Autumn i jej matka pożegnały się z ciotkami i ruszyły w drogę do Chambord. Podróż zajęła im prawie cały dzień. Autumn słyszała, że Chambord to królewska chatka myśliwska, do której Ludwik jeździ każdej jesieni. Jego ojciec podarował ją kiedyś wujowi, Gastonowi d'Orleans, który obecnie jej nie używał. Król, choć pozostawał w uprzejmych stosunkach z wujem, nigdy nie zapomniał mu, jak trudnym uczynił jego dzieciństwo i jak intrygował przeciwko jego matce. Nie zapomniał mu też oddalenia kardynała Mazarin i narażenia całej Francji na wojnę. Późnym popołudniem powóz markizy zajechał pod zamek. Autumn i jej matka oniemiały z wrażenia na widok myśliwskiej siedziby króla, ponieważ był to najwspanialszy i największy zamek w całej dolinie Loary. Sam budynek i okoliczny las otoczono po – naddziesięciokilometrowym murem. Z niekończącego się, jak się wydawało, dachu zamku sterczały liczne wieżyczki, mansardowe okna, szpice, latarenki, balkoniki i kominy.

– Wygląd ma prawie orientalny – zauważyła Jasmine. – Przypomina mi to pałac z mojego dzieciństwa.

– Jest zbyt duży – obwieściła Autumn. – Nigdy nie zorientujemy się, gdzie iść. Sądziłam, że Chenonceaux jest wielkim zamkiem, ale ten jest ogromny. Już żałuję, że zgodziłam się tu przybyć.

– Nie miałaś wyjścia – przypomniała jej matka. Autumn patrzyła na białe, kamienne ściany i błękitny gont dachu. W czterech narożnikach zamku były cztery wieże. Pośrodku dostrzegła kolejne. Westchnęła głęboko. Pojechać na królewski dwór jako gość, to jedno, a być częścią śmietanki dworskiej to zupełnie inna sprawa. Kto teraz towarzyszy królowi? Nie będzie żadnych kobiet, jak już wspomniał. Jak to będzie wyglądało? Jej reputacja legnie w gruzach, nim to wszystko się skończy, mimo że będzie z nią matka. A jeśli Ludwik naprawdę zechce, by pojechała z nim do Paryża? Nie chciała tam jechać. Postanowiła, że po prostu nie pojedzie i koniec.

Fosa otaczająca zamek była zaopatrzona w wodę z pobliskiej rzeczki. Powóz przejechał przez most i w końcu zatrzymał się przed głównym wejściem do zamku. Natychmiast podbiegła służba, by otworzyć drzwi, opuścić schodki powozu i pomóc obu damom wysiąść. Starszy służący skłonił się nisko.

– Madame la marquise, madame la duchese, witamy w imieniu króla w Chambord. Proszę udać się za mną, zaprowadzę panie do ich komnat. Jego Królewska Mość wciąż jest na polowaniu, ale niedługo wróci.

Znów się ukłonił, a potem skierował się do drzwi wejściowych.

Poszły za nim, a Lily, Orange i Rohana wyszły z powozu i ruszyły za swoimi paniami. Lokaje wyładowywali z powozu kufry, a stajenni czekali na odprowadzenie pojazdu w stronę wozowni.

Autumn bardzo starała się nie wytrzeszczać oczu ze zdziwienia na widok przepychu, jaki ją otaczał, ale nie było to łatwe. Służący zaprowadził je do holu, a stamtąd po marmurowych schodach do głównego skrzydła budynku i korytarzem w stronę kolejnych pięknych, spiralnych schodów.

– Mon Dieu! - szepnęła, nim zdążyła się powstrzymać.

– Niezwykłe, prawda? – powiedział cicho służący. – Wszyscy, którzy przybywają do Chambord po raz pierwszy, są zaskoczeni tym widokiem. Och, już jesteśmy.

Odwrócił się i uśmiechnął.

– Obie panie zajmą komnaty należące do prywatnych apartamentów króla. Madame la marquise, pani tutaj – rzekł i otworzył drzwi. – A pani, madame la duchese, kilka kroków dalej na tym samym piętrze. Niedługo służba przyniesie kufry, a służące zamieszkają w pokoiku obok waszych komnat. Nasze służące są również do dyspozycji pań. Przed kolacją przyjdzie lokaj, by zaprowadzić panie do jadalni. Powiadomię króla o przybyciu szanownych pań.

Skłonił się uniżenie.

– Chcę się wykąpać – odezwała się nagle Autumn.

– Zaraz to załatwię, madame la marquise - rzekł, odwrócił się i szybko wyszedł.

– To za wiele – zwróciła się do matki.

– Och, moja mała Szkotko, sądziłaś, że nie ma na świecie zamku piękniejszego niż Glenkirk albo Queen's Malvern – zażartowała Jasmine. – Francuscy królowie lubią mieszkać w wielkim stylu. To chyba włoska domieszka krwi ich ku temu skłania.

– Jak sądzisz, gdzie są komnaty króla? – zastanawiała się.

– Pewnie blisko twojej. Na pewno będzie chciał tu wchodzić i wychodzić dyskretnie, ma fille.

– Och, mamo, boję się – przyznała niespodziewanie. Jasmine wzruszyła ramionami.

– To tylko zwykły mężczyzna, ma petite. Nie ma w nim nic szczególnego, a ty nie jesteś już przecież dziewicą.

– Ale nie byłam z nikim innym prócz męża! Autumn pobladła nagle.

– Sebastian nie żyje, a teraz poznasz innego mężczyznę – odparła rzeczowym tonem matka. – Nie bądź niemądra, chérie. Skoro już musisz to zrobić, zrób to bez oporów. Oddaj mu się chętnie. Tak będzie lepiej dla ciebie i dla Madeline oraz dla Chermont, zwłaszcza gdy już mu się znudzisz i nie będziesz mu potrzebna.

– Zastanawiam się, czy kiedyś będę tak opanowana jak ty, mamo.

Starsza pani roześmiała się.

– Może pewnego dnia, ma fille.

ROZDZIAŁ 14

Autumn i jej matka udały się za lokajem w liberii do królewskiej salle à manger. Siedziało tam już ośmiu mężczyzn. Ludwik podszedł i ucałował dłonie dam, a potem przedstawił im pozostałych dżentelmenów. Żaden z nich nie należał do znakomitego rodu, co Autumn wydało się szczególnie ciekawe. Zachowywali się mało oficjalnie i jak się zdawało pięknej markizie, król czuł się w ich towarzystwie swobodnie. Jasmine posadzono na honorowym miejscu; król osobiście zaprowadził ją do stołu. Hrabia Montroi pomógł Autumn usiąść po prawicy króla.

Gdy służba zaczęła podawać pierwsze danie, król ujął dłoń Autumn i ucałował raz jeszcze, tym razem jednak odwrócił ją i pocałował wnętrze. Zarumieniła się, zaskoczona brakiem dyskrecji i szybko cofnęła dłoń.

– Panie, to bardzo niedyskretne – zbeształa go cicho.

– Jak mam być dyskretny, jeśli myślę tylko o tym, by pocałować twoje piękne usta? – odparł z błyskiem w piwnych oczach.

Autumn roześmiała się i potrząsnęła głową.

– Proszę jeść zupę, monseigneur – poradziła mu i zanurzyła łyżkę, po czym ostrożnie podniosła ją do ust, nie spuszczając wzroku z talerza.

Król zaśmiał się pod nosem.

– Utrudniasz mi życie, ma bijou, ale jeszcze tej nocy, ja utrudnię je tobie.

Policzki Autumn poczerwieniały, ale spojrzała na niego odważnie i odparła:

– Może w zamian ja sprawię, że to ty, panie będziesz utrudzony.

Własne słowa ją zaskoczyły, ale czuła w głębi duszy, że nie może być jedynie ofiarą ulegającą temu mężczyźnie. Jeśli już ma ją posiąść, to powinni być równymi sobie partnerami. Skąd właściwie przyszło mi to do głowy? – pomyślała i doszła do wniosku, że zachowuje się jak matka.

Ludwik uśmiechnął się tylko; najwyraźniej nie uraziło go to, co usłyszał, i skupił całą uwagę na posiłku.

Autumn odetchnęła z ulgą, ale choć było wyśmienite i pięknie podane, straciła apetyt. Rozejrzała się dokoła. Zachwycił ją wystrój jadalni. Piękne pomieszczenie ze złoconymi rzeźbieniami i boazerią, meble wyściełane jedwabiem. Przy marmurowym kominku stały naturalnej wielkości zbroje rycerskie z mieczami umocowanymi przy złożonych z przodu rękawicach. W kominku wesoło trzaskał ogień. Dwie krótsze ściany wyłożono jedwabiem, a na dłuższych widniały piękne malowidła. Podłogi pokrywały czarne i białe marmurowe płytki, a wielki, dębowy stół stał na pięknym, tureckim dywanie.

Gdy Autumn zachwyciła się nim, król odparł natychmiast:

– Pewnego dnia będziemy robili takie piękne dywany tutaj, we Francji. Będziemy wykonywać je z wełny i jedwabiu. Nie chcę, żeby Francja musiała sprowadzać tak niezwykle piękne rzeczy z dalekich krajów. Będziemy też robili własną porcelanę. Obiecuje, chérie! Gdy skończę budowę pałacu w Wersalu, zapełnię go pięknymi przedmiotami i wiele z nich będzie wykonanych we Francji!

– Więc już rozpocząłeś budowę, panie?

– Och, tak. Pewnego dnia przyjedziesz zobaczyć pałac.

Nie zabrzmiało to jak prośba, ale rozkaz. Wieczór zakończył się dość wcześnie, ponieważ król obwieścił, że następne polowanie rozpocznie się wcześnie rano. Wszyscy mężczyźni spojrzeli po sobie i doszli po cichu do wniosku, że król bardziej interesuje się polowaniem, które ma odbyć się w nocy, niż tym następnego dnia.

– Nie winię go – odezwał się pan de Belleville do swoich kompanów. – To niezwykle piękna kobieta. Co za skóra! I te czarujące oczy, jedno niebieskie, a drugie zielone. – Westchnął. – Dlaczego król zawsze ma najpiękniejsze kobiety?

– Nie szkaluj madame la marquise - odezwał się Montroi. – Jeśli nie przestaniesz, choć prawo tego zabrania, wyzwę cię na pojedynek.

Guy Claude ze względu na swoją przyjaźń z Autumn czuł się zobligowany do obrony jej honoru. Nie była byle dworką skorą do romansów.

– Przestań, mon ami - uspokajał go de Belleville. – Wszyscy wiemy, po co madame la marquise jest w Chambord. Nie wiem tylko, jak królowi udało się w tej głuszy znaleźćtak urodziwą damę.

– Większość życia spędziłeś w Normandii i nie możesz wiedzieć, że pięć lat temu madame i jej nieżyjący mąż oddali Jego Królewskiej Mości wielką przysługę. Jak sam wiesz, król nigdy nie zapomina lojalności.

– Ani piękna – roześmiał się znacząco baron Chaisefleurs.

– Na litość boską, panowie, jest z nią matka! – rzucił ze złością Montroi.

– Montroi, wydaje mi się, że ty ciągle się w niej kochasz – zasugerował de Belleville.

– Nigdy nie byłem w niej zakochany – odparł szczerze Guy Claude.

– Przecież się do niej zalecałeś! Hrabia Montroi roześmiał się.