– Skoro mowa o szczerości… powiedz mi, Emily, czy kiedykolwiek zdarzyło ci się zrobić coś tak niezwykłego, że ludzie patrzyli na ciebie jakby ci wyrosła druga głowa?

Roześmiała się.

– Chyba nie. A dlaczego pytasz?

– W przeddzień swoich pięćdziesiątych urodzin zrobiłem coś… coś co zawsze chciałem zrobić. Mianowicie kupiłem sobie tego… to znaczy kupiłem sobie motocykl, Harleya Davidsona. Taki nisko zawieszony. Dałem za niego pięćdziesiąt dolarów, ale był kompletnie w rozsypce. Wyreperowałem w nim wszystko i teraz silnik prycha niczym kociak, ale ani razu nim nie jechałem. Bałem się, że ludzie wezmą mnie za głupka bawiącego się w dzieciaka, więc tylko co jakiś czas poleruję go w garażu i siadam sobie na nim. Kupiłem nawet czarną skórzaną kurtkę. Miałabyś może ochotę się przejechać? – spytał z zapartym tchem.

– Chcesz powiedzieć, że siedziałabym na tylnym siodełku i pędzilibyśmy szosą jak szaleni? – spytała podekscytowana. – Teraz, po ciemku?

– Tak!

– Wyjedziemy na szosę czy… przyjedziemy tutaj?

– Częściowo przyjemność tej jazdy polega na, jak to określiłaś, pędzeniu szosą jak szaleni. Chodzi o to, żeby czuć wiatr na twarzy, żeby rozłożyć szeroko ręce i przez chwilę doznać tego przerażającego wrażenia potęgi i władzy. Niektórzy mówią o Harleyu, że siedząc na nim ma się ochotę pójść na całość. No jak, Emily, gotowa jesteś porwać się na to?

Entuzjazm Matta był tak zaraźliwy, że Emily skinęła potakująco głową i obydwoje rzucili się w stronę dżipa. Czterdzieści minut później otwierali drzwi garażu przy domu Matta.

– Powiedz, czyż nie jest piękny?

Emily pomyślała, że motor to chyba jedna z tych typowo męskich niezrozumiałych dla kobiet rzeczy, bo w jej oczach był to tylko zwyczajny rower z silnikiem. Popatrzyła na siodełko, na którym miała usiąść.

– Nie pojadę z tobą, jeśli nie włożysz tej czarnej skórzanej kurtki. Ma chyba srebrne ćwieki i naszywki?

– Ma absolutnie wszystko, nawet suwak – odparł Matt nie mogąc się już doczekać jazdy. – Szkoda, że ty też nie masz takiej.

Emily uświadomiła sobie, że ubrana jest w przewiewną sukienkę, cienkie rajstopy i buty na wysokim obcasie. Wybuchnęła śmiechem, lecz doszła do wniosku, że w lesie i tak nikt nie zauważy, iż najwyraźniej nie przywykła do jazdy na motorach ani jako kierowca, ani jako pasażer, czy jak tam się nazywała osoba zajmująca tylne siedzenie.

– Widziałam kiedyś zdjęcie dziewczyny jadącej na tylnym siedzeniu motoru; była ubrana w czarną kamizelkę, pewnie skórzaną, obszytą tymi wszystkimi srebrnymi znaczkami, a piersi miała na wierzchu. No, prawie na wierzchu. Miała nawet tatuaż na ramieniu i między piersiami.

– To wiesz już, jak się przygotować na następną przejażdżkę – powiedział Matt wkładając kurtkę. – Chryste Panie, nie mogę uwierzyć, że naprawdę mamy zamiar to zrobić. Czujesz się podekscytowana, Emily?

Zastanowiła się, zanim odpowiedziała.

– Raczej przerażona do nieprzytomności.

– Nie ufasz mi?

– Oczywiście, że ci ufam. Po prostu przywykłam do myśli, że kobiecie w moim wieku bardziej pasuje rowerek do ćwiczeń. Zaraz, czy nie powinieneś włożyć również butów z metalowymi noskami? W każdym razie coś w tym stylu.

– Takie buty to pierwsza rzecz na mojej liście zakupów. No dobra, wsiadajmy. Na szosie publicznej będziemy jechać powoli. Wprawdzie światła są w porządku, lecz nigdy dotąd nie jechałem po ciemku ani po szosie. Podwiń sukienkę i chwyć mnie mocno w pasie.

Emily zastosowała się do instrukcji Matta. Podpierając się stopami o ziemię Matt wyprowadził motor z garażu i na wolnym biegu zjechał na drogę. Dopiero tam włączył silnik, który od razu zawarczał. Nie rozumiejąc właściwie dlaczego, Emily czuła, że rozsadzają ją emocje i aż krzyknęła: – Hejże, ha! – Serce waliło jej jak młotem.

– Powiedz, czyż nie jest wspaniale? – wrzasnął Matt, gdy wjeżdżali pod górę. – Chciałbym, żebyśmy wybrali się tak do Nowego Meksyku zabierając ze sobą tylko plecak.

Emily słyszała, że Matt coś krzyczy, ale nie mogła rozróżnić słów. Ścisnęła go jednak w pasie, by dać mu znak, że zgadza się z tym co powiedział.

Pomyślała, że nigdy dotąd w całym swoim życiu nie czuła się tak wolna, tak swobodna, tak szczęśliwa. Spróbowała sobie wyobrazić jakby to było, gdyby razem z Mattem pojechała tym motorem aż do New Jersey pod sam dom przy Sleepy Hollow Road, tak żeby wszyscy wybiegli na zewnątrz i zobaczyli ją w tej czarnej skórzanej kamizelce, którą zamierzała sobie lada dzień kupić. Była pewna, że można dostać w jakimś sklepie całą kolekcję odzieży specjalnie dla motocyklistów. Ta myśl tak ją rozbawiła, że odrzuciła głowę do tyłu i zaczęła się śmiać radośnie jak jeszcze nigdy w życiu.

Matt zwolnił nieco, bo zbliżali się do bramy Ustronia.

– No, jak ci się podoba? – spytał zatrzymując motor.

– Moim zdaniem jesteśmy parą wariatów, ale strasznie mi się to podoba. Jesteś pewien, że możemy tym wjechać na szlak dla rowerzystów? Czy aby zakonnice nie dostaną zawału?

– Przecież w ośrodku nie ma teraz nikogo poza kilkoma staruszkami, a oni nie jeżdżą na rowerach. Siostry zresztą także nie. W dodatku jest noc i wszyscy siedzą w domkach. Szlaki patroluje Ivan i ja. Uważam, że możemy śmiało jechać. Króliki i wiewiórki też już pochowały się na noc. Poza tym nie wybieramy się w góry, tylko pokręcimy się po szlakach. Nie wiem nawet, czy tą maszyną można jeździć po takim gruncie. Lepszy byłby pewnie jakiś górski rower, ale skoro dysponujemy tylko Harleyem, to nie ma się co zastanawiać.

– Ja jestem już gotowa – oznajmiła poprawiając się na siodełku. – Ale jedź ostrożnie, bo gdzieniegdzie są koleiny. Mniej więcej na drugim kilometrze drugiego szlaku jest szczególnie głęboki rów; stoi tam nawet biało czarny znak z napisem „Koleiny”.

– A tak, wiem, o którym mówisz. Wyrównujemy tę drogę pięć albo sześć razy do roku, a i tak ciągle robią się tam rowy. Ale Ivan zasypywał je jakiś tydzień temu, więc powinna być w porządku. Zupełnie jednak nie możemy pojąć, dlaczego tak się dzieje. Ładowaliśmy do tych rowów nawet kamienie i grubą warstwę ziemi, i ugniataliśmy to wszystko, i nic. Ale będę ostrożny. Jesteś gotowa?

– Chcę słyszeć dzwoneczki w uszach – szczebiotała. – Na pewno masz wystarczająco dużo benzyny?

– Jedno tankowanie starcza tej zabaweczce na wieczność.

Początkowo jechali powoli, a Matt opowiadał o wszystkim i o niczym.

Emily nawet nie zauważyła, gdy nabrali prędkości. W blasku reflektora, znacznie jaśniejszym niż światła w ośrodku, widać było każdą skałkę, najmniejszy kamień czy krzak przy drodze. Emily myślała tylko o tym, jak cudownie się czuje i szybko straciła orientację w terenie, a po chwili nie wiedziała zupełnie gdzie jest. Przytuliła się mocno do potężnych pleców Matta, czując jak włosy plączą się i furkoczą jej na wietrze.

Po jakichś dwudziestu minutach w Emily odezwał się niepokój i aż ścisnęło ją w żołądku. Uświadomiła sobie, że jadą zbyt szybko i to po ścieżce pokrytej śliskimi, bo oblepionymi żywicą sosnowymi igłami, a Matt nie był przecież doświadczonym motocyklistą. Rosnące po bokach drzewa prześlizgiwały się w szalonym pędzie, a od wiatru zaczęły jej łzawić oczy. Matt wykrzykiwał coś, ale jego słowa ginęły w hałasie. Emily zresztą także zaczęła wołać do niego, by zwolnił, ale jej głos przypominał ledwie szept. Gnali więc dalej prosto przed siebie. Emily zaczęło ogarniać przerażenie. Radość i podekscytowanie, jakie wcześniej odczuwała, zostały gdzieś tam na początku drogi. W jednej chwili oczyma wyobraźni ujrzała całe swoje życie. Przestraszyła się, że już nigdy nie zobaczy swoich przyjaciółek ani Bena. Kochanego, troskliwego, cudownego Bena. Teraz w każdej chwili groziła jej śmierć i to tylko dlatego, że wybrała się na tę idiotyczną przejażdżkę. W dodatku bez kasku. Krzyknęła, lecz z jej ust wydobył się tylko chrapliwy, charczący dźwięk. Ponieważ Matt wciąż nie zwalniał, zaczęła walić go głową w plecy. Jedynym tego rezultatem był ostry ból czoła.

– Zsiadaj, Emily, i to już! Każ mu zwolnić i zeskocz z tego motoru, – mówił jej jakiś głos.

– Ale on mnie nie słyszy – krzyknęła.

– Wal go rękami, ściśnij mu boki, huknij go w głowę swoją głową,

– podpowiadał czyjś głos. Zrób to natychmiast. Ta przejażdżka to jedna z najgłupszych rzeczy, jakie w życiu zrobiłaś.

Emily przysunęła się do Matta jak najbliżej mogła i walnęła głową w jego kask. Zaczęła też wciskać mu palce w boki, chociaż wiedziała, że przez skórzaną kurtkę nic nie poczuje.

– Zwolnij, Matt! Boję się! – krzyczała. – Kurczowo trzymając się go lewą ręką, prawą wsunęła Mattowi pod kurtkę i dźgnęła go w bok. Przyszło jej jednak do głowy, że on pewnie weźmie to za przejaw entuzjazmu. – Zatrzymaj się! – wrzasnęła ile sił w płucach.

Nagle dostrzegła przed sobą gałąź grubości ręki z licznymi odgałęzieniami i mnóstwem liści. Chwilę później zauważyła głęboką koleinę i usłyszała głos Iana: – Skacz! Teraz!

Widziała wokół liczne skałki, potężne pnie drzew, kolczaste krzewy, a nawet, jak jej się wydało, szopa, który przykucnął pod pniem po jej lewej stronie. A potem zupełnie jakby oglądała film w zwolnionym tempie, zobaczyła i poczuła jednocześnie, że Matt skręcił w prawo, a odłamany koniec wielkiej gałęzi poszybował najpierw w górę, po czym spadł na nią.

Potem nic już nie czuła, a wpatrując się w czubki drzew wyraźnie widoczne w blasku reflektora, słyszała jedynie własne jęki.

Po chwili spróbowała się poruszyć, lecz raz za razem przychodziły straszne zawroty głowy.

– Matt, gdzie jesteś? Matt!

Jej samej wydawało się, że krzyczy, ale w rzeczywistości zaledwie szeptała. Co jakiś czas ponawiała swoje wołania przyzywając Matta i błagając, by jej odpowiedział. Reflektor motoru ciągle świecił w górę, niczym świetlna boja. Emily pomyślała, że Ivan na pewno dostrzeże to światło i przyjdzie im z pomocą, tak jak poprzednim razem.

I nagle dostrzegła Matta; leżał na stosie kamieni z rozrzuconymi rękami i nogami. Emily wiedziała, że musi dotrzeć do niego i spróbować mu pomóc.