Emily włączyła wycieraczki swego sześcioletniego auta marki Chevy i wjechała na trasę numer 22. Dotarła do pierwszego zjazdu, poczekała na zmianę świateł i zawróciła. O mały włos przegapiłaby zakręt przy Somerset Street, która prowadziła do Park Avenue, gdzie na trzecim piętrze jednego z budynków mieściło się ich mieszkanie. W ciągu dwudziestu minut znalazła się w domu. Osłupiała, gdy w kuchni zobaczyła Iana jedzącego kanapkę z serem.

– Masz ochotę na kanapkę, Emily? Otworzyłem puszkę zupy pomidorowej i zostawiłem ci trochę; jest na kuchence. Zrobiłem też dodatkową kanapkę.

– Skąd wiedziałeś, że przyjadę do domu, Ianie?

– Słyszałem, jak mówiłaś o tym Esther. No i twojego samochodu nie było na parkingu. Zadzwoniłem też na Terrill Road i powiedzieli mi, że właśnie przed chwilą wyjechałaś. Jak widzisz, niezły ze mnie detektyw. Domyśliłem się, że będziesz zmarznięta, więc podgrzałem zupę. A poza tym chciałem zmienić koszulę. Masz jeszcze czyste, prawda?

– Oczywiście. Prasowałam wczoraj do późna; wiszą na drzwiach do spiżarni. Ianie, czy ty zdajesz sobie sprawę, ile czasu pochłania mi co tydzień uprasowanie dwudziestu jeden koszul? Moim zdaniem powinniśmy zacząć odsyłać je do pralni. Ja już nie mam kiedy tego robić, a w ogóle, to czy ty naprawdę musisz zmieniać koszule trzy razy dziennie? A zdarza się przecież, że masz wezwanie do chorego w nocy i wtedy znów wkładasz świeżą, czyli czwartą. Wydaje mi się, że to lekka przesada.

– Sama mnie do tego przyzwyczaiłaś. Zwróciłaś mi uwagę, że powinienem zawsze wyglądać jak spod igiełki, jak prawdziwy profesjonalista, i miałaś rację. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wszyscy chwalą moje koszule. Ty najlepiej wiesz, ile trzeba dodać krochmalu, żeby wyglądały perfekcyjnie. Te z pralni są albo zbyt sztywne, albo za wiotkie. Ty dbasz o nie idealnie. A może ktoś cię dzisiaj zdenerwował i teraz wyładowujesz się na mnie?

– Ależ skąd.

Kiedy zaczęła jeść zupę, zorientowała się, że powinna ją podgrzać. Natomiast kanapka na talerzu wyglądała na wyschniętą; Ian nie miał zwyczaju używać tyle majonezu i masła, ile ona.

– Zaczął padać śnieg – odezwała się, żeby coś powiedzieć. – Spakowałeś się już, Ianie?

– Jeszcze nie. Sądziłem, że zrobisz to za mnie. Ale jeśli nie masz czasu, wezmę się do tego sam. Jesteś więc zbyt zapracowana, czy tak?

Emily wzruszyła ramionami.

– Gdzie są bilety, Ianie?

– W biurze, w moim biurku. Kazałem przynieść je do pracy, bo musiałem pokwitować odbiór, a tutaj jestem rzadko. A co, czy może posłaniec z biura podróży pomylił się, czy coś w tym rodzaju?

– Nie. Po prostu byłam ciekawa. Esther pytała, czy mamy po drodze jakieś lądowania i musiałam jej odpowiedzieć, że nie wiem. A mamy jakieś?

– Przeszedłem sam siebie, bo nawet ich nie obejrzałem. Od razu wrzuciłem do szuflady. No, Emily, już widzę, co ci chodzi po głowie. Powinnaś wiedzieć, że nie potrafisz być przebiegła. Przyszło ci do głowy, że wymyśliłem tę wycieczkę i że nigdzie nie pojedziemy, bo za kilka dni otwieramy nową klinikę. – Pokiwał głową rozczarowany. Emily odwróciła wzrok i nic nie powiedziała. Wbiła tylko zęby w kanapkę z serem. – No co, czyż nie tak właśnie myślałaś?

Odwróciła się i popatrzyła na męża.

– Mniej więcej tak.

– Emily, kochanie, otóż jedziemy i będziemy się doskonale bawić. I lepiej powiem ci od razu, że nie biorę ze sobą dużo ubrań. Zamierzam cały czas włóczyć się po plaży. A ty?

– Kiedy ty będziesz się włóczył po plaży, ja będę na niej spała. Wystarczą mi tylko szorty i koszulka bez pleców.

– Na twoim miejscu nie planowałbym tego, Emily. Nie masz już płaskiego brzuszka. Żeby się tak ubrać, musiałabyś być szczupła jak modelka. Zdawało mi się, że kobiety przywiązują wagę do takich rzeczy. I jeśli nawet tobie nie będzie przeszkadzać, jak wyglądasz, to mnie tak. Kiedy się opalisz, żylaki będą mniej widoczne, a nogi lepiej się zaprezentują. Myślałem, że zamierzałaś wybrać się po poradę do doktora Metcalfa.

– A kiedy niby miałam to zrobić? Planuję zamówić sobie wizytę na wiosnę. Te pończochy przeciwżylakowe bardzo mi pomagają.

– Ale przecież nie możesz ich nosić na plaży.

– To może mam nosić majtki z długimi nogawkami? I być ubrana od stóp do głowy. Wiesz, Ianie, czasami potrafisz być naprawdę okrutny i bezmyślny. Zachowujesz się, jakby ani trochę nie obchodziło cię jak ja się czuję.

Emily zabrała się do zmywania kubków po zupie i talerzy, a łzy spływały jej po twarzy. Nie odezwała się więcej ani słowem, bo i po co.

– Do zobaczenia, kochanie – odezwał się Ian cmokając ją w policzek. – Bardzo mi się podoba ten twój nowy szampon; pachnie jak powiew letniego wiatru. – Zwichrzył jej włosy. – Nigdy nie obcinaj tej gęstej czupryny, Emily; to cała ty. Myślę, że zakochałem się w tobie między innymi z powodu twoich włosów.

Emily poczuła się onieśmielona i zmieszana; nie była przyzwyczajona do tego rodzaju komplementów.

– Gdyby tylko nie były aż tak skręcone… – Czuła, że powinna powiedzieć coś dowcipnego i może dwuznacznego, ale nic więcej nie mogła z siebie wydusić. – Pewnie zobaczymy się wieczorem – dodała.

Nie chciała teraz o niczym myśleć. Zabrała się więc do wykonywania codziennych, rutynowych czynności. Najpierw zdjęła z siebie spódnicę i bluzkę i wciągnęła grube przeciwżylakowe pończochy, które przypominały raczej elastyczne bandaże. Bardzo się tym zmęczyła. Zapragnęła wziąć godzinną kąpiel w pianie, a potem poleżeć na łóżku. Zamiast tego miała w perspektywie długą pracę w „Heckling Pete’s”. – O niczym nie myśl, Emily – mruknęła do siebie, by odpędzić wizję odpoczynku – po prostu rusz tyłek i weź się do roboty. – Najstaranniej jak mogła policzyła w myślach minuty i sekundy, które dzieliły ją od powrotu do maleńkiej łazienki, gdzie wreszcie ściągnie elastyczne pończochy i wymoczy się w gorącej kąpieli. Chociaż Ian będzie pewnie miał jakieś uwagi na temat nalewania wody do wanny o drugiej w nocy. Kiedyś powiedział, że przeszkadza mu smuga światła dobywająca się spod drzwi łazienki, więc od tej pory Emily kąpała się przy świeczce, a wodę lała przez okręcony wokół kranu ręcznik. – Jestem szalona – powiedziała do siebie. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie zachowuje się tak, jak ja względem Iana. Chyba któregoś dnia zapakują mnie w kaftan bezpieczeństwa i zamkną w wariatkowie.


* * *

– Widziałaś, jaka jest pogoda? – spytał Ian tydzień później zatrzaskując wieko walizki. – Boże, będziemy mieć szczęście, jeśli uda nam się dojechać na lotnisko. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio była taka śnieżyca.

– Jakieś pięć lat temu. Napadało wtedy chyba ze trzydzieści pięć centymetrów. W każdym razie wybieram się na lotnisko, nawet gdybym musiała iść tam pieszo.

– Oboje się wybieramy, więc rozchmurz się.

– Dobrze. – Już mieli wychodzić z domu i sprawdzali jeszcze, czy zostawiają wszystko w porządku, gdy zadzwonił telefon. Popatrzyli na siebie. – Nie podnoś słuchawki, Ianie.

Rozlegał się właśnie szósty, potem siódmy i ósmy dzwonek. Nagle ucichł, lecz kilka sekund później znów się rozdzwonił. Emily pokręciła głową.

– Muszę odebrać, Emily. Jestem lekarzem. – Emily przysiadła na poręczy sofy i utkwiła wzrok w twarzy męża. Gdy usłyszała, jak mówi: – Będę czekał na karetkę w Muhlenbergu. Mnie jest jeszcze bardziej przykro – zdjęła płaszcz. – Jeden z moich pacjentów jest w bardzo ciężkim stanie. To pani Waller i miała właśnie atak serca. Jest w klinice. Przewożą ją teraz do miejsca, które nazywamy Muhlenberg. Muszę tam jechać. A niech to szlag, już tak dobrze się czuła. Nie chcę, żeby coś jej się stało, Emily – mówił ściągając z siebie grubą marynarkę i robiony na drutach sweter. Żona automatycznie je podniosła i złożyła w kostkę.

– Co mam zrobić?

– Weź samochód i jedź na lotnisko. Zostaw mój bilet w stanowisku odprawy. Jak tylko upewnię się, że pani Waller nic nie grozi, polecę następnym samolotem. I odpraw mój bagaż razem ze swoim. To najlepsze rozwiązanie, jakie przychodzi mi do głowy – powiedział Ian wkładając płaszcz. – I nic więcej nie mów, Emily. Wydarzył się wypadek, a ja jestem cholernym lekarzem. No, idź już, wsiądź do samochodu i jedź. To przecież mnie omijają wakacje. Wezmę twój samochód.

Po chwili już go nie było. Emily usłyszała, że silnik jej auta prychnął trzy razy, zanim zapalił, po czym Ian odjechał. Nawet, gdyby nie udało mu się uruchomić wozu, mógłby przejść pieszo te trzy bloki dalej. Zaczęła się zastanawiać, co powinna teraz zrobić?

Na Kajmany już nie pojedzie, to pewne. W głębi ducha wiedziała, że Ian nie dołączyłby tam do niej.

Usiadła wygodnie na sofie. Ta staruszka zdołała poruszyć uczucia Iana, podobnie jak wcześniej dzieci w klinice. Wszyscy zdawali się go kochać. Wspaniale umiał postępować z chorymi i zawsze zdawał się wiedzieć, jakich użyć słów, by uspokoić podenerwowanych pacjentów. W rezultacie ludzie kierowali do niego swoich znajomych. Każdy, kto przychodził do kliniki, chciał być leczony przez doktora Thorna.

Emily chwyciła portfel i rzuciła go w drugi koniec pokoju. Bilety lotnicze i kolorowe foldery o Kajmanach wypadły na podłogę.

Potem zaczęła ryczeć jak bóbr.

4

Dzień ten przyniósł jej więcej rozczarowań niż chciała to przed sobą przyznać. Zasnęła i spała bez przerwy jedenaście godzin. Gdy się obudziła, dochodziła północ, a o wakacjach na Kajmanach nie było już nawet co marzyć.

Chwiejnym krokiem poszła do sypialni, by sprawdzić czy Ian wrócił, kiedy ona spała. Nie było go, a łóżko wciąż stało pościelone dokładnie tak, jak je rano zostawiła. Coś ją tknęło i wyjrzała przez okno. Aż uniosła brwi ze zdumienia. Na zewnątrz było tyle śniegu, że nie mogła dojrzeć przeciwległej strony ulicy i ciągle padało, co znaczyło, że Ian zostanie na noc w szpitalu. Jej samochodem nie zdołałby przejechać w taką pogodę, a nie włożył tym razem śniegowców. Zresztą, żeby nie wiem co się stało, to i tak nie brodziłby w śniegu. Ale też nie zadzwonił do domu. Chociaż Emily mogła nie słyszeć dzwonka, kiedy spała. Wszystko było możliwe. Tak, owszem, tyle że mało prawdopodobne, Ian na pewno myślał, że żona jest na Kajmanach. Emily żałowała, że nie starczyło jej odwagi, by pojechać sama. Bo co niby miała teraz robić? Wzięła tydzień urlopu i nie miała ani gdzie pójść, ani z kim spędzić tego czasu.