Wreszcie, gdy tak leżała czekając na niego Matt patrząc jej w oczy klęknął pomiędzy jej rozsuniętymi udami. Srebrne światło księżyca odbijało się w miękkich włosach i spowijało delikatnym blaskiem jej skórę uwydatniając wszystkie zaokrąglenia ciała. Matt przysiadł na piętach, i nie spuszczając wzroku z jej oczu, pieścił ją rękami, a ona bez cienia wstydu obnażała widoczne w oczach pożądanie przymykając powieki wtedy, gdy jej udami wstrząsały dreszcze rozkoszy. Dłonie Matta powędrowały ku łechtaczce, a gdy zaczęły ją delikatnie pieścić, Emily krzyknęła z rozkoszy i wyprężyła się, jakby chciała jeszcze bardziej przytulić krocze do jego dłoni. – Jesteś tutaj taka śliczna – powiedział, a ona zamknęła oczy i westchnęła.

W końcu Matt poskromił jej gwałtowną namiętność, zaspokoił pożądanie wyzwalając w niej odczucia, nad którymi już nie sposób było zapanować i z czułym uśmiechem patrzył, gdy płakała z szalonej rozkoszy. Jej ciałem wstrząsnął orgazm, gdy on pieścił ją opuszkami palców; krzyknęła i wyszeptała jego imię. Teraz Matt leciutko głaskał jej uda, które stopniowo się rozluźniały, masował napięte mięśnie bioder i gładził brzuch.

Emily pomyślała, że przyjemniej być już nie może, ale Matt pochylił się i wszedł w nią jednym zdecydowanym ruchem. Czując wypełniający ją nabrzmiały członek, Emily wyprężyła się pragnąć dać mu rozkosz i przeżyć ją razem z nim. Miękkie włoski pokrywające jego klatkę piersiową ocierały się o jej piersi, a usta przylgnęły do jej warg w głębokim namiętnym pocałunku. Wchodził w nią i wysuwał się gładkimi, równomiernymi ruchami czekając aż ona dostosuje się do tego rytmu, a za każdym kolejnym wślizgnięciem się przybliżał ją znów do przeżycia tej słodkiej cudownej rozkoszy, której nadejście już przeczuwała.

Emily głaskała jego plecy, wyczuwając drżące mięśnie. Przycisnęła dłonie do twardych naprężonych pośladków czując jak wbija się głęboko i zanurza w jej ciele. Ponownie poczuła ogromną rozkosz i ciałem wstrząsnął orgazm. Wtedy Matt ujął rękami jej biodra i uniósł klękając jednocześnie, i zaczął wbijać się w nią szybkimi gwałtownymi ruchami.

Był zachwycony jej wspaniałym ciałem, tym, jak cudownie reagowała na jego pieszczoty, lecz dopiero, gdy zobaczył na ślicznej twarzy radość i niesamowitą przyjemność, poczuł, że puściły wszelkie hamulce i nie może już dłużej powstrzymywać swojej rozkoszy. Przyniosła mu ją jej radość, wyraz niedowierzania w szczerych oczach i czysta łezka staczająca się po policzku. Wykrzykując imię Emily, eksplodował w jej ciele.

Potem leżeli przytuleni do siebie ze splecionymi nogami, a Matt głaskał gładką skórę jej ramienia i krągłe piersi. Delikatnie całował jej włosy i drażnił włoski brwi.

– Jesteś wspaniałą kochanką – szepnął tuląc ją do siebie jeszcze mocniej i ciesząc się jej bliskością.

– Ty też – mruknęła.

– Emily, co byś powiedziała, gdybym ci wyznał, że jestem bliski zakochania się w tobie?

– A co byś ty powiedział, gdybym wyznała ci to samo?

– No to chyba jesteśmy bliscy zakochania się.

– Miło mi to słyszeć – odparła przysuwając się do niego najbliżej jak mogła. W końcu zasnęli, śniąc o sobie nawzajem.

19

Było już późno, gdy Emily się obudziła. Od razu przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru i wyciągnęła rękę w stronę poduszki, na której spał Matt. Nie znalazła go na niej, lecz spodziewała się tego. Przesunęła się na drugą stronę łóżka i wtuliła twarz w jego poduszkę. Poczuła słaby, aczkolwiek wyraźny jeszcze zapach jego ciała. Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła się jak kotka.

Zanosiło się na kolejny piękny dzień z bezchmurnym niebem i ciepłym wietrzykiem. Emily spojrzała na stojący na nocnej szafce budzik i zorientowała się, że nie tylko przespała śniadanie, lecz niewiele brakowało, by przegapiła porę lunchu. W ogóle się tym nie przejęła, bo nie była ani trochę głodna. Miała apetyt jedynie na Matta – chciała pożerać go wzrokiem.

Zastanawiała się, czy naprawdę zakochała się w tym strażniku. Czy to możliwe w tak krótkim czasie? Ale we wszystkich eleganckich czasopismach i filmach o miłości czytała i oglądała takie historie – spojrzenia dwóch par oczu spotykają się i rodzi się gorące uczucie, a potem miłość w blasku zachodzącego słońca i szczęśliwe życie aż do śmierci. No cóż, tyle że takim jak ona w rzeczywistości nie przydarzają się podobne historie.

Emily zeskoczyła z łóżka niczym nastolatka. Wzięła szybki prysznic, ubrała się i wyszła na ganek nakarmić wiewiórki i króliki. Gdy skończyła, wypieliła chwasty z kwiatowej rabatki, po czym pobiegła do budynku rekreacyjnego, żeby zadzwonić do szpitala. Przyszło jej do głowy, że mogłaby pojechać po Rosie.

– Pani Finneran została wypisana godzinę temu – oznajmiła zadowolona pielęgniarka.

Emily aż klasnęła w dłonie. Ogromnie się tym ucieszyła, bo mogła teraz godzinami opowiadać Rosie o Matcie. Pod warunkiem oczywiście, że koleżanka będzie chciała słuchać. Zaczęła się zastanawiać, czym się teraz zająć. A gdyby tak zadzwonić do domu, do przyjaciółek, do Bena? No tak, do Bena. Wszystkim im winna była telefon. A listy, które od nich otrzymała, wciąż leżały na toaletce nie otwarte. Naprawdę, to karygodne niedbalstwo, skarciła w myśli samą siebie.

Przygotowała kartę magnetyczną i wykręciła numer – najpierw do Bena. Jej głos, gdy Ben usłyszał go w słuchawce, rozbrzmiewał szczęściem.

– Jak leci, Ben? – zaczęła.

– Powolutku. Ale u ciebie najwyraźniej wszystko jest w najlepszym porządku. Chyba nigdy nie słyszałem cię takiej szczęśliwej. A może upiłaś się zapachem sosen? Chociaż nie, to nie to. Pewnie zaprzyjaźniłaś się z jakimiś czteronożnymi stworzonkami kręcącymi się wokół twego domku. Co tam robisz całymi dniami, Emily?

– To i owo. Czas płynie niesamowicie szybko. Zaprzyjaźniłam się z kilkoma osobami. Jedna z nich została właśnie wypisana ze szpitala i wkrótce tu będzie.

Emily opowiedziała Benowi o tym, jak zabłądziła z Rosie na szlaku.

– Powinieneś zobaczyć moją twarz, Ben. Wygląda jak kanapka posmarowana masłem orzechowym i dżemem. Przez parę dni byłam tak zesztywniała, że ledwie mogłam chodzić. Ale teraz czuję się już świetnie.

– Na miłość Boską, Emily, co cię opętało, że wybrałaś się na taką wyprawę? Przecież nigdy specjalnie nie gustowałaś w pieszych wycieczkach? Mogło ci się przydarzyć coś złego.

W głosie Bena było tyle troski i niepokoju, że Emily poczuła się winna.

– Ale nic mi się nie stało. A teraz naprawdę lubię przebywać na świeżym powietrzu. Uwielbiam to, Ben. Nawet nie wyobrażasz sobie, ile mam tu różnych zajęć; cały czas mam co robić.

– Emily, kiedy wracasz? Zbliża się już koniec sierpnia. Brakuje mi ciebie. I dziewczyny też za tobą tęsknią. Martha odwołała swoje… no, cokolwiek tam ustaliła z tym starowiną. Okazało się, że on po prostu szukał pielęgniarki, która by się o niego troszczyła, mimo iż Martha nie jest żadną pielęgniarką. W każdym razie czeka go jakaś poważna operacja. Zresztą chyba wiesz już o tym, bo Martha mówiła, że napisała do ciebie długi list.

– Taaaak – odrzekła Emily, bo nic innego nie przychodziło jej do głowy.

– Emily, czy jesteś aż tak zajęta, że nie mogłaś do nas napisać ani zadzwonić?

Opanowana poczuciem winy Emily uświadomiła sobie, że głos Bena jest strasznie smutny i zmęczony.

– Nie aż tak, Ben, musiałam tylko… to znaczy chyba chciałam na jakiś czas odciąć się od wszelkich obowiązków i odpowiedzialności. Pragnęłam nie czuć się uzależniona, o ile rozumiesz, co mam na myśli. No i nie mam tu własnego telefonu. Muszę korzystać z aparatu w budynku rekreacyjnym. A w dodatku zakonnice nie bardzo lubią, kiedy ktoś dzwoni do wczasowiczów. Po prostu nie ma komu biegać z wiadomościami w tę i z powrotem.

Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej głos brzmi bardzo nieprzekonująco:

– Czy przynajmniej tęsknisz za nami choć troszkę? A w szczególności za mną?

– I tak i nie – odrzekła zgodnie z prawdą. – Myślę o was wszystkich, naprawdę. Bo jesteście zdrowi i wszystko jest w porządku, tak?

– Oczywiście.

– No widzisz, doskonale możecie się beze mnie obejść. Poważnie rozważam możliwość zostania tu jeszcze przez jakiś czas. Pogoda utrzymuje się w tej okolicy świetna, nawet jeszcze w październiku. A we wrześniu jest tu podobno ślicznie.

– Mówiłaś już dziewczynom, że nie wracasz na Dzień Pracy? One szykują huczne przyjęcie. Chcą zaprosić mnóstwo klientów, przyjaciół i tak dalej. Kiedy rozmawiałem z nimi wczoraj, wciąż były przekonane, że przyjedziesz wkrótce, tak jak zapowiadałaś.

– Ben, czy chcesz wzbudzić we mnie poczucie winy?

– Tak.

– No to daj sobie spokój, bo i tak nic z tego nie będzie. Gdybyście mnie potrzebowali, na pewno bym to wyczuła, ale jasne jest dla mnie, że dacie sobie beze mnie radę. I nie mów mi, że zaniedbuję pracę.

– Strasznie się stawiasz – zauważył chłodno Ben.

– Sam mnie do tego zmuszasz. Owszem, istnieje między nami pewne porozumienie, ale nigdy ci niczego nie obiecywałam. Przykro mi, jeśli cię zdenerwowałam. Zadzwonię teraz do dziewczyn i wyjaśnię im, dlaczego chcę tu jeszcze zostać jakiś czas. Do widzenia, Ben, miło było z tobą porozmawiać. I uważaj na siebie. Napiszę do ciebie jeszcze w tym tygodniu.

Ledwie to powiedziała, przerwała połączenie wciskając widełki palcem. Całe jej szczęście gdzieś się ulotniło, a zastąpiło je poczucie winy. Powłócząc nogami i wpatrując się w ziemię ruszyła ścieżką w stronę swego domku. Nagle słyszała ostry gwizd. Odwróciła się.

– Matt! – krzyknęła.

Zobaczywszy go pomyślała, że wygląda na zażenowanego.

– Co masz w tej torbie?

– Lunch. Przyniosłem z domu parę kanapek z mięsem. Masz ochotę posiedzieć na ganku i skosztować?

– Jasne. W pokoju jest coś do picia. Uwielbiam pikniki.

– Ja też. Mam pomysł, Emily, dziś wieczorem będzie smażenie ryb. Siostra Tiny pytała, czy Molly mogłaby jej pomóc. Powiedziałem, że najprawdopodobniej przyjdzie. Umówiłem się z dzieciakami o trzeciej w mieście, żeby je przywieźć. Przyszło mi do głowy, że moglibyśmy zjeść kolację wszyscy razem. To znaczy Ivan i Rosie, moje dzieciaki i my dwoje. Chciałbym, żebyś poznała Molly i Benjy’ego. No jak, co ty na to?