Emily czuła, jak serce trzepocze się jej w piersi.

– No, słucham? Powiedziałeś mi już, dlaczego mamy coś zrobić, ale wciąż nie wiem, co to ma być, chociaż nietrudno się domyśleć.

– Kontynuuj, Emily. Co więc zamierzam ci powiedzieć? Czekając, aż żona wyjawi swoje domysły, Ian odsunął się od niej trochę.

– Sądzę, że chcesz otworzyć drugą klinikę. Nie jestem aż tak głupia, jak ci się wydaje, Ianie. Zdarzało mi się odbierać telefon, kiedy dzwonili z banku, i to nie raz i nie dwa, ale kilkanaście razy. Nasze konto jest w porządku, więc w jakiej niby sprawie mieliby telefonować. Myślę, że powinieneś był pomówić ze mną, zanim zacząłeś prowadzić rozmowy z bankiem. Dobrze nam się teraz wiedzie i pewnie wkrótce będziemy mieć zyski, właściwie to chyba już jesteśmy na plusie. A ty chcesz nas wpędzić w nowe długi. I co ja będę z tego miała? Kolejne lata ciężkiej pracy, przez którą ledwie już żyję? Ianie, ja chcę mieć dziecko i normalne życie. Chcę się uczyć. Sam mi to obiecałeś. Nie uzgadnialiśmy, że będziemy otwierać następne kliniki. Jedna – w porządku. Da nam wystarczające dochody, żebyśmy mogli wygodnie żyć. Umiem lokować i inwestować pieniądze. Możemy wieść cudowne życie i mieć czas dla siebie. Nawet jeśli zatrudnimy kilka osób, to i tak zostanie nam mnóstwo pieniędzy. Ile musisz mieć, żeby ci starczyło? No powiedz, ile? Mnie się wydaje, że dwieście tysięcy dolarów rocznie to kupa pieniędzy. Tyle właśnie mamy po opłaceniu rachunków i wypłat dla pracowników. A jeśli chcesz wiedzieć coś jeszcze, Ianie, to od tych perfum robi mi się niedobrze. Nie zamierzam ich więcej używać. No i co ty na to?

– Emily, nie wierzę własnym uszom. Od kiedy troszczysz się tylko o czubek własnego nosa? Przykro mi z powodu tych perfum. Uznałem, że skoro mnie się podobają, to i tobie także przypadną do gustu. Odniosę je do sklepu i kupię ci inne. A co do telefonów z banku, masz rację. To jest właśnie ta okazja, której nie można przepuścić. Spadła mi prosto z nieba. Bylibyśmy głupcami, gdybyśmy jej nie wykorzystali. Jeśli podejmiemy się tego przedsięwzięcia, do końca życia nie będziemy musieli troszczyć się o pieniądze. Przysięgam, że ta druga klinika przyniesie nam siedemset pięćdziesiąt tysięcy dolarów netto. Razem z dochodami z pierwszej kliniki będziemy mieć w sumie milion rocznie. Staniemy się milionerami, Emily. Ty i ja, będziemy milionerami. Aż kręci mi się od tego w głowie. Jeszcze tylko rok, Emily, zaledwie jeden rok. Bank nie udzieliłby nam kredytu, gdyby to nie była pewna inwestycja. Jak możesz choćby przez chwilę zastanawiać się nad tą sprawą? I nie mogę uwierzyć, że te perfumy naprawdę ci się nie podobają. Po prostu chcesz mi zrobić przykrość, prawda? Bo jesteś samolubna. Nie chcesz, żebyśmy osiągnęli w życiu coś więcej. Należysz do tych osób, które nie mają wzniosłych marzeń, wizji przyszłości. Myślałem, że jesteśmy do siebie podobni.

– Nie, Ianie, wcale nie jestem tego typu osobą. Ale marzenie, które mieliśmy, obejmowało kilka konkretnych spraw, takich jak założenie rodziny, zdobycie wykształcenia, odniesienie sukcesu. Jeśli chodzi o mnie, nie dostałam ani jednej z tych rzeczy, na których mi zależało. Pragnę normalnego życia, Ianie. Nie potrafisz tego zrozumieć?

– Żal ci paru lat? – obruszył się. – Ja się nie uskarżam, a to ja jestem lekarzem. Pracuję tak samo ciężko jak ty i na nic się nie użalam. 1 jestem gotów poświęcić jeszcze kolejny rok, żeby ziściło się to, co jak sądziłem, jest naszym wspólnym marzeniem. Zawiodłem się na tobie, Emily.

– Daj spokój, Ianie. Powinieneś przy swoim nazwisku dodawać słowo „arogancki” razem z tytułem „doktor”. Jeszcze parę lat, Chryste Panie! Dlaczego od razu nie powiesz „po wsze czasy”. Przecież ja pracuję od zawsze.

– Emily! – krzyknął wściekły Ian.

– Ianie! – odkrzyknęła.

Nie zamierzała się poddać. Nie tym razem. Starała się nie zwracać uwagi na łzy, które pojawiły się w oczach męża i na jego drżące usta. I udałoby się jej, gdyby Ian nie wygłosił następującej przemowy.

– Przepraszam cię, Emily. Masz rację, jestem samolubny i chciwy. Naturalnie, że możesz rozpocząć naukę. I zaczniemy starać się o dziecko, ale muszę cię ostrzec, że dzieci kosztują. Trzeba przecież zapłacić za college i za studia medyczne. Bo nasze dziecko będzie lekarzem i nie chcę, żeby musiało męczyć się tak jak ja. Wiem, że będziesz chciała zapewnić jemu czy jej wszystko, co tylko można – najlepsze przedszkole i ekskluzywną szkołę prywatną. Okaże się też, że potrzebujemy domu z ogródkiem i gosposi, żeby ci pomagała, i przyczepy kampingowej, i rowerów, i zabawek, a to wszystko kosztuje. Nawet na twoją edukację przyjdzie nam sporo wyłożyć, ale jestem gotów zdobyć się na taki wydatek, jeśli tak bardzo tego chcesz. Tyle że wtedy te dwieście tysięcy skurczy się do, powiedzmy, jakichś trzydziestu. A przecież nie możemy zaniedbać opłaty ubezpieczenia i musimy zatrudnić dodatkową pomoc w klinice. W rezultacie nawet się nie zorientujesz, gdy zostanie nam do dyspozycji minimalna krajowa płaca. Chodźmy się przejść, Emily. To drewno, które przyniosłaś, było mokre i pokój jest zadymiony. Przewietrzymy się – dobrze nam to zrobi. No i musimy spalić tę wystawną kolację, którą przygotowałaś. Energiczny spacer wyjdzie nam na dobre. A jak wrócimy, zjemy sobie kanapki z indykiem i wypijemy gorącą czekoladę. Sam przyrządzę kolację. Powiedz, że mi wybaczasz, Emily.

Emily uklękła i położyła głowę na kolanach męża.

– Jak długo by to potrwało, Ianie?

– Najwyżej czternaście miesięcy.

– A co musiałabym robić?

– W klinice przy Front Street pracowałabyś od siódmej do jedenastej, a potem do pierwszej przy Terrill Road. I wciąż możesz pracować w „Heckling Pete’s”, tym bardziej że będziemy potrzebowali twoich zarobków na życie. Nie chcę zaciągać kredytu większego niż to konieczne. Wszystko będzie tak jak do tej pory, to znaczy umieszczę cię na liście płac, ale twoja pensja będzie przechodzić na konto korporacji. Muszę jednak być absolutnie pewien, Emily, że poradzisz sobie z tymi obowiązkami; w przeciwnym razie nie ma sensu porywać się na ten projekt.

– Przysięgałam, że nie opuszczę cię, dopóki śmierć nas nie rozłączy, że będę przy tobie w zdrowiu i chorobie. Szczerze mówiąc, Ianie, nie wyobrażam sobie, żeby mogłoby być jeszcze gorzej, więc sądzę, że możesz na mnie liczyć. Ale nie dam już rady pracować przez siedem dni w tygodniu. Potrzebuję trochę czasu dla siebie. Powiedziałeś czternaście miesięcy. Przysięgnij na nasze nie narodzone dziecko, że to nie potrwa dłużej.

– Przysięgam. Bez względu na wszystko. I nie pożałujesz tego, kochanie. Dam ci potem wszystko, czego tylko zapragniesz. Sama się przekonasz. Obiecuję ci to i dotrzymam słowa.

– Jedyne, czego chcę, to zdobyć wykształcenie i mieć dziecko.

– To także dostaniesz. No jak, masz ochotę pójść na spacer?

Emily starała się przywołać na twarz uśmiech, próbowała iść energicznym krokiem i bardzo chciała obudzić w sobie jakieś ciepłe uczucie dla męża, ale bez skutku. Ian i tak niczego nie zauważył.

3

Zaraz po Nowym Roku życie zaczęło toczyć się bardzo szybko. Zdarzało się często, że Emily ledwie miała czas i okazję zamienić z mężem kilka słów w ciągu dnia, a bywały też i takie dni, że wcale z nim nie rozmawiała. Przy zdrowych zmysłach trzymała ją tylko myśl o wyjeździe na Kajmany. Była już spakowana – właściwie to torba czekała gotowa już od drugiego stycznia. Brakowało w niej jedynie grzebienia, szczotki do włosów i szczoteczki do zębów.

Emily musiała przyznać, aczkolwiek niechętnie, że usytuowanie nowej kliniki przy Terrill Road było znakomitym pomysłem. Ze swego stanowiska, tuż przy otwartych drzwiach wejściowych, obserwowała prace remontowe i nie mogła się nadziwić, że w ciągu zaledwie dwóch tygodni można zdziałać tak wiele. Najwyraźniej Ian obiecał robotnikom płatne nadgodziny, a za szybkie dostarczenie sprzętu musiał chyba zapłacić premię. Kiedy Ian czegoś chciał, potrafił poruszyć niebo i ziemię, żeby to osiągnąć. I zazwyczaj mu się udawało. Jej jakoś nie.

Otulona w ciepły płaszcz, Emily przyglądała się, jak tragarze wyładowują z ogromnej ciężarówki stoły do przeprowadzania badań. Ciekawe, kto zajmie się ich montażem? Odpowiedź na to pytanie pojawiła się chwilę później, gdy z samochodu wyskoczyło czterech młodych silnych mężczyzn, prawdopodobnie studentów Rutgersa, którzy mieli jeszcze świąteczne ferie. Dwaj z nich nieśli puszki z farbą, trzeci skrzynkę z narzędziami, a czwarty wlókł za sobą karton z kafelkami. Emily nie miała wątpliwości, że jeszcze przed wieczorem praca będzie skończona. Gdy weszła do pomieszczenia przeznaczonego na poczekalnię, zauważyła, że we wszystkich frontowych oknach żaluzje są już zamontowane i pomalowane. Aż pokręciła głową ze zdziwienia, Ian uważał, że należy wynająć ludzi do pracy, dobrze im zapłacić, a oni zrobią co do nich należy i zabiorą się do następnej roboty. Tak więc ani jedna minuta nie była stracona. Oznaczało to jednak, że aby w ciągu dwóch tygodni nastąpił taki postęp, ludzie, których Ian zatrudnił, musieli pracować całą dobę.

Emily poczuła, jak przez jej ciało przebiegł zimny dreszcz. Pomyślała, że jeśli prace zostaną zakończone w tym tygodniu, to otwarcia kliniki można się spodziewać w poniedziałek. A przecież nie leżało w zwyczaju Iana tylko uruchamiać klinikę, a potem zostawiać ją pod nadzorem kogoś innego. Odpowiednia informacja już wisiała w oknie.

Emily wyszła na zewnątrz. Zaczął padać drobny śnieg i białe płatki wirowały w powietrzu. Porywisty wiatr sprawił, że myśl o wakacjach na Kajmanach odpłynęła w siną dal. Emily pomyślała, że równie dobrze mogłaby teraz pójść do domu i rozpakować się. Po zastanowieniu uświadomiła sobie, że Ian nigdy nie pokazał jej biletów lotniczych. Zmrużyła oczy. Przecież chyba mąż nie zrobiłby jej czegoś takiego? Ani razu nie złamał danej jej obietnicy. A przynajmniej nieumyślnie. Jeśli Ian coś obiecał, to dotrzymywał słowa. Uznała, że może jednak nie trzeba będzie się rozpakowywać.