonę z samochodu i trzymając ją za rękę poprowadził przed frontowe drzwi. Jeszcze przez chwilę nie zdradzał swojej niespodzianki bawiąc się w pukanie i dzwonienie do drzwi.

– No, wy tam, otwierać – pokrzykiwał.

– Ianie, cicho – upominała go żona.

– Chyba będę musiał sam sobie otworzyć.

Emily z wytrzeszczonymi oczami patrzyła, jak Ian wkłada do zamka błyszczący nowiutki klucz. W jednej chwili drzwi stanęły przed nimi otworem.

Zanim Emily zdążyła się zorientować, co właściwie się dzieje, Ian wziął ją na ręce i przeniósł przez próg.

– Pani Thorn, witam panią w nowym domu.

– Co takiego? – pisnęła Emily, gdy mąż stawiał ją na ziemi. – O Boże, Ianie, to zbyt wspaniały prezent. Pewnie wszystko mi się śni. Ian uszczypnął ją w pośladek, a ona znów jęknęła z zachwytu.

– Czy to naprawdę nasz dom?

– Ściśle mówiąc należy do korporacji, ale w praktyce – tak, to nasza własność.

– Ale jak? Skąd się wziął? Nic z tego nie rozumiem. Jest cudowny. Przepiękny. Sam go urządziłeś? Ian uniósł ręce.

– Pamiętasz panią Waller? Ten dom wchodził w skład jej posiadłości. Chyba po prostu w porę ją poznałem, a jeśli chodzi o odpowiedź na twoje drugie pytanie, to nie, nie urządziłem go sam. Zatrudniłem dekoratorkę wnętrz, ale zanim osądzisz w myślach czy powiesz cokolwiek na temat jej dzieła, muszę ci przypomnieć, że urządzanie domu nie jest twoją mocną stroną ani zresztą moją. Powiedziałem tej kobiecie co lubisz i z czym ja dobrze się czuję, i oto rezultat. Naturalnie, jeśli ten wystrój ci się nie podoba, możesz go zmienić. Widzisz, ta dekoratorka pomyślała nawet o choince. A ten stroik na drzwiach to prezent od niej. Ale choinkę musimy ubrać sami. Wiem, że uwielbiasz to robić. Zapłaciłem kilku chłopcom, żeby przynieśli tu wszystkie choinkowe ozdoby z sutereny i zrobili to dziś po południu. Pudła są w garażu. Pomyślałem, że strojeniem drzewka zajmiemy się nieco później, jak odpoczniemy po tym obżarstwie. No jak, podoba ci się, Emily?

– Och, Ianie, dom jest cudowny. Jak udało ci się utrzymać go przede mną w tajemnicy?

– Nie było to łatwe – odparł wesoło Ian. – Rozejrzyj się dokoła, a ja tymczasem otworzę butelkę szampana. Emily, ja tylko staram się dotrzymać danego ci słowa, że dostaniesz ode mnie wszystko, czego zapragniesz. Ten dom to dopiero początek. Czy chcesz, żebym napalił w kominku?

Emily zarzuciła mężowi ręce na szyję.

– Och, Ianie, tak bardzo cię kocham. Dziękuję ci, strasznie ci dziękuję. I bardzo chcę, żeby palił się ogień na kominku i chcę napić się szampana.

Kiedy Emily obejrzała już dom, Ian powiedział:

– Byłaś też w piwnicy? Nie!? Połowa piwnicy jest dla ciebie, żebyś zimą mogła trzymać tam swoje rośliny. Dlatego właśnie kazałem zainstalować w niej specjalne żarówki dla kwiatów. Znajdziesz tam chyba wszystkie nasionka, jakie tylko istnieją, i mnóstwo grządek. Spodziewam się, że w tym roku będziesz przyrządzać znakomite sałatki, a w każdym pokoju będą stały kwiaty. Cieszyłbym się, gdybyś wyhodowała mnóstwo tulipanów we wszystkich możliwych kolorach. Zrobisz to dla mnie?