– Obawiam się, że nie, Ben. Ja się nie nadaję na żonę. Obydwoje dobrze o tym wiemy. Naprawdę, nie musisz troszczyć się o mój status. Lubię być niezależna. Gdybym za ciebie wyszła, zamęczyłabym cię swoją miłością. Taką już mam naturę. Lepiej niech zostanie tak jak jest. Przynajmniej mnie to bardziej odpowiada. A jeśli ty…
– Nie kończ, Emily. Nie chcę żadnej innej kobiety. Kocham cię, zawsze cię kochałem. Dobrze jest nam razem.
– I chcę, żeby tak zostało. Nie wiem dlaczego, ale ten papierek, który stwierdza, że jest się mężem i żoną, jakoś wszystko zmienia. Czy moglibyśmy porozmawiać o czymś innym?
– A o czym byś chciała?
– O mojej planowanej podróży do Los Angeles, żeby spotkać się z Ianem.
– A jest w tej sprawie coś do omówienia? Podjęłaś już decyzję, że chcesz pojechać, więc o czym mamy dyskutować?
– Chyba chciałabym usłyszeć twoją opinię.
– Pamiętaj, że to ja sugerowałem, iż powinnaś się z nim zobaczyć. Czy może coś innego cię męczy? Jeśli tak, to mów śmiało. Nie umiem czytać w myślach.
Emily uśmiechnęła się.
– Wyjeżdżam rano. Chcesz jechać ze mną?
– Nie. Ale będę na ciebie czekał, jak wrócisz.
– Ben, jesteś słodziutki, najcudowniejszy na świecie – powiedziała Emily tuląc się do niego.
– Nie jestem pewien, czy chcę być nazywany słodziutkim. Dlaczego nie powiesz o mnie męski albo przystojny? Muskularny też by mi się podobało.
– To wszystko też się do ciebie odnosi – odrzekła uśmiechając się. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i moich współlokatorek.
– Wierz mi, Emily, że to najwspanialsza rzecz, jaką kiedykolwiek od ciebie usłyszałem.
– Zamknij się już i kochaj się ze mną.
Ben zamilkł i wykonał polecenie.
Powiedzieć, że wyglądała dobrze, to mało; prezentowała się wspaniale. Jak kobieta, która zwraca uwagę i pobudza zmysły. Jak ta, która zamierza podbić męskie serca.
Kostium od Armaniego był doskonałym osiągnięciem sztuki krawieckiej, a i butom nie można było nic zarzucić, tym bardziej że podkreślały zalety nóg najlepiej jak można. Makijaż miała nieskazitelny, a włosy tak modnie uczesane, że mogłaby równać się z tymi kobietami, które znajdowały się na topie, jeśli chodzi o modę i elegancję.
Posługując się fałszywym nazwiskiem Ann Montgomery, Emily umówiła się na spotkanie z doktorem Ianem Thornem w Bayshore Clinic na godzinę trzecią po południu.
Tym, czego nie przewidziała i na co nie była przygotowana, była gromada ludzi protestujących przed kliniką, wymachujących domowej roboty transparentami i broszurami, które i jej usiłowali wcisnąć do ręki. Przeciskając się przez tłum, Emily odpychała podsuwane jej ulotki. Zastanawiała się, czy takie rzeczy zdarzają się tu codziennie, czy też po prostu miała pecha.
Gdy wreszcie dotarła do kliniki, zgłosiła się do recepcji. Dyżurna pielęgniarka podała jej formularz do wypełnienia, lecz Emily oświadczyła uśmiechając się: – Przyszłam w sprawie osobistej – i oddała jej druczek.
– Pan doktor czeka na panią – oznajmiła pielęgniarka pięć minut później. – Pierwsze drzwi na lewo.
Pokusa, by wziąć nogi za pas i uciec była tak silna, że aby jej się oprzeć Emily zacisnęła pięści i mocniej wbiła obcasy w dywan. Jednocześnie zaczerpnęła kilka głębokich oddechów. Starała się, żeby były naprawdę głębokie. Po chwili poczuła, że jest gotowa i ruszyła z miejsca pamiętając, żeby iść powoli i otwierać drzwi również bez najmniejszego śladu pośpiechu. Powiedziała sobie jeszcze, że wygląda przecież świetnie, więc powinna się zachowywać z pełną tego świadomością.
Nie, to nie mógł być Ian. Nie ten gruby, łysiejący mężczyzna, który wyciągał do niej na powitanie trzęsącą się rękę.
– Witam, panno Montgomery, pielęgniarka powiedziała, że przyszła pani w sprawach osobistych. Przyznam, że wielu pacjentów twierdzi tak na początku. Proszę usiąść i rozluźnić się.
– Ianie, nie poznajesz mnie? To ja, Emily.
– Emily!
Szok, niedowierzanie, oburzenie – wszystkie te uczucia malowały się wyraźnie na czerwonej twarzy Iana. Emily przemknęło przez myśl, że Ian za dużo pije.
– Tak właśnie mam na imię – powiedziała siadając. Założyła nogę na nogę zadowolona, że spódnica lekko się przy tym uniosła. – Przyjechałam tu z drugiego końca kraju tylko po to, żeby się z tobą zobaczyć.
– Ale dlaczego? Czego chcesz? Co ty z sobą zrobiłaś?
– Prawdę mówiąc niczego od ciebie nie chcę. Nie masz nic, czego ja mogłabym kiedykolwiek potrzebować. Chciałam po prostu cię zobaczyć. No, może miałam ochotę powiedzieć ci coś. To mianowicie, że spaliłam wszystkie twoje białe koszule. – Przerwała na chwilę, żeby podkreślić to ostatnie zdanie. – Właściwie to chyba kolej na mnie zapytać, co ty z sobą zrobiłeś. Wyglądasz jakby cię wleczono po kamieniach, a potem wystawiono na słoneczny żar. To ma być wygodne życie, co? Na miejscu czekających tam pacjentek, nigdy nie pozwoliłabym, żebyś podszedł do mnie ze skalpelem. Ręce ci się trzęsą. W dodatku masz twarz pijaka. I chyba ze dwadzieścia kilo nadwagi. Zaraz, czy mi się zdaje, czy masz plamę na koszuli? No, no – powiedziała cmokając.
– Czego chcesz, Emily?
– Niczego. Mówię szczerze, Ianie, nic od ciebie nie chcę. Chwileczkę, ile bierzesz za pierwszą wizytę?
– Sto dolarów – odparł mechanicznie.
Emily wypisała czek i położyła go dokładnie na środku biurka.
– Jak widzisz, płacę nawet za czas, jaki mi poświęciłeś. Powiedziałam, że niczego nie chcę. Miałam tylko ochotę zobaczyć, czy minione lata były dla ciebie równie dobre jak dla mnie. – W tym momencie wstała, obróciła się wokół własnej osi, żeby mógł ją obejrzeć, po czym usiadła. – Zachowałeś się wobec mnie jak człowiek kompletnie pozbawiony skrupułów, ale jakoś to przeżyłam. Założę się, że nic nie wiesz o moim życiu. A może jednak? – Ian potrząsnął przecząco głową. – To ja jestem właścicielką firmy „Kliniki Wychowania Fizycznego Emily”. Fakt, że działamy głównie na wschodnim wybrzeżu, więc mogłeś o nas nie słyszeć. Rocznie zarabiam – pochyliła się nad biurkiem i zniżyła głos do szeptu – siedmiocyfrową liczbę.
To ostatnie było kłamstwem, ale Ian nie musiał tego wiedzieć.
– Skończ już z tym, Emily – przerwał jej wzywając jednocześnie pielęgniarkę. Gdy przywołana kobieta stanęła w drzwiach, Ian burknął do niej: – Zadzwoń do mojego dawnego prawnika z New Jersey, Staną Margolisa, i poproś, żeby powiedział ci wszystko co wie na temat firmy, która nazywa się „Kliniki Wychowania Fizycznego Emily”. Zajmij się tym natychmiast.
Emily wzruszyła ramionami.
– Jak tam interesy? I dlaczego nie potrafiłeś się zdobyć na to, żeby stanąć ze mną twarzą w twarz i powiedzieć mi, że odchodzisz, tylko przysłałeś list polecony?
– Bo nie chciałem żadnej sceny. Ty uwielbiałaś je urządzać.
– Ile masz tu klinik?
– Sześć, chociaż to nie twój interes. Zaczynam myśleć o wyniesieniu się stąd. Codziennie muszę użerać się z tymi tłumami na zewnątrz. Dwukrotnie podkładano nam bomby ogniowe, sześć albo siedem razy nas okradziono, ale teraz jest jeszcze gorzej. Nie przewidziałem tego typu rzeczy – wyrzucił z siebie w pośpiechu.
Telefon na biurku rozdzwonił się. Ian podniósł słuchawkę.
– Tu doktor Thorn. O, Stan, miło słyszeć twój głos. Świetnie, świetnie. Tak, mnóstwo tu smogu. Ale jest u mnie pacjentka. – Emily uśmiechnęła się widząc minę Iana. Siedziała tu i zastanawiała się, jak też mogła być aż tak zaślepiona na punkcie tego człowieka. Po chwili Ian odłożył słuchawkę. Na jego twarzy malowała się chciwość. – Chcę połowę.
– Połowę czego?
– Tego, co posiadasz. Zapewniłem ci przecież dobry start. Wypadałoby, żebyś mi się odwdzięczyła.
– A o tym, że ja zapewniłam ci dobry start, to już nie pamiętasz?
– Dałem ci wszystko, czego chciałaś – odburknął. – Spłać mnie, a będę mógł przestać posługiwać się kobietami.
– A idź do diabła. Jesteśmy rozwiedzeni i to od dawna. Nie masz prawa do niczego, co należy do mnie.
– Czy wciąż masz nasz dom?
– Owszem, z dwiema hipotekami. Wzięłam kredyt pod zastaw swojej części na wypadek, gdybyś chciał odzyskać należną ci połowę wartości domu. Tak więc połowa jest twoja. Powiedz tylko, kiedy chcesz ją mieć. Do tej pory jakoś odpuściłam sobie tę sprawę. Kupiłam mieszkanie w Park Gate. Dom jest wart bardzo niewiele – skłamała Emily. – Dam ci za niego pięć tysięcy albo wszystko zostanie tak jak jest. Cholera, sama miałam zamiar poruszyć ten temat. Dzięki, że mi przypomniałeś. No cóż, czas już na mnie.
– Dlaczego miałbym ci wierzyć?
– Zawsze mi wierzyłeś. Czy kiedykolwiek cię okłamałam?
– No dobrze, przyjmuję twoją ofertę.
– Więc musisz podpisać zrzeczenie się praw do domu i przenieść prawo własności na mnie.
– Wypisz czek – powiedział podpisując dokumenty. – A co z tulipanami?
– A co ma być? – spytała wypełniając drugi czek i kładąc go na pierwszym.
– Czy hodowałaś je dalej?
– Przez jakiś czas. Ale obecnie w ogródku nie rosną żadne kwiaty. Nie mam czasu na zajmowanie się nimi. – Po chwili przerwy zapytała miękkim głosem: – Ianie, jesteś szczęśliwy?
– Na miłość boską, czy ty znasz kogoś, kto jest szczęśliwy? Zawsze zadawałaś podobnie idiotyczne pytania.
Wsunął czeki do szuflady biurka.
– A nie zapytasz, czy ja jestem szczęśliwa?
– No, a jesteś? Emily uśmiechnęła się.
– Tak i to bardzo. Złamałeś mi serce, Ianie. Naprawdę krwawiło z bólu. Ale rana się zagoiła. Przez pewien czas zdawało mi się, że to nigdy nie nastąpi. Czasem przyjemnie jest się pomylić. Kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę, że zmarnowałam pół swego życia na ciebie, ozdrawiałam stosunkowo łatwo. A co się z tobą działo?
– Nic. Nie zadawaj sobie trudu wymyślaniem, co jeszcze mogłabyś mi powiedzieć, żeby zrobić mi przykrość.
– Marnujesz swoje życie tak samo jak zmarnowałeś moje. Ale dla ciebie już za późno na zmianę; straciłeś swoje atuty. Spójrz, jak trzęsą ci się ręce. Powinieneś przerwać operowanie, zanim stanie się jakieś nieszczęście. Zajmij się dermatologią.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.