Gdy już wysuszyła włosy i włożyła złote kolczyki w kształcie kół, odsunęła się nieco od lustra, by móc podziwiać swoje odbicie. Dół zadrukowanej w indiańskie wzory sukienki układał się znakomicie. W połączeniu z opadającym na biodra szerokim skórzanym paskiem z ozdobną klamrą – pożyczonym od Kelly – i zbluzowaną nad nim górą sukni, całość prezentowała się bardzo modnie. Zamszowe botki w głębokim odcieniu biedzi pasowały idealnie, choć należały do Martiny. Uzupełnieniem stroju była jutowa torebka ze skórzanymi rączkami i klamerkami od Nancy.

Emily otworzyła kosmetyczkę. Miała w niej wszystko, więc niełatwo było podjąć decyzję, jak się umalować. Przyszło jej też do głowy, że niezależnie od tego, jak dobrze to zrobi, makijaż podkreśli fałdki tłuszczu pod oczami i głębokie bruzdy wokół ust i nosa. Pomyślała, że może lepiej ciągle się uśmiechać i w ten sposób je zatuszować. Palcami namacała obwisłą skórę na szyi pod brodą. Było jej zdecydowanie za dużo. A gdzieniegdzie pokazały się już plamy wątrobowe. Emily wątpiła, czy długo jeszcze będzie w stanie znosić te paskudne, brązowe cętki. Jedną z nich miała na czubku nosa i tej zdecydowanie musiała się pozbyć, chociaż najbardziej przeszkadzały jej te na dłoniach. Gdyby tylko gotowa była wyłożyć na to pieniądze, dobry dermatolog na pewno by je usunął. Zanotowała sobie w pamięci, że zaraz na początku tygodnia ma zadzwonić do lekarza i umówić się na wizytę. Obiecała sobie także, że poważnie zastanowi się nad operacją plastyczną. Może tylko coś by poprawiła, naciągnęła, a może zdecydowała się na pełny lifting twarzy. Gdyby sprzedała futra, wystarczyłoby chyba na taki zabieg. W końcu zrobiłaby coś dla siebie. Postanowiła również zorientować się, czy da się zoperować żylaki. Wyobraziła sobie, jak cudownie byłoby nie czuć więcej tego okropnego bólu w nogach. Od tak dawna towarzyszyły jej rozmaite bóle i cierpienia, że stały się niemal nieodłączną częścią życia.

Emily pokazała język odbiciu w lustrze, po czym pomalowała usta szminką, a na koniuszki rzęs nałożyła nieco tuszu. Na koniec uperfumowała się lekko za uszami i w zgięciach łokci zapachem, który sama sobie kupiła i który jej się podobał.

Skończywszy przygotowania zgasiła światło, podeszła do frontowych drzwi i otworzyła je, by Ben mógł od razu wejść do środka. Następnie przeszła do pokoju wypoczynkowego i usiadła na jednym z materacy. Przez chwilę wpatrywała się w pluszczące się w wodzie rybki.

– Emily! – usłyszała.

– Jestem tutaj – odkrzyknęła. – Włożę tylko płaszcz i już jestem gotowa. Pojadę za tobą swoim samochodem, żebyś nie musiał mnie odwozić do domu.

– Ej, co ty, jak umawiam się z dziewczyną na randkę, to odwożę ją potem do domu. No, biorąc pod uwagę obecną sytuację, mogę przywieźć cię tutaj, żebyś przesiadła się do swojego auta.

– Dobrze – zgodziła się.

– Na zewnątrz pada, a samochód zostawiłem na samym końcu parkingu. Masz parasolkę? Nie? No to poczekaj tu, a ja podjadę pod drzwi i wtedy wsiądziesz.

– Nie, nie trzeba. Lubię spacerować w deszczu, a ty?

– Owszem, to jedna z moich ulubionych rozrywek. Zwykle przez całe lato, kiedy tylko pada wychodzimy z synem na przechadzki w deszczu, co jego matkę napawa przerażeniem. I ciągle muszę mu kupować nowe trampki.

– Naprawdę? No to chodźmy. Ale zaczekaj chwilę – najpierw zasłonię wszystkie żaluzje.

Kiedy wyszli na zewnątrz, Ben zapytał:

– Nie martwisz się o włosy?

Emily roześmiała się.

– Po prostu bardziej mi się skręcą. O rety, zobacz jaka kałuża.

Puściła rękę Bena, podbiegła do przodu i wskoczyła w kałużę; woda przykryła jej całe buty. Kiedy się odwróciła, zobaczyła że Ben wdepnął w kałużę tuż obok niej.

– Poszukajmy innej – zaproponowała. – O tam jest jedna i jeszcze tam! Ojejku, jedzie pickup.

Ledwie wypowiedziała te słowa, przejeżdżający samochód ochlapał ich od stóp do głów. Kierowca cofnął się zaraz w ich kierunku.

– Bardzo państwa przepraszam. Może gdzieś państwa podwieźć?

– Nie trzeba – odparła Emily.

– Ja zostaję z tą panią – odrzekł śmiejąc się Ben.

– No cóż, jeszcze raz przepraszam.

Gdy samochód ruszył z miejsca, woda z kałuży znów chlapnęła powtórnie mocząc Emily i Bena.

– Nie wiesz pewnie Emily, ale w tym świetle jesteś zielonopurpurowa – powiedział Ben parskając śmiechem i wskazując na uliczne latarnie. – Chcę ci coś zaproponować, bo w takim stanie nie możemy pokazać się w żadnej restauracji. Moglibyśmy wrócić do kliniki i tam się wysuszyć albo pojechać do mnie i wtedy ja zrobię coś do jedzenia, ewentualnie wstąpimy do jakiejś chińskiej knajpki, kupimy coś na wynos i pojedziemy do domu. Ty wybierasz.

– A umiesz gotować?

– Oczywiście, że tak. Nie za dobrze, ale potrafię upitrasić co nieco. Moja specjalność to jajka na boczku. Mam w lodówce jedno i drugie.

– Uwielbiam jajka na boczku. I już od bardzo dawna tego nie jadłam. Zawsze maczam grzankę w płynnym żółtku, a potem jeszcze w kawie.

– Ja też. Matka ciągle mi przypominała, że w restauracji nie powinienem tak robić, ale kiedy już byłem na tyle dorosły, żeby jadać na mieście sam, zauważyłem, że wszyscy jedzą tak jak ja. W smażonych jajkach najbardziej lubię żółtka, a w gotowanych na twardo białka; żółtka wyrzucam.

– No popatrz, ja też – odparła Emily wsiadając do samochodu. – Masz w domu suszarkę?

– Jasne. Mój syn używa jej ilekroć do mnie przyjeżdża. Staram się, żeby w moim mieszkaniu miał dom, taki sam jak ma u matki. Urządziłem mu jego własny pokój, w którym trzyma swoje rzeczy i ma swój telewizor. Dzieci bardzo przeżywają rozwód rodziców. Ciesz się, że nie miałaś tego problemu. To znaczy… nie chciałem powiedzieć, że…

– Wiem, co miałeś na myśli – odparła Emily. – A czy ty bardzo go przeżyłeś?

– Owszem, ale trzeba jakoś dalej żyć, bo nic innego człowiekowi nie pozostaje. Nie należy oglądać się za siebie. Sam się o tym przekonałem i wiele mnie to kosztowało. Teraz jest już dużo lepiej. Cieszę się każdym porankiem, kiedy się budzę, oczekuję tego, co przyniesie mi dzień i wyglądam wieczoru, gdy mogę porozmawiać z synem. Od czasu do czasu ogarnia mnie poczucie osamotnienia, ale zdarza się to już bardzo rzadko. Mam obecnie własne życie, podobnie zresztą jak ty. Bo najważniejsze, to iść do przodu. Niektórzy ludzie nigdy nie przyjmują do wiadomości tej prostej prawdy. Jeden z moich przyjaciół za nic nie chce zapomnieć o przeszłości. Jego żona puściła go z torbami; to ona dostała wszystko. A on bez przerwy ją nęka jak tylko może i poświęca na to tyle czasu i energii, że właściwie nie żyje, a wegetuje. Nie dalej jak dwa tygodnie temu poprzecinał jej opony w samochodzie i zrobił to w środku nocy. Miesiąc temu schował się w krzakach i obrzucił frontowe drzwi jej domu zgniłymi owocami i warzywami, które gromadził na tę okazję przez kilka tygodni. Zwykle ktoś go na tym przyłapuje i ona musi z nim rozmawiać. Nie chce wnosić przeciw niemu skarg, więc on nie przestaje jej dokuczać. No i powiedz sama, jaki w tym sens? Ta kobieta ma narzeczonego i za kilka miesięcy zamierzają się pobrać. Ona chce wyjechać do innego stanu, żeby być jak najdalej od swego byłego, a on próbuje jej w tym przeszkodzić jakimiś prawnymi sztuczkami.

– Cóż on pocznie, gdy jego żona rzeczywiście się wyprowadzi?

– Po pierwsze są rozwiedzeni, więc ona nie jest już jego żoną. A kiedy wyjdzie za mąż i wyjedzie, on stanie oko w oko z brutalną rzeczywistością.

– Bądź wtedy przy nim, Ben. Ja bardzo długo byłam sama. Dobrze wiem, co ten facet czuje. Być odrzuconym… to bardzo poniżające. Człowiek ma ochotę zapaść się pod ziemię.

– No i jesteśmy na miejscu – oznajmił Ben zatrzymując się na swoim miejscu na parkingu. – Kiedy kupowałem to mieszkanie, miałem do wyboru – garaż albo kominek. Wybrałem to drugie. Mój syn jest harcerzem i uwielbia rozpalać ogniska. Zimą robimy sobie duży ogień, opowiadamy przy nim historie o duchach i opiekamy słodkie bułeczki. Często robię też popcorn. Mam do tego odpowiednią maszynkę, którą stawia się nad paleniskiem. Jest wtedy wspaniale!

Emily pomyślała, że naprawdę lubi Bena i już prawie miała go zapytać czy kiedykolwiek kochał się z kobietą przed tym kominkiem, ale ugryzła się w język i powiedziała:

– Strasznie mi zimno.

– Będziesz miała na przyszłość nauczkę, żeby nie chodzić po deszczu i nie wskakiwać do kałuż – odrzekł Ben śmiejąc się i otworzywszy drzwi wejściowe zapalił zaraz światło. – Na górze po lewej jest pokój mojego syna. Jest tam także łazienka. A w holu, w szafce obok łazienki, znajdziesz szlafrok. Znieś na dół swoje ubranie, to je wysuszę.

– A ty?

– W pralni mam ubranie na zmianę. Ale najpierw musisz zobaczyć, jak się wystroiłem na tę randkę – powiedział rozchylając marynarkę, pod którą widać było pulower naciągnięty na elegancką białą koszulę. Sztruksowe spodnie miały ostre kanty, ale dół nogawek był przemoczony. Skapywała z nich woda wprost na beżowy dywan.

– Zgodnie z poleceniem, obejrzałam – oznajmiła Emily i ruszyła po schodach w górę.

Dopiero kiedy przebrała się w jeden z ciepłych szlafroków Bena, zaczęła się rozglądać po pokoju jego syna. Szlafrok pachniał Benem, a pokój wydał jej się cudowny; dużo w nim było jasnych barw i sprzętu sportowego. Na jednej z białych półek stała kolumna żołnierzyków – zniszczonych już i wysłużonych, a obok piętrzyły się pluszowe misie równie zniszczone i wysłużone. W rogu czekała na chłopca rękawica baseballowa, kij i koszyk piłek. Tuż przy łóżku stała nocna lampka, której podstawka zrobiona była z prawdziwej piłki futbolowej. Piłka była już stara, najwyraźniej pamiętała jeszcze młodość Bena. Emily dotknęła jej skórzanej powierzchni i zauważyła, że postrzępione nitki powleczone są jakimś lakierem. Obok szafy stały sanki z napisem „Flexible Flyer”, w którym litera „y” była już niemal zupełnie wytarta. Prawdopodobnie te sanki należały kiedyś do Bena, a on przechował je dla swego syna. Emily była pewna, że Ben jest wspaniałym ojcem. Przestrzeń pod obydwoma oknami zajmowały półki wypełnione rozmaitymi książkami, jakie zazwyczaj czytają chłopcy; były więc tam „Przygody Hucka Finna”, historyjki o bliźniakach Bobbsey i Hardy Boys. Niemal wszystkie liczyły sobie już sporo lat, były wielokrotnie kartkowane, a strony miały żółtawe. Pomiędzy te stare wciśnięto nowe lektury, głównie opowieści przygodowe. Całą dolną półkę szczelnie wypełniały książki o sporcie, pociągach i samolotach, a także zeszyty z rozmaitymi zagadkami. Obok nich leżała sznurkowa torba. Na wprost łóżka stało biurko i obrotowe krzesełko. Po obu stronach blatu ustawiono kubki z ołówkami, z których żaden nie miał już gumki, a wszystkie tkwiły w pojemniczkach prosto, niczym żołnierze na warcie. Na środku przykrywającego biurko porysowanego brystolu leżały bloki i koło-notatniki. Emily odwróciła się w stronę łóżka i ugniotła jednoosobowy materac. Był dość twardy, ale wygodny. Podobała jej się bawełniana narzuta zadrukowana baseballistami w rozmaitych pozycjach oraz doskonale do niej pasujące zasłony w oknach.