Rozdzwonił się stojący na jasnoniebieskim biurku cytrynowożółty telefon. Z uśmiechem na ustach Emily zasiadła na jaskrawoczerwonym krześle.
– „Klinika Dobrej Formy Emily” – powiedziała wesoło do słuchawki.
– O Boże, zadzwoń teraz do mnie, żebym ja też mogła cię tak przywitać – odezwała się roześmiana Lena. – Bardzo miło to zabrzmiało. Jak ci leci?
– Zawiesiłam lambrekin. Wygląda wspaniale. Wszystkie ręczniki mam już poskładane. Książka rejestracyjna i zeszyt zapisów są wciąż puste. Ale jest cudownie. Mam ochotę skakać do góry i sama nie wiem co jeszcze.
– O to właśnie chodzi. Powiesiłaś dzwonek nad drzwiami?
– Nie, ale właśnie mam zamiar to zrobić. Nie masz wrażenia, że może niesłusznie zdecydowałyśmy, że nie będziemy tu wstawiać kwiatów? Jak ci się wydaje?
– Kwiaty kosztują. Ale jeśli uważasz, że są potrzebne, to mogę skoczyć do szklarni, bo zrobiłam już co miałam zrobić.
– Nie chodzi o to, że są niezbędne, ale pokój ładnie by wyglądał. Kwiaty odbijałyby się w lustrach i wydawałoby się, że jest ich dwa razy więcej. A parę roślinek na półkach za biurkiem też robiłoby miłe wrażenie. Może kupiłybyśmy kilka filodendronów w glinianych albo wręcz w kolorowych doniczkach. Masz jakieś pieniądze?
– Trzy dolary, akurat na lunch. Musimy zacząć zabierać z domu kanapki, bo jadanie na mieście sporo będzie nas kosztowało. Kelly zaproponowała, że przez jakiś czas może przygotowywać kanapki dla nas wszystkich, a potem będziemy się zmieniać. Wstąpię po czek, a potem pojadę do szklarni.
Lena wróciła około drugiej samochodem pełnym zielonych roślin, których połowę natychmiast przeniosły do auta Emily i rozwiozły je do pozostałych klinik. Doniczki filodendronów, które miały stanąć na półkach, były czerwone, niebieskie i cytrynowe. – Kosztowały trochę więcej niż gliniane, ale chyba bardziej ubarwiają wnętrze – oznajmiła Lena. Wszystkie koleżanki przyznały jej rację.
Punktualnie o czwartej osiem kobiet w nowych bluzach ustawiło się w rządku, niczym dzieciaki na wakacyjnym obozie, pozując reporterowi z „Couriera”. Kiedy już dziennikarze odjechali, Emily powiedziała:
– Myślę, że dobrze nam poszło. Założę się, że gdy pojutrze otworzymy nasze kliniki, kobiety będą tu walić stadami. No, dziewczyny, zbierajcie się, bo musimy coś uczcić.
– A co takiego? – zaciekawiła się Lena. – Wznoszenie toastów nie może być tylko sztuką dla sztuki. Potrzebny nam jakiś powód.
– Mamy nawet kilka – dopiero co zrobiono nam zdjęcie do gazety, kliniki są już gotowe do przyjmowania klientów, kupiłyśmy dzisiaj zielone rośliny, a Kelly będzie nam robić lunch. Uważam, że jest co uczcić. A jeśli dla was to za mało, zdradzę wam, że dzisiaj prawie, podkreślam „prawie”, bo to ma zasadnicze znaczenie, a więc prawie kochałam się z Benem. Niestety, sprawa spaliła na panewce.
Emily uświadomiła sobie, że dzieli się właśnie swoimi przeżyciami z przyjaciółkami, ze współpracowniczkami. I wiedziała, że te kobiety nie będą jej osądzać ani nękać kłopotliwymi pytaniami. Jedyną ich reakcją będzie chęć udzielenia jej rady, z której może skorzystać, ale nie musi.
– Jakie on ma ciało? Był podobny do „Wyzwolonego Ogiera”? – zaciekawiła się Martina.
– Myślisz, że miałam czas się przyglądać? Ani się obejrzałam, jak leżałam na tej śliskiej macie cała spocona i nagle zrozumiałam, że nie mogę tego zrobić. Odsunęłam się od Bena i zasłoniłam piersi rękami. Pewnie zachowałam się jak idiotka, ale… ja naprawdę chciałam się z nim kochać, lecz jakaś cząstka mnie nie potrafiła się na to zdobyć. Ben okazał się bardzo taktowny i nawet odwrócił się, kiedy się ubierałam. Zresztą później obydwoje się z tego śmialiśmy. Powiedzcie mi dziewczyny, czy waszym zdaniem wciąż znajduję się pod wpływem Iana? O Boże, co to będzie, jeśli nie potrafię kochać się z innym mężczyzną? Lubię seks. To jest zastrzyk, którego każdy potrzebuje od czasu do czasu. Mam już dosyć tłumienia swojego pożądania wymyślając sobie różne zajęcia. Chcę uprawiać seks!
– I bardzo dobrze! – zachichotała Martina.
– Czy może wprawiłam którąś z was w zażenowanie? – zapytała Emily. – Tak naprawdę nigdy dotąd nie miałam przyjaciółek, którym mogłabym się zwierzać. W szkole miałam wprawdzie bliską koleżankę, ale nie opowiadałyśmy sobie o sprawach intymnych. Mam wrażenie, że późno odkryłam wiele dziedzin życia. I chyba każdej z was ufam.
– Emily, możesz być pewna, że wszystko jest z tobą w porządku.
Jesteś po prostu ostrożna, a w tym nie ma nic złego. Bena znasz stosunkowo niedługo. Upodobanie do seksu też jest normalne, więc nie musisz się z tego tłumaczyć. Kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, zrobisz to, na co akurat będziesz miała ochotę. Wydaje mi się, że wciąż jesteś przewrażliwiona. Ale to minie z czasem – uspokoiła ją Lena, niczym kochająca matka.
Długo jeszcze zwierzały się sobie z różnych tajemnic. Było już prawie ciemno, kiedy wreszcie zamknęły klinikę zasalutowawszy przy tym elegancko frontowym drzwiom i wróciły do domu przy Sleepy Hollow Road.
Pomimo reklamy, jaką zapewniły miejscowe gazety, ruch w klinikach nie przypominał porannych korków na ulicach. Rozpuszczenia wici, na które Emily tak bardzo liczyła, jakoś nie udało się zorganizować. Kiedy po pięciu tygodniach usilnych starań przyszedł czas na opłacenie czynszów za wynajem lokali i pokrycie kosztów dzierżawy sprzętu do ćwiczeń, Emily poczuła ogarniającą ją panikę. Przez cały ten czas ona i koleżanki zdołały zarobić tylko dziewięćset sześćdziesiąt pięć dolarów netto we wszystkich ośmiu klinikach. Emily z ciężkim sercem sięgnęła po oszczędności.
– Na rozruszanie interesów potrzeba czasu – stwierdziła Lena, gdy jak co tydzień rozpoczęły zebranie przy kuchennym stole.
– Nic z tego nie rozumiem. Ledwie Ian otworzył klinikę, a następnego dnia mieliśmy tłum pacjentów, chociaż stawki opłat wcale nie były niskie. A u nas jest tanio. Co więc robimy źle? Przyjmujemy zarówno klientów przychodzących od przypadku do przypadku, jak i zapisujących się na regularne ćwiczenia. Akceptujemy karty kredytowe. Może potrzebny jakiś wabik, chwyt reklamowy, który przyciągnie ludzi. Cokolwiek. Może zamiast otwierać własne kliniki, powinnyśmy nawiązać współpracę z dużymi firmami i prowadzić zajęcia dla pracowników w ich własnych pomieszczeniach. No wiecie, coś w rodzaju gimnastyki w czasie przerwy na lunch. Nie zamierzam się poddać, ale problem pieniędzy, czy ściślej mówiąc ich braku, zacznie nam niedługo doskwierać.
– Oszczędzamy już na wodzie; myjemy się i pierzemy w klinikach.
– Mam książkę kucharską, w której jest sto jeden przepisów na potrawy z tuńczyka – wtrąciła Zoe. Zwędziłam ją z biblioteki. Niemożliwością jest jadać bardziej ekonomicznie i pożywnie niż my. Jak sądzicie, na czym jeszcze możemy zaoszczędzić?
– Na ogrzewaniu. Rano wychodząc z domu będziemy je zmniejszać. Myślę, że rachunki trochę spadną. Może powinnyśmy też zaczynać zajęcia w klinikach nieco później i kończyć dopiero o ósmej wieczorem. Przeprowadźmy głosowanie. Mnóstwo kobiet pracuje w Nowym Jorku i wraca do domu około szóstej czy siódmej. Jeśli będziemy otwarte do ósmej, mamy szanse je pozyskać.
– Albo zastanówmy się nad jakimś chwytem reklamowym, jak sugerowałaś – przypomniała Lena.
Wzrok Emily padł na polaroidowe zdjęcie „Wyzwolonego Ogiera” i nagle krzyknęła:
– To jest to! Zaprośmy go! Za godzinny występ zapłaciłam mu pięćdziesiąt dolarów plus napiwek. Klinik jest osiem. Każda z nas mogłaby wynająć go na godzinę. Klientki na pewno będą mu dawać napiwki. Myślę, że takie występy byłyby dobrą reklamą i dla nas, i dla niego. Co o tym sądzicie? – krzyknęła podekscytowana Emily. – Jeśli on się zgodzi, powiększymy zdjęcie, na którym pokazuje muskuły, do wielkości plakatu i obwiesimy nim całą salę. Moim zdaniem mogłoby to przynieść rezultaty. Zadzwońmy do niego i zaprośmy go tutaj.
– Emily, to by nas kosztowało czterysta dolarów dziennie, co daje dwa tysiące tygodniowo. To straszne pieniądze – zwróciła jej uwagę przerażona Lena.
– Byłby głupcem, gdyby się nie zgodził – stwierdziła Emily. – Wyliczymy, jakie będziemy musiały pobierać opłaty, żeby mu zapłacić i już na wstępie trzeba go uprzedzić, że może się okazać, iż na początku będzie pracował za darmo. Ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, to zarobi mnóstwo pieniędzy. Sądzę, że w takim układzie sam dostrzeże duże możliwości dla siebie. Zaraz do niego zadzwonię. Ale najpierw głosujmy. W porządku, większość jest za.
Emily zaczęła szperać w szufladzie kuchennego stołu w poszukiwaniu wizytówki „Ogiera”. Potem mocno podekscytowana wykręciła numer. Słuchając uważnie głosu w słuchawce, Emily szepnęła koleżankom, że „Ogier” ma właśnie występ, ale przesłuchuje wiadomości na sekretarce o każdej równej godzinie. Siedzące przy stole kobiety pokiwały głowami.
– Mówi Emily Thorn – powiedziała do słuchawki. – Wspólnie z koleżankami chciałabym zaproponować panu pewien interes. W tej chwili jest dziesiąta. Na pewno nie położymy się spać przed północą. Proszę do nas zadzwonić albo wpaść po drodze do domu. Mój numer 555-7026.
Odłożywszy słuchawkę, Emily zapytała:
– No i jak to zabrzmiało?
– Na jego miejscu przyjechałabym tutaj – odparła Lena. Pozostałe kobiety zgodnie przytaknęły.
– Czy któraś ma ochotę na partyjkę? – spytała Nancy sięgając do szuflady po karty do gry.
Dziesięć minut po jedenastej rozległ się dzwonek u drzwi. Wszystkie panie zerwały się na równe nogi.
– Jak pan się naprawdę nazywa? – zapytała Emily.
– Charley Wyland. A jaką sprawę mają panie do mnie?
Emily wyjaśniła o co jej chodziło.
– Chcemy w pana zainwestować. Pytanie brzmi, czy pan zechce dla nas pracować i zainwestować w nas? Jeśli interes się rozkręci, niewątpliwie zarobi pan mnóstwo pieniędzy. Czym zazwyczaj zajmuje się pan w ciągu dnia?
– Myję samochody. Nie mogę wykonywać cięższych prac fizycznych, bo muszę się oszczędzać, same panie rozumieją. A jak długo, zdaniem pań, trzeba będzie poczekać, aż pieniądze zaczną napływać do kasy?
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.