– Są prześliczne – odparła Emily.
– Wpłaciłem na twoje konto trzydzieści tysięcy dolarów, żebyś mogła zrealizować swoje trzy podróże wakacyjne. Wydaje mi się, że za dziesięć tysięcy można sobie zafundować całkiem przyzwoity wypoczynek, nie sądzisz? W każdym razie w biurze podróży powiedzieli mi, że to aż za dużo. Zająłem się już kupnem domku na plaży i łódki. Chyba o niczym nie zapomniałem, Emily?
– Chyba nie – odrzekła z ponurą miną i zacisnęła usta.
– Emily, czy ty robisz ze mnie głupka? – spytał wesoło Ian. – W salonie leżą twoje futra. Powinnaś przecież trzymać je w jakimś sejfie. W Metuchen jest miejsce, które nazywa się Oscar Lowrey. Możesz oddać je tam na przechowanie, ale jeśli wolisz skorzystać z usług innej firmy, to nie widzę problemu. Co o tym sądzisz?
A cóż miała o tym sądzić? Doktor Mendenares powiedział, choć użył innych słów, że Ian ma niedobrze w głowie, ale właściwie dał jej też do zrozumienia, że i w jej głowie nie dzieje się najlepiej.
– Zastanowię się nad tym – odrzekła.
– I nie powiesz mi nawet „dziękuję”? Znam cię, Emily, myślałaś, że nie wywiążę się z naszej umowy. Teraz widzisz, że powinnaś była mi zaufać. Mnie zawsze wszystko się udaje. Dlaczego twoim zdaniem nie udaje nam się utrzymać żadnej gosposi?
– Przez twoje białe koszule, Ianie. Nikt nie chce ich prasować. Łącznie ze mną.
– Czy chcesz mi tak po prostu powiedzieć, że pomimo tego co ci ofiarowałem, nie będziesz prasowała moich koszul?
– Właśnie taki mam zamiar. I jeśli w związku z tym chcesz zabrać te śliczne prezenty, to nie krępuj się. Kolacja była… nieważne. Muszę się pouczyć.’
Powiedziawszy to wyszła z pokoju i przez kuchnię zeszła do sutereny. Tylko tutaj, w swojej podziemnej jaskini, czuła się naprawdę bezpieczna, spokojna i miała stosunkowo dobre samopoczucie. Biżuterię zostawiła na żelaznym stoliku, a do futer nawet nie zajrzała. Naczynia po kolacji wciąż tkwiły brudne w zlewie czekając na Iana. W końcu zawsze przestrzegali zasady: kto gotuje, ten zmywa.
Uznała, że Mendenaresowi prawdopodobnie spodoba się jej dzisiejsze zachowanie, zakładając oczywiście, że jeszcze do niego pójdzie. Chociaż nie, właściwie mógłby tego nie pochwalić. Powiedział jej przecież, że powinna bronić własnego zdania i wziąć życie w swoje ręce, a nie być tylko posługaczką. Właśnie kiedy to od niego usłyszała, przestała chodzić na spotkania. Zaczynając leczenie postanowiła, że zaliczy całą serię spotkań, a jeśli po trzech miesiącach nie dostrzeże żadnej poprawy, to będzie znaczyło, że potrzebna jej bardziej intensywna opieka medyczna niż czterdziestopięciominutowa sesja raz na tydzień. Przypomniała sobie, jakim pełnym politowania spojrzeniem obdarzył ją Mendenares, gdy oznajmiła, że więcej się u niego nie pojawi.
– Sama muszę to wszystko poukładać – oświadczyła wówczas. – Wciąż kocham Iana. I pewnie zawsze będę go kochała. Jeśli w tym właśnie tkwi moja słabość, to muszę nad tym popracować. Chcę spróbować ocalić moje małżeństwo.
Nic jednak w tym kierunku nie zrobiła. Wróciwszy do domu, zamknęła się w swojej suterenie i siedziała tam razem z roślinkami, książkami i wspomnieniami. No i ta dzisiejsza dziwaczna kolacja i ceremonia wręczania prezentów. Co to miało znaczyć? Cokolwiek Ian robił, było podejrzane. Dał jej wszystko, co obiecał, każdą rzecz, o którą poprosiła. Kiedy przed domem zjawiły się samochody, Emily nie była w stanie wykrzesać z siebie choćby cienia entuzjazmu. Futra będą pewnie leżały w pudłach, dopóki Ian nie powiesi ich w szafie. Mendenares mówił, że powinna zmuszać się do postrzegania rzeczy takimi, jakie one są i być szczerą wobec samej siebie. Naprawdę starała się tak postępować, Ian nie był wcale uprzejmy i hojny. W głębi ducha Emily uważała, że mąż zwyczajnie ją spłaca i gdy tylko uzna, że zwrócił dług, odejdzie od niej.
Ni stąd, ni zowąd poczuła zapach jego płynu po goleniu, a zaraz potem dostrzegła, że Ian stoi obok. Z tego co wiedziała Ian dopiero teraz zauważył, że ona mieszka w suterenie i po raz pierwszy tu przyszedł. Emily podniosła wzrok znad zawalonego książkami stolika, przy którym siedziała, Ian był wściekły, lecz starał się panować nad sobą.
– Emily, sądzę, że musimy porozmawiać. – Rozejrzał się wokół niepewnie. – Chodźmy na górę; tam będzie nam wygodniej.
Czegoś jednak nauczyła się od Mendenaresa. Pamiętała, że nie wolno jej dopuścić do tego, by mąż zdobył nad nią przewagę, bo wtedy ona sama da się ponieść emocjom.
– Mnie jest tu wygodnie – powiedziała. – A na wypadek, gdybyś tego jeszcze nie zauważył, wiedz, że tu właśnie mieszkam.
– Nie jestem ślepy, Emily. Skoro koniecznie chcesz postępować jak idiotka i mieszkać w piwnicy, to wolna wola. Podobnie głupio zachowałaś się wtedy, gdy zrzekłaś się praw do zarządzania firmą. A to jest wspaniały dom i bardzo wygodny. Ale jeśli chcesz żyć jak kret, to proszę bardzo.
– Taki dokładnie mam zamiar. A o czym będziemy rozmawiać? Jeśli chcesz naprawdę ze mną pomówić, to zacznijmy od tamtego incydentu w restauracji, kiedy wyszedłeś zostawiając mnie samą, a potem podyskutujemy na temat prowadzenia klinik. Moim zdaniem, nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem. Gdybyśmy nim byli, nie odszedłbyś wtedy od stolika i nie pojechał sam na Kajmany. Rzadko kiedy byłeś aż tak okrutny, a zdarzało ci się to dosyć często. Powstałaby długa lista, gdybym ją sporządziła. Faktem jest, że pozwalam ci tak mnie traktować, więc ja również jestem winna. Zresztą wiesz o tym. Zasypujesz mnie prezentami po to, żebyś miał uczucie, iż jesteś w porządku wobec mnie. Kiedy pisałam tę idiotyczną listę, myślałam że to zabawa, potraktowałam to jako żart. Ianie, nie zależy mi na posiadaniu przedmiotów. Ja chcę mieć męża i rodzinę. Tego właśnie oczekiwałam wychodząc za ciebie i ty twierdziłeś, że także tego chcesz. Zdaję sobie sprawę, że jako lekarz musisz być w pracy w świątek i piątek, ale gdybym była kimś ważnym w twoim życiu, znalazłbyś czas, żeby chociaż zadzwonić do mnie raz na dzień, zjeść ze mną kolację, czy przynieść kwiatek od czasu do czasu, postarałbyś się dać mi odczuć, że ci na mnie zależy. A ty niczego takiego nie robisz.
– Czy chcesz mi wmówić, że kupiłem ten dom po to, żeby sobie poprawić samopoczucie?
Emily wpatrywała się w męża zadowolona, że serce bije jej normalnym rytmem, a Ianowi drży powieka, co znaczyło, że jest wytrącony z równowagi.
– A pewnie! Wybrałeś dla siebie największy, najlepszy pokój. Nie życzysz sobie, żebym mieszkała w nim z tobą, ale byłeś na tyle wspaniałomyślny, by ulokować mnie w innym po drugiej stronie korytarza. Kiedy ostatnio spaliśmy ze sobą, Ianie, kiedy się kochaliśmy? Ja pamiętam dokładnie ten dzień, nawet godzinę mogę ci podać i powiedzieć, co robiliśmy przedtem i potem. Kobiety nie zapominają takich rzeczy. Żółty pokój mi się nie podoba i wstręt mnie ogarnia na samą myśl, że mogłeś sądzić, iż będzie inaczej. Jeśli pominiemy na chwilę fakt, że dom ten był niespodzianką, to czym jeszcze miał być, Ianie? Wolałabym, żeby to nie była niespodzianka; chciałabym móc samodzielnie urządzić całe wnętrze. Skąd niby wiesz, że nie potrafiłabym sobie z tym poradzić? Szczerze mówiąc, ty mnie w ogóle nie znasz i to jest cholernie smutne. Złamałeś mi serce, Ianie. Naprawdę. I nie potrafię ci tego wybaczyć. I wciąż jestem na ciebie wściekła za to, co zrobiłeś z klinikami.
– Te kliniki przyniosły sto czterdzieści tysięcy dolarów zysku netto i to tylko w zeszłym miesiącu – odparł Ian zimnym głosem.
– Ile dzieci zabiłeś za te pieniądze, Ianie? Iłu facetów spuściło się do butelek, które ustawiłeś potem w lodówce? No, podaj mi konkretne liczby.
– Nie odgrywaj przede mną szlachetnej, Emily. Kobiety mają prawo decydować za siebie. Zawsze tak uważałem. Chryste Panie, przecież ty nawet nie chodzisz do kościoła, więc nie praw mi kazań. Poza tym sama twierdzisz, że kobieta może samodzielnie dokonać wyboru.
– Gdybyś rzeczywiście w to wierzył, wyczułabym to i pogodziła się z faktami, ale tobie nie chodzi o wolność wyboru. Znam cię lepiej niż ty sam. Prowadzisz kliniki aborcyjne wyłącznie dla pieniędzy i nie przekonasz mnie, że jest inaczej. Najpierw zabijasz dzieci dla zarobku, a potem kupujesz mi prezenty, żeby przytłumić głos sumienia.
– To nieprawda – wrzasnął Ian.
Ale to była prawda; Emily poznała to po wyrazie jego twarzy, wyczytała w oczach. Nie czuła w tej chwili żadnej satysfakcji, a jedynie głęboki smutek. Nagle zapragnęła mu ulżyć, scałować to spojrzenie. Wciąż jeszcze pozostawała pod jego wpływem.
– Zabierz sobie te wszystkie kosztowne prezenty i przynieś mi z ogrodu tulipana albo mlecz, czy chociażby zwykły chwast. Nieważne co, jeśli dasz mi to ze szczerego serca. Wiesz, że mlecz jest zielem?
– Nie zamierzam odbierać ci prezentów. Obiecałem, że je dostaniesz, a świadomie nigdy nie łamię raz danych obietnic. A co do tulipanów, to są zbyt ładne, żeby je zrywać i sądzę, że sama o tym wiesz. Mleczów natomiast nie dostrzegłem w ogóle na naszym trawniku, kiedy wracałem do domu. A jeśli chodzi o chwasty, to po cóż, u diabła, miałbym ci je dawać? Odpowiadając na ostatnie twoje pytanie muszę stwierdzić, że nie wiedziałem, iż mlecze należą do ziół. Prawdopodobnie nie było mnie na lekcji, kiedy o nich mówiono.
– O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – spytała Emily postukując ołówkiem w stolik.
– O nas – odparł, po czym podszedł do niej i wziął jej rękę w swoje dłonie. – Chciałbym, żebyś wprowadziła się do mojego pokoju. Kupię wielkie podwójne łóżko, bo obydwoje wiercimy się w czasie snu. Musimy zacząć starać się o dziecko. Jeśli złamałem ci serce, to bardzo cię przepraszam. Nie miałem takiego zamiaru. Ale jestem lekarzem, więc może mógłbym jakoś temu zaradzić, nie sądzisz? Dasz mi szansę? Czy wciąż jeszcze mnie kochasz?
Emily miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. Pierwszy raz zdarzyło się, że Ian ją za coś przeprosił. Może tym razem mówił szczerze. Emily chciała w to wierzyć, potrzebowała tej wiary.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.