Gotowe.

Wróciła do kuchni, zrobiła sobie trzecią filiżankę kawy i zapaliła kolejnego papierosa. Palenie także zamierzała rzucić, ale jeszcze nie teraz. Gdyby odmówiła sobie naraz zbyt wiele, pewnie by się wykończyła. Obiecała jednak, że na pewno kiedyś skończy z nałogiem. Zaczęła znów rzucać strzałkami w list, ale wszystkie osiem upadło na podłogę i tylko jedna musnęła kartkę. Emily schyliła się, pozbierała strzałki i ułożyła je w rogu.

Była tak głodna, że ssało ją w żołądku. To właśnie stanowiło dla niej największą trudność. Zabrała się do jedzenia i pochłonęła całą torebkę pokrojonych w kostkę warzyw oraz dwie puszki tuńczyka. Przegryzła to dwoma jabłkami, ale wciąż nie czuła się syta. Zaparzyła sobie kubek ziołowej herbaty i wrzuciła do niego potrójną porcję słodzika. O Boże, herbata była taka słodka, taka pyszna, taka smakowita, że zrobiła sobie jeszcze jedną. Normalnie zjadłaby do herbaty paczkę ciasteczek albo połówkę mrożonej tarty. I teraz miała na to ogromną ochotę, lecz nie zamierzała sobie pofolgować. Silna wola to przecież połowa drogi do zwycięstwa.

– Nienawidzę cię, Ianie Thorn, że przez ciebie tak wyglądam. Nienawidzę cię – powiedziała.

To nie przez niego tak wyglądasz, sprostowała w myśli. Sama się tak urządziłaś. Fakt, odszedł od ciebie. Bo patrzył na tę Emily Thorn, którą widziałaś w lustrze. Ale to nie on zrobił z ciebie tego strasznego grubasa, którym jesteś, i męczennicę na dodatek. Sama to zrobiłaś, ponieważ brak ci charakteru. I uświadom sobie to, gdyż w przeciwnym razie niczego nie osiągniesz. – No dobrze – powiedziała Emily uderzając dłońmi o blat stołu. – Sama doprowadziłam się do takiego stanu, ale to dlatego, że… dlatego, że… on mnie nie kochał. Ma więc w tym swój udział. On też ponosi winę za mój wygląd. Wyssał ze mnie wszystkie soki. Wykorzystał najlepsze lata mojego życia, a potem wszystko zdeptał i odrzucił mnie jak zużyty przedmiot.

Ogarnęła ją wściekłość tak silna, jakiej nigdy dotąd nie doświadczyła. Nagle przyszło jej do głowy, że gdzieś w tym domu leży dyplom lekarski Iana, chyba że zabrał go ze sobą. Nie pamiętała, gdzie go schowała wprowadzając się tutaj. Przeszukała wszystkie szafki na dole. Kiedy wreszcie znalazła dyplom, jednym uderzeniem o klamkę rozbiła przykrywające go szkło i z triumfującą miną wyjęła kartonik z ramek. Następnie pomaszerowała do kuchni i przykleiła go na tablicy tuż obok listu. Sięgnęła po strzałki i rzuciła w dyplom wszystkimi ośmioma, jedną po drugiej, zebrała je z podłogi i znów rzucała, i tak bez przerwy aż nie mogła już ruszyć ręką.

Było wpół do dziesiątej, kiedy Emily usłyszała dzwonek do drzwi. Okazało się, że przyszedł chłopak ze sklepu. Emily pokazała, gdzie ma ustawić urządzenia do ćwiczeń, po czym dała mu napiwek i zamknęła się już na noc.

Potem poszła do gabinetu i przez chwilę wpatrywała się w sprzęt sportowy. Dziś wprowadziła do swojego życia nowy reżim. Było już późno, więc nie miała pewności czy powinna poćwiczyć, czy też nie. W końcu uznała, że lepiej zaczekać z tym do jutra. Pamiętała, że czytała gdzieś, iż nie powinno się gimnastykować tuż przed snem. Wydawało się to całkiem logiczne. Czuła się zresztą bardzo zmęczona, oczy same jej się zamykały. Zdecydowała, że weźmie jeszcze tylko ciepłą kąpiel i położy się spać. Jutro także czekał ją nowy dzień.

W nocy dręczyły ją koszmary, pełno było w nich demonów, a każdy z nich miał uśmiechniętą twarz Iana. Kiedy rano zwlokła się z łóżka i zeszła do kuchni, czuła się bardziej zmęczona niż przed udaniem się na spoczynek.

Zaparzyła sobie kawę, zapaliła papierosa i od razu zaznaczyła to kreską na kartce, na której zamierzała notować, ile dziennie wypalała. Wprawdzie nie była jeszcze gotowa na zerwanie z nałogiem, ale chciała zredukować liczbę papierosów. Zajadając twardego jak skała melona, Emily marzyła, że wstrzykuje sobie do żyły porcję ciasteczek Oreo z podwójną czekoladą. Kiedyś zjadała całą torebkę za jednym zamachem. Ale ciasteczka Oreo, podobnie jak Twinkies, należały już do przeszłości; jadała je dawna Emily Thorn.

Nalała sobie drugą filiżankę kawy i zapaliła drugiego papierosa zaznaczając to na kartce. Pomyślała o pieniądzach. Postanowiła, że dokładnie sprawdzi, co zostawił jej Ian. Miała nadzieję, że mąż nie był takim sukinsynem, żeby zabrać dokumenty i kazać jej borykać się z biurokracją w towarzystwie budowlanym i bankach.

Weszła do gabinetu Iana, który wciąż pachniał jego obecnością i dokładnie przeszukała wszystkie szuflady biurka, jedną po drugiej, aż znalazła niezbędne dokumenty. Przez myśl przemknął jej obraz męża siedzącego na fotelu i wypisującego czeki. Zebrała papiery i wróciła z nimi do kuchni, gdzie od razu zaczęła je przeglądać, a przy tym zapaliła trzeciego papierosa, co zapomniała odnotować.

Gdy zdążyła już wypić trzy kubki kawy i wypalić trzy papierosy, zorientowała się, że ma kłopoty finansowe. Czynsz za dom przy Sleepy Hollow Road wynosił dwa i pół tysiąca dolarów miesięcznie, a hipoteka domku na plaży sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Wydatki na utrzymanie, łącznie z żywnością, pochłaniały ponad tysiąc każdego miesiąca. Na pokrycie kosztów światła, wody i telefonu w domku na plaży potrzeba było kolejne dwieście pięćdziesiąt dolarów. Ubezpieczenie samochodu równało się tak niebotycznej sumie, że Emily aż zamknęła oczy z przerażenia. Stawki opłat za ubezpieczenie na życie i od kosztów leczenia przyprawiły ją o palpitację serca. To było strasznie dużo pieniędzy. Jak ona w ogóle miała żyć? Nawet, gdyby wróciła do restauracji i pracowała dwadzieścia cztery godziny na dobę to i tak zarobiłaby tylko niewielki ułamek potrzebnej kwoty. Musiałaby wszystko sprzedać i to jedynie po to, by móc opłacić polisy na życie i zdrowie. Rozważała czy nie sprzedać samochodów i zamiast nich kupić jakieś używane auto nie zawracając sobie głowy ubezpieczeniem autocasco. Gdyby przeprowadziła się do mieszkania w bloku i zaczęła pracować, mogłaby się utrzymać i płacić czynsz. Tak, gdyby udało jej się sprzedać samochody, zyskałaby sporą sumkę. Chociaż nie, to nie miało sensu – Ian wprawdzie płacił gotówką za auta, lecz nie za dom. Pewnie chodziło tu o jakieś odpisy podatkowe. No, ale miała jeszcze biżuterię i futra, których nawet nie nosiła. Popatrzyła na świadectwa wartości klejnotów i od razu wiedziała, że nikt jej takich sum nie zapłaci. Chociaż może dopisałoby jej szczęście i znalazłby się kupiec gotowy nabyć te cacka.

Emily zaczęła przeglądać pozostałe dokumenty aż znalazła książeczkę oszczędnościową. Było na niej sto dwadzieścia tysięcy dolarów. Aż zamrugała ze zdziwienia. Nie wiedzieć dlaczego wydawało jej się, że suma okaże się dużo mniejsza. Głęboko wciągnęła powietrze i wypuściła je powoli z westchnieniem ulgi. W liście Ian napisał, że na swoim koncie osobistym ma dziesięć tysięcy dolarów. Bogu dzięki, że nie trafi na bruk już w przyszłym tygodniu. Na pewien czas była zabezpieczona. Mogła więc spokojnie się zastanowić, co zrobić, żeby jej życie zaczęło toczyć się normalnie. Mogła spróbować zerwać na zawsze z tamtą Emily Thorn z lustra, którą Ian odrzucił.

Nagle uświadomiła sobie, że zanim zdoła sprzedać dom, upłynie kilka miesięcy, a może nawet cały rok i przez ten czas będzie musiała płacić wysoki czynsz. Na domek na plaży mogła znaleźć nabywcę względnie szybko, bo do lata było już niedaleko. Chyba że… chyba że wynajęłaby go. Właściwie to pokoje w domu przy Sleepy Hollow Road także można by wynająć. Przez pewien okres mieszkała w suterenie, a skoro ona mogła, to równie dobrze mógłby tam zamieszkać ktoś inny. Poza tym było jeszcze sześć sypialni, z których jedną zajmowała ona sama. Wolnych było zatem pięć pokoi, których lokatorzy mieliby prawo korzystania z kuchni. Nad dużym, bo obliczonym na trzy samochody garażem, znajdowało się małe mieszkanko, które po uprzątnięciu nadawało się do zamieszkania. Gdyby okazało się to konieczne, gotowa była nawet zainwestować w kupno nowych mebli i ewentualnych udogodnień i wynająć je umeblowane. Za światło, gaz i wodę płaciłby oczywiście lokator.

Tyle że w jej ciche i spokojne życie wkroczyliby obcy ludzie. Pojawiliby się w każdym niemal kącie, wszędzie pozostawiając swój ślad. Emily musiała się więc zastanowić, czy nie będzie jej to przeszkadzało.

Uznała, że nie. I tak nigdy nie czuła się w tym domu, jak u siebie, Ian i dekorator wnętrz zrobili za nią wszystko. Tak, zdecydowanie nie miała nic przeciwko obcym ludziom w jej domu. A dzięki czynszom za wynajem pokoi, nie będzie musiała naruszać oszczędności z konta. W końcu miała już czterdzieści lat, a nie posiadała żadnego ubezpieczenia emerytalnego. W dodatku w tym wieku raczej trudno znaleźć pracę.

Emily poczuła ssanie w żołądku. Na śniadanie wypiła dwie szklanki wody i zjadła jajecznicę z jednego jajka oraz całego melona. I już nie mogła się doczekać lunchu, na który zaplanowała biały ser i owoce.

Zaparzyła kolejny kubek kawy. Przypomniała sobie, że w swoim liście Ian radził jej sprzedać obydwa domy. – Wyobraź sobie, Ianie – powiedziała Emily – że sama sobie poradzę. Ostatnią rzeczą, jaką chciałabym teraz zrobić, to posłuchać ciebie. Nigdy więcej nie postąpię tak, jak ty chcesz. – Ledwie o tym pomyślała, zerwała się z kuchennego krzesła. Chwilę później w powietrzu śmigały strzałki, szybko, jedna za drugą. Dwukrotnie udało jej się trafić w nazwisko Iana na dyplomie, a raz ostrze strzałki otarło się o podpis męża na dole kartki. Wprawdzie nie była to może najciekawsza rozrywka, lecz na razie Emily nie miała lepszego pomysłu. – Musi mi się udać – powiedziała na głos. – Koniecznie muszę trafić.

Chociaż wstała z łóżka jakiś czas temu, dopiero teraz zauważyła, że za oknem pada deszcz. Ni stąd, ni zowąd kuchnia zrobiła się równie ponura jak jej nastrój. Włączyła górne światło. W jednej chwili i jej myśli stały się jakby pogodniejsze.

Następnie dzierżąc w dłoni książkę na temat ćwiczeń fizycznych, Emily ruszyła do gabinetu Iana. Gdy weszła do środka zawróciła i na naklejonej na drzwiach wywieszce napisała: „Sala gimnastyczna Emily”. – Nieważne, ile wysiłku będzie mnie to kosztowało – mruknęła pod nosem zerkając na pulpit ze wskaźnikami na deptaku. Włączyła zasilanie. Wytrzymała siedem minut, po czym dosłownie zwaliła się na podłogę. Zupełnie nie miała kondycji. Kiedy już była w stanie się poruszyć, wypiła dwie szklanki wody. Siadła na rower i pedałowała przez jedenaście minut. Ale przecież to był dopiero początek. Pomyślała, że może jutro uda jej się wytrwać przy ćwiczeniach o kilka minut dłużej. A zresztą mogła przecież spróbować swych sił jeszcze po południu, no i wieczorem. W końcu doba ma dwadzieścia cztery godziny. Na razie więc Emily usiadła przy stole z kawą w ręce i postanowiła zająć się interesami.