W rezultacie jednak Ben pomógł jej wszystko zorganizować.

– Ogromnie się zmieniłaś, Emily – stwierdził Ben, gdy jechali taksówką. – Bardzo bym się cieszył, gdybyś rozważyła możliwość spędzenia reszty życia ze mną. Powiedz, przemyślisz to sobie?

– Tak, Ben, zastanowię się. Mam teraz dużo spraw do przemyślenia. Mam wrażenie, że zrobiłam w życiu zwrot o całe sto osiemdziesiąt stopni.

– Bo tak właśnie jest, pani Thorn.

– Co byś powiedział, gdybym wróciła do swego nazwiska panieńskiego?

– A czy czujesz się bardziej Emily Wyatt, czy Emily Thorn? – zapytał. – A jak byś się czuła jako Emily Wyatt Thorn Jackson?

– Nie przypieraj mnie do muru, Ben. O, już jesteśmy przed kwiaciarnią. Zróbmy co mamy zrobić, a potem pójdziemy na drinka – oznajmiła nieco spięta. – Przez te dobre uczynki bardzo chce mi się pić.

– Chciałabym się upewnić, że właściwie panią zrozumiałam – powiedziała stojąca za kontuarem kwiaciarka. – Życzy pani sobie kupić wszystkie tulipany, jakie uda mi się zdobyć, i mam je dostarczyć jutro rano na lotnisko. Dziś jeszcze powiadomi mnie pani, gdzie dokładnie. Teraz wpłaci mi pani zaliczkę i ureguluje rachunek jutro po realizacji zlecenia. A tulipany mają być w różnych kolorach.

– Zgadza się – przytaknęła Emily. – Ale nie chodzi mi o kilkadziesiąt sztuk, ale o setki kwiatów. Jeśli nie jest pani pewna, czy zdoła tyle zdobyć, proszę powiedzieć mi o tym teraz, żebym mogła poszukać innego dostawcy. Te tulipany przeznaczone są na… pogrzeb. To ostatnie życzenie zmarłego, sama pani rozumie.

– Proszę, oto moja wizytówka. Na odwrocie zapiszę pani mój domowy telefon, bo kwiaciarnię zamykamy o szóstej. Dostarczę pani te tulipany, gdziekolwiek pani zechce.

Następnie Emily zadzwoniła z budki telefonicznej i wynajęła helikopter na trzy godziny na przedpołudnie, uprzedzając, że zapłaci kartą kredytową, której numer podała swemu rozmówcy. Uważnie zanotowała dane dotyczące miejsca, gdzie będzie czekał helikopter.

– No, już wszystko załatwione. Chodźmy teraz na drinka i nie rozmawiajmy ani o Ianie Thornie, ani o Emily Thorn. Pomówmy o zielonych łąkach, błękitnym niebie i o zwierzątkach.

– O czym tylko zechcesz, Emily.


* * *

Kiedy pilot krążył nad pustynią, miała miejsce pewna bardzo kłopotliwa sytuacja, lecz Ben się z nią uporał. Emily bała się, że gdy wysypie prochy z urny, te zostaną wciągnięte przez wirnik śmigła. Więc kiedy Ben opróżniał pudełko, pilot wykonywał maszyną bardzo zabawne manewry. A Emily wysypała z pudełek całe mnóstwo tulipanów. Gdy spadały, pomyślała że wyglądają naprawdę ładnie – jak kwiatowa tęcza nad pustynią. W oczach stanęły jej łzy, lecz Ben szybko je otarł.

– Mogę już wracać – powiedziała zdławionym głosem. Ian wreszcie odpoczywa w pokoju, pomyślała i popatrzyła ku niebu. Cały jest teraz Twój. Jeśli mogę Ci coś zasugerować, panie Boże, to powierz mu tam w niebie zajmowanie się skargami.

Żegnaj, Ianie.

Część trzecia

16

Emiły utkwiła wzrok w wiszącym w kuchni kalendarzu. Od śmierci Iana upłynął rok. Jak to możliwe, że minęło już tyle czasu? Zastanawiała się, dlaczego na myśl o Ianie nic nie czuje – ani radości, ani smutku. W ogóle czegokolwiek. Rozejrzała się po kuchni. Właściwie nie potrafiła podać powodu, dla którego została dziś w domu, chyba tylko taki, że nie miała ochoty iść do pracy. Obecnie mogła sobie pozwolić na branie wolnych dni, ilekroć przyszła jej na to ochota. Każda z jej przyjaciółek zresztą także.

Wczoraj bez żadnej szczególnej przyczyny zaczęła przeglądać kartotekę pracowników. Uznała, że powinna w jakiś sposób wyrazić swoje uznanie dla ludzi, których zatrudniała. Tylko w jakiej formie?

Zła była na siebie, bo jakoś nie miała dzisiaj humoru. Przyszło jej do głowy, że może dobrze by jej zrobiła drobna sprzeczka z Benem albo którąś z koleżanek. To przedsięwzięcie było jednak z góry skazane na niepowodzenie, bo żadne z nich nie chciałoby się z nią kłócić, a poza tym ona sama nie miała pretekstu do wszczynania sporu. Wpadła więc na pomysł, by zrobić coś, co by wszystkich oburzyło, coś dekadenckiego. Ale co?

W końcu uznała, że chętnie by z kimś porozmawiała. Tak. Tylko z kim? Musiała to być osoba, która nie ma nic wspólnego z jej życiem osobistym. Na przykład ksiądz. Nie przestając się zastanawiać, Emily wykręciła numer informacji i poprosiła o telefon do katolickiego kościoła świętego Jana. Zanotowała podany jej numer, a potem go wykręciła. Po chwili usłyszała w słuchawce czyjś głos.

– Proszę księdza, nazywam się Emily Thorn. Mam wrażenie, że Przydałaby mi się duchowa porada. Proszę mi powiedzieć, co się robi, gdy człowiek osiągnie już swoje życiowe cele? Czy powinien wyznaczyć sobie nowe? Czy też po prostu dreptać w miejscu? Ale co wtedy robić z czasem? Nie czuję się szczęśliwa, ale nie mogę też powiedzieć, że jestem nieszczęśliwa. Wydaje mi się jednak, że potrzeba mi czegoś więcej… ale nie wiem Czego. Czy jestem samolubna dlatego, że chcę… no właśnie, sam ksiądz widzi, ja nie wiem, czego chcę. Sądziłam, że pragnęłam… że musiałam sobie udowodnić… ale już wszystko to zrobiłam… ułożyłam sobie życie pod tyloma względami, lecz wciąż nie czuję się w pełni zadowolona.

– Może powinna pani cofnąć się do samego początku i spróbować zrobić wszystko to, czego wcześniej nie była pani w stanie. Poczucie spokoju i szczęścia rodzi się w nas samych. Musi pani zaakceptować siebie taką, jaka pani jest. Kiedy Bóg panią stwarzał, naprawdę dobrze wykorzystał swój czas. A gdyby mogła pani wyrazić jakieś życzenie, tylko jedno, to czego by pani sobie życzyła?

– Proszę księdza, zadał mi ksiądz bardzo poważne pytanie.

– Owszem. Odpowiedź na nie trzeba sobie dokładnie przemyśleć. I proszę pamiętać, że nie może pani zmarnować tego życzenia, bo ma pani prawo tylko do jednego.

– Kiedyś pragnęłam mieć dzieci. Niestety, nie było mi to dane. A uważam, że byłabym bardzo dobrą matką. Przez własną głupotę zmarnowałam połowę życia i to najlepsze jego lata. Może właśnie tego powinnam sobie życzyć – powrotu tych straconych lat.

– Proponuję, żeby sporządziła pani listę życzeń, zanim wyrazi pani to jedno jedyne. Czasem, kiedy ujmie się coś w słowa i zobaczy je zapisane czarno na białym, okazuje się, że to wcale nie jest to czego chcemy. A może wszystko co pani trzeba, to wyjechać gdzieś na trochę, żeby spojrzeć na swoje życie świeżym okiem. Nie wiem, czy to panią zainteresuje, ale coś pani powiem. W Great Smoky Mountains jest miejsce, które nazywa się Ustronie Czarnej Góry. Może chciałaby pani wybrać się tam kiedyś. Byłem raz i wiem, że jest cudownie. Nie trzeba wcale być religijnym, żeby móc tam pojechać. Piękno gór zapiera dech w piersiach, woda w strumieniach jest kryształowo czysta, a idąc szlakami spacerowymi wdycha się niebiańskie zapachy. Jedzenie nie jest może doskonałe, ale za to kawę dają znakomitą. Przybywają tam zupełnie obcy sobie ludzie, którzy chcą coś z siebie dać i lepiej poznać samych siebie. Ale takie duchowe nastawienie nie jest wcale konieczne. Jeśli będzie pani miała ochotę cały czas wędrować po górach, jeść i spać, nikomu nie będzie to przeszkadzało. Ludzie tam przebywający wiodą proste, skromne życie, więc jeśli zdecyduje się pani pojechać, radzę nie zabierać ze sobą eleganckich strojów.

– Bardzo księdzu dziękuję, że zechciał ze mną porozmawiać. Czy nie miałby ksiądz nic przeciw temu, gdybym zadzwoniła od czasu do czasu?

– Ależ, drogie dziecko, proszę bardzo, o każdej porze dnia i nocy. Będę tu tak długo, jak Bóg zechce. Zostań z Bogiem, drogie dziecko.

– Chwileczkę, proszę księdza, proszę jeszcze nie odkładać słuchawki. Czy wie ksiądz… to znaczy, chciałabym wiedzieć, po czym poznam, że… że już osiągnęłam wewnętrzny spokój i zadowolenie?

– Mogę jedynie podzielić się z panią własnym doświadczeniem, o ile taka odpowiedź pani wystarczy. Ja czuję spokój wewnętrzny, kiedy budzę się rano i mam ochotę śpiewać, a wieczorem niechętnie kładę się spać, bo wciąż jest mnóstwo rzeczy, które chcę zrobić. Albo kiedy zapominani o posiłku, ponieważ mam ważniejsze sprawy do załatwienia. Również wtedy, gdy widok zachodu czy wschodu słońca sprawia mi tyle radości, że nie mogę się doczekać następnego. Dostrzega się takie zwyczajne rzeczy. Takie, które towarzyszą nam codziennie, na przykład kwiatek, lecący na niebie ptak, to że ktoś wywozi sprzed domu nasze śmieci i mamy je z głowy. Uśmiechamy się bez powodu, a nawet głośno śmiejemy. Ja na przykład widząc bawiące się dzieci czuję się tak szczęśliwy, że serce o mało nie wyskoczy mi z piersi. Dzięki takim właśnie prostym rzeczom chętnie wstaję z łóżka każdego ranka i zabieram się do codziennych zajęć. Dzisiaj młodzi ludzie wyznaczają sobie w życiu rozmaite priorytety i bez przerwy się spieszą. W czasach mojej młodości staraliśmy się żyć pełnią życia, bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. Nie można zmarnować ani minuty życia. Trzeba je wykorzystać w stu procentach i cieszyć się nim. Czy to, co powiedziałem, pomogło ci, drogie dziecko?

– Nie wiem. Czuję się, jakbym zeszła ze ścieżki i skręciła w niewłaściwym kierunku. Ale odnajdę powrotną drogę. Nie wiem tylko, czy powinnam wrócić do punktu wyjścia, czy też kroczyć dalej przed siebie. Jakie jest księdza zdanie?

– Nie mogę odpowiadać za panią. Odpowiedzi musi poszukać pani w sobie. Ale gdybym mógł jeszcze w czymś pani pomóc, proszę zadzwonić.

– Na pewno to zrobię. Dziękuję, że mnie ksiądz wysłuchał. Emily odwiesiła słuchawkę. Nie była pewna, czy czuje się lepiej, czy gorzej.

Zaczęła przechodzić z pokoju do pokoju dotykając krzeseł i bibelotów, spoglądając na wiszące na ścianie obrazy. Pomyślała, że może jej błąd, o ile oczywiście można to było nazwać błędem, polegał na tym, że wciąż mieszkała w tym domu. Teraz należał już wyłącznie do niej. Zapłaciła za niego własnymi, ciężko zarobionymi pieniędzmi.